piątek, 28 czerwca 2013

IX

/Kinga/
Ostatni raz puściłam Tolę samą do Rzeszowa! Nawet gdybym miała zabierać tam Natalkę i Kacpra, to nie puszczę jej bez opieki. Tak się zarzekała, że Akhrema to by nawet kijem nie ruszyła, a wystarczyło tylko trochę alkoholu i sama była gotowa wejść na niego i się z nim zabawić. Oczywiście te jej zapewnienia, że Białorusin w ogóle jej się nie podoba, brałam z przymrużeniem oka, ale żeby od razu seks?! Niby powinnam się przyzwyczaić, że ona szybko podchodzi do życia i bierze z niego garściami, ale jednak w tej sytuacji wolałabym, by zachowała umiar i rozsądek. Ha! Sama muszę pilnować swojej osoby, by nie zagalopować się w swoich kontaktach z Michałem. Wtedy na hali za szybko to wszystko poszło, ale potem nie wskoczyliśmy już na wyższy poziom. Troszkę zmieszani i przelęknieni poszliśmy na kawę. Rozmawialiśmy o wszystkim, skutecznie omijając temat wydarzeń z hali. Udawało się doskonale, bo Bąkiewicz to doskonały rozmówca. Na początku nie mogłam przestać się śmiać z tego jego lekkiego jąkania się. Na całe szczęście szatyn wziął ten śmiech za oznakę dobrego humoru i nie połączył go z tym, że mogłabym się z niego nabijać. Później już zupełnie przestałam to zauważać. On mówił, a ja słuchałam. Potem odwrotnie. Nie wcinał się w słowo, nie chciał pokazać na każdym kroku, że to on jest mądrzejszy, bo jest mężczyzną i ma większe doświadczenia. Słuchał i sam dawał się słuchać. Potem przyszedł czas na zakupy, które Michał obiecał Szamponowi. Z tego co mi mówił przyjmujący, to on musi być ważną postacią w tym zespole. Może nie tyle w zespole i na boisku, co poza nim. Wcale się nie dziwię, że chłopaki radzą się go w różnych kwestiach, bo on naprawdę mądrze mówi. Kupowanie prezentu dla Arka było najzabawniejszą rzeczą tego wieczoru. W sklepie z dziecięcymi artykułami zachowywaliśmy się jak…dzieci. Doszliśmy nawet do tematu o dzieciach i ilości, jaką chcielibyśmy mieć prywatnie. Bąkiewicz mówił coś o dwójce, a mi się od zawsze marzy trójka. Pochwaliliśmy się nawet pomysłami na imiona i doszliśmy do wniosku, że nie mamy pociągu do żadnych zmyślnych imion, nadciągających do Polski z zachodu. On chciałby mieć Frania i Alę, a ja Olka, Antosię i Ulę. Żartowaliśmy, że w ostateczności w naszym przypadku doszlibyśmy do porozumienia. W OSTATECZNOŚCI oczywiście! Prezentem odpowiednim dla Arka okazał się jakiś zabawkowy aparat, bo z tego co mówił Bąkiewicz, mały często bawi się sprzętem rodziców, a Mariusz dostaje wtedy palpitacji serca i drży o swoje lustrzanki. Całe spotkanie zakończyło się spacerem i odprowadzaniem mnie do domu. Nie pozwoliliśmy sobie już na zbytnią czułość, ale ten niby nic nieznaczący buziak w policzek wywołał burzę w moim domu. Miałam to nieszczęście, że akurat wtedy Kacper musiał zameldować się w kuchni. Gdyby to była Natalia albo Justyna, to sprawę dałoby się jakoś załagodzić. Szanowny brat od razu chwycił za telefon i z tą rewelacją zadzwonił do ojca. Jeszcze nie zdążyłam wejść do domu, a już musiałam z nim rozmawiać. Na całe szczęście Kacper nie miał pojęcia, że owy chłopak, z którym rzekomo całowałam się namiętnie przed domem, jest Michałem Bąkiewiczem. Tacie walnęłam ściemę mówiąc, że to tylko kolega z klasy, który odprowadził mnie do domu i pożegnał buziakiem w policzek. Nie omieszkałam też powiedzieć, że jego najmłodsza latorośl to wstrętny kabel. Do tej pory nie odzywam się do Kacpra, choć minął już prawie tydzień. Jeszcze tydzień i studniówka. Wszyscy myślą, że to właśnie z tym gentlemanem, który odprowadził mnie do domu, zamelduję się na pierwszym poważnym balu w życiu. Owszem, bardzo chętnie poszłabym z Michałem na studniówkę, tylko wtedy tata dostałby zawału serca. Problem w tym, że kiedyś będę musiała mu o tym powiedzieć, bo Michał zaczyna mi się naprawdę podobać .
-Kinga? Jesteś w domu?- Justyna wróciła z kwiaciarni. Zdejmuję nogi z biurka, usypiam laptop i schodzę na dół. Biorę od niej zakupy i rozkładam je po lodówce i szafkach, będąc przekonaną, że zawołała mnie właśnie po to bym jej pomogłam. Szybko się z nimi uporałam, ale ku mojemu zdziwieniu nie o to chyba chodziło.
-Chcę z tobą porozmawiać. Usiądź proszę.- zrobiła kawę i usiadłyśmy przy stole w kuchni. Próbowałam sobie przypomnieć czy aby przypadkiem dzisiaj nie było wywiadówki, bo być może powodem mojej rozmowy jest ten zapalony papieros na terenie szkoły. W myślach ganię się za takie podejrzenia, bo przecież wywiadówka była w zeszłym tygodnie. Co się więc stało? Muszę czekać na jakikolwiek zarys wydarzeń.
-Byłam dzisiaj w Ergo Arenie, bo musiałam zapłacić jakieś wpisowe na siatkarski obóz Natalki i rozmawiałam z panem Henrykiem. On jest tam odpowiedzialny za przygotowywanie hali do meczów siatkówki i był akurat tam wtedy, gdy ty i Tola byłyście na meczu… -żołądek podszedł mi do gardła. Przypomniałam sobie tego puszystego pana, który poganiał mnie i Michała, gdy oddawaliśmy się przyjemności pocałunku. Spuściłam oczy i czekałam na to aż Justyna wytoczy „oskarżenia”.
-Kinga dlaczego nie powiedziałaś, że spotykasz się z Michałem?- no jak to dlaczego? Dlatego, że Michał jest w jej wieku i bałam się, że zostanę posądzona o brak rozumu i wyobraźni. Nie chciałam też tego robić ze względu na to, że wszystko było jeszcze takie świeże i nie warto było robić zamieszania jeśli miałoby się okazać, że to spotkanie w klubie i późniejszy kontakt telefoniczny było przelotną znajomością.
-Bałam się. Michał jest ode mnie dużo starszy, ale to naprawdę fajny facet i chyba z każdym kolejnym dniem zaczyna mi na nim coraz bardziej zależeć. Mogę z nim pogadać o wszystkim. Widać też, że ma ogromny szacunek do kobiet i można się przy nim poczuć wyjątkowo.- Justyna pewnie chciała usłyszeć co innego. Pewnie miała nadzieję, że Bąkiewicz to tylko zwykły znajomy,  jeden z wielu. Mi też się tak na początku wydawało. Miałam wrażenie, że myśli tylko o tym, jak mi pokazać, że żadna mu się nie opiera. Był dla mnie jak Alek dla Toli. Przy głębszym poznaniu musiałam wycofać opinię zapatrzonego w siebie macho.
-Nie uważasz, że nie to dla ciebie odpowiedni mężczyzna? Rozumiem, że to z nim wtedy widział cię Kacper?- czuję się tak, jak na przesłuchaniu sądowym. A jeszcze do niedawna wydawało mi się, że jak powiem o wszystkim Justynie to ona zrozumie i będzie moim sojusznikiem w pertraktacjach z ojcem. Pomyliłam się…
-Tak, wtedy byłam z Michałem…- nie było sensu iść w zaparte. Opowiedziałam jej wszystko, począwszy od tego, że w niewyjaśnionych okolicznościach udało mu się zdobyć mój numer, a skończywszy na spotkaniu po meczu. Gdyby nie było tych 13 lat różnicy, to wszystko byłoby w porządku, a Justyna na pewno uznałaby te wszystkie okoliczności za niebywale romantyczne. Problem w tym, że ta różnica jest, ale na chwilę obecną zupełnie niezauważalna.
-Przykro mi Kinguś, ale będziesz musiała to skończyć. W przeciwnym razie będę musiała o wszystkim powiedzieć Marcinowi. Rozumiem, że mogłaś się zauroczyć, ale uwierz mi, że ten związek na dłuższą metę jest bez przyszłości. Wiem, że jesteś mądrą dziewczyną i nie zrobiłabyś żadnej głupoty, ale zauroczenie i miłość czasami odbierają nam rozum i nie pozwalają myśleć obiektywnie.-  i wszystko jasne. Ktoś inny zadecydował za mnie, że tak będzie lepiej. Mam napisać do Michała i powiedzieć mu, że rodzina nie jest zachwycona naszą znajomością, więc musimy to zakończyć tak jak jest. Przecież nie mogę tego zrobić. Problem w tym, że nie mam wyjścia. Jeśli Justyna powie o wszystkim tacie, to już w ogóle będę w czarnej dupie. Obrażona wstaję z krzesła i bez słowa idę do swojego pokoju. A ja głupia z nadzieją patrzyłam na pomysł wyjazdu do Bełchatowa i spotkania się z nim, tym razem na jego gruncie. Odechciało mi się już tej całej studniówki i wszystkiego. Ze złością spojrzałam na sukienkę, wiszącą na żyrandolu. Może rzeczywiście zbyt śmiało spojrzałam w przyszłość i zapomniałam o tej gigantycznej wiekowej przepaści? Justyna na pewno ma rację. Zawsze miała i nigdy nie zrobiła nic przeciwko. Każda jej uwaga i rada była trafiona. Dlaczego teraz miałabym z niej nie skorzystać?


Bo ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni.


/Tola/
Do dziś dnia patrzę w swoje lustrzane odbicie i mam ochotę splunąć sobie na twarz. Zachowałam się tak beznadziejnie w tym Rzeszowie, że tylko cud uchronił mnie od tego, że nie zostałam wypieprzona na prawo i lewo przez Akhrema! I do kogo ja miałabym mieć pretensję, gdybym zaszła w ciążę?! Można powiedzieć, że sama mu się wystawiłam, jasno dając do zrozumienia, że mam na niego ochotę. Nie wiem co mnie opętało. Można co nie co zrzucić na ilość wypitego alkoholu, ale bez przesady. Musiało kierować mną też coś zupełnie innego. Zapowiedziałam sobie, że na wszelki wypadek będę stronić od alkoholu i na razie nie będę wybierać się na Podkarpacie. Chyba bym się spaliła ze wstydu gdybym miała spojrzeć mu teraz w oczy. A zapowiadało się na zakopanie topora wojennego i uporządkowanie naszych stosunków. Problem w tym, że mi się zachciało zupełnie innego stosunku. Przecież to on myśli nie tą częścią ciała co trzeba, a to ja prawie na siłę chciałam się mu wypiąć. Nawet nie chcę wiedzieć jakie on ma teraz o mnie zdanie, bo chyba musiałabym poszukać jakiejś suchej gałęzi i skończyć swój nędzny żywot. Obawiam się jeszcze tego, że on tę sytuację wykorzysta przeciwko mnie i powie o wszystkim tacie. W ten sposób doskonale mógłby się na mnie odegrać za wszystkie złośliwości z mojej strony i pokazać mi, że z nim się nie zadziera. Na razie tata nie dzwonił z obelgami skierowanymi w moją osobę, ale gdy tylko na wyświetlaczu pojawia się jego numer to drżę jak galaretka.
Studniówka kompletnie mnie nie cieszy. Do fryzjera mama zaciągnęła mnie prawie siłą. W dupie miałam to, że fryzjerka niemiłosiernie szarpała moje włosy. Nie lubię stanu, w którym mam burdel w głowie i nie wiem co robić. Gdy pewność z siebie spada poniżej pewnego poziomu, to nie czuję się komfortowo. Wymarzona studniówkowa sukienka dziś wydaje się być zwykłym skrawkiem materiału, zupełni nie wyróżniającym się na tle innych ubrań. Po prostu wydarzenia ostatnich tygodni sprawiły, że wszystko przestało mnie obchodzić. Nerwowo krzywię twarz, próbując się uśmiechać, gdy mama i jej gach zachwycają się nad moim wyglądem. Rodzicielka z nieukrywanym wzruszeniem wspomina dzień, w którym przyszłam na świat. Denerwuję się, bo nie mam ochoty na uzewnętrznianie się przy jej facecie.
-To pewnie Damian<klik>.- pukanie do drzwi jest dla nas sygnałem przybycia mojego partnera. Wchodzi do  przedpokoju. Nienagannie ubrany, z charakterystycznym dla niego nieładzie na głowie i białą różą, z którą mam tańczyć poloneza. Mama szturcha mnie w bok. Mi też się wydaje, że na taki widok powinny ugiąć mi się kolana, a serce przyspieszyć kroku, ale nic takiego się nie dzieje. Sztucznie się uśmiecham i daję przywitać buziakiem w policzek.
-Mam wrażenie, że będziesz najpiękniejszą abiturientką tego wieczoru.-szkoda jeszcze, że nie zapytał czy nie bolał mnie upadek z nieba. Cały czas myślę o Akhremie i to mnie przeraża. Powinnam zmienić sobie obiekt zainteresować, bo z tego i tak nie może nic wyniknąć, a mimo wszystko nie potrafię w sposób dosadny przemówić sobie do rozsądku. Gdyby o tym wszystkim dowiedział się tata, to on już wiedziałby co zrobić. Problem w tym, że on nie może o tym wiedzieć, bo już zupełnie straciłabym w jego oczach. Wybaczał alkohol pity w miejscach publicznych i odbieranie mnie po nocy z komisariatu policji, ale chyba dupczenia z Białorusinem by mi nie wybaczył. Zresztą nie wie, wole nie próbować.
 -Udanej zabawy córeczko.-jeszcze nie zamknęłam dobrze za sobą drzwi, a już słyszałam plask odbijającej się łapy tego przydupasa od pośladka mojej mamy. Moje policzki płoną purpurą na myśl o tym, co będzie działo się w murach rodzinnego domu. Damian przyjechał po mnie swoim samochodem. Jak na gentlemana przystało, otworzył drzwi. Już powinnam zapisać plus po jego stronie, bo w Rzeszowie Akhrem nie wysilił się na taki gest, gdy po mnie przyjechał. Później tak fajnie już nie było. Zaczął gadać o maturze, pytając mnie o przedmioty, które chcę zadeklarować. Nawet ośmielił się zapytać czy poczyniłam już stosowne powtórki. Face palm! Pod gmachem bankietowej sali spotkaliśmy się z Kingą i jej partnerem. Pani Justyna uwinęła się w dwa dni, by moja przyjaciółka nie znalazła się na tej imprezie bez towarzystwa. Mam wrażenie, że Kinga odpuściła sobie Bąkiewicza bez walki. Nie mnie ją oceniać, bo sama drżę na myśl, że tata mógłby się dowiedzieć o moich ekscesach z Alkiem, ale jestem przekonana, że akurat im mogłoby się udać.
-Też masz wrażenie, że jesteś tu za karę?- kiwam twierdząco głową. Najchętniej rozpoczęłabym ewakuację, zabierając stąd przyjaciółkę. Po drodze wstąpiłybyśmy do monopolowego, kupiły pierwszego lepszego sikacza i utopiły smutki. Szkoda, że już za 10 minut musimy ustawić się w parach i zatańczyć pierwszego i pewnie ostatniego poloneza w życiu. W ogóle nie wzrusza mnie fakt, że jest on taki dostojny. Zupełnie nie rozumiem łez wzruszenia w oczach innych dziewczyn. Ja tylko czekam aż te wszystkie węże i tunele dobiegną końca i będę mogła usiąść za stołem.
Tyle prób i po zawodach. Nauczyciel wychowania fizycznego jest oczarowany naszym tańcem i z radością w głowie oznajmia, że zatańczyliśmy dziś najlepiej ze wszystkich prób, jakie podejmowaliśmy przed tym wieczorem. Na dobrą sprawę to co on ma powiedzieć? Że Damian spóźnił się klęknięciem na kolano, a ja z tego wszystkiego wypuściłam różę  i połowę poloneza maszerowałam bez? Kamera pewnie wychwyci wszystko, pośmiejemy się trochę po domach, a potem każdy o tym zapomni. Wybiła godzina 1.15 a ja wcale nie zamierzam powiedzieć dzisiejszego popołudnia, że była to najlepsza impreza w moim życiu. Bawiłam się już na zdecydowanie lepszych, przede wszystkim mniej sztucznych. Siedziałyśmy z Kingą przy stole, gdy szatynka otrzymała smsa. Była pewna, że to rodzice pytają ją o przebieg imprezy. Moja uwaga skupiła się na niej dopiero wtedy, gdy nerwowo zaczęła wodzić palcem po dotykowym ekranie swojego telefonu. Pisała coś i kasowała. Kasowała i pisała dalej.
-Co jest? Stało się coś?
-Michał jest pod salą i prosi, bym wyszła do niego na chwilę. Boże Tola, ja go ostatnio tak zlewałam, by się ode mnie odczepił i zapomniał, a on tu wyjeżdża mi z czymś takim. Muszę mu napisać, że nie spotkać się z nim.- yhym. Nie chcę się z nim spotkać, a cały czas kasuje treść wiadomości, bo w sposób zbyt ostry ją formułuje. Zabieram jej telefon z ręki. Widzę, że chce się z nim spotkać, ale przez pryzmat słów pani Justyny boi się utrzymać z nim jakikolwiek kontakt.
-Idź do niego i powiedz mu prosto w oczy, że nie ma sensu konturować tej znajomości. Jeśli nie zrobisz tego w ten sposób, to nigdy się nie przekonasz czy ci naprawdę na nim zależy. Jestem przekonana, że gdybyś napisała do niego smsa to i tak nie byłabyś pewna, że dobrze zrobiłaś.- widać na pierwszy rzut oka, że nie zgadza się z opinią swojej macochy. Uważam, że nawet za cenę sprzeciwu jej zdaniu i świadomości, że o wszystkim może dowiedzieć się pan Marcin, powinna iść za głosem swojego serca i nie oglądać się na innych. Jak to dobrze radzić innym, samemu nie musząc się do tego stosować…
-Tak uważasz?
-Jestem tego pewna. Idź i powiedz mu o swoich obawach, ale też szczerze wyznaj, że nie jest ci obojętny. Bo nie jest prawda?
-No nie…

…Kinga nie wracała już drugą godzinę, a ja nieśmiało zaczynałam myśleć o powrocie do domu. Napomknęłam o tym Damianowi, ale ten chyba zapomniał o tym, że przyjechał tu swoim samochodem, bo waliło od niego gorzałką jak z Polmosu Janusza Palikota. Rzuciłam ze złością w jego kierunku słowo „Prostak” i musiałam się na własną rękę martwić o powrót. W między czasie obok mnie pojawił się zmartwiony Dominik, partner Kingi. Mówił, że nigdzie nie może jej znaleźć.
-Też nie mam pojęcia, gdzie może być.-udawałam idiotkę, bo nie widziałam najmniejszego sensu w tym, by tłumaczyć miejsce aktualnego pobytu Lijewskiej. Przede wszystkim nie chciałam mu mówić z kim jest na dworze, bo chłopak może strzelać z ucha, a dodatkowe zamieszanie nie jest nam potrzebne. O godzinie 3.20 zamierzałam opuścić salę, uprzednio żegnając się z ze swoją klasą i dziękując im, mimo wszystko, za zabawę. Byłam już blisko wyjściowych drzwi, gdy do środka wpadł v-ce dyrektor naszego ogólniaka i oznajmił, że pod salą doszło do bójki. Policja została wezwana, a mi o uszy obiło się nazwisko Lijewska i Bąkiewicz. Nie wiedziałam o co chodzi, a nikt nie chciał mnie teraz wypuścić. Przez szybę widziałam Kingę w ramionach Michała. Widać było, że nerwowo unosiły się jej ramiona, a siatkarz próbował ją uspokoić. Musiała płakać. Musiało coś się stać! Nikt nie wpadł na to, że jako jej przyjaciółka cholernie się o nią martwię i wcale nie przemawia do mnie fakt, że nie jest na zewnątrz sama…


Przy­jaźń za­war­ta w dzieciństwie to je­dyne, co nie umiera wcześniej niż my. 


~*~
Gdybym nie dodała tego rozdziału tak, jak obiecywałam, to męczyłaby mnie ta sprawa na wakacjach, a tam chcę jechać z czystą głową. Totalnie chce się zresetować, odpocząć i nabrać dystansu. Mam nadzieję, że przez ten czas nie zapomnę jak się piszę, bo to będzie chyba najdłuższa przerwa podczas mojej blogowej przygody, z dala od laptopa, kawałka kartki i długopisu. Chcę to wytrzymać, by potem mieć niesamowity głód pisania, ale co z tego wyjdzie, to się zobaczy. 
Do 5 lipca mnie nie ma. Od następnej soboty postaram się nadrobić wszystkie zaległości na Waszych blogach, łącznie z komentarzami. Poczekacie na mnie jeszcze trochę? :)
A teraz powiedzcie mi co obstawiacie, że stało się na studniówce? Która zgadnie, co miałam na myśli, dla tej przygotuję jakąś niespodziankę ;)
Pozdrawiam i do napisania :***




Urywki, urywki...
-Teraz też pan powie, że takie odgłosy wydaje wymiotująca osoba?


-Wkurza mnie to, że tak strasznie mnie pociągasz i nie możesz wyjść z mojej głowy. Wiesz jaki byłem na siebie wściekły za to jak cię wtedy potraktowałem. Pożądam cię od pierwszego spotkania, a zachowałem się wtedy jak dupa wołowa.





poniedziałek, 24 czerwca 2013

VIII

/Tola/
Kinga miała rację. Ten jeden pieprzony taniec sprawił, że straciłam pewność siebie w stosunku do tego erotomana. Na moje nieszczęście do Rzeszowa pojechałam sama, bo Kinga musiała zostać w domu i zająć się młodszym rodzeństwem, a ja ojcu nie mogłam odmówić. Wsiadłam dziś o 5.40 w pociąg do Rzeszowa i z jedną przesiadką znalazłam się na dworcu głównym w stolicy Podkarpacia. Odebrał mnie z niego tata. Pierwszy raz od bardzo dawna widziałam na jego twarzy szczery uśmiech. Ten wyjazd najwyraźniej był mu potrzebny. Ciężko mi jest się wciąż przyzwyczaić do tego, że po powrocie ze szkoły nie mogę iść do jego gabinetu i gadać bez końca o tym co się działo danego dnia, ale dla tego uśmiechu na jego twarzy warto jest zaciskać zęby i próbować się przyzwyczaić do sytuacji.
-Cieszę się, że wreszcie zobaczę jak się urządziłeś. Bardzo za tobą tęsknię tato.- na dworcu jeszcze raz wpadam w jego ramiona, łaknąć jego bliskości. Muszę się nim nacieszyć na zapas, bo nie wiem kiedy teraz będę miała okazję przyjechać do Rzeszowa. Za tydzień w sobotę bal studniówkowy. Miałam taką chęć na tę imprezę, ale na tydzień przed nią nie czuje żadnego feelingu. Na szczęście Kinga przestała świrować i powiedziała, że pójdzie na studniówkę. Dzisiejszego wieczoru ma się zdecydować na szczerą rozmowę z Justyną i powiedzieć jej  o tym, że w oko wpadł jest Bąkiewicz. A tak się zarzekała, że nic z tego nie będzie, że nie ma prawa być. Jak jest teraz? Jakby mogła, to mówiłaby o nim non stop, choć jak sama przyznała, ta relacja zaczyna powoli wymykać się spod jej kontroli. Mówiąc mi o tym, miała na myśli ten pocałunek z szatynem. Jakby jej nie na nim nie zależało w jakiś sposób, to by tak tego nie przeżywała. Gdybym ja miała się przejmować każdym spontanicznym pocałunkiem, to bym się dawno nabawiła jakiejś nerwicy. Czasem tak jest, że człowiek się znajdzie w takiej sytuacji, że od tego nie ma ucieczki. Jedna chwila i już.
-Niestety nie dorobiłem się jeszcze samochodu, ale Alek był tak miły i zgodził się podrzucić mnie na dworzec i potem odwieźć nas pod mieszkanie.- cholera jasna! A już zapomniałam o tym przeklętym sylwestrze i nieszczęsnym tańcu, który odebrał mi wtedy całą pewność siebie. Uciekłam jak idiotka zastanawiając się, co ja tak właściwie robię. To miał być mój wróg numer 1. Nadęty bufon i macho, a kilka dni próbowałam odtworzyć w swojej głowie ten taniec. Kiedy tylko zobaczyłam jego postać opartą o samochód, wszystkie wspomnienia wróciły. Czułam na sobie jego dłoń, które mocno obejmowała mnie w pasie. Przed oczami miałam jego oczy, w których widziałam skaczące ogniki pożądania. Rozejrzałam się wokół, by znaleźć jakąś taksówkę. Wolę iść nawet z buta, byle tylko nie z nim. Najgorsze jest to, że można śmiało przewidzieć na co go stać. Dobrze wiem, że chce mnie mieć na jedną noc, by samemu sobie uwodnić, że jest gość, bo może mieć każdą. Nie dam mu tej satysfakcji. Odgrodzę się od niego murem, a powracające myśli z ostatniej nocy 2012 roku będę zagłuszać czymś innym.
-Hej!- jak gdyby nigdy nic mówi „hej”, a ja dziękuję mu za to, że za wszelką cenę nie chce pokazać mojemu ojcu, że zagiął na mnie parol. Wsiadamy do jego auta i ruszamy w drogę. Całe szczęście, że nie zdecydowałam się na pieszą przechadzkę, bo pewnikiem nogi weszłyby mi w dupsko. W samochodzie nikt się nie odzywa, w tle słychać piosenkę zespołu Nickelback ”Lullabay”. Dlaczego w jego obecność moje uszy są maltretowane takimi smętami? Ta piosenka zbyt mocno działa mi na wyobraźnie i nie pozwala się od tego oderwać.
-Alek mógłbyś się zatrzymać przy „Żabce”. Chciałbym zrobić drobne zakupy, bo wczoraj zapomniałem tego zrobić, a trochę głupio, by córka oglądała światło w lodówce.- rozbrajająca szczerość taty wywołuje u mnie uśmiech. Białorusin posłusznie wykonuje jego prośbę i zatrzymuje auto na parkingu sklepu. Chcę iść z tatą, ale ten mówi, że nie ma takiej potrzeby, bo ma mocno sprecyzowaną listę zakupów i nie zajmie mu to dużo czasu. Dlaczego wszystko działa przeciwko mnie?! Nikogo nie zabiłam, a wczoraj dałam nawet ściągnąć na historię „ulubionej” koleżance z klasy.
-Słodka jesteś jak się złościsz.- a jak palę buraka to też jestem taka słodka? Czuję, że moje policzki zostały oblane niechcianym rumieńcem. Nie zdążyłam nic powiedzieć, on tego nie komentował. Tata wrócił do samochodu i Akhrem mógł bezpiecznie odwieźć nas do domu. Osiedle na którym przyszło stacjonować mojemu ojcu jest naprawdę imponujące. W między czasie zdążyłam się dowiedzieć, że w tym samym bloku mieszka Piotrek Nowakowski z dziewczyną, a dwa budynki dalej mieszka brunet. Pytam się kto rządzi w piekle, jeśli on jest na ziemi…

…to jest to! Hala na Podpromiu robi wrażenie, a jeszcze większe wrażenie robią jej kibice, którzy gotują swoim zawodników wspaniały doping. Cały zespół Resovii z nawiązką podziękował fanom za ich zaangażowanie. Dałam się ponieść emocjom. Alek zagrał wspaniałe spotkanie, a ja spojrzałam na niego z zupełnie innej perspektywy. Prywatnie nadal uważam, że nie myśli tą częścią ciała co potrzeba, ale jako kibic siatkówki mogę śmiało powiedzieć, że taki zawodnik jak on może być stawiany za wzór młodym adeptom siatkówki. Od pierwszego do ostatniego gwizdka dawał z siebie wszystko, a w pewnych momentach nawet jeszcze więcej. Widać, że jest prawdziwym przywódcą tego zespołu opanowanym do granic możliwości. Ja w spornych sytuacjach zapewne rzuciłabym się do przeciwnika z pięściami, w najlepszym wypadku posłała parę bluzgów. On jest niewzruszony, jak skała.
-Podobało się?- pytanie z jego ust jest zadane jest w nie tym momencie co trzeba, bo teraz jestem zapatrzona w niego jak w obrazek i mogę nie myśleć racjonalnie. Skrupulatnie staram się mu wytłumaczyć swoje emocje i opinie związane z tym pojedynkiem, nie omieszkując pochwalić jego dobrej i równej gry na dystansie całego spotkania.
-Tylko sobie za dużo nie wyobrażaj. Mecz się skończył i dalej uważam, że rzucasz się na wszystko co się rusza i ma cycki.- próbuję zdobyć się na złośliwość w głosie, ale chyba do końca mi nie wychodzi, bo na jego twarzy pojawia się ironizujący uśmieszek.
-Może dasz się wyciągnąć na imprezę do hotelu  Blue Diamond ? Zawsze po meczach staramy się spotykać swoim gronie, by budować atmosferę w drużynie. Najczęściej nie kończy się tylko i wyłącznie na kolacji, ale i na baletach. Będę trzymał ręce przy sobie, jeśli tego się obawiasz…- podniósł ręce w geście poddania. Co prawda ludzi na hali jest coraz mniej, ale ci co zostali przyglądają się nam bacznie. Dostrzegam również zdziwiony wzrok taty i Krzyśka Ignaczaka. Libero zapewne przypomniał sobie sylwestrową noc i pewnie zaczyna składać jakieś elementy układanki, które złożą się na to, że sypiam z Białorusinem. Z drugiej strony nie robi przecież nic złego i dopóki jestem o tym przekonana sama, to zdanie innych nie bardzo mnie interesuje.
-Powiedzmy, że się zgadzam. Powiedz mi tylko gdzie jest ten hotel, bo znając mojego tatę, to on zostanie w domu…
-Bądź gotowa przed 22, zabiorę cię sprzed klatki schodowej…- czy aby na pewno jest to dobre posunięcie?...

…wróciłam do mieszkania taty lotem błyskawicy i z przerażeniem stwierdziłam, że moja wyciągnięta bluza i styrane jeansy nie są najlepszym kompletem na takie wyjście. Nie zabierałam ze sobą żadnych wyjściowych ciuchów, bo nie planowałam żadnych wyjść. Po cichu liczyłam na to, że father zabierze mnie na zakupy i uda mi się go naciągnąć na kilka ciuchów. Kiedy załamana myślałam już o pójściu do mieszkania Akhrema i oznajmieniu mu, że nigdzie nie idę, w pokoju pojawił się rodziciel. Wtaszczył ze sobą jakieś wielkie pudełko, które położył na łóżku. Z dość dużą ciekawością dorwałam się do niego i z piskiem rzuciłam się na tatę. W tym pudełko leżała sobie śliczna sukienka z baskinką<klik>, której w ostatnim czasie jestem maniaczką.
-Byłem kiedyś na zakupach i kiedy zobaczyłem tę sukienkę wiedziałem, że muszę ją dla ciebie kupić. Obiecaj mi tylko kochanie, że zachowasz klasę i nie będę musiał jechać taksówką, bo odebrać twój pijany odwłok…
-Nie ma obaw, będzie pełna kultura. Jesteś wielki tato! Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła…- najpewniej nie poszłabym na imprezę na którą przez ostatnie godzinę napaliłam się jak łysy na fabrykę grzebieni. Skoczyłam szybko do łazienki, wzięłam prysznic i ogarnęłam swoje włosy. Prostownicy przy sobie nie miałam, więc musiałam zostawić je w chaosie. Założyłam sukienkę i wyszłam, by przejrzeć w lustrze, znajdującym się w przedpokoju. Zabrzmię nie skromnie, ale ta sukienka wygląda tak, jakby była na mnie szyta. Nic nie odstaje, nic się nie marszczy i nie ciągnie na plecach. Po prostu jest tak, jak musi być. Jak to dobrze, że przyjechałam tu w miarę reprezentacyjnych kozakach, bo sprawa butów mogłaby się okazać nie do przeskoczenia…


Dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości.

/Alek/
Nie wiem co się ze mną dzieje, ale przy tej małolacie nie jestem sobą! Od sylwestra blondynka nie może wyjść z mojej głowy. Starałem się to w sobie zagłuszyć i nic z tego nie wyszło. Mam świadomość, że jest jeszcze dzieckiem. Można powiedzieć, że pracuje z jej ojcem i nie wyobrażam sobie, że patrzyłbym w jego oczy, wcześniej śpiąc z jego córką. Nie wyobrażam sobie tego, ale cholernie mnie to pociąga. Kolejny raz w życiu ujawnia się zasada, że to, co zakazane smakuje najlepiej. Stoję pod blokiem Marka już 10 minut orientując się, że nawet nie mam do niej numeru by zadzwonić i pogonić ją w przygotowaniach. Kiedy zaczynałem się już złościć, Tola chwyciła za klamkę drzwi samochodu. Wyglądała tak niewinnie.
-Przepraszam, ale do ostatniej chwili zastanawiałam się czy w ogóle pójdę, bo kompletnie nie miałam się w co ubrać. Na szczęście mój tata po raz n-ty stanął na wysokości zadania, ale mniejsza o to. Musimy ustalić pewne kwestie dotyczącego tego wyjścia. Nie myśl sobie piękny, że impreza skończy się śniadaniem w twoim mieszkania.- jest bezczelna, jest bezpośrednia i zdecydowana. Jest taka jak ja i chyba to najbardziej mi się w niej podoba.  Na jej słowa reaguje uśmiechem, ale ich nie komentuje. Hotel pojawia się przed nami w pełnej krasie po 10 minutach drogi. Po zaparkowanych samochodach poznaję, że najprawdopodobniej pojawiłem się ostatni. Wchodzimy z Tolą pospiesznie do budynku, gdzie już na wejściu spotykamy się ze zdziwionymi wzrokami chłopaków z drużyny i ich połówek.
-Pomyślałem, że Tola nie powinna się nudzić i zaproponowałem jej spędzeniu czasu w miłym towarzystwie. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko?- generalnie każdy z nas mógł przychodzić na tego typu spotkania ze swoimi drogimi połówkami, ale Lipińska nie jest moją drugą połówką. Mam świadomość, że moja opinia w towarzystwie nie jest zbyt przychylna, dlatego z miejsca wolę wytłumaczyć o co chodzi, by nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania.
-Pewnie, że nie. Chodźcie, usiądziecie obok nas.- pierwsza odzywa się Ola. Siadamy obok Nowakowskiego i jego dziewczyny. Nikt nie spuszcza nas wzroku. Widzę, że Tola jest zmieszana, dlatego proponuję jej drinka na rozluźnienie.
-Nie chcę się upić, a potem wykorzystać. Myślę jednak, że trochę procentów dobrze ci zrobi.-niepewnie przystała. Przyniosłem jej z baru shota, jakiego zaproponowała mi barmanka. Z podziwem patrzyłem jak „50” czystej wódki z odrobiną soku ląduje w jej gardle, a na jej twarzy nie widać nawet krzty wstrętu. W moim kraju za czasów młodości coś takiego było nie do pomyślenia. Kobiety nie piły przy mężczyznach, a już na pewno nie czystą wódkę i to w takiej ilości za jednym razem. Na całe szczęście nie kieruję się stereotypami. Po zjedzonej pizzy przyszedł czas na pierwsze nieśmiałe tańce, wykonywane przez etatowe pary. Jak zwykle na parkiecie pierwsi pojawili się Ignaczakowie, bo najprawdopodobniej za dwie godziny opuszczą towarzystwo i wrócą do domu, by zwolnić opiekunkę.
-Zatańczysz?- lubię tańczyć. Nie uważam siebie za wirtuoza, ale jeszcze żadna mi nie powiedziała, że nie powinienem tego robić. Osobiście uważam, że jakość tańca zależy od obojga osób, a nie tylko od jednej ze stron. Owszem, można sobie zatańczyć od niechcenia na weselu z dawno niewidzianą ciocią, ale będzie to raczej przykry obowiązek, bez zbędnych emocji. A taniec to przecież emocje. To chemia.
-Tak, ale muszę zrobić jeszcze jedną kolejkę, bo na trzeźwo mi nie wychodzi, a nie chcę się zbłaźnić.- przystałem na to. Poszliśmy do baru i zamówiłem jej drinka. Wypiła znów dość szybko, a na jej twarz momentalnie wpłynął rumieniec. Zaczęliśmy tańczyć, ale szybko zaczęła się akcja „odbijany” i straciłem ją z oczu. Niby nie powinienem się denerwować, ale jednak to ze mną tu przyjechała i tak jakby czuję się za nią odpowiedzialny. Marek nieźle suszyłby mi głowę, gdyby coś jej się stało.
-Ej Krzysiek nie widziałeś Toli?- libero przecząco kiwa głową, wychodząc z hotelu. Wyszedłem razem z nim. Dostrzegłem blond włosy w bliskiej odległości mojego samochodu. Wyglądała tak, jakby wymiotowała. Martwiłem się o nią, a ona pewnie kilka razy zdążyłam odwiedzić bar i pewnie przedobrzyła z ilością wypitego alkoholu. Zapewne w takiej pozycji zwraca to, czego nie chciał przyjąć jej organizm. Z uśmiechem podchodzę do niej i nie dostrzegam, że żadnej kałuży żołądkowych wydzielin.
-Stało się coś?- nie dostaję żadnej odpowiedzi. Otworzyłem drzwi samochodu i wsadziłem ją na miejsce pasażera na tylnym siedzeniu. Wypity alkohol nie pozwalał jej przewidzieć, że siedzenie na tak zimnej kostce brukowej może się fatalnie skończyć dla jej pęcherza i nerek. Próbując wepchnąć ją głębiej do samochodu, poczułem na swojej szyi jej zarzucone ręce. Na milimetry miałem jej usta, a kilka sekund dzieliło mnie od tego, by zawładnąć jej ciałem. To ja miałem na nią ochotę i to ja chciałem jej pokazać, że mogę mieć każdą. Teraz to ona mnie całuje i to ona pokazuje, że możemy w swoich relacjach posunąć się krok dalej. Pewnie bym skorzystał gdyby nie szczegół, że jest pijana i tak naprawdę tego nie chce. Dziś jest gotowa oddać mi się bez reszty, a jutro wykrzyczy mi w twarz, że ją wykorzystałem. Mam na swoim koncie kilka takich historii i choć nigdy się głębiej nad tym nie zastanawiałem, to w tym przypadku nie mogłem tego zrobić, nie chciałem. Ona mimo wszystko jest za niewinna i za młoda, by w takich okolicznościach pieprzyć się ze mną. W innych sytuacjach pewnie nie miałbym skrupułów, ale nie teraz.
-Tola przestań. Odwiozę cię do domu.- to nie jest normalne. Musiałem się naprawdę zestarzeć, bo nie wykorzystałem takiej sytuacji. Mimo wszystko nie mam do siebie o to pretensji. Myślę nawet, że w ten sposób mogę się sam przed sobą choć trochę wybielić. Może gdybym wcześniej zachował taki umiar, to być może dziś nie byłby w trakcie rozwodu.
-Nie chcesz mnie? Przecież wiem, że chcesz mnie przelecieć. Wykorzystaj chwilę, bo potem może się taka już nie przytrafić.- znów zaczyna mnie całować. Robi to coraz zachłanniej i namiętniej. Zaczynam te pieszczoty oddawać, a moja ręka próbuje znaleźć drogę do jej ciała. Gdy prawą dłonią próbowałem pokonać materiał jej majtek, w głowie zapaliła się kolejna czerwona lampka. Odsunąłem się i popatrzyłem jej w oczy. Były rozmazane, jakby za mgłą. Na kilometr widać było, że nie zachowuje się i nie myśli racjonalnie. A do tego jeszcze dała mi do zrozumienia, że za chwilę będzie „rozmawiać z lwem”. Wyciągnąłem ją znów na zewnątrz, przytrzymałem włosy, by mogła spokojnie wydalić to, co jej zalega w przewodzie pokarmowym. Z zasady wiem, że po takiej akcji człowiek chociaż po części wraca do życia, więc liczyłem na to, że i Lipińska będzie się nadawać do pokazania się ojcu po powrocie do domu. Mógłbym oczywiście zabrać ją do swojego mieszkania, ale Marek chyba wpadły do niego z oddziałem antyterrorystycznym z obawy, że ktoś taki jak ja zabawia się z jego córeczkę. Ciekawe co by powiedział na to, że z jej ust słyszałem takie niemoralne propozycje.
-Lepiej ci?
-Nie, ale chcę do domu.- faktycznie, za dobrze nie wygląda, ale mam wrażenie, że włączyła racjonalne myślenia i chyba zdała sobie sprawę z tego, co mówiła do mnie jeszcze kilkanaście minut temu. Nie zamierzam jej robić z tego powodu żadnych wyrzutów, bo też byłem kiedyś w jej wieku i nieraz znacząco przeliczyłem się jeśli chodzi o moje zdolności do picia. Zanim wróciła do swojego mieszkania, poprosiła o możliwość skorzystania z łazienki u mnie. Nie było to dla mnie żadnych problemem. Może rzeczywiście zimny prysznic całkowicie postawi ją na nogi. Wyszła z łazienki po 10 minutach. Na jej twarzy nie było widać już rozmazanego tuszu do rzęs. Widoczne zaś było poczucie winy i wstyd.
-Zachowałam się jak idiotka. Wmówiłam sobie, że ci się podobam i lecisz na mnie. Sama też pod wpływem alkoholu miałam na ciebie ochotę, ale dobrze, że sprowadziłeś mnie do pionu. Będę już spadać, na razie!- chciała tak po prostu wyjść, a ja nie mogłem jej na to pozwolić. Zaszedłem jej drogę i uniemożliwiłem wyjście z mieszkania.
-Masz mnie za kobieciarza i nie mylisz się w swojej ocenie. Nie myśl jednak, że nie potrafię się opanować i powstrzymać pożądania…
-Po prostu powiedz, że mam wybujałą wyobraźnię i za dużo sobie pomyślałam…
-Nie, nie pomyślałaś sobie za dużo. W normalnej sytuacji w tym samochodzie wziąłbym cię jak chciał, ale jutrzejszego dnia ty miałabyś ogromne wyrzuty sumienia, a ja nie mógłbym spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Świadomość tego, że zaliczyłem pijaną laskę zupełnie mnie nie kręci…

Kobieta jest tym wszystkim, co Bóg zabrał mężczyźnie, ale czego mu nie odmówił.


~*~
Miało, być w sobotę, miało być w niedzielę, a wyszło dzisiaj. Źle się czuję z myślom, że naszym chłopakom na dobrą sprawę Argentyna odjechała już na dobre. Nie szukam już pocieszenia w tym, że ME wyjdą lepiej, co ma być, to będzie. Niech nasi znajdą radość gry w tych meczach, które im zostały do wygrania i to już będzie pozytyw.
A teraz sprawy związane z blogiem. Mam zamiar pojawiać się tu podczas wakacji raz w tygodniu, ale co mi z tego wyjdzie to czas pokaże. Następna notka powinna się pojawić jeszcze w piątek przed moi wyjazdem. Z racji tego, że od 28 do 5 lipca zapominam o Bożym świecie, mogę się nie pojawiać u Was na blogach, ale po powrocie wszystko postaram się nadrobić. To chyba tyle. A może jeszcze napiszę, że to opowiadanie ciągnie się jak flaki z olejem i będzie chyba najdłuższym, jakie moja wyobraźnia jest w stanie wymyślić. 
Na górze pojawiła się zakładka WYWIADER. Jak ktoś ma pytania, coś go nurtuje, to zapraszam. Na wszystko postaram się odpowiedzieć ;)
Pozdrawiam i do napisania :***




Urywki, urywki...
-Nie uważasz, że nie to dla ciebie odpowiedni mężczyzna? Rozumiem, że to z nim wtedy widział cię Kacper?


-Michał jest pod salą i prosi, bym wyszła do niego na chwilę. Boże Tola, ja go ostatnio tak zlewałam, by się ode mnie odczepił i zapomniał, a on tu wyjeżdża mi z czymś takim. Muszę mu napisać, że nie spotkać się z nim.


-...Policja została wezwana, a mi o uszy obiło się nazwisko Lijewska i Bąkiewicz...





piątek, 14 czerwca 2013

VII

/Michał/
O świętowaniu Bożego Narodzenia i Nowego roku szybko musieliśmy zapomnieć, bo już 4 stycznia graliśmy mecz z Lotosem Gdańsk i czekała nas podróż do jednego z miast trójmiejskiej aglomeracji. Oczywiście jako zawodnikowi chodziło mi przede wszystkim o to, by być gotowym do gry i w razie czego pomóc zespołowi w walce o zwycięstwo, ale nie ukrywam, że inny aspekt również miał w tym przypadku znaczenie. Moja propozycja pójścia na kawę złożona Kindze została przyjęta. Umówiliśmy się, że przyjdzie pod halę, a ja zaraz po meczu postaram się ze wszystkim jak najszybciej uporać. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że mecz gramy o 17 i nie wracamy do Bełchatowa od razu w piątek, tylko w sobotę z samego rana. Wyjeżdżamy już dziś wieczorem, by jutrzejszego dnia spokojnie się meczu przygotować w Ergo Arenie. Proponowałem jej, że spotkamy się również i w czwartek, ale mówiła coś o sprawdzianie i ciężkim materiale, który musi do niego przerobić. Cały czas łapę się na tym, że zapominam o jej wieku. Ona jest dojrzała jak na swój wiek, a w moim przypadku działa to w drugą stronę i myślę, że dlatego tak dobrze potrafimy się dogadać. W autobusie zajmuje ostatnie miejsce przed tylnym siedzeniem licząc na to, że osoba Winiara i Szampona z tyłu pozwoli mi spędzić tę podróż z uśmiechem na ustach. Miałem też nadzieję, że zbiorę się wreszcie na odwagę i powiem im, że utrzymuję kontakt z córką ich przyjaciela. Problem polegał na tym, że podejmowane przez nas rozmowy zacznie odbiegały od takiej luźnej tematyki. Na początku omawialiśmy sposób rozgrywania piłek przez Łomacza. Do rozmowy przyłączyło się jeszcze kilku chłopaków i oczywistym się stało, że dziś nie będzie okazji podjąć tematu Kingi. Chciałem mieć to już za sobą, by potem w idiotyczny sposób nie tłumaczyć się, dlaczego zniknąłem zaraz po meczu i nie wróciłem z nimi do hotelu.
-Do ciebie Bąku to ja sprawę będę miał. Jak wiesz, Arek ma nie długo urodziny, a mnie przerasta kupienie komuś prezentu. Ostatnio kupiłem mu taką zabawkę, której nawet ja na początku nie potrafiłem obsłużyć. Ty nie masz dzieci, ale każdy prezent od ciebie jest trafiony. Pomożesz koledze?- rzeczywiście nie chwaląc się, miałem smykałkę do takich rzeczy. Wystarczyło mi, że w pewnym stopniu znałem jakąś osobę i wiedziałem jaki prezent mógłby ją ucieszyć. Kupowanie upominków dla dzieciaków sprawiło mi największą przyjemność, bo wśród zabawek przez chwile sam czułem się jak dzieciak, który nie musi się niczym martwić.
-Pomogę Ci. Jak wrócimy do Bełchatowa to umówimy się na zakupy w Olimpii, a jak nie, to zabiorę cię do Piotrkowa bo wydaje mi się, że tam galeria handlowa oferuje znacznie większy asortyment.
-Ale ja myślałem, że załatwimy to jeszcze w Gdańsku, na spokojnie. Jak wrócimy do Bełchatowa, to będziemy się przygotowywać na Turcję i może nie być czasu. Tak myślałem, że może po meczu wieczorem wybierzemy się do jakiegoś centrum handlowego…- przełykam nerwowo ślinę.
-Po meczu to nie bardzo, bo już sobie zaplanowałem ten czas…- odwracam się przodem do kierunku jazdy z nadzieją, że temat moich planów nie zostanie podjęty. Myliłem się. Czuję na sobie zdziwiony wzrok kolegów z drużyny. Wyczuwam również, że oczekują na wyjaśnienia, a ja nie wiem, co mam powiedzieć. Nie uwierzą, gdy powiem prawdę. 
-Wyrwałeś jakąś dupę z Gdańska?! I ty nic nam nie mówisz?- sformułowanie „wyrwałeś jakąś dupę z Gdańska” było zbyt szumnym określeniem, bo Kinga nie daje tak łatwo się wyrwać. Trzyma dystans. Wiem, że boi się tej różnicy wieku. Skłamałbym, gdybym powiedział, że ja się jej nie boję…
-Nic nie wyrwałem. Po prostu umówiłem się z kimś i tyle. Nie układajcie sobie górnolotnych scenariuszy. Jak będę się żenił, to wam powiem.- musiałem trochę ostudzić ich emocje, bo oni gotowi są śledzić mnie, by dowiedzieć jak bardzo zaawansowana jest moja znajomość z tajemniczą mieszkanką Gdańska. Obiecałem Mariuszowi, że sam zajmę się tym prezentem, by wszyscy byli zadowoleni. Uznałem, że kawy z Kingą możemy napić się również w centrum handlowym, więc przy okazji skoczę do jakiegoś sklepu z zabawkami i coś wybiorę. Dalsza droga do Gdańska zleciała nam na śpiewaniu najróżniejszych piosenek, śpiewanych przez każdego z osobna, w duetach lub wspólnie. Uczyliśmy Aleksa śpiewać naszego standardowego hitu, jakim była piosenka zespołu Top One. Pamiętam czasy, gdy Miguel Falasca nie potrafił sklecić poprawnego zdania po polsku, ale piosenkę mógł śpiewać zerwany z łóżka po północy. Z Serbem nie szło tak łatwo, ale do końca sezonu zostało jeszcze trochę meczy i za punkt honoru przyjęliśmy sobie, że po ostatnim meczu ligi Aleks wykona dla nas ten utwór bez najmniejszego problemu…
…hotel Villa Baltica przedstawiał się imponująco. Wcześniej przed meczem z gdańską drużyną meldowaliśmy się w zupełnie innym hotelu, o zdecydowanie niższym standardzie. Ten budynek został oddany do użytku na kilka tygodni przed Euro 2012 i trzeba się cieszyć, że impreza zostawiła po sobie nie tylko pozytywne wrażenia sportowe, ale też dobrze rozbudową infrastrukturę. W lobby zaczęło się zamieszenie z pokojami, bo nie było wolnych dwójek, a co za tym idzie nasza drużynowa „para” nie miała się gdzie podziać.
-Dobra nie płacz Mariusz, tylko weź Michała i chodź do mnie i Daniela. Papa wcześnie chodzi spać, ja długo biorę prysznic, więc będziecie mieli czas, by nacieszyć się sobą.- z jednej strony chłopakom się nie dziwię, bo zawsze zajmowali dwójkę, a z drugiej strony nie ma sensu robić z tego powodu większego zamieszania, bo na dobrą sprawę to tylko trzy noce, które zlecą w oka mgnieniu. Razem z Plińskim nie braliśmy ich niezadowolonych min personalnie, bo już po 10 minutach wszystko wróciło do normy i było nawet zabawnie.
-O 15 obiad, a o 17 jedziemy do Ergo na trening z piłką.- w drzwiach każdego pokoju pojawiał się drugi trener i oznajmiał nam plany na najbliższe godziny. Do posiłku zostało nam nie wiele czasu, tyle co wziąć prysznic i przebrać się w klubowe dresy. Miałem tę przyjemność, że mogłem pierwszy skorzystać z łazienki. 10 minut wystarczyło, by zmyć z siebie trudy podróży. Kiedy wychodziłem z pokoju, w jego wnętrzu trwała kłótnia o to, kto wchodzi po mnie. Za każdym razem, gdy jesteśmy na meczach wyjazdowych mam wrażenie, że znajduję się na jakiejś kolonii z bandą dzieciaków, które nie są w stanie sobie niczym ustąpić. Stołówka znajdowała się na parterze, więc musiałem skorzystać z windy. Czekałem na jej przyjazd na górę, ale  nie trwało to długo. Zrobiłem krok do przodu, gdy drzwi otworzyły się i przechodząc obok przedstawicielki płci pięknej z pięknym bukietem kwiatów zorientowałem się, że to Kinga.
-Bo pomyślę sobie, że nie mogłaś się doczekać spotkania ze mną. Do tego jeszcze przyszłaś z kwiatami, jak miło.- uśmiecham się do niej mając nadzieję, że za swój zbyt śmiały żart nie oberwę z backhandu. Dobrze wiem, że jej mama prowadzi kwiaciarnię, która zajmuje się dostarczaniem kwiatów. Z tego jednak co się orientowałem, to swoim zasięgiem obejmuje tylko Gdańsk, a nie Sopot czy Gdynię.
-Jak ci będzie z tym lepiej, to możesz tak myśleć. Nasz kurier złamał dziś rano nogę, a drugi jest na urlopie, bo dwa dni temu urodziło się mu dziecko. Justyna poprosiła mnie o pomoc i jestem. Gdzieś na tym piętrze mieszka niejaka Katarzyna Wasiak, której w ten sposób chce zaimponować kolega z pracy. Ma facet gest, bo zapłacił za ten bukiet prawie 200 złoty i zamówił jeszcze dwa podobnej wielkości. Nie miałam pojęcia, że tu zatrzymaliście się przed meczem…- tłumaczyła się, a było to zupełnie nie potrzebne. Z drugiej strony dzięki tej rozmowie domyśliłem się, że szatynka lubi kwiaty, a przed piątkowym spotkaniem taka informacja może mi się przydać.
-Mam nadzieję, że nasze spotkanie jest nadal aktualne?- chętnie zaproponowałbym jej coś już dziś, ale nie ma szans, by zorganizować to przed treningiem. Kinga kiwa głową na moje pytanie, by potwierdzić swoją obecność, a potem zostawia mnie samego tłumacząc, że trochę się spieszy.
-Będę w piątek na meczu. Do zobaczenia!- ni stąd ni zowąd całuje mnie w policzek, co jest dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Jestem również w szoku na wiadomość, że przyjdzie na spotkanie z Lotosem. Na samym początku naszych konwersacji nie kryła się z tym, że nie interesuje się sportem i nie pali się do tego, by mieć z nim coś wspólnego w najbliższym czasie. Starałem się ją zrozumieć, bo dla dziecka nie jest to komfortowa sytuacja, gdy nie może mieć jednego z rodziców na wyłączność, bo sport wymaga od niego wstawienia się na zgrupowaniu i spędzania dużej ilości czasu poza domem. Mam czyste sumienie, bo nie zmuszałem jej do tego, by przyszła na mecz. Ba! Nawet ją o to nie prosiłem, bo nie chciałem, by z mojego powodu czy dla mojej przyjemności musiała się do czegoś zmuszać. Podejrzewam, że spory udział w jej decyzji miała Tola, więc nie zdziwię się, gdy w piątek na trybunie zobaczę również blondynkę.
-Jak to możliwe, że tyle czasu wcześniej wyszedłeś z pokoju i jeszcze nie pojawiłeś się na dole- z naszego pokoju jeden po drugim wychodzili chłopaki, ze zdziwieniem patrząc na moją postać, wpatrzoną w punkt, w którym jeszcze przed chwilą widziałem szatynkę. Ich głośne śmiechy wyrwały mnie z zamyślenia. Zbagatelizowałem wcześniejsze pytanie i razem z nimi wszedłem do windy.
-Na kilometr śmierci mi tu zakochaniem. Ciekawe od kogo…- no chyba nie ode mnie?

Nie mów  „kocham” na pierwszej randce, bo czasem trudno jest odróżnić miłość od zauroczenia. A nawet najpiękniejsze słowa wy­powiadane zbyt często, tracą swoją wartość.


/Kinga/
W życiu jeszcze się tak nie denerwowałam jak przed głupim wyjściem na mecz! Może dlatego, że wcześniej robiłam to z poczucia obowiązku, a dziś z własnej, nieprzymuszonej woli? Tola to się mało nie zachłysnęła drugim śniadaniem w środę gdy jej powiedziałam, że mam ochotę przed tym spotkaniem z Michałem iść na mecz. Zawsze to ona wyciągała mnie na takie wypady, a ja robiłam to niemalże z łaski. Dziś naprawdę miałam ochotę na to, by tam pójść. Oczywiście Lipińska śmiała się ze mnie, że w brzuchu zaczęła mi zapierdalać zgraja motyli i dlatego świruję, ale nie chciałam jej słuchać. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że traktuje to wszystko co się teraz dzieje na poważnie. Przecież nie wolno mi patrzeć na Bąkiewicza inaczej jak na pana po 30, które mnie w pewien sposób zafascynował i oczarował, ale nic poza tym. Czuję się okropnie ze świadomością, że jeszcze o niczym nie powiedziałam Justynie czy tacie, ale  nie mogę tego zrobić. Mam wrażenie, że dziś to wszystko już się skończy, a siatkarz ze śmiesznymi dołeczkami w policzkach podczas wykonywania uśmiechu stanie się tylko wspomnieniem, niewartym takich analiz i nieprzespanych nocy. Nie mniej jednak dziś wskakuje w ciemne rurki<klik> i musztardową tunikę<klik>. Tola mówiła, że w takim wydaniu mu się spodobam. Coś mi się wydaje, że ma to związek z barwami Skry Bełchatów, ale nie chciałam już o to pytać, by nie wyjść na kompletnego tępaka. Problem sprawiło mi zrobienie porządku z włosami. Tyle razy miałam ochotę je obciąć na krótko, ale za każdym razem interweniowała Justyna mówiąc, że będzie mi ich szkoda, gdy nie będę mogła zrobić sobie wystrzałowej fryzury na studniówkę. Jeszcze ta nieszczęsna studniówka, na którą przyjaciółka każe mi zaprosić Bąkiewicza. Mówi, że dzisiejsze spotkanie po meczu będzie doskonałą okazją, by zapytać go o plany na wieczór 19 stycznia. Już wiem, że na pierwszym tak poważnym balu w moim życiu nie będę mogła pojawić się z Krzysztofem, bo będzie wtedy przebywał w Hiszpanii na mistrzostwach jakiś, nawet nie wiem czy Świata czy Europy.
-Nie wiesz jak masz się uczesać?- w pokoju pojawia się Natalka z jakimś koszykiem za plecami, który okazuje się być zbiorem jej spinek, chyba z najmłodszych lat dzieciństwa. Sama pamiętam, jak przy każdej możliwej okazji kupowałam jej spineczki z motywami bajkowymi. Podejrzewam jednak, że na dzisiejszą okazję, to nic z tego dla siebie nie wybiorę, ale za dobre chęci całuję policzek młodszej siostry i dalej bezradnie wpatruję się lustro mojej toaletki.
-Słyszałaś może kiedyś o koku robionym na skarpetce?- słyszeć słyszałam, ale z wykonaniem gorzej. Powiem szczerze, nie mam daru do robienia sobie fryzur. Wychodzi mi tylko kucyk, warkocz i spięcie włosów grubą spinką, tzw. żabką. Kiwam twierdząco na pytanie siostry, a ta bierze to jako przyzwolenie na zabranie się za moje włosy. Bierze moją szczotkę i porządnie rozczesuje włosy. Potem z tego swojego koszyczka wygrzebuje grubą gumkę do włosów i robi mi kitkę, prawie że na samym czubku głowy. Jestem pełna obaw co do tej stylizacji, ale nie chcę zabierać Natalii przyjemności, bo mocno się w to wszystko wczuła.
-Masz może tu taki gęsty grzebień?- niepewnie wyciągam coś takiego o co pyta z szuflady, a kątem oko spoglądam na zegarek, by upewnić się, że w razie czego zdążę je jeszcze wyprostować. Młoda tapiruje mi włosy w ten sposób, że wyglądam jak potencjalna uczestniczka sabatu czarownic na Łysej Górze. Na moich kłakach pojawia się skarpetka, prawie na samym brzegu kucyka. Natalka zręcznie nawija na nią włosy, a potem te, które zostały, nawija u nasady głowy. Wpina mi kilka wsuwek i każe po wszystkim obejrzeć się w lustrze.
-Gotowe!- woła radośnie, a ja zapominam języka w buzi. Jeszcze przed chwilą myślałam, że będę wyglądać jak 7 nieszczęść, a teraz naprawdę się sobie podobam. Koczek wygląda perfekcyjnie, a mi od razu na twarz wskakuje uśmiech. Mocno przytulam do siebie młodszą siostrę, całując jej czoło.
-A teraz powiedz, że pożyczysz mi swój tusz do rzęs i tę malinową tunikę, bo w sobotę mam szkolną choinkę.- co proszę? To ja myślałam, że mam taką zajebistą siostrę, która bezinteresownie i z potrzeby serca mi pomogła, a ta małpa wszystko sobie zaplanowała, by teraz nie pozostawić mi innego wyboru jak oddanie w jej ręce ulubionego tuszu i jednego z lepszych ciuchów w mojej szafie. Z przykrością muszę stwierdzić, że tę przebiegłość Natalka ma po mnie. Nie wiem, kto w rodzinie Lijewskich był podszyty lisem, ale na pewno nie nasz ojciec. On tyle razy wpajał nam, że pomagać się powinno bezinteresownie i nie dla poklasku, ale najwyraźniej obie z Talą nie wzięłyśmy sobie tych uwag do serca.

Gotowa na podbój Ergo Areny wychodzę przed dom, gdzie podjeżdża po mnie samochód, a w nim uradowana przyjaciółka. Zanim wsiadam do środka, dokładnie przypatruję się autu<klik> i zastanawiam czy ominął mnie jakiś zakup Lipińskich. Z tego co wiem w jej rodzinie był jeden samochód, z którego i tak korzystała tylko i wyłącznie jej matka, bo pan Marek zdecydowanie bardziej lubił transport rowerowy czy też o własnych nogach.
-No co? Przydupas mamy chce zawiązać ze mną jakiś kontakt i robi co może, by się ze mną spoufalić. Nawet odstąpił mi swój wóz za cenę wolnej chaty. Nawet nie chcę myśleć o tym, co się dzieje teraz w sypialni, w której jeszcze nie dawno widziałam szczęśliwą minę ojca i rozanielony uśmiech matki.-wiem, że szybko musimy zmienić temat, by nastrój blondynki nie uległ takiemu pogorszeniu, w którym nawet cała biała czekolada Alpen Gold z orzechami nic nie zdziała. Byłam pewna, że droga do hali zajmie nam zdecydowanie mniej czasu, ale na całe szczęście ubezpieczyłyśmy się na taką okoliczność i wyjechałyśmy znacznie przed czasem. Pod Ergo Areną miałam znaleźć pierwszego lepszego ochroniarza i powiedz mu, że jestem od Michała Bąkiewicza. Tak strasznie tego nie lubię. Czego mianowicie? Bycia traktowaną na innych warunkach. Nigdy nie stałam w kolejach czy nie śledziłam sprzedaży internetowej, by dostać bilet na jakiś ważny mecz piłki ręcznej. Ja po prostu mówiłam, że jestem Kinga Lijewska i ochroniarze o mały włos nie chcieli do hali wnosić mnie na rękach. Miałam traktować siatkarza jak normalnego faceta, ale widzę, że nie jest i wcale nie będzie to takie proste. Kolejny argument za tym, by zostawić to wszystko tak jak jest i nie brnąć dalej.
-Proszę cię, nie rozmyślaj nad tym czy dobrze robisz, bo skoro jego sytuacja z tą całą Beatą się wyjaśniła, to przecież nie musisz się niczym martwić…- niczym? Dla niej te kilkanaście lat różnicy to jest nic? Ona chyba nie zdaje sobie sprawy co zrobiłby ze mną tata, gdyby się o tym wszystkim dowiedział. Owszem, cieszy się, że zmieniam powoli nastawienie do sportu i nawet interesuje się czymś innym jak piłka ręczną, ale na tym pewnie chciałby zakończyć.  No nic. Skoro już jestem na tym meczu to postaram się zrozumieć co setki tysięcy Polaków w tym kraju widzi w tym sporcie…

…nie miałam pojęcia, że to są takie emocje! Naprawdę! Z tego co mówi mi Tola, to mecz należał do przeciętnych i zdecydowanie jednostronnych na korzyść Skry Bełchatów, ale ja nie o tym mówię. Nigdy wcześniej nie stresowałam się tak, gdy jakiś siatkarz wyskakiwał do ataku. A dzisiaj? Dziś za każdym razem czułam coś dziwnego w środku, gdy Bąkiewicz meldował się przy piłce. Przecież to można sobie krzywdę zrobić. Wystarczy źle upaść, nie tak ustawić nogę i koniec. On jednak robił to wszystko umiejętnie… Znaczy się nie wiem czy umiejętnie bo się na tym kompletnie nie znam. Nadal nie wiem dlaczego ten Zatorski kręcił się po tym boisko jak smród po gaciach, a razem z nim jeszcze jakiś dwóch siatkarzy, ale ten sport ma naprawdę coś w sobie. Coś więcej niż piłka ręczna? Sama nie wiem, ale wydaje mi się, że jednak tak. Tam to wszystko trwa zdecydowanie dłużej. Tu ułamki sekundy i już jakaś drużyna zapisuje punkt po swojej stronie.
-Twój Romeo dostał nagrodę MVP. Oj czuję, że szykuje się solidne gratulowanie po meczu.-zdzieliłam ją przez łeb. Jestem ciekawa czy będzie taka mądra, gdy pojedziemy do Rzeszowa na mecz, bo zapraszał nas tam pan Marek. Nie chcę zaczynać o Akhremie, bo Tola zbyt nerwowo reaguje na jego temat, nie chcąc się przyznać, że ten taniec sylwestrowy zrobił na niej wrażenie.
-Dobra, to ja idę do niego. Jak wrócę do domu, to zadzwonię do ciebie i wszystko ci opowiem. Jedź ostrożnie.- całuję jej policzek i napominam, by nie deptała zbyt mocno w pedał gazu, bo podczas samotnych podróży lubi to robić. Zeszłam pod reklamowe bandy i czekałam na Michała. Z szatni zdążyło wyjść już tyle zawodników, a jego nadal nie było. Zamieniłam kilka słów z Winiarskim i Wlazły, ale obaj panowie uznali, że są zmęczeni i lecą do hotelu. Dopiero, gdy ślad po nich zaginął, w na parkiecie boiska pojawił się Michał. Teraz już rozumiem, dlaczego tak długo mu się zeszło. Wyglądać tak  nienagannie jak on, to nie można tak w kilka minut. Starannie ułożone włosy, granatowa koszula<klik> niedopięta na dwa pierwsze guziki u góry i ciemne jeansy<klik> sprawiają, że pozostaję w bezruchu i wpatruję się w jego postać, jak w obrazek. Gdy jest już blisko mnie zza swoich pleców wyjmuje bukiet żółtych tulipanów, a ja wybucham śmiechem. Żółty tulipany na tak jakby pierwszej randce?!
-Widzę, że nie wiążesz z tym spotkaniem żadnych nadziei, bo wyskakujesz do mnie z bukietem żółtych tulipanów.- z uśmiechem przyjmuję ten bukiet. Nie wszyscy muszą wiedzieć i stosować się do tych wszystkich ciekawostek związanych z kwiatami. Ja mam z nimi do czynienia odkąd pamiętam i dlatego sporo o nich wiem.
-Boże Kinga przepraszam,  nie miałem pojęcia. Kiedy spotkałem cię w hotelu to domyśliłem się, że musisz lubić kwiaty i zdecydowałem się kupić ten bukiet, ale tylko się zbłaźniłem. Naprawdę cię przepraszam…- chce ode mnie zabrać ten bukiet, ale nie pozwalam mu na to.
-Tulipany to moje ulubione kwiaty, mimo że oznaczają bezsensownną miłość czy negatywne emocje. Ty już tak nie przepraszaj, a ja dziękuję…- stanęłam na palcach jak najwyżej mogłam, by pocałować jego policzek, a ten się musiał tak przekręcić, że nasze usta spotkały się. Od czubka głowy po najmniejszy palec u stopy przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Z początku miałam pewne obawy, ale nie odsunęłam się. Dałam się pocałować, a potem zaczęłam pocałunki oddawać. Cholera jasna, za szybko!!!

Czasem bywa tak, że pierwszy pocałunek jest jak pierwszy gwóźdź do trumny dopiero co rodzącej się miłości...



~*~
Stało się moje drogie… Zawitała połowa czerwca, pojawiła się lepsza pogoda i Paulinka wyprostowała swoje szkolne sprawy. Z jakim skutkiem to będę się chwalić w okolicach 28 czerwca. Teraz życzę wszystkim studentkom, byście miały w sobie wystarczająco dużo siły, by wszystko zakończyło się sukcesem J Uściski dla jednej studentki, która w czerwcu zakończy już swoją przygodę z edukacją tytułem magistraJ
A jeśli chodzi o VII to taka ona kingowo-michałowa. Nie wiem czy się nie mylę, ale następne będzie tolowo-alkowa. Ciągnie się to wszystko wiem, ale byle do X J

Pozdrawiam i do napisania :***


Urywki, urywki...
-Tylko sobie za dużo nie wyobrażaj. Mecz się skończył i dalej uważam, że rzucasz się na wszystko co się rusza i ma cycki.


-Tak, ale muszę zrobić jeszcze jedną kolejkę, bo na trzeźwo mi nie wychodzi, a nie chcę się zbłaźnić


-Nie, nie pomyślałaś sobie za dużo. W normalnej sytuacji w tym samochodzie wziąłbym cię jak chciał, ale jutrzejszego dnia ty miałabyś ogromne wyrzuty sumienia, a ja nie mógłbym spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Świadomość tego, że zaliczyłem pijaną laskę zupełnie mnie nie kręci…