sobota, 8 listopada 2014

XXIX

/Tola/
Nawet nie wiem kiedy w kalendarzu pojawił się grudzień i przyszło nam myśleć o świątecznych przygotowaniach. Przez ten czas, kiedy odebrałam wyniki matur i dostałam się na studia w Rzeszowie, wiele się zmieniło. Po pierwsze sama przeprowadzka do stolicy Podkarpacia pociągnęła za sobą szereg zmian. Musiałam odciąć pępowinę od Kingi. Nie było to takie proste, jak mi się na początku wydawało. Byłam przekonana kilka miesięcy temu, że łatwiej uda mi się przeżyć tę rozłąkę i dzielącą nas odległość, ale bardzo się pomyliłam. Czasami mam wrażenie, że zostawiłam ją w momencie, w którym najbardziej potrzebowała mojej pomocy. Przyjaciółka na razie porzuciła chęć studiowania na rzecz opieki nad Michałem. Kiedy Bąkiewicz wyszedł ze szpitala szukała dla niego przeróżnych form dojścia do sprawności. Przez pewien czas przebywał w jednej z najlepszych klinik rehabilitacyjnych we Wrocławiu, ale terapia nie przynosiła oczekiwanych rezultatów. Po konsultacjach i namowach ze strony jednego z lekarzy prowadzących, Michał zgodził się wyjechać na leczenie do Włoch. W jednym ze specjalistycznych szpitali obiecano mu, że nie takie przypadki wychodziły z budynku o własnych siłach, zatem jest nadzieja, że Bąkiewicz odzyska sprawność. Kinga nie wiele myśląc, wsiadła do samolotu i poleciała za ukochanym. W ogóle muszę powiedzieć, że Lijewska bardzo się zmieniła. Na pewno wydoroślała, ale stała się też taka zamknięta w sobie. Stara się ze wszystkim radzić sama, jakby chciała pokazać całemu światu jaka jest dorosła. Myślę, że jest to w pewien sposób manifest skierowany w stronę pana Marcina, by przekonać go, że nie pomyliła miłości z zauroczeniem i to, co łączy ją z siatkarzem jest czymś wyjątkowym. Tak naprawdę to nie wiem jak Michałowi idzie rehabilitacja, bo nasz kontakt nieco osłabł, ale mam nadzieję, że przylot pary na święta pozwoli mi dowiedzieć się czegoś więcej na temat stanu jego zdrowia. Może teraz powiem coś o sobie? U mnie i Alka bez zmian, czyli cudownie. Oczywiście są zgrzyty i trzaskanie drzwiami, ale dla przeprosin w wykonaniu bruneta warto się czasem pokłócić. Poza tym Alek stara się pokazać mi, że się zmienił, że romanse wywietrzały mu z głowy. Co prawda lekko podnosi mi się ciśnienie, gdy spóźnia się z powrotem do domu, ale mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że mu ufam. Poza tym nie zmieniło się jego podejście jeśli chodzi o dziecko. Ja też już przestałam go o to pytać. Chyba pogodziłam się z faktem, że nie zostanę matką. Alek pilnuje zabezpieczenia przed ciążą bardzo starannie. Chciał mnie nawet namówić na zastrzyki, ale się nie zgodziłam. Obiecałam, że będę przestrzegać przyjmowania tabletek i to mu musiało wystarczyć. Jest jeszcze coś, co zmieniło się w moim życiu, mianowicie mój tata i jego nowy związek. Już dawno pogodziłam się z tym, że rodzice nie zrobią mi tej przyjemności i nie staną się z powrotem kochającym się małżeństwem. Cieszę się, że tata także układa sobie życie u czyjegoś boku, bo już tyle razy powtarzałam, że taki facet to skarb. Grażynka, bo tak ma na imię nowa pani serca mojego ojca, to niezwykle miła i ciepła osoba. Jest taka normalna i swojska. Mogłabym o niej opowiadać bez końca. Jest wdową od bodajże 13 lat. Jej mąż zmarł na raka. Sama wychowywała syna, który w tej chwili ma 21 lat i jest niesamowity jak jego matka. Całe życie byłam jedynaczką, to może w końcu uda mi się spełnić marzenie o starszym bracie. Paweł także okazuje zadowolenie na myśl o tym, że możemy stać się rodzeństwem. Najmniej zadowolony jest Alek, ale ja nic nie mogę poradzić na jego zazdrość, bezpodstawną zresztą.
-Kochanie, wróciłem!- słyszę. Zdążył już pewnie narobić syf w przedpokoju. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam go nauczyć porządku. Tyle razy go prosiłam, by zostawiał buty obok drzwi, a torbę zanosił prosto do łazienki. Nie daj Bóg jeśli Alek odruchowo do torby treningowej wrzuci telefon albo portfel. Wtedy mogę być pewna, że zanim wrzucę wszystko do pralki, będę najpierw musiała zebrać rzeczy z podłogi.
-Alek ile razy mam ci powtarzać żebyś nie robił takiego syfu?! Co ty myślisz, że ja nogi na loterii wygrałam?- kucam, by pozbierać brudne skarpetki i przepocone ubrania z nadzieją, że w końcu coś do niego dotrze, ale nie wiem czy będę miała tyle szczęścia.
-Co powiesz na sylwestra w Wenecji? W tym roku tak układa się kalendarz ligowy, że spokojnie możemy zafundować sobie taką podróż. Rozmawiałem z kilkoma chłopakami i myślę, że uda nam się zebrać ciekawą paczkę na wyjazd. Piszesz się na to?- patrzę na niego jak na wariata. Z jednej strony wszystko fajnie, bo Wenecja to pewnie wymarzone miejsce na to, by witać nowy rok w gronie ukochanego mężczyzny i przyjaciół, ale z drugiej strony właśnie w tym czasie będzie w Polsce przebywać moja przyjaciółka i mam tak po prostu zrezygnować ze spotkania z nią dla kilkudziesięciu godzin zabawy we Włoszech?
-Przecież wiesz, że na święta i sylwestra do Polski wraca Kinga i Michał. Myślałam, że z nimi jakoś spędzimy ten czas…- szczerze to nawet nie wiem czy oni będą w Gdańsku czy w Piotrkowie Trybunalskim. Próbowałam się skontaktować z Kingą i dowiedzieć coś na ten temat, ale nasza ostatnia rozmowa nie trwała zbyt długo, a ona sama jeszcze dokładnie nie wiedziała gdzie się zatrzymają. Jedno jest pewne, że Lijewska nie chce się spotkać ze swoją biologiczną matką, a z tego co wiem, to ona właśnie przebywa w rodzinnym mieście Bąkiewicza.
-Jezu Tola…-Akhrem przewrócił oczami. Nie pierwszy zresztą raz, gdy tylko wspomniałam o przyjaciółce. Kompletnie go nie rozumiem. Przecież już od jakiegoś czasu przestałam żyć życiem Kingi, zajęłam się w zupełności naszym. Staram się łączyć dzienne studia z prowadzeniem domu i jeszcze od czasu do czasu udaje mi się znaleźć chwilę na to, by wpaść na Podpromie i mu pokibicować.
-Czy to takie dziwne, że chce się zobaczyć z przyjaciółką? Ty ze swoimi kolegami widzisz się prawie codziennie, a ja z Kingą nie widziałam się już prawie pół roku. Tak trudno to zrozumieć?- liczę, że zadziała tu jego rozsądek.
-Dziwne jest to, że twój facet proponuje ci romantyczny wyjazd do Wenecji, a ty wolisz kisić się w Polsce. Nie rozumiem tego…
-Jeśli ty wypad z kolegami z zespołu nazywasz romantycznym wyjazdem to chyba naprawdę inaczej pojmujemy romantyzm. Po drugie nie zamierzam się kisić w Polsce tylko spotkać z przyjaciółką, która znaczy dla mnie więcej niż kilka uliczek zalanych wodą we Włoszech. Jeśli tego nie rozumiesz, to spakuj walizkę i jedź. Przypominam ci tylko, że jeszcze w grudniu z Grodna mają przyjechać twoi rodzice z chłopcami, więc może ładnie z twojej strony byłoby ich przywitać, bo ja w tym czasie będę się kisić w podróży pociągiem do przyjaciółki.-a było tak fajnie…


/Alek/
Rozmowa z Tolą wyprowadziła mnie z równowagi do tego stopnia, że wyszedłem z mieszkania z hukiem. Chciałem jak człowiek wyjechać ze swoją dziewczyną na sylwestrowy wypad, a dla niej ważniejsza jest przyjaciółka i jej problemy. Właśnie przed tym chciałem ją ustrzec. Wiem, że po powrocie Kingi i Michała w naszym mieszkaniu nie będzie już innego tematu rozmów jak tylko ciąża i cykl rehabilitacyjny. To nie jest tak, że nie mam serca, bo mi także zależy na tym by wymienionej przeze mnie parze wszystko pomyślnie się ułożyło. Chodzi o to, że chciałbym mieć czas tylko dla siebie i Lipińskiej. Może do Wenecji nie pojechalibyśmy sami, ale zawsze to lepsza odskocznia od tego co tu na miejscu. Aż sam przed sobą już jakiś czas temu przyznałem, że wsiąkłem w ten związek bez reszty. Z początku chciałem trzymać choć odrobinę dystansu, mając poprawkę na to, że coś może się nie udać i znów przyjdzie mi zaczynać wszystko od zera. Z czasem zrozumiałem, że tak źle być nie musi, a związek z Tolą ma na mnie dobry wpływ. Czy można powiedzieć, że się w końcu wydoroślało, mając prawie 31 lat na karku? Tak się właśnie czuję. Już nie wodzę za spódniczkami na ulicy i nie rozglądam się po hali w celu zlokalizowania pięknych kobiet. Szalona blondynka z Gdańska jest w centrum mojego świata i to się nigdy nie zmieni. Może i oszalałem na stare lata, ale zacząłem nawet po cichu myśleć o tym, by się oświadczyć. Nogi same poniosły mnie do baru, w którym tak dawno mnie nie było. Zaraz po rozwodzie z Natalią spędzałem tu sporo czasu. To jedno z ulubionych miejsc Izy, do których ją zabierałem.
-Kogo moje oczy widzą? Wyszedłeś po pieczywko na kolację i po drodze chciałeś się rozerwać przy piwku czy może zrozumiałeś, że nie nadajesz się do życia, do którego zmusiła cię ta blond nastolatka?- nie kryję zdziwienia, widząc za barem byłą kochankę. Wydawało mi się zawsze, że ta kobieta nie potrafi robić nic innego poza leżeniem bądź oddawaniem się przyjemności zakupów. Aż nie mogę uwierzyć, że widzę ją tutaj w fartuchu, z nieułożonymi włosami i paznokciami niemiłosiernie zapuszczonymi. Nie reaguję na jej złośliwości, bo nieopisaną radość sprawia mi jej widok w takim położeniu.
-Bida zaświeciła w oczy? Muszę ci powiedzieć, że do twarzy ci w tym fartuszku. Możesz mi przynieść piwo?- doskonale pamiętam jej złośliwości kierowane pod adresem Toli i naszego związku, gdy definitywnie kończyłem z nią znajomość. Miałbym teraz odpuścić okazję odegrania się na niej? W życiu. Usiadłem w takim miejscu, by móc podziwiać zgrabne ruchy Izy za barem. Wyraźnie się złościła, a mnie bawiły jej nerwowe ruchy. Człowiek to jednak lubi oglądać innych w sytuacjach, w których sam nie chciałby być oglądany. Nie żebym miał coś do bycia barmanem, bo to praca jak każda inna, ale ja doskonale wiem, że dla niej to jest po prostu spadek z piedestału na którym znajdowała się jeszcze jakiś czas temu.
-Musisz mi to robić?- przychodzi i stawia przede mną kufel z piwem, o mały włos nie wylewając na mnie zawartości.
-Nie wiem o czym mówisz. Przyszedłem i chcę się napić piwa. Nie miałem pojęcia, że tu będziesz. Twoje zdrowia królowo życia.- powiedziałem z sarkazmem, przypominając sobie użyte przez Izę określenie, gdy jeszcze mieliśmy płomienny romans. Moje słowa zdenerwowały ją jeszcze bardziej, ale już nie skupiałem się na tym jak miota się za ladą baru. Upiłem pokaźny łyk chmielowego napoju i zacząłem zastanawiać się nad tym co miało miejsce w naszym mieszkaniu. Trochę przesadziłem. Powinienem rozumieć, że Tola chce skorzystać z okazji i spędzić trochę czasu z przyjaciółką, ale ona też powinna zrozumieć mnie, że chcę odpocząć. Nie wiem teraz czy coś z tego w ogóle wyjdzie, bo ja zapomniałem o przyjeździe moich rodziców. Już dawno się zapowiedzieli, że przyjadą do mnie na święta, ale jakoś tak wyleciało mi to z głowy. Mi wyleciało, ale Tola o wszystkim pamięta i ma rękę na pulsie. Ile razy bez niej zapomniałbym butów na trening albo ważnych dokumentów potrzebnych na przelot samolotem z Resovią w celu rozegrania meczu z zagranicznym klubem. Może faktycznie ta Wenecja poczeka, a my spokojnie zajmiemy się ugoszczeniem moich rodziców oraz spotkaniem z Kingą i Michałem.
-Od kiedy alkohol rozwiązuje problemy?- ni stąd ni zowąd do mojego stolika przysiadła się Tola. Skąd wiedziała, że tu będę? A faktycznie, kiedyś mówiłem jej, że to jedno z moich ulubionych miejsc w Rzeszowie, gdzie można spokojnie napić się piwa i mieć pewność, że nikt nie zrobi mi zdjęcia i nie obsmaruje następnego dnia w plotkarskim portalu internetowym.
-Musiałem wyjść i ochłonąć. Nie planowałem piwa, ale jakoś tak samo wyszło. Tola przepraszam, nie chciałem się tak zachować. Możesz pomyśleć, że mam w dupie twoich przyjaciół, ale to nie jest prawda. Szczerze ci powiem, że zapomniałem też o przyjeździe moich rodziców, a w tej sytuacji nie będę się gził po Wenecji. Zostaniemy w Rzeszowie i wspólnie spędzimy sylwestra. Zaprosimy Kingę z Michałem i kilka innych zaprzyjaźnionych par. Co ty na to?-Lipińska splotła swoją dłoń z moją, więc chyba mogę liczyć na to, że zażegnaliśmy ten bezsensowny konflikt. Mam też kilka pomysłów na to jak przeprosić Tolę za swoje zachowanie, ale w tej sytuacji musimy już wracać do domu, bo ten sposób wymaga naszego łóżka i nieco bardziej intymnego otoczenia.
-Kogo moje oczy widzą? Ty pewnie jesteś Tola, obecna dziewczyna Alka?- o mój Boże, tylko nie to. Dosiadła się do nas Iza. Usiadła obok blondynki i objęła ją ramieniem. Już wiem, że za chwilę będę żałował swoich docinek kierowanych pod jej adresem, bo teraz to ona ma przewagę i może mi się tak odgryźć, że zapamiętam to na długo.
-My już wychodzimy.-podnoszę się od stolika i próbuję jak najszybciej wyprowadzić stąd Tolę, ale nie jest to takie proste.
-Nie przedstawisz mnie? No nic, zrobię to sama. Jestem Iza. Sypiałam z twoim chłopakiem zanim jeszcze uświadomił sobie, że cię kocha. Nie muszę ci chyba mówić, że po spotkaniach z tobą czasem zdarzało mu się wylądować w moim łóżku?- zamykam oczy, chcąc zapaść się pod ziemię. Raz jedyny spałem z Izą, gdy spotykałem się już z Tolą, ale to było właśnie wtedy, zanim zacząłem sobie uświadamiać, że ją kocham i nie jest mi obojętna. Potem to Iza próbowała mnie uwieść, ale ja się nie dawałem. Setki razy chciałem o tym powiedzieć blondynce, ale nigdy nie starczało mi odwagi. Bałem się, że źle to odbierze i opacznie zrozumie.
-Możesz mi powiedzieć co ona wygaduje?- chciałbym od razu zaprzeczyć, że to nie prawda, ale tylko uciekam wzrokiem, spuszczając go na buty. Właśnie w tym momencie się przyznałem do tego, że zachowywałem się nie fair. Tola wyrywa się z mojego uścisku i wybiega z baru. Kilka par oczu patrzy na nas, jakby przed ich oczami rozgrywała się scena z jakiegoś taniego soap opera.

-Tyle razy Ci mówiłam, że ze mną się nie zadziera, bo summa summarum ja i tak zawsze wygrywam i stawiam na swoim. Teraz leć i przepraszaj tą swoją małolatę. Uważaj tylko żeby cię nie posądzili o pedofilię.-wybiegam prawie natychmiast za Tolą, ale już nigdzie jej nie widzę. Próbuję się do niej dodzwonić, ale sukcesywnie odrzuca ode mnie połączenia, by w końcu wyłączyć telefon na dobre. I niech mi ktoś powie, że przez to jedno głupie piwo straciłem miłość swojego życia, to chyba się zabiję!


~*~
Nie chcę tego wymawiać głośno, ale chyba wyrosłam z opowiadań...:(

sobota, 25 października 2014

XXVIII

/Kinga/
Roześmiałam się w głos. Niby jak miałam zareagować na taką informację? Oczywiście na początku uznałam ją jako głupi żart. Prędzej bym się spodziewała, że to jakaś kochanka Michała, a nie moja mamusia. To się kompletnie nie trzyma kupy.
-A tak poważnie? Nie bawią mnie takie żarty, więc przejdźcie do rzeczy i powiedźcie o co chodzi.- instynktownie usiadłam na krześle, gdybym miała słabiej się poczuć po usłyszanych rewelacjach. Michał się w ogóle nie odzywa. Zachowuje się tak, jakby już o wszystkim wiedział.
-Córeczko to prawda. Beata to twoja matka. Jakiś czas temu dowiedziałem się, że tworzyła związek z Michałem. Nie mówiłem ci, bo nie chciałem mieszać i tak już niełatwego życia. To Michał uświadomił nam, że powinnaś poznać prawdę jak najszybciej.-dobrze zrobiłam, że usiadłam, bo nie wytrzymałabym tego na własnych nogach. O swojej biologicznej matce nie wiem nic poza tym, że zostawiła mnie, gdy byłam niemowlakiem. Nie mogę w żaden sposób odnaleźć w głowie jej twarzy, bo nie widziałam jej na żadnym zdjęciu, nawet nie znałam jej imienia. Aż do teraz gdy dowiedziałam się, że moja matka była dziewczyną mojego chłopaka. Nie trzyma się to w żadnym wypadku kupy i po prosty czekam tylko na to aż ktoś mnie uszczypnie i powie, że to tylko jakieś głupie żarty, jakiś beznadziejny dowcip.
-Moją matką była, jest i będzie Justyna. Nigdy się to nie zmieni.- nie przetrawiłam chyba jeszcze do końca wypowiedzianych przez ojca słów. Potrzebuję kilku chwil. Ale właściwie do czego potrzebny mi jest ten czas? Na zmianę reakcji? Na rzucenie się z radością w ramiona kobiecie, której tak naprawdę nie znam? Nie działa we mnie zupełnie ten biologiczny zew, który każde dziecko czuje do swojej matki. Odkąd sięgam pamięcią jest przy mnie Justyna i choć mam świadomość, że to nie ona mnie urodziła, nie ma to dla mnie większego znaczenia. Była przy mnie w każdym najważniejszym momencie życia.
-Nie chcę mieszać w twoim życiu. Nie chcę mieszać w waszym życiu. Chcę żebyście wiedzieli, że z mojej strony nic wam nie grozi. To nie łatwa sytuacja i samej mi jest ciężko się w niej odnaleźć. Będzie lepiej jeśli na tym etapie zniknę na dobre z waszego życia.-doszukuję się czegoś w jej głosie. Jakiegoś podobieństwa do mojej barwy głosu i znajduję. Nie tylko głos. Jestem do niej podobna. Mam takie same włosy, taki sam nos. Oczy? Oczy chyba po ojcu, ale to kwestia dyskusyjna. Naprawdę jestem jej córką.
-Już chyba wiem po kim odziedziczyłam egoizm. Cały czas mówi pani tylko o sobie. Zostawiła mnie pani też z egoizmu, więc rzeczywiście lepiej będzie, jeśli zostawi nas pani w spokoju. I Michała też proszę zostawić w spokoju, bo to mój chłopak. W przyszłości zostaniemy rodzicami.- kiedy wyjdę ze szpitala to od razu udam się do kościoła, by podziękować Bogu za to, że powstrzymał mnie przed największym błędem, jakiego mogłam się dopuścić. Chciałam zrobić jeszcze coś gorszego niż moja biologiczna matka. Chciałam zabić swoje dziecko, ale teraz już wiem, że nie ma niczego ważniejszego od życia. Można nie opływać w bogactwa, można mieć wszelakie problemy, ale najważniejsza jest możność posiadania życia. Na przykładzie Michała i jego wypadku wiem, jak nie wiele brakuje czasem, by je zakończyć. Trzeba robić wszystko, by je chronić. Nawet jeśli pojawia się na świecie niespodziewanie to ono już jest i nie wolno go krzywdzić.
-Przepraszam za to co zrobiłam. Już nigdy więcej cię nie skrzywdzę…- czy da się mnie bardziej skrzywdzić? Chyba już wszystko przeżyłam i teraz może być już tylko lepiej. Moje życie to jakaś kiepska podróbka „Mody na sukces”. Nie przypuszczałam, że w życiu mogą przydarzyć się tak nieprawdopodobne scenariusze, ale jak widać niezbadane są wyroki i nie nam je oceniać czy rozważać. Beata wyszła, zostawiając naszą trójkę. Nikt się nie odezwał. No bo niby co tu powiedzieć? Utknęliśmy w martwym punkcie, w śmiesznym trójkącie. Mój chłopak był w związku z moją matką, która zostawiła mnie i mojego ojca. Z tego wszystkiego się najpierw roześmiałam w głos, a potem rozpłakałam równie głośno.
-Kinga nie płacz, to nic nie da. Przepraszam, że tyle czasu to przed tobą ukrywałem, ale wydawało mi się, że tak będzie dla ciebie lepiej. Mieliśmy poukładaną i myślę, że mimo wszystko szczęśliwą rodzinę. Ty pokochałaś Justynę jak matkę i nie pytałaś o kobietę, która cię urodziła. Dla mnie samego nie był to łatwy temat. Nie miałem przez ten cały czas z Beatą żadnego kontaktu. Spotkaliśmy się przypadkiem jakiś czas temu, gdy chciałem odwiedzić Michała w szpitalu. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że on i Beata tworzyli kiedyś parę…- nie mam powodu, by mu nie wierzyć. Zawsze był ze mną szczery. To ja oszukiwałam i rozrabiałam, nie ułatwiając nam już pogmatwanego życia.
-Ja znów nie miałem pojęcia, że Beata to twoja matka. Nigdy mi nie mówiła, że urodziła dziecko, że je zostawiła. Mimo wszystko dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Kocham ciebie i właśnie ze względu na tą miłość nie zamierzam się poddawać. Będę się rehabilitował, będę pierwszy pojawiał się na ćwiczeniach i ostatni z nich wychodził. Obiecuję ci, że kiedyś zabiorę ciebie i dziecko na spacer. Będę kroczył u twojego boku krok w krok, niosąc na baranach pucułowatego Bączka. Pasuje ci taki układ?- czy mi pasuje? Ten związek to moja jedyna pewna przystań w życiu.
-Mogę cię pocałować?- Michał rozkłada ochoczo ręce, a ja na oczach mojego ojca zarzucam swoje ręce na jego szyję i całuję namiętnie. Staruszek nie krząka. Po prostu wychodzi i zostawia nas samych. Dla nas wszystkich to naprawdę dużo jak na jeden raz. Ja właśnie przy Bąkiewiczu staram się odreagować. Co ma zrobić tata? Powinien jak najszybciej wrócić do domu i zabrać gdzieś Justynę i dzieciaki. Nie mogę tego wszystkiego ogarnąć. Mam wrażenie, że żyję nie swoim życiem. Przez tyle lat wszystko było jako tako poukładane. Fakt, miałyśmy z Tolą szalone pomysły i nie zawsze kończyły się dla nas dobrze, ale wracałam do swojego pokoju na piętrze rodzinnego domu i miałam wszystko w dupie. Co miesiąc na mojej karcie pojawiał się przelew z Niemiec od taty. Do tego wszystkiego dorobiłam sobie kilka groszy w kwiaciarni Justyny. To wszystko potrafiłam przepuścić na jednym wypadzie po gdańskich centrach handlowych. To się nazywa beztroska, której teraz muszę się tak gwałtownie wyzbyć. Już nie będę mogła wybrać się spontanicznie za granicę czy mecz siatkówki. Wszystkie decyzje będę musiała konsultować z Michałem, biorąc pod uwagę maleństwo. Nie wiem czy jestem na to gotowa, ale będę musiała się tego nauczyć. Chcę się tego nauczyć, nie mam wyjścia.
-Razem to wszystko ogarniemy, ale teraz będę musiał cię zostawić, bo mam zajęcia z fizjoterapeutą. Obiecałem, że wrócę do formy i słowa dotrzymam. I wiesz o czym jeszcze pomyślałem? Skoro nie będę mógł już nigdy grać w siatkówkę to przynajmniej zorganizuję mecz pożegnania, na którym ostatni raz odbiję piłkę. Kto wie, może nawet wykonam atak?- faktycznie przy jego łóżku pojawiła się pielęgniarka, która dała nam chwilkę na pożegnanie. No tak, dziś już się raczej nie zobaczymy. Cieszę się, że jest w nim tyle życia. Cholera…on się taki zrobił po wizytach ma…Beaty. Jak ja mam o niej mówić? Co ja mam o niej myśleć? Mam jedną wielką pustkę, ale ogarnę się. Wrócę do domu, prześpię się ze wszystkim i jutro może będzie lepiej. Kurwa! Jakie lepiej?!



/Alek/
W niemałym szoku jadę do rzeszowskiego szpitala po telefonie jaki otrzymałem od Natalii. Nie miałem pojęcia, że moja była żona potrzebuje hospitalizacji, że na coś choruje. Zawsze była okazem zdrowia w naszej rodzinie. Wszyscy mogliśmy borykać się z paskudnymi przeziębieniami, a ona zachowywała zdrowie i opiekowała się nami. O swoich planach powiedziałem Toli, a ona przyjęła to wszystko spokojnie. Odniosłem takie wrażenie jakby spodziewała się tego telefonu od mojej byłej żony.
Zaparkowałem samochód i udałem się szpitala. Dokładnie poinstruowany przez Natalię wiedziałem gdzie mam iść i nie potrzebowałem niczyjej pomocy. Sala blondynki znajduje się na oddziale chirurgicznym. Zupełnie nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, ale mam nadzieję, że za chwilę wszystkiego się dowiem.
-Przyjechałem jak prosiłaś. Co się dzieje Natalia? Jesteś chora?- nie, nie jest chora. Chciała trochę odpocząć i pomyślała, że najlepiej uda jej się to zrobić w szpitalu. Czasem się zastanawiam co ja mam w tej głowie, że nie zawsze potrafię korzystać z mózgu tak, jak trzeba.
-Dziękuję ci, że przyjechałeś. Usiądź, bo musimy porozmawiać.-domyślam się, że nie przyjechałem tu na typowe odwiedziny. Była żona dobrze wie, że nie jestem zwolennikiem przebywania w szpitalu dłużej niż jest to konieczne, bo każdy pobyt tutaj przypomina mi o wszystkim kontuzjach i urazach, a trochę ich już było.
-Powiedz mi co się dzieje, bo zaczynam się poważnie niepokoić.
-Na dzisiejsze popołudnie mam zaplanowany zabieg usunięcia mięśniaków macicy. To niby nic poważnego, ale wiesz, że każda operacja niesie za sobą ryzyko. Do tego okazało się, że tych mięśniaków mam naprawdę sporo i są pokaźnych rozmiarów, więc na pewno mój pobyt tutaj trochę się przedłuży. Czy mogłabym cię prosić o to byś zajął się pod moją nieobecność dziećmi? Rozmawiałam już z Tolą i ona się zgodziła. Wiesz, ja po tej operacji nie będę mogła dźwigać, a Danio niestety tego wymaga. Mogę na ciebie liczyć?- to pytanie jest zbędne. Oczywiście, że zajmę się swoimi dziećmi. Cieszę się, że Tola nie ma nic przeciwko temu, bo nie chciałbym być w takiej sytuacji, gdy musiałbym wybierać między starym a nowym życiem, bo gdy są dzieci, to nie można się od tego tak po prostu odciąć. Martwi mnie natomiast dolegliwość Natalii. Zapewniła mnie co prawda, że to nic poważnego, ale niestety mnie to nie przekonało.
-To oczywiste, że zajmę się dziećmi razem z Tolą. Jesteś pewna, że to nic poważnego? Może trzeba pomyśleć o jakiejś konsultacji czy prywatnym leczeniu? Wiesz przecież, że zawsze możesz na mnie liczyć, mimo rozwodu i tego jak potoczyło się nasze małżeństwo.- przeżyłem z nią tyle lat. Dała mi dwa najcenniejsze trofea jakie osiągnąłem w swoim życiu, czyli dzieci. Z mojej strony należy jej się wszystko, co najlepsze. Podczas trwania naszego małżeństwa poświęciła dla mnie tak wiele. Jeździła ze mną w każde miejsce, w którym aktualnie podejmowałem grę. Zrezygnowała ze swojego rozwoju na rzecz mojej kariery. Nie wiele kobiet jest gotowych na takie poświęcenie.
-Nie musisz się martwić, wszystko jest pod kontrolą. Myślę, że w tym szpitalu zapewnią mi należytą opiekę dlatego nie widzę potrzeby bym miała szukać prywatnych rozwiązań. Proszę cię tylko byś nie zostawiał wszystkiego na głowie Toli. Ona jest jeszcze taka młoda i nie chciałabym, by charakterki naszych synów zniechęciły ją do posiadania w przyszłości własnych pociech.- kolejny raz słyszę o tym, że w przyszłości powinien postarać się o dzieci z Lipińską. Postawiłem jasno swoje stanowisko na ten temat w rozmowie z blondynką i choć obiecałem swojej kobiecie, że postaram się to wszystko jeszcze raz przemyśleć i wypracować jakiś sensowny kompromis, ale na chwilę obecną moje myślenie się kompletnie nie zmieniło. Cały czas uważam, że ja już mam dwójkę dzieci i nie jestem w stanie posiadać ich więcej, ponieważ nie mógłbym spojrzeć w oczy swoim synom. Nie chciałem tłumaczyć Natalii swojego stanowiska, dlatego zignorowałem to nawiązanie do potomstwa i zmieniłem temat.
-Myślisz, że mógłbym iść do lekarza i zapytać o ten zabieg i w ogóle?
-Alek nie trzeba. Zaufaj mi, bo wszystko będzie dobrze. Leć już do dzieci i Toli. Zaopiekuj się nim i nie pozwól odczuć, że mnie nie ma.- o to będzie na pewno trudno. Natalię i dzieci łączy szczególna więź. Jest z nimi cały czas. Niejednokrotnie musiała wystarczyć za matkę i ojca, bo moje nieobecności związane z meczami były dość częste i długie.
-Gdybyś czegoś potrzebowała, to nie wahaj się do mnie dzwonić. Przyjdę tak szybko, jak będzie to możliwie.-nasze małżeństwo rozpadło się przeze mnie, ale chociaż to co dzieje się po nim może budzić nadzieję na to, że nie jestem całkowicie pozbawiony serca. Żebym jeszcze potrafił ofiarować Toli to, na co zasługuje.


~*~
Już tyle razy obiecywałam regularność i już kolejny nie będę, bo nie wiem co z nią będzie. Mogę tylko obiecać, że stanę na rzęsach i skończę wszystko to, co zaczęłam. W stawaniu na rzęsach mam wprawę, więc powinno się udać :)
Pozdrawiam :***


wtorek, 30 września 2014

XXVII

/Michał/
Przeniesiono mnie do innej sali. Dosłownie przeniesiono, bo nadal nie jestem w stanie zrobić najmniejszego kroku o własnych siłach. Lejarze jak mantrę powtarzają mi, że powinienem ćwiczyć i oddawać się rehabilitacji bez reszty, a ja właśnie dziś zrezygnowałem z zajęć. Właściwie nie tylko dziś, bo zdarzało mi się to już kilka razy wcześniej.
-Panu się chyba wydaje, że pan jest jedynym pacjentem w tym szpitalu i wszyscy będziemy skakać wokół pana tylko dlatego, że jest pan osobą sławną?- obok mojego łóżka pojawia się salowa. Ktoś złośliwy kiedyś powiedział, że salowe w szpitalach czują się bardziej pewnie niż dyrektorzy czy ordynatorzy i muszę powiedzieć, że coś w tym jest. Jestem zdziwiony, gdy na oko 50-letnia kobieta naskakuje na mnie zamiast zmienić mi pościel. Nie mam teraz czasu użerać się z nią. Od ostatniej wizyty Beaty ciągle przetrawiam naszą rozmowę i nie mogę zrozumieć, jak moje życie mogło się z dnia na dzień tak poplątać, tak pogmatwać…

Beata to jedyna osoba której nie wyganiam od siebie, gdy przychodzi do mnie w odwiedziny. Nadal nie rozumiem co robi tu w Gdańsku, ale nie pytam o to. Dlaczego chcę spędzać czas ze swoją byłą dziewczyną a ograniczam kontakt z matką mojego dziecka? To proste. Z Beatą nic mnie już nie łączy i wiem, że nie robi tego z obowiązku. Ma ochotę to mnie odwiedza, a gdyby tego nie robiła to też nic by się nie działo. Co innego Kinga czy moi rodzice. Oni czują na sobie obowiązek, że powinni mnie odwiedzać, bo biedny Michałek został kaleką i trzeba go pocieszać, by nie zrobił sobie nic złego. Z Kingi zrezygnowałem. Zdaję sobie sprawę, że jestem pierdolonym tchórzem, ale nie mogę inaczej. Rodzicom też za każdym razem, gdy są u mnie, staram się zaznaczyć, że wolałbym oszczędzać sobie tych płaczów i zgrzytania zębów.
-Michał co się dzieje? Coś cię boli?- tak, ale nie jest to taki fizyczny ból, bo przecież jestem sparaliżowany od pasa w dół. Boli mnie dusza. Nie radzę sobie z tym wszystkim, choć staram się trzymać, by zachować względem siebie resztki godności. Nie zawsze mi to wychodzi, czego przykładem była moja rozmowa z Kingą.
-Rozstałem się z Kingą. Zostawiłem kobietę w ciąży, więc nie mogę być z siebie dumny.-mówię od niechcenia, tak jakbym mówił jej o tym, że wczoraj wieczorem podskoczyło mi ciśnienie tętnicze krwi. Nie miałem pojęcia, że na Beacie zrobi to takie wrażenie. Jej oczy wyraźnie zwiększyły rozmiary, a twarz pobladła.
-Michał… ale dlaczego?
-Nie rozumiesz? Nikt mi nie da gwarancji, że wyjdę z tego. Chcę dać Kindze szansę na to, by ułożyła sobie życie ze zdrowym i silnym mężczyzną, a nie z takim impotentem jak ja. Już widzę nasze rodzinne spacery i Kingę, która najpierw popycha do przodu wózek dziecinny, a potem inwalidzki ze mną. Nie chcę dla niej takiego życia.-wydaje mi się, że to już. Po części czuję się jak tchórz, ale z drugiej strony mam chyba prawo czuć się jak bohater.
-A robisz coś w ogóle z tym, by było lepiej?! Siedzisz tylko w tym łóżku i użalasz się nad sobą i w ogóle nie myślisz o tym, że po takiej rozmowie z tobą tej dziewczynie zawalił się świat. Nie dość, że przeżyła twój wypadek to jeszcze na dodatek zostawiłeś ją teraz samą z dzieckiem. Wiesz jak kobieta, zwłaszcza tak młoda jak Kinga, przeżywa świadomość, że może zostać sama z wszystkimi obowiązkami związanymi z wychowaniem dziecka?!- wstała ze swojego krzesła i podeszła do okna. Nie rozumiem skąd u niej takie zaangażowanie? Do tego jeszcze mówi tak, jakby wartości rodzinne znaczyły dla niej naprawdę dużo. Nic z tego nie rozumiem.
-Myślę, że powinieneś poznać kilka faktów z mojej przeszłości by zrozumieć dlaczego mówię to co mówię. Kiedy byłam młodą dziewczyną poznałam wspaniałego faceta. Był ode mnie rok młodszy, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Dla 17-letniej dziewczyny liczyło się wtedy co innego. Nasz związek był bardzo intensywny, od samego początku wiedzieliśmy, że wstrzemięźliwość do ślubu nie jest dla nas. Nie patrzyliśmy wtedy na konsekwencje, nie braliśmy pod uwagę tego, że zajdę w ciążę. Stało się inaczej. Spodziewałam się dziecka z człowiekiem, który był wschodzącą gwiazdą sportu. Na początku widywaliśmy się kilka razy w tygodniu, a potem nagle miał dla mnie czas tylko dwa razy w miesiącu. Panicznie zaczęłam bać się tego, że zostanę ze wszystkim sama. Urodziłam i wpadłam w coś, co teraz nazywa się depresją poporodową. Nie umiałam sobie poradzić z obowiązkami, sama potrzebowałam pomocy. Zostawiłam dziecko, uciekłam od chłopaka. Rozumiesz co zrobiłam? Zostawiłam trzymiesięczną córeczkę pod opieką 17-letniego nastolatka. Ty w tym momencie robisz to samo. Zostawiasz dziecko kobiecie, która sama jeszcze niedawno była dzieckiem i liczysz na to, że weźmie odpowiedzialność za siebie i za ciebie…- dostrzegam, że Beata wierzchem rękawa ociera łzy z policzków. Jestem w szoku po tym wyznaniu. Zaczynam łączyć wszystkie elementy układanki w jedną całość. Ta jej cała niechęć do sportu, do wykonywanego przeze mnie „zawodu”. Nie potrafiła też odnaleźć się w relacjach z dziećmi, nie miała do nich żadnego podejścia.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? No wiesz o tym, że masz dziecko i w ogóle…
-Uważasz, że mam się czym chwalić? To jeszcze nie wszystko Michał. Tym chłopakiem był Marcin Lijewski, a nasz córka to Kinga.- mówi to na jednym oddechu, a mi oddechu zaczyna brakować. Autentycznie mnie zatkało i nie wiem zupełnie co mam powiedzieć. Zresztą czy ja mogę w tej chwili powiedzieć coś sensownego? Wydaje mi się, że słowa są zbyteczne.
-Ona wie?
-Nie i nie chcę by wiedziała. Nie zasługuję na to, by poznała prawdę. Proszę cię Michał tylko o jedno, nie zostawiaj jej. Kinga za dużo przeszła w życiu, by miała znów mieć pod górę…

Prawda jest taka, że moja dziewczyna jest córką mojej byłej dziewczyny. Mój teść był z Beatą, za moją sprawą Jakubowska zostanie babcią. Do tego jeszcze jej słowa, które dały mi do myślenia. Dopiero dzięki niej zrozumiałem jak wielką krzywdę wyrządziłem Kindze, ale jeszcze jest czas na to, by wszystko naprawić. Zacznę od tego, że zabiorę się za rehabilitację. Będę ostro ćwiczył, by wrócić do sprawności.
-Nie wie pani czy mój rehabilitant jest jeszcze w szpitalu?- pytam uprzejmie, by zaskarbić sobie choć trochę uprzejmości u salowej Jadwigi. Niestety nie mam szczęścia.
-A co ty sobie gówniarzu myślisz, że on tu będzie na ciebie czekał w nieskończoność aż zachce ci się ćwiczyć?! Jutro przyjdzie to wtedy będziesz sobie ćwiczył, jak oczywiście zechcesz.- zachcę. Nie mam wyjścia.
-Dobrze. A czy mogłaby mi pani wyjąć telefon z szuflady? Chciałbym zadzwonić.-próbuję jeszcze raz wyjednać sobie trochę łaski i tym razem się udaje. Pani Jadzia podaje mi telefon do ręki i wychodzi, a stojąc w drzwiach odwraca się do mnie i mówi:
-Całe szczęście, żeś się w porę opamiętał. Nie takie przypadki jak ty tu widziałam, a potem ci sami przychodzili tu o własnych nogach i dziękowali za opiekę. Z tobą też tak będzie, zobaczysz…


/Kinga/
Czekałam na ten telefon. Niby zajmowałam się czym innym, niby zastanawiałam się nad propozycją Agaty i Krzyśka, którzy zaproponowali mi wspólne wakacje na Kostaryce, ale gdy tylko usłyszałam dźwięk swojej komórki, pobiegłam jak szalona schodami na górę do swojego pokoju. Dobrze czułam, że to może być Michał. Bez wahania odebrałam. Cały czas w głowie miałam tę kobietę, którą poznałam w szpitalu. Może i czułam się przez chwilę jak ktoś nieważny i niepotrzebny, ale mam nieodparte wrażenie, że to właśnie rozmowa z tą kobietą sprawiła, że Bąkiewicz poprosił mnie o spotkanie w szpitalu. Dostałam wiatru w żagle. Wzięłam szybki prysznic, nawet dłużej zajęłam się swoim makijażem. Chcę wejść do jego sali promienna, z szerokim uśmiechem i nadzieją, że w końcu się opamiętał i nie będzie uparcie twierdził, że nie powinniśmy być razem. Szukam w szafie jakiś luźniejszych ciuchów. Nie bardzo mi się to podoba, ale moje ciało zaczyna się już chyba powoli zmieniać i jakoś tak dziwnie czuję się w dopasowanych biodrówkach. Nie chcę też jednak wystąpić w rozmymłanych spodniach dresowych. Cholera jasna! Nie mam się w co ubrać!
-Justyna!- krzyczę ze swojego pokoju z nadzieją, że moja przyszywana mama wróciła wcześniej z pracy. Mam szczęście, bo po krótkim czasie słyszę odgłosy kroków na schodach.
-Stało się coś? Wybierasz się gdzieś?
-Dzwonił Michał i prosił bym do niego przyszła. Chciałabym się ładnie ubrać, ale jakoś tak niewygodnie się czuję w tych moich ubraniach, chyba zaczynam puchnąć. Nie chcę zabrzmień niegrzecznie, ale nosisz większy rozmiar ode mnie, więc może mogłabyś mnie wspomóc?- robię maślane oczy, na co Justyna się uśmiecha i bez słowa znika z mojego pokoju, by wrócić po chwili z ogromnym workiem ubrań z napisem „ciąża”.
-Teściowa mówiła bym nie wyrzucała tych ubrań, bo może jeszcze się przydadzą. Ja już raczej w błogosławionym stanie nie będę, ale dla ciebie będą jak ulał. Są tu wszystkie ubrania, które nosiłam z Natalką i Kacprem. Na pierwsze tygodnie i na samą końcówkę. Jestem pewna, że wybierzesz coś na dzisiaj. Cieszę się, widząc cię uśmiechniętą.- rzeczywiście w ostatnich dniach nie emanowałam zbytnio szczęściem. Uśmiecham się do niej życzliwie i rozrywam worek, bo nie mogę rozwiązać supła. Wysypuje wszystko na łóżko i jestem wniebowzięta, bo oszczędzę sobie łażenia po sklepach za każdym razem, gdy przybędzie mi centymetrów w pasie.
-Chyba to zestawienie będzie idealne.- wygrzebałam ze sterty ubrań morelową tunikę bez rękawów. Jest prosta i w żadnym miejscu mnie nie opina. Do tego zdecydowałam się na sandałki z wyższym obcasem. Całości dopełniły okulary przeciwsłoneczne włożone we włosy. Przejechałam jeszcze raz błyszczykiem po ustach i dałam Justynie do zrozumienia, że potrzebne mi są kluczyki do samochodu. Wzięłabym samochód ojca, ale on gdzieś pojechał i nie mam pojęcia kiedy wróci. Justynka nie robi mi żadnego problemu.
-Kluczyki wiszą w przedpokoju na wieszaku. Uważaj na siebie i jedź ostrożnie.- na pewno tak zrobię. Od czasu wypadku Michała nie przekroczyłam 50-ciu kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym, choć wcześniej miałam takie zapędy, by dodawać nieco więcej gazu.
-Pa!- krzyczę na pożegnanie i wychodzę z domu. Od nas do szpitala w którym leży szatyn naprawdę nie jest daleko i gdybym się uparła, to mogłabym zafundować sobie spacer, ale nie wiem czy byłby to dobry pomysł w kontekście mojego obuwia. Nie po to przeżyłam piekło podczas zdawania prawka, bym miała teraz z niego nie korzystać.
Jestem zdziwiona, gdy na szpitalnym parkingu rozpoznaję samochód taty. Musi tu być, bo akurat tę rejestrację znam na pamięć. Przyjechał do Michała i nic mi nie powiedział? Nie wiem co mam o tym myśleć. A może wszyscy mogą odwiedzać go w szpitalu, a tylko ja mam na niego zakaz? Zamykam automatyczne zamki samochodu i wchodzę do szpitala, gdzie z życzliwością wita mnie pani pracująca w szatni. Dziś nie mam tu nic do zostawienia, więc uśmiecham się do niej przelotnie i mówię „Dzień dobry”. Idę dobrze znaną mi drogą do sali numer 6, gdy w połowie drogi zatrzymuje mnie jedna z pielęgniarek, którą widywałam kiedyś przy łóżku Michała.
-Pan Bąkiewicz jest teraz pod 17 proszę pani.-dziękuję jej skinieniem głowy. Nie mam pojęcia czemu go przenieśli, ale mam nadzieję, że nie wiąże się to z pogorszeniem jego stanu zdrowia. Idę dalej korytarzem, szukając odpowiedniego numeru na drzwiach. Muszę być już całkiem blisko, bo słyszę głos taty. Podniesiony głos. Zaczynam się momentalnie denerwować, że ojciec nawet teraz musi mu robić awantury, choć wydawało mi się, że w końcu dał sobie spokój. Nie interweniuję od razu. Przez nieco uchylone drzwi chcę posłuchać czego dotyczy rozmowa. W środku musi być też jakaś kobieta, bo wyraźnie rozpoznaję damski głos. Muszę się mocno skoncentrować, by sobie uświadomić, że znam ten głos. Należy do tej kobiety, która kiedyś zagadnęła mnie, gdy przychodziłam do szpitala i siedziałam pod salą Michała, gdy nie chciał mnie widzieć. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem, więc muszę to naprawić, wchodząc do środka. Wszyscy momentalnie kierują wzrok w mają stronę. To przerażone oczy mojego ojca, zakłopotane oczy kobiety i wyczekujące oczy Bąkiewicza.
-Możecie mi powiedzieć co tutaj się dzieje? Rozumiem, że zadzwoniłeś do mnie tylko po to by pokazać mi, że wszyscy mogą cię odwiedzać tylko nie ja.- zaczynam od ataku, no bo co mi innego pozostało? Mam wrażenie, że zaraz zostanę poinformowana o czymś istotnym i niekoniecznie mi się to spodoba.
-Postanowiłem, że przestanę zachowywać się jak szczeniak i zamierzam ostro się za siebie zabrać i wrócić do sprawności. Chcę też cię przeprosić Kinga za to co ci powiedziałem. Wtedy gdy ci to mówiłem czułem się fatalnie. Nie chciałem byś się nade mną litowała. Nadal uważam, że będzie nam ciężko radzić sobie z moją niepełnosprawnością, ale nie zamierzam się poddawać. Będę ćwiczył, będę ćwiczył do upadłego i stanę na nogach. Wiem, że z tobą może mi się to udać.-podobają mi się jego słowa, ale nadal nie wiem co się tu dzieje. Kim jest ta kobieta, co robi tu tata? Cieszę się ze zmiany podejścia Michała, ale wolałabym najpierw znaleźć odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania.
-Porozmawiamy później Michał. Może mi powiedzieć co tu się dzieje? Kim pani jest?- zwróciłam się bezpośrednio do brunetki, która kiedyś była już u Bąkiewicza i rozmawiała ze mną.
-Ja…ja jestem twoją matką Kinga.


~*~
Chyba daje o sobie znać fakt, że w dzieciństwie za dużo się naoglądałam Mody na sukces z babcią i właśnie stamtąd czerpię inspirację do tego opowiadania. Tak serio to sama nie wiem skąd mi się to bierze, ale mam nadzieję, że nie jest to bardzo irracjonalne.
JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA!- te słowa Tomasza Swędrowskiego i Wojciecha Drzyzgi pozostaną w mojej pamięci do końca życia! Jestem niebotycznie dumna!


wtorek, 2 września 2014

XXVI

/Tola/

Od 1 października zaczynam studia na… fizjoterapii. Co prawda miałam z początku inne plany na swoją przyszłość, ale nie przypuszczałam, że tak dobrze pójdzie mi matura z biologii i matematyki. Do tego jeszcze tata już od jakiegoś czasu napomykał mi, że dobrze byłoby, gdybym przejęła po nim w przyszłości „obowiązki”. No nie powiem, gdybym miała zostać fizjoterapeutą polskich siatkarzy, to idę na te studia w ciemno. Ojczulka już nie widziałam od jakiegoś czasu, ale w ten weekend zobaczymy się w Wrocławiu, gdzie nasze orły grać będą Ligę Światową. Zanim jednak pojedziemy do stolicy do Dolnego Śląska, przyjechaliśmy do Rzeszowa. Alek miał tu dla mnie nie lada niespodziankę, bo przekazał mi pod opiekę swoje dzieci, a sam pojechał na dwa dni do Grodna. Wyjazd ten wypadł mu dość niespodziewanie, ale chodzi o jego grę w białoruskiej reprezentacji. Ubolewam nad tym, że nie zobaczę bruneta z orzełkiem na piersi, ale nie można mieć wszystkiego.
-Naprawdę strasznie cię przepraszam, że Alek obarczył cię opieką nad chłopcami, ale już dawno byłam umówiona na ten zabieg w szpitalu i nie mogę się z tego wymiksować. Musisz się przyzwyczaić, że z siatkarzem tak to już jest, że nie można być niczego pewnym na 100%.- moje początki z Natalią nie były najlepsze, ale to naprawdę fajna dziewczyna i cieszę się, że nie boi mi się zaufać w opiece nad swoimi dziećmi. Uwielbiam Igorka i Dania, więc nie powinno być większych problemów.
-Dla mnie to żaden kłopot. A nie chciałabyś zaraz po wyjściu ze szpitala odpocząć spokojnie? Bo jeśli tak, to my z Alkiem moglibyśmy chłopców zabrać do Wrocławia na mecze Polaków. Z biletami nie będzie problemów, z tego co wiem Danio wejdzie na mecz za darmo z racji wieku.- widzę, że na początku nie wie co ma odpowiedzieć. Już wcześniej powiedziałam jej, że nie musi się martwić, bo mi chłopcy nie przeszkadzają. Sama sobie obiecałam też, że będę ostrożniejsza, by nie doszło do takiej sytuacji jak wtedy w Gdańsku. Na całe szczęście Igorek zachował to dla siebie. Myślę, że sam nie do końca rozumie co się wtedy stało i wyparł to ze swojej pamięci.
-Sama nie wiem. Pewnie chcielibyście spędzić trochę czasu sam na sam, a z chłopcami będzie wam ciężko. Być może mojej mamie uda się przyjechać, więc będę miała pomoc…
-Natalia, naprawdę damy sobie radę. Jeśli tylko się zgodzisz, to ja jeszcze dziś dzwonię do Alka i stawiam go przed faktem dokonanym. Zresztą jestem pewna, że spodoba mu się ten pomysł. Ostatnio mi mówił, że chciałby z chłopcami spędzać więcej czasu, więc to doskonała okazja.- była żona Alka summa summarum dała się przekonać i przystała na moją propozycję. Blondynka wyjmowała rzeczy chłopców, gdy ja wyszłam na balkon i zadzwoniłam do bruneta. Od razu powiedziałam mu o tym, że zabieramy chłopców ze sobą do Wrocławia. Nie sprzeciwiał się, zresztą spróbowałby tylko to byśmy inaczej pogadali.
-Słuchaj, miałabym do ciebie jeszcze prośbę. Nie chciałabym zostawiać samochodu pod kliniką, więc może zechciałabyś mnie zawieźć moim autem i potem wrócić do mieszkania?- kiwam chętnie głową, bo nie widzę powodu dla którego nie miałabym jej pomóc. Zabieramy chłopców i wychodzimy z mieszkania. Wóz Natalii jest idealny dla mnie, bo to skromny Opel Corsa. Nie znoszę samochodu Alka, bo jest dla mnie za wielki i kompletnie nie umiem nim jeździć do tyłu. W takich mniejszych pojazdach nie mam żadnych problemów.
Dopiero teraz gdy wiozę Natalię do szpitala zastanawiam co tak naprawdę się stało, że Akhrem musi iść do szpitala. Powiedziała zdawkowo, że musi wykonać jakiś drobny zabieg, ale nie jest to nic poważnego, więc nie ma o czym mówić.
-Chłopcy zachowujcie się dobrze i nie sprawiajcie problemów cioci Toli. Mogę na was liczyć?- najpierw Igor, a potem Daniel lądują w ramionach swojej matki. Piękny i wzruszający obrazek. Czeka mnie poważny test, ale spokojnie powinnam sobie z nim poradzić. Zaczynam od wkupienia się w łaski chłopców, spełniając ich prośbę o „Donaldzie”.
-Ciociu a czy moja mama umrze?- o mały włos nie zadławiłam się jedzonym przeze mnie hamburgerem. Otwieram szeroko oczy i zapowietrzam się. Nawet do głowy nie przyszła mi taka myśl i nie rozpatrywałam takiej okoliczności. Udaję głupią i próbuję sprowadzić rozmowę na boczne tory, pytając czy nie mają jeszcze ochoty na coś z menu restauracji szybkiej obsługi. Danielek prosi jeszcze o nową zabawkę, więc będę musiała zamówić mu jeszcze jeden zestaw happy meal`a. Igor nie porusza już tego tematu, ale dobrze wiem, że martwi się o mamę i ja wcale się mu nie dziwę, bo każde dziecko martwiłoby się o swoją matkę.
-Nie martw się kochanie, mamusia na pewno do was wróci cała i zdrowa. Do tego czasu postaram się razem z tatusiem, żebyście nie nudzili się u nas. Co powiesz na mecz siatkówki we Wrocławiu? Będzie Sebastian i Dominika.- starszy z synów Alka uśmiecha się, więc chyba ten chwilowy przypływ złych emocji mamy za sobą.
Najedzeni jak bąki wyszliśmy na zewnątrz i zapakowałam chłopców do samochodu. Wróciliśmy do mieszkania, gdzie Igor wziął Dania i zajęli się sobą przy stercie zabawek zostawionych tu wcześniej oraz przywiezionych przez Natalię. Chwilę wolnego czasu chciałam zagospodarować dla siebie na szklankę herbatę, ale nie było mi to dane, bo już po 20 minutach ktoś puka do moich drzwi.
-Idę!- zakładam na siebie żakiet wiszący w przedpokoju, bo nie chcę nikogo straszyć dość pokaźnym dekoltem. Po drugiej stronie drzwi stoi Magda, narzeczona Zbyszka Bartmana. Kurdę, uwielbiam tę dziewczynę, bo zawsze robi wokół siebie olbrzymie zamieszanie, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wchodzi do mieszkania, całując mój policzek. Na ręku trzyma wiecznie uśmiechniętą córeczkę, Karolinkę. Mała jest śliczną dziewczynką, oczkiem w głowie Zbyszka. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam faceta, który by tak zwariował na punkcie swojego dziecka.
-Słuchaj kochanie, musisz mi pomóc, bo jestem w podbramkowej sytuacji. Moja mama miała przyjechać do mnie i pomóc mi przy małej, ale niestety rozchorowała się i nic z tego nie wyszło. Ja nie mogę jej zabrać ze sobą do pracy, bo Anastasi trochę się ostatnio zagotował, gdy Karolina pomazała mu jego notatki moją szminką. Z tego co mówił mi kiedyś Alek, ty lubisz dzieci, więc może mogłabym ci ją zostawić na dwa dni? Wiem, że jestem szalona i zwalam ci się na głowę z takim dużym problemem, ale naprawdę nie mam kogo poprosić. Rodzice Zbyszka już od dawna szykowali się na maraton za reprezentacją i nie chcę im odbierać tej przyjemności. Uratujesz mi życie?- cała Magda. Jak już włączy się jej słowotok, to nie może przestać mówić. Odbieram od niej Karolę, a mała przyjmuje to z ogromnym uśmiechem. Dwoje czy troje dzieci nie robi mi żadnej różnicy. Chłopcy są już na tyle duzi, że mogą zająć się sobą, a ja będę mogła poświęcić więcej czasu małej Bartmanównie.
-Jeśli tylko nie boisz się zostawić pod moją opieką waszego skarbu, to ja się z przyjemnością zajmę Karolinką. Uwielbiam dzieci.-na razie cudze, ale w przyszłości być może dane będzie mi przelać swoją miłość na własne pociechy.

/Kinga/

Co z tego, że nie kazał mi przychodzić do szpitala? I tak to robię, mimo że nie wchodzę do środka. Staję za szybą i na niego patrzę. Michał zawsze wtedy udaje, że śpi. Jego zachowanie przypomina zabawę z dzieckiem, ale doszłam do wniosku, że to wszystko podyktowane jest ogromnym stresem i szokiem związanym ze stanem jego zdrowia, a dokładnie z niemożnością poruszania się o własnych siłach.
W jedno z upalnych popołudni także postanowiłam poświęcić na podróż do szpitala. Zaparkowałam samochód w tym samym miejscu co zwykle. Jestem tu tak często, że niektóre z pielęgniarek uśmiechają się radośnie na mój widok.
-Musi go pani bardzo kochać.- mówi jedna z nich, gdy zakładam ochronne buty przy wejściu na jego oddział. Uśmiecham się nikle. Tak, kocham Michała i nie zamierzam odpuścić, nie po tym co przeszliśmy wspólnie. Jestem przekonana, że on wcale tak nie myśli, jak przedstawił mi to kilka dni temu. Po prostu to wszystko przez ten wypadek i brak całkowitej sprawności. Chciałabym mu pomóc razem przez to przejść i mam nadzieję, że pozwoli mi to zrobić. Może nie teraz, ale za jakiś czas. Będę czekać.
-Przepraszam bardzo, ale teraz nie można tam wchodzić. U pana Michała jest już ktoś z rodziny.-dziwię się. Z tego co mówiła mi mama Michała we wczorajszej rozmowie telefonicznej, miała przyjechać razem z mężem i starszym synem do Gdańska dopiero w weekend. Może chodzi o kogoś innego? Rodzina Bąkiewiczów jest spora. Postanowiłam poczekać na korytarzu. Wyciągnęłam z torby jakąś gazetę dla młodych mam i zajęłam się lekturą. Nie powiem, ale wciągnęłam się w czytanie tych wszystkich nowinek dla przyszłych rodziców i bardzo żałuję, że nie mogę się tym wszystkim podzielić z Michałem. Chciałabym z nim iść na badanie USG i pokazać mu palcem na ekranie nasze dziecko. Postanowiłam, że na następnej wizycie poproszę swojego lekarza o wydruk badania, bym mogła je pokazać Bąkiewiczowi. Może wtedy do niego dotrze, że jest ktoś, kto bardzo na niego liczy? To już nie chodzi o mnie, ale o naszego bąbla, który będzie chciał mieć ojca? Dzieci już takie są. Kochają swoich rodziców bezwarunkowo bez względu na to czy ojciec jest niepełnosprawny czy ma problemy z alkoholem. Od samego początku kochają rodziców, bo są zaprogramowane na miłość. Nasze dziecko na pewno nie będzie inne. Będzie potrzebowało Michała, a ja sobie nie wyobrażam, że będę musiała tłumaczyć mu dlaczego tatuś jest nieobecny w jego życiu.
Kończyłam własnie czytać felieton jednej z redaktorek prenumeraty, gdy z sali Michała wyszła jakaś kobieta. Nie kojarzyłam jej ze spotkania z rodziną Michała, więc to nie mogła być żadna z żon jego braci. Może to jakaś znajoma? Nie chcę snuć żadnych teorii spiskowych na ten temat. Podniosłam się ze swojego miejsca i chciałam podejść na chwilę do szyby, by popatrzeć na szatyna.
-Czy mogłabym z tobą porozmawiać?- jestem co najmniej zdziwiona, ale w momencie pierwszego szoku machinalnie zgadzam się na rozmowę. Wracam z powrotem na swoje miejsce, gdzie na krzesełku obok dosiada się do mnie tajemnicza szatynka.
-W przeszłości tworzyłam związek z Michałem i z sentymentu do tego co nas łączyło postanowiłam go odwiedzić, ale nie ma żadnych złych zamiarów. Powiedział mi, że się rozstaliście, ale jego decyzja nie ma nic wspólnego ze mną. Nie zamierzam do niego wracać, nie pasujemy do siebie z Michałem. Wiem natomiast, że jesteś dla niego bardzo ważna i tylko przy tobie Michał tak naprawdę był szczęśliwy. Chciałabym cię prosić, byś nie zostawiła go teraz, nawet jeśli on sobie tego życzy. Powiedziałam mu dzisiaj, że nie powinien się poddawać, bo nawet jeśli miałby nie stanąć o własnych siłach na nogach, to nie może rezygnować z życia i szczęścia. Ty też nie rezygnuj. Tyle ci tylko chciałam powiedzieć i pamiętaj, że ja naprawdę nie żeruję na waszym nieszczęściu, nie chcę ugrać nic dla siebie.- nie mówi jak się nazywa, nie próbuje choć przez moment przedstawić się mojej osobie. Z grubej rury wypala, że jest byłą dziewczyną Michała. Do tego daje mi rady, które są żywcem wyjęte z mojego toku myślowego. Dziwne to wszystko, wręcz popieprzone na maksa. Nie wiem jak mam rozumieć fakt, że mój chłopak woli się spotykać z byłą dziewczyną, a mi każe do siebie nie przychodzić, zasłaniając się moim dobrem. Chyba nie zdaje sobie sprawę jak cierpię, gdy nie mogę się do niego przytulić i zapewnić go, że dla mnie nic się nie zmieniło. Owszem, na razie nie może chodzić, ale nie wierzę w to, że tan stan będzie trwał wiecznie. Dopóki lekarz mówi, że są szanse na całkowite odzyskanie sprawności to ja mu wierzę i tego się trzymam.
-Najwyżej mnie wyrzuci…- mówię do siebie pod nosem, postanawiając wejść do środka jego szpitalnej sali. Akurat w tym momencie na korytarzu pojawia się postać mojego ojca. Przyjechał po mnie, bo tak się umówiliśmy. Oczywiście nie zabiegałam o to, ale on sam z siebie stara mi się pokazać na każdym kroku, że mogę na niego liczyć w tej trudnej sytuacji. Wiem, że wtedy przesadziłam z tymi słowami, ale jeszcze nie zdobyłam się na odwagę, by za nie przeprosić. Cały czas mam to na uwadze i kiedyś na pewno przyjdzie taki czas, że wykażę się skruchą i przyznam się do błędu, ale to jeszcze nie jest ta pora.
-Możemy już wracać do domu? Przyjechali dziadkowie z Krzyśkiem. Mój brat chce nam przedstawić swoją dziewczynę.-otwieram szeroko buzię. Nawet słowem wujcio nie pisnął, że ma kogoś na oku, a jeszcze nie dawno żalił się do słuchawki, że nie może znaleźć nikogo wartościowego.
-Jestem tak samo zaskoczony jak ty, ale z drugiej strony mam nadzieję, że wreszcie trafił na odpowiednią kobietę.- cały Marcin Lijewski. Można o nim mówić wiele można mu zarzucić, ale nie to, że nie martwi się o najbliższych.
-Kurczę, jestem ciekawa kto skradł serca Krzyśka, ale z drugiej strony chciałam w końcu przełamać ten głupi zakaz Michała i wejść dziś do niego. Ty wiesz, że dziś była u niego jego była dziewczyna? Nawet podeszła do mnie, by chwilę porozmawiać.- twarz taty przypomina w tym momencie kredę piszącą, używaną w szkole. Zbladł momentalnie, a ja nie wiem co jest tego powodem.
-I co ci mówiła? W ogóle nie powinnaś z nią rozmawiać. Skoro
jest byłą dziewczyną, to nie powinna się wtrącać w życie Michała i dać mu szansę, by ułożył sobie je na nowo. Chodźmy już stąd, goście czekają.- nie rozumiem nic z jego zachowania. Prawie siłą wypycha mnie ze szpitala, bylebym nie zdecydowała się w nim zostać. Nie wiem w co on ze mną pogrywa. Czasami nie wiem po której on jest stronie. Jednego dnia mi się wydaje, że zmienił nastawienie i przestał liczyć każdego dnia na to, że ja i Michał się rozstaniemy, a z drugiej strony widać, że cieszą go każde oznaki słabnącego między nami uczucia.
Kiedy pojawiamy się w domu, zostaję wzięta w krzyżowy ogień pytań dziadków. Odpowiadam zdawkowo i nie chcę brać na siebie pierwszoplanowej roli, bo to Krzysiek i jego wybranka powinni grać tu pierwsze skrzypce.
-Chciałem wam przedstawić Agatę, moją dziewczynę.- Agata wymienia się ze mną uściskiem dłoni, nie szczędząc mi serdecznego uśmiechu. Czy wreszcie dla odmiany spodobałam się wybrance mojego wujka? Do tej pory każdej dziewczynie Krzyśka nie odpowiadało moje zachowanie i moje relacje z nim. Fakt, potrafiłam być dość frustrująca, ale przecież miałam swoje 14 lat, gdy Dominika wchodziła do naszej rodziny, więc czego się można było po mnie spodziewać? Justyna donosi z kuchni herbatę i kawę, nie szczędząc także świeżo upieczonego ciasta. Natalka z Kacprem są najmniej zainteresowani i wcale się im nie dziwię, bo jak w ich wieku w takich sytuacjach liczyłam tylko na fajne prezenty ze strony gości. Dziadkowie wydają się być zadowoleni, że ich młodszy syn wreszcie znalazł sobie kogoś i zaświtała szansa na to, że nie zostanie starym kawalerem. Od zawsze mówiłam, że prędzej czy później ta sytuacja się zmieni, bo jeśli by już taka partia miałaby nie znaleźć sobie szczęście u boku odpowiedniej kobiety, to dla tego świata nie byłoby już nadziei. Nie mogę wywnioskować nic z reakcji ojca. Przyjął to spokojnie, ale tak, jakby jeszcze nie był do końca przekonany. Nie wiele się odzywał, postawił raczej na obserwację. Agata Lewińska zdążyła się nam dogłębnie przedstawić. Wyznała, że skończyła finanse i rachunkowość, znajdując zatrudnienie w jednym z banków w Kielcach. Pochodzi z Sandomierza, uwielbia komedie romantyczne i szybką jazdę samochodem. Myślę, że zbierze pozytywne oceny. Ode mnie ma 6 za otwartość i ten nieschodzący z buzi uśmiech, który ma coś takiego w sobie, że można na chwilę zapomnieć o problemach i samemu nieco przyjaźniej spojrzeć na świat, mimo nierozwiązanych problemów.
-Chcielibyśmy wam powiedzieć coś jeszcze. Spodziewamy się dziecka, Agata jest w czwartym miesiącu ciąży.- o cholera, poszło prawie tak szybko jak u mnie. W tym towarzystwie rodzinnym chyba tylko ja nie potraktowałam tej wiadomości jako informacji o jakiejś anomalii. Na co będą czekać, swoje lata już mają i mogą śmiało myśleć rodzinie. A że nie mają ślubu? Pff.. nie jedni bez ślubu żyją lepiej niż ci, co mają za sobą lata doświadczenia i nie wiadomo jaki staż.
-Gratulację. Liczę na ubranka po waszym dzieciaczku bo z tego co liczę, to moje urodzi się nieco później.-przytuliłam się do Agaty, a na krzyśkowej szyi to się najzwyczajniej w świecie uwiesiłam. Popatrzyłam na niego z boku i zobaczyłam w nim radość z oczekiwania na potomka. To jest ta radość, którą Michał miał w sobie zaraz po wiadomości o dziecku, ale przez ten wypadek gdzieś ją w sobie zatracił. Będę robić wszystko, by na nowo ją w nim obudzić i mam nadzieję, że nikt mnie w tym nie ubiegnie. 


~*~
Będę się starać ze wszystkich sił dodawać tu nowości regularnie...

czwartek, 19 czerwca 2014

XXV

/Alek/

30 czerwca stoję pod bramą liceum Toli i Kingi, czekając aż dwie niewiasty przyjdą do mnie ze świadectwami dojrzałości. To, że obie dziewczyny zdały wiedzieliśmy już kilka minut po północy, bo wtedy Lipińska zalogowała się do systemu i zaznajomiła z wynikamy matury. Szybko też zadzwoniła do przyjaciółki i zapytała o jej rezultaty. W każdej innej sytuacji rozmawialibyśmy pewnie o jakiejś imprezie, o konkretnym chillu, który pozwoliłby dziewczynom zregenerować siły i wynagrodziłby im w ten sposób zapierdol związany z maturą. W każdej innej sytuacji, ale nie w tej jaka jest teraz. Michał odzyskał przytomność, ale nie można powiedzieć, że w jego twarzy odnajduję chociażby pierwiastek tego Michała, którego znałem za czasów jego gry w Bełchatowie. Był wojownikiem i zawsze potrafił walczyć o każdą piłkę. Teraz nie ma w nim woli walki. Jego zadziorność i waleczność ustąpiła apatii i zrezygnowaniu. Byłem u niego wczoraj z misją choć częściowego sprowadzenia jego toku myślenia na coś innego niż wypadek i niepełnosprawność, będącej w tym momencie jego udziałem. Niestety na chwilę obecną Michał jest sparaliżowany od pasa w dół, a i w lewej dłoni lekarze stwierdzili lekki niedowład, co mogło być spowodowane tym zakrzepem.
-Alek dziękuje ci za to, że byłeś wczoraj u Michała i przepraszam za jego słowa. On nie był taki, to wszystko przez ten wypadek i to, że nie może chodzić. Nie wiadomo czy w ogóle będzie mógł…- jest mi niemiłosiernie szkoda Kingi, bo dziewczyna nie zasłużyła na to, by przechodzić przez to wszystko. Razem z Tolą staramy się jej pomagać jak tylko możemy, ale nie jest to takie proste, bo Bąkiewicz tej pomocy od nas nie chce. Nie życzy sobie naszej obecności, na mnie wczoraj wezwał do sali pielęgniarkę i powiedział, że nie życzy sobie, bym pojawiał się u niego w odwiedzinach. Nie zraziłem się tym szczególnie bo ja wiem, że on nie jest taki. Po prostu sobie nie radzi z całą sytuacją, a ludzie w takich chwilach różnie reagują na stres.
-Nie ma o czym mówić. Powiedzcie mi dziewczyny czy macie ochotę na lody czy pizzę? Bo to, że gdzieś pójdziemy uczcić wasze wyniki jest pewne, pytanie tylko gdzie chcecie to zrobić.- moja blondynka nie będzie miała na pewno nic przeciwko, ale już widzę, że Lijewska chce się wykręcić od tego i pewnie jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
-Kinguś nie daj się prosić. Posiedzimy godzinkę, może dwie i potem z Alkiem odwieziemy cię do szpitala.- Tola potrafi ją przekonać i całe szczęście, bo Kinga nie może żyć tylko szpitalem i Michałem. Powinna też od czasu do czasu pomyśleć o sobie i dziecku.
Z uśmiechem odpalam silnik samochodu i kieruję go do przytulnej kawiarni, którą zdążyłem kiedyś odwiedzić ze swoją dziewczyną. Nie znam jeszcze dobrze Gdańska, choć obiektywnie patrząc, jestem tu już drugi tydzień. Może nie cały czas, bo byłem w Rzeszowie już dwa razy, ale staram się czas przed zgrupowaniem reprezentacji Białorusi spędzić z Tolą. Do tej pory nie powiedziałem jej jeszcze o tamtej nocy z Izą i jak tak patrzę na rozwój wydarzeń, to chyba nigdy tego nie zrobię. Derkowska przestała do mnie dzwonić i chyba dała sobie spokój z wymuszaniem na mnie swoich rozwiązań. Nie ślinię się już na widok innych kobiet. Kocham blondynkę i mówię to z całą odpowiedzialnością za te słowa. Może wzbraniałem się przed tym uczuciem do ostatniej chwili i Tola do tej pory nie wie, że w moim sercu zakorzeniło się prawdziwe uczucie skierowane do niej, ale tak właśnie jest i jestem tego pewien. To co stało się z Michałem skłoniło mnie do przemyśleń. Zrozumiałem, że w życiu tak naprawdę jest niewiele pewnych rzeczy, ale jak się ma kogoś bliskiego sercu, to wszystko można znieść i łatwiej się podnieść nawet z największych opresji.
-To co po piwku?- ja będę prowadził, a dziewczyny niech piją. Cholera! Zapomniałem, że Kinga nie może. Blondynka popukała się w czoło i zamówiła dla niej sok z czarnej porzeczki, a dla nas po okicimowym radlerze. No tak, Lijewska może nas porozwozić, bo też może pochwalić się dokumentem upoważniającym do prowadzanie samochodu. Nie wiem tylko czy to najlepszy pomysł, bo jeśli obie przyjaciółki jeżdżą podobnie, to z mojego skromnego Infiniti może pozostać niewiele…

…czas leciał nam w miłej atmosferze, a co najważniejsze widać było, że Kinga odprężyła się i chociaż na chwilę zapomniała o codziennych troskach i zmartwieniach. Dziewczyny śmiały się na cały głos, gdy opowiadałem im, że zaspałem na swój egzamin dojrzałości, choć na Białorusi wygląda on nieco inaczej, i złamałem rękę, przewracając się na wejściowych schodach do szkoły. Na szczęście to była lewa ręka, więc spokojnie mogłem napisać co miałem do napisania, a potem biegiem na pogotowie, bo ból stawał się nie do zniesienia.
-Same widzicie, że wasze stresy to nic w porównaniu z tym co przeżyłem ja. Już masz Kinga sprecyzowane plany jeśli chodzi o studia? Rozumiem, że nie ujrzymy cię w Rzeszowie?- Lipińska zdecydowała się na rzeszowską uczelnię. Będziemy mieszkać razem. W moim mieszkaniu, pod czujnym okiem Marka. Trochę się tego wszystko obawiam, ale może nie będzie tak źle.
-Wszystko będzie zależeć od Michała. Nie zostawię go teraz, nawet za cenę moich aspiracji uczelnianych. Podejrzewam, że zamieszkamy w Częstochowie. O wilku mowa…- w torbie Lijewskiej rozbrzmiała komórka. Wygrzebała ją z torby i odebrała połączenie. Po jej minie nie mogliśmy wywnioskować kto jest adresatem połączenia.
-Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że Michał dzwoni…
-E tam, ja myślę, że Marcin…- zaśmiałem się głośno na widok myślicielskiej miny Toli.
-Michał nie denerwuj się. Zaraz do ciebie przyjadę.-a więc to Bąkiewicz. Ogarniamy się szybko, płacimy za piwo, pizzę i wychodzimy z knajpy. Oddaję Kindze kluczyki do samochodu. Szatynka wsiada za kierownicę i odwozi nas do domu Toli.
-Weź mój samochód i jedź do szpitala. Nam i tak nie będzie już potrzebny, a ty nie będziesz się tłukła przez pół miasta autobusem.- na początki Kinga nie chce się zgodzić, ale po wkroczeniu przyjaciółki już nie dyskutuje, dziękując mi za pomoc. Lubię tę dziewczynę. W ogóle zaczęło mi się podobać to życie, które przyszło mi prowadzić u boku Toli, razem z wszystkimi jego dobrodziejstwami. Na początku miałem obawy, że będę się czuł w towarzystwie nastoletnich dziewczyn jako weteran z ubiegłego wieku, ale wcale nie jest tak źle. Zawsze, gdy potrzebuję odmiany tematu, to mogę liczyć na chłopaków z Rzeszowa.
-To ładnie z twojej strony, że tak pomagasz Kindze. Cieszę się, że przypadliście sobie do gustu, bo to byłaby dla mnie ogromna tragedia, gdybym musiała wybierać między tobą a nią.-nie ma takiej potrzeby. Dopóki ja jestem z Lipińską może być pewna, że zrobię wszystko, by blondynka mogła pielęgnować tą piękną przyjaźń.

/Michał/

Frustracja towarzyszy mi od dnia, w której odzyskałem przytomność i zacząłem funkcjonować od pasa w górę. To co poniżej to tylko bezwładna część mojego ciała, która nie słucha moich poleceń. Nie mogę podnieść nóg do góry, nie mogę zgiąć ich w kolanie. Nie czuję nic, gdy ordynator każdego dnia na porannym obchodzie wbija mi ogromną igłę w piętę, by sprawdzić czy kończyny zaczęły odbierać bodźce z zewnątrz. Na początku mówiono mi, że po takim urazie to normalne i trzeba uzbroić się w cierpliwość, a wszystko wróci do normy. Czekałem dwa tygodnie, słuchając pocieszających słów, choć w środku aż cały gotowałem się ze złości. Przez te dwa tygodnie potrafiłem jednak panować nad emocjami. Teraz już nie potrafię. Wybucham coraz częściej i coraz gwałtowniej. Najczęściej ofiarą moich ataków jest niestety Kinga. Wyżywam się na niej za to co mnie spotkało, choć ona nie jest niczemu winna. Pojawia się u mnie codziennie. Siedzi przy łóżku i zachowuje się tak, jakbym był chory na grypę. Opowiada o wszystkim, nawiązuje do różnych tematów, skrzętnie omijając moje kalectwo. A ono jest i jego nie da się pominąć, nie da się o nim zapomnieć. Nie chcę, by Lijewska litowała się nade mną. Wczoraj powiedziałem jej, by nie przychodziła dziś do mnie i po odebraniu wyników matury poszła ze znajomymi na miasta i zaszalała jak każda normalna maturzystka. Zrobiła to. Nie przyszła do mnie, a mnie znów ogarnęła złość. Zacząłem sobie zdawać sprawę z tego jak wielkim stanę się dla niej ciężarem, gdy będzie utrzymywać ten związek dalej. Nie zniosę myśli, że jestem dla niej balastem, kulą u nogi. Do tego jeszcze dziecko. Tak się cieszyłem, że zostaniemy rodzicami, a wychodzi na to, że to ona będzie musiała wziąć odpowiedzialność za to dziecko, bo ja będę potrzebował takiej samej opieki jak ono. Użalanie się nad sobą nie popłaca, ale taka jest prawda.
-Już jestem. Przepraszam, że tak długo to trwało, ale nie mogłam zaparkować.- wszystkie co związane z samochodem wywołuje u mnie złe skojarzenia. Co noc śni mi się ten sam koszmar. Jadę samochodem i widzę, że już nic nie jestem w stanie zrobić, czekając na uderzenie.
-Wzięłaś samochód rodziców?
-Nie. Alek mi pożyczył. Byliśmy na pizzy, a on i Tola wypili po piwie, więc odwiozłam ich do domu i przyjechałam do ciebie. Chcesz zobaczyć moje świadectwo maturalne?- kiwam głową od niechcenia. Przyglądam się procentowemu zestawieniu osiągnięć Kingi, ale nie jestem w stanie cieszyć się jej szczęściem. Zdała maturę bardzo dobrze, więc bez problemu przyjmą ją na Uniwersytet Warszawski.
-Nie chce nawet słyszeć tym, że będziesz studiować w Częstochowie. W ogóle Kinga musimy porozmawiać. Przemyślałem sobie wszystko i doszedłem do wniosku, że powinnyśmy się rozstać…- wydawało mi się, że te słowa przyjdą mi z o wiele większą łatwością i swobodą. Już od kilku dni układałem sobie w głowie co mam jej powiedzieć, ale gdy widzę jej przerażony wzrok, to nie mam już tyle odwagi.
-Ty chyba nie mówisz tego poważnie. Michał ja cię kocham i chyba nie myślisz, że zostawię cię tylko dlatego, że nie możesz chodzić. Wierzę, że to się nie długo zmieni i myślę, że ty też powinieneś trochę więcej wiary w to wszystko włożyć, a nie wygadywać jakieś bzdury.- Kinga obraca to wszystko w żart, ale nie mogę się na to zgodzić. Może i nie wierzę w to, że uda mi się wrócić do sprawności z przed wypadku, ale nie wierzę też w to, że nasz związek może się udać na dłuższą metę. Nie zniósłbym świadomości, że Kinga jest ze mną tylko z litości i obowiązku. Wolę, by mnie nienawidziła za to, że chcę się rozstać niż udawała, że jest u mojego boku szczęśliwa. 19-letnia kobieta nie może brać na siebie takiego jarzma jakim jest z życie z ponad trzydziestoletnim kaleką.
-Mówię jak najbardziej poważnie Kinga. Musisz ode mnie odejść i postarać się ułożyć sobie życie ze zdrowym mężczyzną. Chciałbym tylko byś od czasu do czasu dała mi możliwość zobaczenia się z dzieckiem, ale jeśli nie będziesz chciała tego robić, to uszanuję twoją decyzję. Nie martw się, ja zadbam o jego przyszłość. Postanowiłem założyć konto dla juniora i włożyć na nie wszystkie swoje oszczędności, jakie udało mi się zdobyć podczas grania w siatkówkę. Chociaż w ten sposób będę z nim.
-Nie masz prawa decydować! Nie po tym co przeszliśmy, nie po tym jak musieliśmy walczyć o tę miłość. Teraz gdy mój ojciec nas zaakceptował, gdy możemy być ze sobą bez przeszkód ty mi mówisz, że chcesz się rozstać?! I nie wyskakuj mi tu z kontem w banku, bo dziecko potrzebuje ojca, a nie kilku zer na koncie!- chciałem uchronić ją od zdenerwowania, ale mogłem przewidzieć, że ciężko będzie taką rozmowę przeprowadzić bez nerwów.
-Dziecko potrzebuje zdrowego i silnego ojca. Takiego, które będzie nosił je na rękach, pokazał świat i pomagał wchodzić w życie. Wyobrażasz sobie nasze spacery? Będziesz pchała wózek z dzieckiem i jego ojca na inwalidce. Tego chcesz? Chcesz, by dziecko patrzyło na ojca kalekę, które nie może pograć z nim w piłkę czy zabrać do kina? Ja tego nie chcę!- Kinga płacze. Coraz większe łzy spływają z jej policzków.
-Powtórz jeszcze raz, że nie chcesz być ze mną, a obiecuję ci, że już nigdy nie zobaczysz ani mnie ani dziecka…
-Nie chcę być z tobą Kinga. Ty za kilka lat też nie chciałabyś ze mną być. Kocham ciebie i nasze dziecko. Zawsze będę was kochał, ale nie mogę pozwolić, byście marnowali swoje życie ze mną. Przepraszam, że cię skrzywdziłem, ale jeszcze bardziej przepraszam cię za to, że w ogóle pojawiłem się w twoim życiu. Gdyby nie ja, pewnie teraz cieszyłabyś się zdaną maturą i myślała o zasłużonych wakacjach. Przepraszam Kinga za wszystko…
-Myślałam, że masz o mnie inne zdanie. Chciałam być z tobą i pomóc ci odzyskać sprawność. Czułam, że gdy urodzi się dziecko, ty nabierzesz ochoty do walki i się nie poddasz. Tak bardzo wspierałeś mnie, gdy ja potrzebowałam pomocy. Pomogłeś mi wyjść z depresji, gdy tak bardzo skrzywdzono mnie jako kobietę. Otworzyłeś mi na nowo drogę do życia i pokazałeś, że wcale nie muszę zamykać się przed światem, bo życie jest zbyt piękne, by z niego nie korzystać. Zachowałeś się tak dojrzale, gdy jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że jestem w ciąży. Pokazałeś mi, że to nie koniec świata. Odwiodłeś od koszmarnego pomysłu jakim byłoby usunięcie ciąży. Za to ci właśnie dziękuję. Dzięki tobie to dziecko żyje. Szkoda tylko, że teraz masz nas w dupie i nie chcesz mi pomóc go wychować. To jest twój wybór i pamiętaj, że od pewnych decyzji nie ma odwrotu. Nie chcesz nas, to trudno. Pamiętaj, że to ty zrezygnowałeś z nas, a nie my z ciebie. I nie wykręcaj się moim dobrem, bo to tylko zwykła ściema. Byłabym szczęśliwa, gdybym miała ciebie. Myślisz, że mnie uszczęśliwiasz, ale to zbyteczne. Mogłam byś szczęśliwa u twojego boku, a będę nieszczęśliwą, samotną matką. Dzięki wielkie Michał…


~*~
Michał wrócił do żywych, ale jest kolejna fala problemów i mogę Wam powiedzieć, że nie ostatnia...



sobota, 7 czerwca 2014

XXIV

/Kinga/

Od tygodnia zadaję sobie to samo pytanie. Dlaczego to właśnie nas to wszystko spotyka? Czy tylko dlatego, że między nami jest ta przeklęta różnica wieku? Przecież tyle razy powtarza się w różnych sloganach, że wiek nie gra roli, bo liczą się uczucia. Widocznie nie w naszym przypadku. My mamy pod górę, my nie mamy możliwości żyć pełnią życia. Najpierw mój gwałt, potem problemy z ojcem, nieplanowana ciąża, a teraz jeszcze ten wypadek. Boję się o niego. Lekarz mówi, że najgorsze już za nami, bo gdyby Michał miał nie przeżyć operacji, to już dawno jego życie dobiegłoby końca. Wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej, by dać mu czas na zregenerowanie sił po poważnym urazie głowy. Gdyby nie był poważny, to operacja nie trwałaby 7 godzin, a lekarz nie mówiłby, że jego pacjent miał dużo szczęścia. Dwa złamane żebra w porównaniu  tym wszystkim, to nic takiego.
-Cześć kochanie…- podchodzę do jego łóżka i całuję go w sam środek ust. Są sine i zimne. Nie ma w nich życia, w nim też nie ma. Siadam przy jego łóżku z nadzieją na to, że poruszy się choć minimalnie, choć przez chwilę. Splatam palce z jego nieruchomą dłonią. Jest sina i już wiem, że nie jestem to skutek obciążeń, ani też poniesionych w wypadku obrażeń. Jego mama powiedziała mi, że 8 lat temu Michał borykał się z poważną chorobą, która summa summarum mogła doprowadzić do amputacji. Lekarze zgodnie twierdzili, że po odpowiednim zabiegu wszystko wróci do normy i szatyn będzie mógł o tym wszystkim zapomnieć. Niestety, zakrzep znów dał o sobie znać, tym razem w obu dłoniach na raz. Najprawdopodobniej właśnie to było przyczyną utraty panowania nad samochodem. Ordynator powiedział mi, że takie schorzenia często są bolesne i można wystąpić nawet chwilowy brak czucia w kończynach. Gdyby mi tylko powiedział, to na pewno nie pozwoliłbym mu w takim stanie przyjechać do Gdańska i zmusiła do tego, by znalazł drogę do lekarza. Mogę teraz tylko gdybać…
-Witaj Kingusiu…-mama Michała na czas pobytu syna w szpitalu zainstalowała się w jednym z gdańskich hoteli. Wiem, że Justyna proponowała jej nocleg u nas, ale nie chciała się na to zgodzić. Nie wiem czy miałabym tyle siły, by patrzeć jej każdego dnia w twarz przy posiłkach czy wspólnych rozmowach. Jej syn jest w ciężkim stanie, miał wypadek w drodze ode mnie. Wiem, że nie rozsądnie myśleć jest, że mam coś z tym wszystkim wspólnego, ale pojawiają się myśli, że GDYBY nie przyjechał do mnie, nic takiego nie miałoby miejsca.
-Dzień dobry. Zostawię panią z synem i nie będę przeszkadzać.- chcę wyjść, ale jej dłoń położona na moim ramieniu zatrzymuje mnie w pozycji siedzącej.
-Nie winię cię za ten wypadek kochanie. To nie jest twoja wina, po prostu tak musiało być.- uśmiecham się nikle. Pani Jadwiga to wspaniała kobieta. Tak samo jak cała rodzina Michała. Od samego początku byli nastawieni na to by nas wspierać, a nie stwarzać, i tak już przecież dużej ilości problemy. Wiem, że trochę przesadziłam w doborze słów w tamtej rozmowie z ojcem, ale byłam załamana. Teraz po prostu staram się nie wchodzić mu w drogę, choć jest już w domu, bo Bundesliga dobiegła końca. Wstaję rano, jem jakieś śniadanie i przychodzę do szpitala. Nie wracam na obiad, jem coś w szpitalnej stołówce albo na mieście. W domu pojawiam się około 22 i zaraz po szybkiej toalecie kładę się do łóżka.
-I pamiętaj, że nie jesteś odpowiedzialna już tylko za siebie. Nosisz pod sercem dziecko i ono powinno być dla ciebie najważniejsze. Michałek na pewno nie chciałby, byś przez niego zaniedbywała siebie i wasze maleństwo.- dobrze, że mi o tym powiedziała, bo w przeciwnym razie zapomniałabym o wizycie o ginekologa. To ma być moje pierwsze badanie USG i szereg jeszcze innych analiz, by upewnić się, że z dzieckiem wszystko jest w porządku. Przepraszam ją skinieniem głowy i wychodzę na korytarz, by zadzwonić do ginekologa. Potwierdzam wizytę i w sumie mogłabym wejść do z powrotem do sali, ale nie robię tego. Przez szybę patrzę z jaką czułością pani Bąkiewicz obchodzi się ze swoim synem. Łzy zbierają się w moich oczach. Na swoim ramieniu czuję czyjąś dłoń. Odwracam się przez ramię i mokrymi oczami patrzę na Tolę. Przytula się do moich pleców i obie patrzymy na obrazek rozgrywający się za szybą.
-Przyjechałam, by zabrać cię do domu. Kinga nie możesz tak funkcjonować, bo to może zaszkodzić dziecku. Mam nadzieję, że nie zamierzasz przekładać swojej wizyty u lekarza?- kiwam głową na znak przeczenia. Wszyscy się o mnie martwią i upominają. Mam ochotę na herbatę, od rana nie miałam w ustach nic ciepłego. Gdy decydujemy się na herbatę w szpitalnej stołówce, w sali Michała robi się niespodziewany ruch. Lekarze obstępują jego łóżko jak pszczoły plaster miodu. Jedna z pielęgniarek wyprowadza panią Jadwigę, tłumacząc to niemożnością wykonywania działań potrzebnych do ratowania Michała. Do cholery, co tam się dzieje?!
Nagle jego serce zaczęło bić nienaturalnie szybko! Nie mogę go stracić! Do samego końca wierzyła, że wszystko będzie dobrze. Wątpiłam ja i inne osoby z jego rodziny, a ona nigdy. Dopiero dziś w obliczu tego co się stało na jej twarzy wymalowała się bezradność. Beznamiętnie wpatrywałam się w obrazek za szybą. Ktoś mocno ugniatał klatkę piersiową mojego Miśka w celu pobudzenia jego serca. Mocno zacisnęłam dłoń Toli, wbijając jej paznokcie w skórę. Nie mogę na to patrzeć, a mimo wszystko nie odwracam się. Mój wzrok skupił się na monitorze, na którym do tej pory nie pojawiła się jeszcze ani jedna kreska, która wskazywałaby, że w ciele Michała jest już jakiś pierwiastek życia.
-Jest!!!- ja nic nie widziałam, ale Lipińska zauważyła pojedynczą linię. Widziałam z jaką ulgą cały sztab medyczny spojrzał na monitor i samego Bąkiewicza. Odetchnęłam z ulgą i nadzieją na to, że już będzie dobrze. Obok nas pojawił się lekarz.
-Pani doktorze co się stało?! Skąd ta nagłe pogorszenie się stanu Michała?
-Niestety w organizmie pana Michała rozwinęła się sepsa. Mieliśmy nadzieję, że przynajmniej unikniemy tego, ale niestety stało się inaczej. Udało nam się przywrócić akcji serca, ale nie ukrywam, że stan jej beznadziejny. Oczywiście będziemy robić wszystko, by pan Michał wrócił do zdrowia, ale nie mogę państwu obiecać, że się uda. Myślę, że powinniście się państwo pożegnać z pacjentem, bo…- już więcej nie słyszałam. Usunęłam się po ścianie, tracąc przytomność….

/Tola/

Kinga często reagowała tak na stres. Traciła przytomność, ale nie trwało to zbyt długo. Teraz też szybko doszła do siebie, ale nie było pewności, że taka chwilowa niedyspozycja nie będzie miała wpływu na dziecko. Lijewska została przyjęta na oddział ginekologiczny. Zabrzmię beznadziejnie, ale cieszę się z takiego obrotu sprawy, bo przynajmniej mam pewność, że jej i dziecku nic nie zagraża. Z drugiej strony jest też Michał i to co teraz się z nim dzieje. Łzy same cisną mi się do oczu. Teraz mam swoje 5 minut na to, by pożegnać się z Bąkiewiczem. Siadam przy jego łóżku. Nie znam go za dobrze, ale przy nim moja przyjaciółka jest szczęśliwa i dzięki niemu też udało jej się wrócić do normalności po tym co stało się w styczniu.
-Michał nie znam cię za dobrze, ale proszę zrób coś dla mnie, nie zostawiaj Kingi i waszego dziecka. Ona cię tak kocha, nie poradzi sobie tu bez ciebie. Zrobiłabym wszystko, żebyś wyzdrowiał…- dotykam delikatnie jego dłoni. Mam niewyobrażalne szczęście, że mój Alek jest zdrowy. Nie poradziłabym sobie z czymś takim, jestem przekonana. Podziwiam przyjaciółkę za to, że się nie poddaje, że walczy. Może i miała chwilową niedyspozycję, ale teraz już nie dopuszcza do siebie myśli, że Michał nie wyzdrowieje.
-Proszę pani, teraz czas na kogoś innego. Tam na korytarzu już ktoś czeka i mówi, że jest z rodziny.- no tak. Nie mam prawa blokować tego miejsca. Nachylam się nad twarzą przyjmującego i muskam jego policzek.
-Nie zawiedź mnie Misiek, czekamy na ciebie.- ostatni raz patrzę na jego twarz i wychodzę, mijając w drzwiach jakąś nieznaną kobietę. Jest dla mnie nieznana, ale mimo wszystko dziwnie znajoma. Te włosy i rysy twarzy. Mam wrażenie, że patrzę na starszą wersję Kingi. Nie pasuje mi odwrócić się i patrzeć jak sroga w gnat, więc daję sobie spokój i idę do przyjaciółki. Cholera jasna! To nie da mi spokoju!

/Marcin/

Moja córka nie życzy sobie mojej obecności tutaj, ale nie mogę jej teraz zostawić. Nawet za cenę tego, że wyrzuci mnie i obdarzy niemiłymi słowami. Nie będę oszukiwał, że jestem zwolennikiem jej związku z Bąkiewiczem. Uważam, że Kinga powinna sobie znaleźć kogoś w swoim wieku i nie zadawała się z kimś z mojego pokolenia. Starałem się wszystkimi możliwymi sposobami wytłumaczyć jej, żeby zweryfikowała swoje plany na przyszłość, ale nie posłuchała, a do tego jeszcze zaszła w ciążę z Michałem. Ta wiadomość podniosła mi ciśnienie, ale gdy zobaczyłem z jaką miłością i zaangażowaniem siatkarz zapewniał mnie o tym, że kocha moją córkę i nie zostawi jej z tym wszystkim samej,postanowiłem dać im szansę. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, by Michałowi stało się coś złego. Nie chciałem go w ten sposób wyeliminować.
-Proszę pana tam nie można. U pana Michała już ktoś jest.- pielęgniarka ostudziła mój zapał wejścia do sali Bąkiewicza. Założyłem zielony fartuch i usiadłem pod ścianą. Czekałem 20 minut i w końcu zdecydowałem się podejść do szyby, która oddzielała szpitalne pomieszczenie od korytarza. Siedząca przy łóżku Michała kobieta wzbudziła moje podejrzenie. To chyba oczywistym odruchem jest, że pomyślałem o podwójnym życiu chłopaka Kingi. Ona leży na swoim oddziale, a do niego w między czasie przychodzi inna kobieta. Nerwy rosły we mnie do momentu, w którym szatynka odwróciła twarz w moją stronę. Zamarłem. Moja głowa nie przyjmowała i nie potrafiła przetrawić tego obrazu. Nie widziałem jej 19 lat. Zostawiła mnie zaraz po narodzinach Kingi. Na początku chciałem jej szukać, ale w końcu przestałem. Ułożyłem sobie życie na nowo, wychowałem córkę wspólnymi siłami razem z Justyną. W życiu bym nie pomyślał, że jeszcze kiedykolwiek ją spotkam, zwłaszcza w takich okolicznościach. Mając na dzieję, że pielęgniarka nie zarejestruje mojej osoby, zdecydowałem się wejść do środka. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Patrzyłem na nią i czekałem na jej ruch.
-Marcin…
-Beata…
-Co ty tu robisz? Nie miałam pojęcia, że znasz Michała.- a skąd ona go zna? Coraz mniej to wszystko zaczyna mi się podobać. Nie rozumiem dlaczego jej dłoń chowa dłoń szatyna. Zdziwiło mnie też coś innego. Zapytała o moją znajomość z Bąkiewiczem, a nie zapytała o Kingę. Zupełnie zapomniała o tym, że ma córkę?
-Tak się złożyło, że Michał jest chłopakiem i ojcem dziecka naszej córki, Kingi. Zapomniałaś, że ją masz?- nie chciałem podnosić głosu, bo szpital nie był najlepszym miejscem do załatwiania spraw rodzinnych. Nie mniej jednak nie można mi się chyba dziwić, że targały mną negatywne emocje.
-Nie, nie zapomniałam. Nie wiedziałam, że ona i Michał, że oni są parą…- spojrzała z jakimś dziwnym wyrzutem na oblicze Bąkiewicza i podniosła się ze swojego miejsca. Chyba tak po prostu chciała wyjść. Po tylu latach chce znów uciec bez słowa. Jestem przekonany, że Kinga zasługuje na to, by w końcu poznać swoją matkę.
-Beata ona jest w tym szpitalu. Stres związany ze stanem Michała sprawił, że trafiła na oddział ginekologiczny. Masz niepowtarzalną okazję by ją zobaczyć i odpowiedzieć jej na pytanie, na które ja nie znałem logicznej odpowiedzi…- tyle razy Kinga pytała mnie, dlaczego jej własna matka zostawiła ją zaraz po urodzeniu. Czuła się pod tym względem gorsza od innych dzieci. Justyna starała się zrobić wszystko, by przeleć na nią tyle matczynej miłości ile tylko potrzebuje, ale zawsze w jej sercu była zadra, że jej biologiczna matka nie chciała się nią zająć.
-Myślę, że nie jest to najlepszy pomysł. Przepraszam cię Marcin, ale muszę już iść.- kilkanaście lat myślałem, że znam ją na wylot. Była ode mnie dwa lata starsza, ale to ona potrzebowała opieki. Była delikatna i taka wrażliwa. Z młodzieńczą naiwnością planowaliśmy wspólną przyszłość, gdy Beata pewnego dnia oświadczyła mi, że jest w ciąży. Nie cieszyłem się jak wtedy, gdy Justyna mówiła mi o ciąży z Natalką czy Kacprem. To normalne, że niepełnoletni jeszcze chłopak nie może się cieszyć z wiadomości o cięży swojej dziewczyny. Minął pierwszy szok i zrozumiałem, że nie mogę chować głowy w piasek, że muszę robić wszystko, by udało się nam wychować dziecko na dobrego człowieka w kochającej się rodzinie. Pomoc zaoferowali nam moi rodzice. Państwo Jakubowscy trzymali się tego wszystkiego z dystansem. Ostatnie dwa miesiące ciąży były dla nas trudnym czasem. Non stop się kłóciliśmy, nie mogąc porozumieć się nawet w najprostszych kwestiach. Miałem nadzieję, że po narodzinach wszystko się zmieni, ale nic takiego nie miało miejsca. Coraz bardziej oddalaliśmy się z Beatą od siebie, aż w końcu pewnego dnia Jakubowska zostawiła Kingę pod opieką moich rodziców i nie wróciła na noc. Myślałem, że pojechała do swoich rodziców. Dzwoniłem do nich, ale nie mogli udzielić mi żadnych informacji, bo sami nie wiedzieli nic. Nie mogłem zrozumieć, że kobieta, którą tak kochałem, mogła się posunąć do czegoś takiego. Znienawidziłem ją i ta nienawiść wyparła ze mnie całe uczucie. Pojawiła się Justyna i założyłem normalną rodzinę, odnalazłem szczęście na ziemi. Już nie ma we mnie tego żalu co wtedy, gdy w wieku 17 lat musiałem sam zająć się kilkumiesięcznym dzieckiem.
-Nic się nie zmieniłaś. Widać, że nadal myślisz tylko o sobie. Zostawiłaś córkę, nie interesowałaś się jej losem i nie masz odwagi spojrzeć jej w twarz i powiedzieć, dlaczego to zrobiłaś. Może przynajmniej mi powiesz co tobą kieruje, bo nie jestem w stanie sam wytłumaczyć sobie tego w sposób racjonalny.- tak blisko nas leży Michał, który walczy o życie, a ja próbuje wyjaśnić największą tajemnicę Beaty.
-Mam iść i powiedzieć jej, że jeszcze rok temu to ja byłam na jej miejscu?- nie musi mi powtarzać tego dwa razy, bo w lot pojmuje sens jej słów. Już teraz wiem skąd jej obecność tutaj i te gesty względem Michała. Nie mogę tylko uwierzyć, że w przeciągu tego roku poukładane życie mojej córki zmienia się o 360 stopni.
-Idź już. I nie waż się mówić Kindze, że w przeszłości tworzyłaś związek z Michałem. Ona tego nie zniesie. Jest za słaba, by sobie z tym poradzić.- czy ja nie jestem za słaby, by sobie z tym poradzić? Chyba jestem, bo nie wiem kompletnie jak ma do tego podejść. Tworzymy wszyscy razem jakiś zaklęty krąg, który nie wróży niczego dobrego. Przyszedłem tu posiedzieć chwilę przy Michale, a dowiedziałem się kilku faktów, przez które nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Wychodzę ze szpitala, nie odwiedzając córki. Siadam na murku, chowając twarz w dłonie. Zastanawiam się czy ktoś wiedział o wszystkim i nie mógł wcześniej powiedzieć mi o tym. Na myśli przychodzi mi Kadziu, Winiar i Mario. Oni na pewno wiedzieli by wszystko zdecydowanie wcześniej niż ja, gdyby mieli pojęcie o Beacie. Nigdy nie lubiłem wracać do tego tematu i chyba poza moją najbliższą rodziną nie ma osoby, która znałaby tożsamość matki Kingi. Owszem, media chciały w każdy możliwy sposób wydębić ode mnie jakieś informacje, ale nigdy nie dałem się sprowokować.

-Kurwa mać!




~*~
Co tydzień chyba nie dam rady dodawać, bo zaczęłam pracować. Na trzy zmiany, więc jakiś czas na pewno znajdę, ale przez pierwszy czas będę się musiała przyzwyczaić do nowego tryby życia. Muszę też się przyzwyczaić do tego, że piszę, że mam porozpoczynane blogi, które muszę dokończyć, bo tak sobie założyłam, że wszystko zawsze doprowadzę do końca. Na razie mam takie zbiorcze notki pod postami na blogach, ale w przyszłości powinno się to zmienić. Wiem, że to uciążliwe dostać informację, że pojawiło się tyle nowości, ale postaram się to zmienić w najbliższym czasie. Pozdrawiam :*

Zapraszam też tutaj:
Szesnastka-->tutaj<klik>
3-->tutaj<klik>
#3-->tutaj<klik