sobota, 28 września 2013

XV

/Michał/

Mecze z Rzeszowem na ich terenie kompletnie nam nie wyszły.  Co prawda nie były to jakieś wysokie i przekonywujące wygrane naszych rywali, ale jednak to my w Bełchatowie stoimy pod ścianą i to my musimy zrobić wszystko, by przedłużyć tę rywalizację. Niedzielny poranek na kilka godzin przed meczem zaczął się dość niespodziewanie. W moim mieszkaniu pojawiła się…Beata. Nie widziałem się z nią od dnia, w którym się rozstaliśmy. Od naszych wspólnych znajomych słyszałem, że mieszka u swojej koleżanki w Łodzi i tam też znalazła jakąś pracę. Nigdy nie należałem do osób zbyt mściwych, więc cieszyłem się, że układa sobie życie na nowo. Do tej pory byłem jej wdzięczny, że dała mi zupełnie spokój i darowała sobie urządzanie scen, jak odgrażała się podczas naszej ostatniej rozmowy. Co więc sprowadza ją do mnie teraz? Powiem szczerze, że dziś chciałem się kompletnie „wyautować” z życia codziennego i skupić tylko na meczu. Nie liczę na to, że zacznę spotkanie w pierwszej „szóstce”, ale to jest tak ważny mecz, że koncentracja potrzebna jest na każdym jego etapie, nawet w kwadracie dla rezerwowych.
-Powiem szczerze, że jestem mocno zaskoczony twoją wizytą. Sprowadza cię do mnie coś konkretnego?- staram się być miły. Jakby nie patrzył, żyliśmy ze sobą kilka lat i nie zawsze czułem się w tym związku źle. Dopiero w momencie, gdy Beata zaczęła mnie strofować i na siłę zmieniać w kogoś, kim nie jestem, to się zbuntowałem.
-A ja szczerze ci powiem, że potrzebne mi jest kilka tysięcy złotych i nie znam innej osoby, która mogłaby mnie taką gotówką wspomóc.- cóż, nie jesteśmy parą, ale chętnie jej pomogę. Brunetka nigdy nie leciała na moje pieniądze, a stan mojego konta podczas naszego związku kompletnie ją nie obchodził. To raczej ja chciałem jej przychylić nieba, wynagrodzić jakoś czas, w którym nie ma mnie obok jej. Wyjeżdżaliśmy na drogie wakacje, nie szczędziłem pieniędzy w salonach jubilerskich. Po prostu mi się wydawało, że tak wygląda miłość, ale się pomyliłem. Zaczynam powoli uświadamiać sobie jak powinno się ją definiować. Za sprawą Kingi to zrozumiałem. Niezmiernie się cieszę, że los postawił ją na mojej drodze. Owszem, mamy problemy i to dość poważne, ale mamy też nadzieję na to, że uda nam się je pokonać. Napawa mnie niepokojem myśl, że przeze mnie Kinga nie dogaduje się ze swoimi rodzicami. Nawet proponowałem jej, że jeśli to dla niej zbyt wiele, to ja usunę się z jej życia, byleby tylko jej kontakty z rodziną nie uległy pogorszeniu. Tak cholernie się bałem, że przystanie na tę propozycję, ale uznałem, że muszę jej dać prawo do wyboru. Wybrała. Powiedziała, że postara się pogodzić dobre stosunki z ojcem i macochą wraz z naszą znajomością. Na razie nie wygląda to najlepiej, bo kiedy tylko w rozmowach telefonicznych zaczyna się ten temat, Lijewska jest milcząca i wyraźnie zasmucona. Podejrzewam, że w niedalekiej przyszłości pojawi się tu u mnie Marcin Lijewski i jasno da mi do zrozumienia, żebym nie zbliżał się do jego córki. Winiar dzwonił do mnie wczoraj i mówił, że jemu i Mariuszowi już się oberwało za to, że być może mieli coś wspólnego z tym, że moje więzy z jego córką tak się zacieśniły. Mogłem ich tylko za to przeprosić, bo przecież na dobrą sprawę nie mieli z tym nic wspólnego, nie licząc pomocy przy moim nagłym wyjeździe do Gdańska. Na razie nie dzwoniłem do Kadzia i nie mówiłem mu jaka jest sytuacja, bo on najprawdopodobniej jest poza strefą podejrzeń Lijewskiego.
Beata nie przedłużała swojej wizyty. Po otrzymaniu ode mnie 7 tysięcy złotych, podziękowała i wyszła z mieszkania. Jeszcze w drzwiach zapytała co u mnie słychać. Chyba z grzeczności, przynajmniej tak brzmiała. Ja niestety nie jestem zbyt wylewny i nie zwykłem rozmawiać o swoich problemów, a już zwłaszcza z byłymi dziewczynami. Zbyłem ją oklepanym stwierdzeniem, że wszystko jest w porządku, a po jej wyjściu zabrałem się do przedmeczowego przygotowania się. Zacząłem od pożywnego obiadu, na który składał się odgrzany rosół od mamy i porządna dawka piersi kurczaka z ryżem. Potem szybki prysznic i bezpieczna jazda do Bełchatowa. Po podróży do Gdańska, którą odbyłem w dość ekspresowym jak dla mnie tempie zauważyłem, że ciut większa prędkość nie jest wcale taka straszna, a jak się zachowa odpowiednią ostrożność i koncentrację to można bezpiecznie ciąć sobie nawet 120 km/h, oczywiście na odpowiednich do tego drogach. Wjechałem na parking dla zawodników i włodarzy klubu, parkując obok autobusu Resovii. Już po drodze do samej hali rozdałem kilka autografów i zapozowałem do zdjęć. Zaraz za drzwiami czekała na mnie niespodzianka i to ogromna.
-Kinga?!- nic nie mówiła, że tu przyjedzie. Jej stosunek do sportu nie pozwalał mi mieć nadziei na to, że pojawi się jeszcze kiedykolwiek na siatkarskiej hali, a ona nie dość, że przejechała pół Polski, to widać, że jest do tego meczu przygotowana.
-Pomyślałam, że będzie ci miło, gdy mnie tu zobaczysz. Dużo mówiłeś o tym, że to ważny mecz, więc wsiadłam w pociąg i jestem.- staje na palcach i muska mój policzek. Ma rację, jest mi naprawdę miło. Ja nie całuję jej policzka. Przyciągam ją do siebie i zachłannie napadam na jej usta. Widzę kątem oka, że przygląda się nam spora część kibiców już przybyłych na mecz, ale nie zwracam na tu uwagi. Najwyżej później ktoś zamieści nasze zdjęcie w Internecie i pojawi się fala pytań odnośnie mojego stanu cywilnego. Na tę myśl jednak, zwalniam uścisk i odrywam się od szatynki. A co jeśli takie zdjęcie wpadłoby w ręce Marcina? Podejrzewam, że nie byłby zadowolony, a ja przeszedłbym przymusową kastrację.
-Kinia?!- z takim samym zdziwieniem na obecność Lijewskiej tutaj reaguje Paula, żona Mariusza. Podbiega do nas z Arkiem na rękach i wita się z nią.
-A gdzie Justyna i dzieciaki?
-Nie ma ich. Przyjechałam tu sama pociągiem.- jeszcze przed chwilą na jej twarzy był uśmiech, a teraz wyraźnie spochmurniała. Zaczynam się chyba domyślać co jest powodem jej nagłej zmiany nastroju.
-Oni wiedzą, że ty w ogóle tu jesteś?- nie powalasz inteligencją Bąkiewicz! Jasne, że nie wiedzą nic o jej podróży. Cholera jasna!
-Kinga tak nie można. Takim zachowaniem na pewno nie wzbudzisz ich zaufania i nie sprawisz, że zaczną akceptować tę sytuację.- zdążyłem już się zapoznać z jej zdaniem na ten temat. Ona uważa, że jest dorosła i ma prawo decydować o sobie. Owszem, ale nie takim kosztem.
-Nie mówmy teraz o tym. Chcę się cieszyć tym, że jestem tutaj. Zobacz!- wskazała na swój policzek z żółto-czarnym serduszkiem.
-Dałam się wymalować jakimiś farbkami, wydałam resztę swojego kieszonkowego na koszulkę z twoim numerem i nazwiskiem, więc doceń to i przestań chrzanić!- teraz to ona wpiła się w moje usta, pozbawiając o mały włos oddechu. Przyjemnie mi się zrobiło na sercu, nie powiem, ale niestety tylko przez chwilę. Uciekając od tej sprawy, nie uda nam się jej załatwić.
Tak jak prosiła Kinga, na razie nie wracałem do tego tematu. Odprowadziłem ją do hali na jej miejsce. Zamawiając bilet miała niezłego nosa, by wybrała sektor zarezerwowany dla rodzin zawodników Skry. Szybko odnalazła się w rozmowie z Dagmarą, a ja poszedłem do szatni. Już w drzwiach zaczepił mnie Szampon. jest chyba na mnie zły, a ja nie wiem dlaczego. Szybko mi to wyjaśnił.
-Masz coś wspólnego z ucieczką Kingi z domu?!- co?! Kinga uciekła z domu. Wiem tylko tyle, że przyjechała do Bełchatowa nie informując o tym rodziców, ale nie miałem pojęcia, że wygląda to aż tak poważnie. I ja jeszcze przed południem mówiłem, że w pełni chcę skoncentrować się na tym meczu?!
-Mariusz, nie kazałem jej uciekać z domu. Możemy się tym zająć po meczu? Nie chcę się rozpraszać.- gdybym tego nie powiedział, pewnie musiałbym się z wszystkiego tłumaczyć.
Podczas rozgrzewki nie mogłem się na niczym skupić. Mój wzrok cały czas uciekał w stronę Lijewskiej. Wydawała się być zrelaksowana, ale czy osoba, która uciekła z rodzinnego domu, może być zrelaksowana?

Ucie­czka przed walką jest czymś naj­gor­szym, co może się nam przyt­ra­fić. Jest o wiele gor­sza od przeg­ra­nej, po­nieważ klęska zaw­sze może stać się dla nas źródłem doświad­cze­nia i nauką, a ucie­czka da­je nam tyl­ko jedną możli­wość: głosić zwy­cięstwo nasze­go wroga. 



/Kinga/

Wcale nie uciekłam z domu! Po prostu nie powiedziałam
Justynie,że jadę do Bełchatowa. Nie miałam ochoty słuchać o tym, że popełniam największy błąd w swoim życiu. Błąd to być może bym popełniła, gdybym nie chciała spróbować, a ja chcę to zrobić. Dlatego też przyjechałam tutaj, bo tylko z dala od napominającego głosu Justyny i urywających się telefonów od ojca, mogę się zdystansować i podjąć właściwą decyzję. Jestem ciekawa kto zadzwonił do mojej macochy i powiedział, że tu jestem. Znów stawiam na dwójkę Winiarski-Wlazły. Gdy na boisku pojawiają się oba zespoły, dostrzegam znajomą postać kręcącą się obok trenera rzeszowskiej drużyny. Jasny gwint! Przecież to pan Marek! Jak ja mogłam być taką niemotą i zapomnieć, że on pracuje w tym klubie? Może to on zadzwonił do rodziców i powiedział im, że tu jestem? Posądzili mnie o podróż do Rzeszowa? Z tego co wiem, Tola nie wybierała się w odwiedziny do ojca.
-Kinga, tam przypadkiem nie siedzi twoja przyjaciółka Tola?- Dagmara wskazuje palcem na przeciwległą trybunę i rzeczywiście bez trudu mogę wśród kibiców rzeszowskiego fanklubu odnaleźć Lipińską. Jej blond włosy zawsze były, są i będą jej rozpoznawczym znakiem. Jestem tylko ciekawa dlaczego mi nie powiedziała, że jedzie do Bełchatowa. A może mówiła, tylko ja przestałam ją słuchać? Nie ma co się oszukiwać, nasza przyjaźń przechodzi teraz kryzys i sama nie wiem skąd to się wzięło. Tola strasznie chciała mi pomóc po tym co się stało, a ja tę pomoc odtrąciłam. Dlaczego? Do dziś próbuję sobie odpowiedzieć na to pytanie. Później w szkole próbowałyśmy rozmawiać, ja gdyby nigdy nic, ale świadomość ciążącego między nami tematu nie dawała na spokoju. Wolałyśmy milczeć niż udawać, że wszystko jest w porządku. W moich oczach wzbierają się łzy na myśl, że to wszystko jest takie trudne. Rozgrywany na moich oczach mecz w ogóle mnie nie obchodzi, choć naprawdę miałam ochotę zaznajomić się z tym, czym zajmuje się Michał. Zabrałam swoją kurtkę i z płaczem poszłam do łazienki. Zamknęłam się w jednej z kabin i napisałam sms-a do Toli. Dzwonienie w tych okolicznościach nie miało sensu, bo i tak nie usłyszałaby na hali. Postanowiłam dać jej znać i liczyć na to, że kiedyś zerknie do telefonu.
-Zajętę!- krzyknęłam przez łzy, gdy ktoś próbował dostać się do okupowanej przeze mnie łazienki. Siedziałam w niej prawie pół godziny, gdy usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Kinga, jestem!- prawie wyczołgałam się z tej łazienki i gdy tylko stanęłam w pionowej pozycji, ze szlochem rzuciłam się w ramiona przyjaciółki. Tak bardzo mi tego brakowało. Owszem, Michał mi pomaga, ale przecież to jest moja Tola i ja nie mogę bez niej żyć na dłuższą metę. Jej szalone pomysły i wiara w to, że można osiągać niemożliwe, jest mi teraz potrzebna jak nigdy wcześniej.
-Przepraszam, przepraszam za wszystko…- jej ramię jest już mokre i brudne od mojego tuszu, ale zdaje się w ogóle nie zwracać na to uwagi. To takie w jej stylu. Zawsze i wszędzie była do mojej dyspozycji i nie rozumiem, dlaczego nagle o tym zapomniałam. Potrafiłam ją obarczać problemem związanym z nadmierną potliwością moich stóp, a zapomniałam, że mogę jej powierzyć troski o znacznie większym kalibrze?
-Kinguś nie płacz. Ja też cię przepraszam. Za szybko spasowałam i zajęłam się swoim życiem, a przecież ty jesteś jego ważną częścią. Pamiętasz jak przyrzekłyśmy sobie, że zawsze będziemy się chronić i wspierać?- pewnie, że pamiętam. Pod koniec pierwszej klasy gimnazjum poszłyśmy na pierwszą wspólnie wypaloną fajkę. Tola uznała, że jestem jej siostrą o której zawsze marzyła. Na znak naszej więzi, koncelebrowałyśmy ceremonię braterstwa krwi. Lipińska wyciągnęła wystający drut z jej stanika i przecięła delikatnie skóry na naszych nadgarstkach. To było takie szczeniacki i sztampowe, ale od tamtej pory miało swoją konkretną wymowę.
-Już cię nigdy nie zostawię. Nawet jeśli mnie wyrzucisz drzwiami, to ja wejdę po tym bluszczu wijącym się po ścianie waszego domu wprost do twojego okna.- w takiej sytuacji jej żart powoli zaczyna rozładowywać napiętą atmosferę. Jeszcze raz mocno się przytulamy.
-Masz może przy sobie jakiś tusz czy coś, bo wyglądam okropnie.- moje lustrzane odbicie nie napawa optymizmem. Poprawione rzęsy też nie czynią cudów, ale wyglądam z nimi trochę lepiej. Gdy wychodzi z łazienki, słyszymy głosy dotyczące rozgrywającego się na hali meczu. Przesiedziałam w kiblu dwa sety, które Bełchatowianie przegrali. Z tego co mówi mi Tola, powinnam być zmartwiona. Ona nie jest. Jej Akhrem wygrywa i być może już dziś zapewni sobie i swojej drużynie miejsce w dalszej części rozgrywek. Gdy wchodzimy na salę, zabieram przyjaciółkę do swojego sektora. Ubrana w koszulkę Resovii budzi lekkie zdziwienie po tej stronie „mocy”, ale nie zwykłam się przejmować takimi pierdołami, a i ona ma to w dupie.
-Jest!!!!- słyszę przy uchu krzyk Dagi. Chłopaki z Bełchatowa wygrywają tego seta i przedłużają nadzieje na końcowe zwycięstwo…

… zastanawiałam się za co można kochać sport, w którym 12 umięśnionych i w chuj wysokich kolesi próbuje nawzajem zrobić siebie w lolo, wbijając żółto-niebieską piłkę w parkiet po stronie przeciwnika? Teraz już chyba zaczynam rozumieć te emocje. Już w Gdańsku czułam się dziwnie, gdy Michał atakował piłkę czy szedł na zagrywkę. Wtedy jednak nie mieliśmy za sobą tylu doświadczeń i przeżyć. Może to niezbyt fortunne miejsce, by sobie uświadamiać ważne rzeczy, ale kocham tego człowieka. Nie wiele czasu zajęło mi przejście za stanu nerwowego reagowania na jego osobę do euforii na jego widok, ale nie znałam go wtedy. Wzięłam go po pozorach, a one przecież często mylą. A tak przeżywał, że nie dostanie szansy, że nie przyda się drużynie. Zmienił Mariusza i od razy gra w tym całym przyjęciu zaczęła się inaczej układać, przynajmniej tak mówiła mi w czasie meczu Dagmara. Nagroda, jaką dostał po zakończeniu, najlepiej świadczy o jego wkładzie w końcowy wynik.
-Chyba ktoś do ciebie idzie.- Tola szturchnęła mnie lekko w bok, wskazując brodą na zbliżającą się postać Bąkiewicza w nasz stronę. Uścisnął po drodze kilka rąk, podziękował kibicom za wsparcie, ale to podobna ja jestem dla niego najważniejszym kibicem. On dobrze wie, że mnie ciężko namówić na coś takiego, więc chyba w ten sposób chce docenić moje poświęcenie. Podejrzewam, że jeszcze przyjadę na mecz i nie będę już mówić o wizycie na hali jako o obowiązku, a zdecydowanie będę to traktować jako przyjemność.
-To dla ciebie. Mimo, że jestem na ciebie trochę zły za tę ucieczkę z domu, to za odwagę i determinację dzisiejszego dnia ty jesteś moją MVP.- i zanim zdążyłam dobrze chwycić tę statuetkę, wtargnął ustami na powierzchnię moich. Wiem, że robią nam teraz zdjęcia, bo mignął mi się flesz w oczach, ale nie potrafiłam tego przerwać. Co ja gadam, nie chcę tego przerywać. Tak cudownie czuć jego oddech na policzku i jego rozgrzane ciało przy swoim ciele.
-Kocham cię Kinga. Pokochałem cię chyba już pierwszego dnia w którym cię zobaczyłem, ale chciałem się bronić przed tym uczuciem, bo wiem, że nasza sytuacja nie jest normalna. Mimo wszystko chcę zaryzykować, chcę być z tobą.- czy on sobie zdaje sprawę z tego jakie to jest ryzyko? Po pierwsze mój ojciec na pewno go znajdzie i będzie próbował wyperswadować pomysł związku ze mną w każdy możliwy sposób? Czy ja zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności jaką niesie za sobą związek z dorosłym mężczyzną? Pewnie nie zdążyłam przeanalizować wszystkich aspektów i na pewno pojawią się problemy, ale ja chcę zaryzykować. Chcę go mieć tylko dla siebie. Chcę czuć tę cholerną świadomość, że mimo dzielącej nas odległości on tu jest i mnie kocha.
-Ja ciebie też Michał. Ja ciebie też…



Nie kocham cię za to, kim jes­teś, ale za to, ja­ki jes­teś, kiedy prze­bywam z tobą.





~*~
Trochę sobie ponarzekam teraz. Na co? Na brak wolnego czasu. Musicie mnie kochane zrozumieć i wybaczyć, że mogę się nie pojawiać u Was w terminie z komentarzem, a i na swoich blogach mogę być z opóźnieniem. Niektóre z Was wiedzą, że mój łeb jest pełen pomysłów i ciągle się coś w nim kłębi, ale gdybym chciała na wszystkie blogi dodawać coś systematycznie, to moja doba powinna mieć jeszcze z 6 godzin więcej.
Jeśli chodzi o ten blog, to nic się nie zmienia. Będę starała się docierać tu raz na dwa tygodnie. Nie wiem co ze Zbyszkiem i Antoniną. Może być tak, że czas oczekiwania z dwóch tygodni zwiększy się do trzech w jakiś naprawdę kryzysowych sytuacjach. Natomiast moja najnowsza propozycja dla Was, czyli opowiadanie o Łukaszu, będzie dopieszczane przeze mnie jak na razie raz w miesiącu, aż nie stworzę sobie większego zapasu i nie poukładam wszystkiego w głowie.
Do ME nie chcę się odnosić, za bardzo jeszcze boli.
Powiem tylko tyle, że standardowo jak nie ma Polaków, jestem za Rosją.
Pozdrawiam :***
                                     


sobota, 14 września 2013

XIV

/Alek/

Nadal nie umiem się odnaleźć po tej akcji, którą zgotowała mi i Toli
była żona. W życiu bym się nie spodziewał po niej takiego wybuchu i takich słów, które wystosowała w kierunku blondynki.Oczywiście następnego dnia przeprosiła mnie za to i chciała również przeprosić Lipińską, ale było to fizycznie nie możliwe, bo ona już zdążyła wrócić do Gdańska, a ja nadal nie miałem do niej numeru.Leżąc na stole rehabilitacyjnym w rękach Marka odliczam już n-ty raz do 10., by w końcu zebrać się na odwagę i poprosić o numer do jego córki. Chodzi mi też o to, bym i ja mógł przeprosić ją za tą całą sytuację, bo na pewno mogła poczuć się niezręcznie. Nie jestem jednak do końca pewien czy chodzi mi tylko o to…
To niedorzeczne, ale ciągnie mnie do Toli. Podoba mi się jej cięty język, jej niezależność i to siła, z którą podchodzi do życia. Wydaje się być osobą, którą ciężko złamać i która może wiele znieść. Może dlatego nie boję się, że ją skrzywdzę. Mnie już nie stać na takie waniliowe uczucie o jakim mówił Grey. Cholera! Do kogo ja się w ogóle porównuje?! Ta książka ma na mnie zdecydowanie negatywny wpływ, ale wiele problemów w niej zawartych można przełożyć na codzienne życie każdego z nas. Tak rozmyślając o erotycznej powieści, nie zauważyłem skończonej przez Marka pracy.
-Masz jeszcze jakieś życzenie? Coś ci jeszcze dolega?- fizycznie nic mi już nie dolega. Mogę nawet powiedzieć, że forma z meczu na mecz idzie w górę, a przez wielu nazywany jestem przywódcą drużyny z Podkarpacia. Tu chodzi o coś zupełnie innego, ale nie mam odwagi, by się odezwać i powiedzieć co mi leży na sercu.
-Bo chodzi o to, że ja…
-Wiem o co ci chodzi Alek.Rozmawiałem niedawno z moją córką i uważam, że również z tobą powinienem odbyć taką rozmowę…- o cholera. Zaczynam się czuć jak nastolatek, który został przyłapany na pocałunku z córką nauczyciela. Może jak on mi powie, żebym się odpierdolił od jego córki to mi przejdzie i nie będę snuł żadnych planów na przyszłość z naszą dwójką w rolach głównych. No bo to przecież chore. Marek mógłby być moim bratem, ale i Tola mogłoby być moją siostrą. Wniosek? Zbiorę swoje cztery litery, ogarnę się pod prysznicem i zadzwonię do Izy. Ona mi przypomni, że ja już wyrosłem ze stałych związków, że nie nadaję się do głębszych uczuć.
-Nie bój się tak, nie jestem na ciebie zły. Ba, nawet jestem w stanie to zrozumieć.- otwieram oczy szerzej. Chyba zaraz poproszę go o to, by to powtórzył, bo nadal nie wierzę. On nie ma pretensji o to, że chce dobrać się do jego córki facet 11 lat starszy? Ciężko mi jest w to uwierzyć.
-Spotkajmy się dziś wieczorem i pogadajmy, ok.? Może wpadnę do ciebie koło 20?- nie wiem nadal co się dzieje, ale kiwam głową. Chyba nie przyjdzie do mojego mieszkania z siekierą, więc mogę zaryzykować. Zawsze można napić się piwa, a co z tego wyjdzie to się okaże.
-Naprawdę ci to nie przeszkadza, że ja i Tola?- ja i Tola co? To śmieszne i niedorzeczne. Wiecznie się kłócimy, dogryzamy sobie na każdym kroku. Nie przeszkadzało mi to dostrzec w jej osobie czegoś wyjątkowego. Jest wyjątkowa, jest inna niż wszystkie dziewczyny, które znałem.
-Wszystko powiem ci wieczorem. A teraz idź i powiedz Igle, że czekam na niego i jego kolana.- tak też zrobiłem. Do szatni wróciłem w jakimś dziwnie dobrym nastroju. W środku nie było już wielu zawodników. Szybki prysznic postawił mnie na nogi. Kiedy wychodziłem z hali, obok mojego samochodu stała Iza. Nawet nie zdążyłem do niej zadzwonić.
-Chyba pan zapomniał o moich potrzebach panie Akhrem…- tak się do mnie przyssała, że treningowa torba wypadła mi z ręki. W głowie zapaliła się czerwona lampka, że parking jest przecież widoczny z okien gabinetu fizjoterapeutów. Na pewno bym miał dziś o czym rozmawiać z Lipińskim, gdyby mnie zobaczył w takiej sytuacji z inną kobietą. Udało mi się jakoś wsadzić do samochodu.
-Spokojnie, bo mnie udusisz.- niestety takie słowa jak „spokojnie” czy „wolno” nie są ulubionymi słowami Izy. Dobrze wiedziałem, że chciała pieprzyć się ze mną w samochodzie, ale udało mi się jakoś powstrzymać jej pożądanie aż do mojego mieszkania. Tam nie było już dla mnie żadnej taryfy ulgowej.
-Zrobimy to dzisiaj po mojemu.- nie miałam ochoty na to, by przejąć inicjatywę. Ona za to miała ochotę na wszystko. W drodze do mojej sypialni w pośpiechu pozbywaliśmy się ubrań. Kiedy dotarliśmy do łóżka, popchnęła mnie w jego kierunku i okraczyła moje biodra. Całowała szyję, poznawała na nowo fakturę klatki piersiowej. Przygryzam dolną wargę, gdy jej dłoń pojawia się w moim kroczu i zręcznym ruchem pozbawia ostatniej części przyodziania. Wiem co teraz zrobi. Jako jedyna z moich partnerek przeszła do seksu oralnego na porządku dziennym. Nigdy nie nalegałem i nie naciskałem, ale co mam zrobić, że jest mi kurewsko dobrze, gdy jej pełna usta obejmują mojego członka? Rozgrzany do czerwoności, odzyskuję siły i przewracam ją na plecy. Teraz to ja zaczynam dominować. Usuwam z jej ciała biustonosz, rzucając go za łóżko. Muszę pamiętać o tym, by go stamtąd usunąć, bo potem znów Igor znajdzie element bielizny Izy w poszukiwaniu części do swojej zabawki. Bawię się nią i uwielbiam patrzeć, gdy wzrokiem prosi, wręcz błaga o więcej. A ja się z nią przekomarzam. Mój język zatacza kółka wokół jej pępka, ale nie jedzie niżej. Wracam z powrotem do piersi, przygryzając sztywne brodawki.
-Alek do cholery!!!- uśmiecham się lubieżnie na ten okrzyk i do jednego z palców wsuniętych do jej kobiecości, dołączam drugi. Wije się przede mną jak pies na trawie, próbujący się pozbyć niechcianych lokatorek w postaci pcheł. W najmniej oczekiwanym momencie wchodzę w nią, sprawiając jej tym niesamowitą przyjemność. Dyszy ciężko, ale nie zwalnia tempa. Jej biodra synchronizują się z moimi pchnięciami, zdecydowanie zwiększając głębokość penetracji. Jadę już na oparach, a ostatnie pchnięcie jest drogą do naszego obopólnego spełnienia. Padam zziajany obok ciała Izy, próbując wytracić łapczywość połykanego przeze mnie powietrza. Izabela przeciera wierzchem dłoni moje przepocone czoło.
-Już nigdy nie chcę na ciebie tak długo czekać.- no tak, nasze ostatnie spotkanie miało miejsce ponad miesiąc temu. To znaczy widzieliśmy się niedawno, ale nie chodzi nam przecież o dyskusje na temat najlepszego detergentu do mycia umywalki w łazience. Jej słowa uświadamiają mi coś ważnego. Przez ten miesiąc żyłem naprawdę jak trzeba. Owszem, zdarzyło mi się wypaść do klubu, ale nie kończyło się to wszystko przygodą na jedną noc. Przez te 30 dni potrafiłem żyć jak człowiek bez potrzeby zmiany partnerek jak rękawiczek? Dopóki pod halą nie zobaczyłem Izy, mogłem śmiało powiedzieć, że są dla mnie jeszcze na tym świecie szanse i mogę być w normalnym związku. Rzeczywistość jednak zweryfikowała wszystko.
Patrzę na zegarek. Cholera jasna! Przecież za pół godziny będzie tu Marek, chcący rozmawiać ze mną o relacjach łączących mnie z jego córką, a ja tu leżę sobie jak gdyby nigdy nic z nagą kobietą, od czasu do czasu całując ją namiętnie.
-Iza ja zapomniałem, że jestem umówiony. Nie chcę być nie miły, ale…- ale zabierz swój stanik spod mojego łóżka, ubierz się, popraw potargane włosy i opuść moje mieszkanie. Jak to dobrze, że ona w pełni rozumie ten układ i nigdy nie mówi, że chciałaby zostać dłużej niż jest to wskazane. Na odchodne ostatni raz wpija się w moje usta niczym lekarska pijawka i wychodzi. Zostaję sam. Mam 5 minut na to, by doprowadzić salon do względnego porządku. Zaczynam jednak od szybkiego prysznica. Trudy popołudnia spływają po moim ciele wraz z niezbyt gorącą wodą. Nie trwa to jednak długo, bo nie mam aż tyle czasu na relaks. Wychodzę spod prysznica i idę do sypialni, by znaleźć jakiś ciuch. Moje myśli gwałtowanie uciekają w kierunku ostatnich wydarzeń. Już wiem, że to nie może się udać. Ja nie potrafię się zmienić.
Pukanie do drzwi uświadamia mi, że po ich drugiej stronie stoi Marek, ciekawy moich uczuć względem jego córki? I co ja mam mu powiedzieć? Że Tola wpadła mi w oku i nadal jest na liście niezdobytych i nawet jeśli moje serce bije na jej widok trochę szybciej i mocniej, to nic nie mogę z tym zrobić, bo nie nadaje się do stałego związku? Otwieram drzwi i zamieram. To nie Marek, to jego córka.
-Tola co ty tu robisz? Przecież ferie już się skończyły, a ty wróciłaś do Gdańska.- nie miałem prawa jej się tu spodziewać.
-Przyjechałam do taty na weekend. Powiedział, że umówił się z tobą, ale tak naprawdę to my powinniśmy porozmawiać.- wpuszczam ją do środka. Jej węch od razy wyłapuje obecność damskich perfum. Iza używa naprawdę intensywnego zapachu, ale ja zdążyłem się już do niego przyzwyczaić. Jest wyraźnie tym faktem zasmucona i szybko łączy fakty.
-To nie ma już sensu. Pójdę sobie, bo nic tu po mnie. Nie lubię się dzielić tym, co mogłoby być tylko moje.- chce wyjść, ale zachodzę jej drogę. Nie spodziewałem się takich słów. Już dawno mówiłem, że lepiej mi się żyło ze świadomością, że Tola ma na mnie alergię.
-Zostań, porozmawiamy.- zdejmuję jej płaszcz i prowadzę do wewnątrz. Nigdy nie przeprowadzałem takich rozmów i trochę się denerwuję…
Ci, którzy nie pa­miętają przeszłości, ska­zani są na jej powtarzanie.

/Tola/

Powrót do Gdańska miał pomóc mi się wyciszyć i nabrać dystansu, ale okazał się kompletną klapą. Miałam nadzieję, że Kinga będzie już w zdecydowanie lepszej formie i powoli zacznę odzyskiwać moją przyjaciółkę. Nie było tak. Owszem, Lijewska wróciła do szkoły, ale była cieniem siebie samej. Przestała się odzywać na lekcji. Nagle nauka stała się jedyną rzeczą, jaką można zająć się w szkolnej ławie. O rozmowach na nasze tematy nie było mowy. Kinga przychodziła do klasy ostatnia i wychodziła z niej jako pierwsza. Rozmawiałem na jej temat z panią Justyną i zdążyłam wywnioskować, że coś jest na rzeczy z Bąkiewiczem. Powinnam ją sama zapytać, ale bałam się odtrącenia. Chyba bym nie zniosła, gdyby mi powiedziała, że to nie moja sprawa. A może to tylko moje paranoje? Może to ja powinnam zrobić pierwszy krok i byłoby OK.? Nie mogę przecież zapominać przez co musiała przejść w ostatnim czasie moje przyjaciółka. Nie mniej jednak nie mogę przejść obojętnie obok faktu, że nasza więź ulega rozluźnieniu. By o tym nie myśleć, znów pojechałam do taty. Tym razem jednak nie korzystałam z usług PKP, a wzięłam samochód mamy i pojechałam pierwszy raz w tak daleką podróż. Mam to szczęście, że moja rodzicielka nigdy nie zataczała nade mną przesadnego parasola ochronnego i na wiele mi pozwała. Do dziś wyznaje zasadę, że jak się człowiek nauczy czegoś samodzielnie i bez niczyjej pomocy, to zostanie mu to już na zawsze. Droga do Rzeszowa minęła mi całkiem przyjemnie. Gorzej przeżył to ojciec, który nie miał pojęcia, że przyjadę do niego samochodem. Aż z tego wszystkiego zadzwonił do mamy i porządnie ją opieprzył, ale szybko mu przeszło i zaczął się cieszyć, że znów mnie widzi. Wraz z przyjazdem tutaj liczę na to, że pójdę jutro na mecz Resovii z Jastrzębskim Węglem. Powiedziałam od razu tacie o swoich planach, a ten opowiedział mi o swoich na piątkowy wieczór. Zamarłam, gdy dowiedziałam się, że umówił się na spotkanie z Alkiem. O tak, ten osobnik zdecydowanie zbyt śmiało poczyna sobie w moich myślach i robi to zupełnie niechciany. Na razie przyznaję to sama przed sobą, ale jestem nim kompletnie zauroczona. Do szpiku kości przeszywa mnie błękit jego spojrzenia, a szczery uśmiech przyprawia o mdłości. Doszło nawet do tego, że ściągnęłam sobie z Internetu jego zdjęcia i zapisałam na karcie pamięci w telefonie. Aż taka odważna nie jestem, by ustawić sobie je na tapecie, ale wieczorami zdarza mi się do niego wzdychać. On naprawdę nie jest taki zły, jak mi się wydawało i potrafił mi to udowodnić w sytuacjach, kiedy byliśmy sami. Wydaje mi się, że ten Alek macho to tylko taka poza, a tak naprawdę to gdzieś głęboko w jego sercu jest zupełnie innym człowiekiem.
-Tylko Tola nie zepsuj niczego. Jeśli ci na nim zależy to szczerze mu o tym powiedzieć.- nic takiego prawda? Mam jechać do mieszkania Alka zamiast taty, robiąc mu niespodziankę. Według taty to takie proste porozmawiać z facetem o miłości, a ja jestem zupełnie innego zdania. Nie mniej jednak wdzięczna mu za to, że z takim zrozumieniem przyjął moje miłosne rozterki, nie sprzeczam się z nim o to. Droga do mieszkania Akhrema zajęła mi zdecydowanie zbyt wiele czasu, a to dlatego, że miałam chwile zwątpienia, a dwa razy to nawet zawracałam. Coś jednak nie pozwalało mi wrócić ostatecznie i w końcu stanęłam przed jego drzwiami, znęcając się nad dzwonkiem. W końcu mi otworzył i wcale się nie dziwię, że ma taką minę. Ja też byłabym zdziwiona, gdyby nagle zapukał do drzwi mojego gdańskiego domu.
-Tola co ty tu robisz? Przecież ferie już się skończyły, a ty wróciłaś do Gdańska.- nie czuję się dobrze. Mam wrażenie, że jest na mnie zły. Może myśli, że go nagabuję i próbuję do czegoś zmusić? Do tego jeszcze czuję w przedpokoju intensywny zapach perfum…kobiecych perfum. Mogłabym pomyśleć, że właścicielką tego zapachu jest Natalia, ale zupełnie inne rozwiązania przychodzą mi do głowy. Nagle moja teoria wysnuta na temat osobowości Białorusina traci na wartości. On może kiedyś był kochającym mężczyzną, ale to było wtedy, gdy był z Natalią i kiedy ona rodziła mu dzieci. Teraz coś mu się poprzestawiało w dupie i już tak nie potrafi. Teraz musi się coś dziać. Nie może być wierny jednej kobiecie, bo takie związki go nudzą. A ja nie przywykłam do haremu.
- To nie ma już sensu. Pójdę sobie, bo nic tu po mnie. Nie lubię się dzielić tym, co mogłoby być tylko moje.- ja to powiedziałam?! Zajebiście! Teraz to już w ogóle w jego oczach wyjdę na zdesperowaną nastolatkę, która zakochała się w dojrzałym mężczyźnie bez szans na happy end. Tata kazał mi załatwić sprawę do końca, ale nie potrafię. Chcę wyjść z jego mieszkania, ale zachodzi mi drogę. Mam na wysokości jego klatki piersiowej twarz. Muszę zadrzeć głowę wysoko do góry, by zobaczyć jego oczy.
-Zostań, porozmawiamy.- zdejmuje mój płaszcz. Robi to jakoś niemrawo. Nie wiem które z nas boi się bardziej, on czy ja? Wchodzę do jego salonu i siadam na kanapie, trzymając dłonie na kolanach. Z kuchni przynosi nam po szklance wody. Wypijam ją jednym haustem. Z tego wszystkiego potężnie zaschło mi w gardle.
-Trochę mnie zaskoczyłaś, bo spodziewałem się Marka.- nie ma sensu zwalać wszystkiego na zaskoczenie, aczkolwiek biorę jego słowa za jakieś pocieszenie. Nieznaczne, ale jednak.
-Tata uznał, że powinniśmy porozmawiać szczerze o tym co jest…- boję się dokończyć tych słów, by go nie rozśmieszyć.
-Tola ja sam nie wiem co jest między nami. Na pewno cię pożądam, na pewno podnieca mnie twój widok, ale ty masz 19 lat i naprawdę nie powinnaś bawić się w związki z takim mężczyzną jak ja.- jakim? Miałam okazję się teraz dowiedzieć. Bez ogródek opowiedział mi pierwszą zdradę Natalii oraz odkryte przez niego doświadczenia podczas podwójnego życia. Cholera jasna! Ja rzeczywiście nie potrafiłabym żyć z myślą, że każdy jego wyjazd na mecz może skończyć się zdradą. Ale z drugiej strony? Przecież ludzie się zmieniają i ja wierzę, że on też by potrafił. Oczywiście, gdyby tylko tego chciał. Trudno mi jest sobie wyobrazić, że robi to dla mnie. dla tych moich już za długich blond włosów, dla niezbyt płaskiego brzucha i ciętego języka. Tylko co ja mam zrobić, że ja się zakochałam? Będąc tu z nim i patrząc w jego oczy jestem skłonna powiedzieć, że się zakochałam. Fakt, przestraszyła mnie ta historia z jego życia, ale nie odstraszyła. Jest jeszcze coś, co mnie ciągnie w jego kierunku. Jest niesamowicie szczery, a mi szczerość zawsze imponowała. Z łzami w oczach opowiada mi o swoich synach i o tym, że jest fatalnym ojcem, bo zostawił je i ich matkę dla chwil uniesień. Jestem zupełnie innego zdania, bo widziałam jak wspaniale zajmuje się Danielem, swoim młodszym synem.
-Alek uspokój się. Na pewno nie jesteś złym ojcem i nie wolno ci tak myśleć.- chwytam jego twarz w swoje dłonie i wpatruję się w jego oczy. Przygryzam wargę na ten widok. Decyduję się pierwsza na ten krok. Muskam delikatnie jego usta. Nieruchomieje, ale nie odsuwa się. Ponawiam to, tym razem mocniej, a on przejmuje inicjatywę. Kurwa, jak on całuje! Robi to w taki sposób, że zapominam o Bożym świecie. W dole brzucha czuję rosnące pożądanie. Popchnął mnie delikatnie na kanapę, nie przestając mnie całować. Jego usta znalazły drogę do mojej szyi i dekoltu. Nie chciałam, żeby przestawał, ale zrobił to.
-Tola ty jesteś pewna, że tego chcesz?- nie wiem o co on pyta. O to czy chcę się z nim kochać czy chcę kochać go przez całe życie? W sumie to na oba pytania mam tę samą odpowiedź.
-Jestem pewna, Alek. Kocham cię.- to takie naiwne z mojej strony. Jestem głupia i pewnie jeszcze do końca nie wiem co to miłość, ale pierwszy raz używam tych słów w jego obecności. Nie liczę na to, że on odwzajemnia moje uczucie. Ale może z czasem? Może kiedyś mnie pokocha? 
Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości...


~*~
Nie będę tego ciągnąć, tak jak mi się na początku wydawało. Nie będę też mówić kiedy to się skończy, bo sama do końca nie wiem. Wszystko się na razie toczy tak, jak zaplanowałam, ale nie jestem do końca zadowolona z dalszego przebiegu sytuacji.
JUŻ ZA TYDZIEŃ! POLSKA! <3
Jakby ktoś jeszcze nie miał mnie dość, to zapraszam tutaj<klik>
Pozdrawiam i do napisania :*

niedziela, 1 września 2013

XIII

/Tola/

Daniel zamknięty w pokoju pewnie słyszy jakimi epitetami rozpieszcza mnie jego matka. Oczywiście ganię się w myślach za to, że akurat musiałam teraz wyjść z łazienki owinięta tylko ręcznikiem, by powiedzieć Alkowi,  że w łazience nie ma żadnej treningowej podkoszulki. Pech chciał, że jego żona przyszła przynieść małemu jakieś ciuchy. Naprawdę wiem, że to nie koniecznie wygląda dobrze, jak się na to popatrzy z boku, ale nie trzeba od razu wyzywać mnie od dziwek.
-Natalia uspokój się. To na pewno nie jest tak, jak myślisz!- to normalne, że my kobiety zawsze myślimy inaczej niż mężczyźni, ale w tej kwestii naprawdę tak jest. Chowam się za drzwiami łazienki zażenowana, a jednocześnie przestraszona całą tą sytuacją. Zawsze lubiłam odburknąć, a teraz zabrakło mi języka w buzi. Słyszałam wszystkie słowa rzucane z ust Natalii o mojej osobie. Oczywiście oberwało się też siatkarzowi, ale ja przecież nic złego nie zrobiłam. Najgorzej jak patrzy się tylko po pozorach, bo nie zauważa się wtedy całkowitego sedna całej sprawy. Przecież ja tu przyszłam na rozgrzewającą herbatę. Miałam również bawić się z Daniem. Nie moja wina, że sierota Akhrem musiał mnie całą pozalewać.
-Możesz robić co ci się podoba, bo mi nic do tego, ale na oczach dziecka nie pozwalam ci się zabawiać z jakimiś małolatami. Rozumiesz co do ciebie mówię?!- wychodzę z tej łazienki ze łzami w oczach, w swoich mokrych ubraniach. Nerwowo sięgam po kurtkę, niedokładnie zakładam buty i wybiegam z jego mieszkania. Owszem, mogłam coś powiedzieć, mogłam się tłumaczyć, ale nie chciałam. Moje obawy potwierdziły się. Z facetami po przejściach nigdy relacje nie są łatwe, bo zawsze jest ktoś trzeci na kogo trzeba uważać i kto patrzy ci na ręce. Nie mówię, że moja wyobraźnia poniosła mnie w przyszłość razem z Białorusinem. Tak tylko mówię…

Kiedy wpadam do mieszkania taty, spotykam się z jego zdziwionym spojrzeniem. Patrzę na niego tak, że już wie o tym, że na chwilę obecną rozmowy ze mną nie będzie. Padam na łóżko i powoli próbuję opanować oddech. Nie płaczę, bo nie mam powodu. Już dawno nauczyłam się, że opinie wydawane przez innych nie powinny mieć dla mnie żadnego znaczenia, a zwłaszcza te opinie, które całkowicie mijają się z prawdą. Dla mnie jest ważne, co ja o sobie myślę i moi najbliżsi.
-Tola wszystko w porządku? Stało się coś?- ojciec stoi pod drzwiami, ale nauczony doświadczeniami lat ubiegłych, nie wchodzi do pokoju bez odpowiedniego zaanonsowania się i uzyskania chociażby cienia odpowiedzi, który mógłby wziąć za przyzwolenie. Już teraz wiem o czym mówiła Kinga, gdy obawiała się rozmowy z rodzicami na temat Michała. Przecież ja również nie mogę powiedzieć tacie, że Akhrem chce mnie przelecieć, a ja w chwili słabości o mały włos nie wskoczyłam na niego pełna pożądania.
-Wejdź tato.- mogłam się przynajmniej przebrać zanim jak kłoda uwaliłam się na łóżku. Przynajmniej uniknęłabym ciekawskich pytań ojca i nie musiałabym udzielać żadnych pokrętnych odpowiedzi. Usiadł obok mnie, a ja wtuliłam się w niego. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego przez cały czas nie mogłam uważać Akhrema za parszywego dupka?! Nawet nie wiem w którym momencie spojrzałam na niego inaczej, dostrzegając błysk w oku i wiele innych aspektów, które nie pozwalają oderwać od niego wzroku. Dlaczego ja nie mogę normalnie jak moje rówieśnice zakochać się w chłopaku w moim wieku, bez przeszłości, ale z nadziejami na wspólną przyszłość? Przecież mam nauczkę po znajomości z Jackiem, że prędzej czy później była żona i rodzina zaczyna ingerować w stosunki, a w tym wszystkim ja jestem na straconej pozycji, bo przecież dzieci są najważniejsze. W sumie to zgadzam się z tym, że dzieci są najważniejsze i dla ich dobra przełknęłam gorycz porażki, gdy Jacek zakomunikował mi, że wraca do żony i dzieci, a nasza znajomość była błędem. To ostatnie zdanie mógł sobie wtedy darować, bo i tak nie robiłabym mu problemów.
-Tola powiedz mi co się dzieje. To chodzi o Alka tak?- jestem więcej niż zdziwiona. Jestem po prostu przerażona faktem wyboru robienia z siebie głupiej albo przyznania się do wszystkiego. Głupia i tak jestem, więc może przyszedł czas na tę drugą opcję. Moi rodzice nie mieli pojęcia o tym, że ich córka sypia z żonatym mężczyzną. Uznałam, że zbyt wcześnie nie ma sensu rozniecać ognia i czas pokazał, że miałam rację.Teraz może też nie ma sensu siać zamętu, bo może to zauroczenie Akhremem minie szybciej niż mi się wydaje?
-Dobra tato, nie ma sensu tego ukrywać, bo strasznie mnie męczy fakt, że nie mogę z nikim o tym porozmawiać. Proszę cię tylko byś mnie wysłuchał do końca i nie wysuwał daleko idących wniosków…- opowiedziałam mu o naszym starciu z Alkiem podczas mojej wizyty na Podpromiu. Oczywiście pominęłam te wszystkie słowa, którymi się wtedy obdarzyliśmy, ale mniej więcej oddałam charakter tego, co się wydarzyło. Zahaczyłam o noc sylwestrową i ten taniec, który według mnie zmienił moje wyobrażenie odnośnie jego osoby. Potem powiedziałam o tym wypadzie na imprezę po meczu, oczywiście bez szczegółów w samochodzie.  Opowieść skończyłam na dniu dzisiejszym, łącznie z przeprawą z Natalią. Tata słuchał tego wszystkiego w skupieniu, ale był wyraźnie zaniepokojony całą tą sytuacją. Ja też jestem nią zaniepokojona, bo jak tak dalej pójdzie, to zostanę ze złamanym sercem, choć Alek nie dawał mi żadnych nadziei na to, że moglibyśmy być razem.
-Jesteś pewna, że nie masz mi nic więcej do powiedzenia?- jasne, że pyta o seks. W tej kwestii jednak jestem czysta jak łza i wcale nie będę naginać rzeczywistości jeśli powiem, że do niczego między nami nie doszło.
-Nie spałam z nim tato, możesz mi wierzyć. Po prostu nawet nie wiem kiedy zaczęłam o nim myśleć non stop w innych kategoriach niż dotychczas.- do momentu, w którym myślałam o nim w kategoriach zimnego i zapatrzonego w siebie dupka, nie było żadnego problemu. On żył swoim życiem, a ja swoim. Kiedy to wszystko wymknęło mi się spod kontroli? Chyba podczas tego pieprzonego sylwestra, a całość dopełniła ta pomeczowa impreza. Cholernie mi zaimponował faktem, że nie wykorzystał chwili mojej słabości. Jak zachowałam się jak idiotka, ale on? Można powiedzieć, że zaskakująco nienagannie.
-Powiem szczerze, że mnie zatkało. Owszem, widziałem jak na siebie zerkacie i spodziewałem się, że coś jest na rzeczy, ale dopóki mi tego nie powiedziałaś, to łudziłem się, że to tylko moja wyobraźnia zbyt silnie daje o sobie znać.- cholerka! Jak on dobrze mnie zna. Nie na darmo mama cały czas powtarzała, że jestem córeczką tatusia nie tylko z nazwy, ale także i w rzeczywistości. Pytanie teraz tylko, co on z tą wiedzą zrobi? Osobiście byłam pewna, że po moich słowach dalszą część rozmowy usłyszy całe osiedle, a tu na razie spokój.
-Bardzo jesteś na mnie zły? Ja wiem, że to nie jest komfortowa sytuacja, ale właściwie to chyba nie ma się nad czym zastanawiać, bo ja nie chcę stawać między nim, a jego żoną…- chyba nie potrzebnie podjęłam taką rozmowę z ojcem. On teraz gotów przymusić Alka do tego, by się mną zainteresował, a czegoś takiego to ja w ogóle nie toleruję.
-Kochanie ja się o ciebie martwię tylko. On jest od ciebie dużo starszy, bardziej doświadczony. Teraz może ci się wydawać, że nie ma to dla ciebie znaczenia, ale jak będzie później. Zresztą, Alek nie ma nieskazitelnej opinii i przez te kilka tygodni pracy w Resovii zdążyłem się z nimi zapoznać…- no nie mówi nic nowego, bo ja sama miałam o nim takie zdanie na początku. Może zbyt pochopne? Nie wiem, ale skoro cała Resovia tak gada, to na pewno musi być coś na rzeczy.
-Nie martw się. Nic głupiego nie zrobię i dziękuję ci, że tak łagodnie to wszystko przyjąłeś. Jesteś wspaniały tato i dopóki nie znajdę takiego faceta jak ty, to nigdy nie wyjdę za mąż.- oznajmiam rezolutnie, ale z dużą domieszką przymrużonego oka. Cudów nie ma.


Miłość to oj­ciec ra­tujący dzieci z płonące­go bu­dyn­ku, wy­noszący je i ginący przy tym. Kiedy kochasz przes­ta­jesz żyć dla siebie, żyjesz dla in­nej osoby.

/Kinga/
Powrót do szkoły był dla mnie zmorą, ale po miesiącu ostrych przygotowań do matury muszę przyznać, że wydarzenia studniówkowe nie mają już na mnie tak destrukcyjnego wpływu. Owszem, często łapie się na tym, że przydługie spojrzenia kolegów z klasy wzbudzają we mnie odrazę i niechęć, ale mam przy sobie Tolę i ona nie pozwala mi popaść w obłęd. Tak jak już wcześniej wspominałam, wzięłam się ostro za przygotowanie do matury. Deklaracja muturalna już została wypełniona, nie ma od niej odwrotu. Sytuacja w domu od rozmowy z Justyną nie zmieniła się. Rozmawiamy ze sobą tyle, ile musimy, bez zbędnych emocji. W Gdańsku na razie Michał się nie pojawia, więc moja macocha nie powiedziała o wszystkim ojcu. To dobrze, bo sama chcę to zrobić. Nie chcę rezygnować z Bąkiewicza, bo jego obecność w moim życiu bardzo mi pomaga. Jestem nawet skłonna powiedzieć, że jego wydatna pomoc przyczyniła się do tego, że mój powrót do normalnego życia wyglądał tak, jak wyglądał. Skoro nie chce z niego rezygnować, to nieuniknionym jest, by tata dowiedział się o wszystkim. Przyjaciółka mocno podbudowała mnie, opowiadając o swojej rozmowie na temat Alka z panem Markiem. Zdaję sobie sprawę, że mój ojciec nie musi w sposób aż nadto liberalny do tego podejść, ale może nie będzie tak źle, jak obawiałam się tego na początku.
-Wróciłam.- wchodzę do domu, zdejmując w przedpokoju kurtkę i czapkę. Wizyta w barze szybkiej obsługi pozwala mi spokojnie iść do pokoju, bez odwiedzin w kuchni.
-Obiad jest w piekarniku, musisz sobie odgrzać. Ja zaraz wychodzę do kwiaciarni i zabieram ze sobą Kacpra. Natalka jest na treningu, a dziś wieczorem przyjeżdża Marcin.-prostuję się na wspomnienie o ojcu. To, że chcę z nim porozmawiać nie znaczy, że to ma być już na dniach. Do tego to ja się muszę solidnie przygotować, bo jak pójdę na żywioł, to na pewno się z nim pokłócę.
-Nie jestem głodna, idę do siebie.- brzmię chłodno i o to mi chodzi. Naprawdę mam do Justyny żal o to, że nawet przez chwilę nie chciała i pewnie nie chce mnie zrozumieć jeśli chodzi o Michała. Z tego co wiem to jej związek z ojcem też do najłatwiejszych nie należał. Rodzice Justyny do dziś patrzą na to małżeństwo przez pryzmat zawirowań ojca z przeszłości. Mogłaby zrozumieć, że nie zawsze jest łatwo i przyjemnie, ale jak się człowiek zaweźmie i zaciśnie zęby, to wszystko może pokonać.
-Zamierzasz się tak zachowywać przy ojcu? Myślisz, że Marcin byłby zadowolony, gdyby dowiedział się o twojej znajomości z Michałem?
-Zamierzam mu o wszystkim powiedzieć, więc już nie będziesz miała pola do popisu i nie będziesz musiała mnie straszyć.-w życiu bym nie pomyślała, że nasze relacje ulegną kiedyś tak diametralnej zmianie. Wydawało mi się, że powiedzenie ojcu prawdy będzie tryumfem mojej osoby, ale to Justyna cieszy się bardziej ode mnie. Wiem, że nie chce dla mnie źle. Po prostu jej się wydaje, że tak będzie dla mnie lepiej. Nie jedząc obiadu, znikam w czeluściach swojego pokoju. Wyrywam z zeszytu podwójną kartkę i planuję czego dziś będę się uczyć. Na pewno mam do napisania wypracowanie z polskiego, a i zapowiada się jutro kartkówka z matematyki. Nie wiem jak się z tym wszystkim wyrobię do czasu przyjazdu ojca, ale będę musiała dać radę. Im więcej mam do zrobienia, tym mniej myślę o nieprzyjemnych sprawach. No dobra, wypracowanie zerżnęłam z neta, ale matura z polskiego to jedna z tych matur, której kompletnie się nie boję, bo mając do dyspozycji kawałek tekstu i przeczytane lektury, jestem w stanie napisać jakiś wywód. Gorzej z matematyką. Tu już tak pewna być nie mogę, dlatego każda chwila poświęca temu przedmiotowi sprawia, że nieśmiało mogę myśleć o sukcesie końcowym. Zadania powtórzeniowe dają mi do myślenia. Zastanawiam się co ja robiłam na lekcjach, że nie pamiętam jak wyliczyć odcinek, mając podane dwa punkty w układzie współrzędnych. Na szczęście wszystko skrupulatnie notowałam w zeszytach i śmiało się mogę teraz nimi podeprzeć. Rozwiązywanie jednego zadania z geometrii analitycznej zajmuje mi prawie 20 minut. Zrobiłam ich 6, czyli siedziałam nad nimi dwie godziny. W między czasie zdążyłam zignorować dwa telefony i kilka smsów. Po cichu liczyłam na to, że to Bąkiewicz. Ciche dni między nami powoli stają się nie do zniesienia. Przyzwyczaiłam się już do tego, a wiadomo jak jest z przyzwyczajeniami. Niestety lista nieodebranych połączeń nie miała nic wspólnego z Michałem…
-Kinga! Jesteś?!- słyszę krzyk ojca z dołu. Wypadam jak torpeda z pokoju i gnam w jego objęcia. Nawet nie zdążył zdjąć butów, gdy się na niego rzuciłam. W tej chwili cieszę się, że jesteśmy sami w domu, bo mogę sobie pozwolić na chwilę słabości w jego obecności. Wcześniej nigdy mi się to nie zdarzało, a teraz coraz częściej.
-Też się za tobą stęskniłem córeczko. Dopóki nie ma Justyny i dzieciaków musimy porozmawiać. Pamiętasz jak obiecałaś, że będziesz mówić mi o wszystkim?- z tego co wiem, miało to dotyczyć jakiś niepokojących zachowań innych wobec mojej osoby. Ojciec wolał dmuchać na zimne i nie dopuścić do tego, że znów stanie mi się coś złego.
Pozwoliłam mu spokojnie się rozebrać, a sama zaparzyłam nam herbaty. Proponowałam nawet odgrzanie obiadu, ale tata mówił, że konsumował coś w pociągu. Nie nalegałam. Przyniosłam dwa kubki parującego napoju do salonu  i usiadłam razem z nim na kanapie. Najpierw to on opowiedział mi, jak to miał w zwyczaju, co działo się w Niemczech od ostatniej jego wizyty tutaj. Próbowałam mu pokazać, że mnie to intryguje i pasjonuje, choć on dobrze wie, że sport to nie jest moja bajka. Nie mniej jednak muszę obrać jakiś sensowny plan na to, by powiedzieć mu o Michale i o mnie. Bąkiewicz też jest sportowcem i musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie na to, że nie boję się brnąć w ten układ dalej. Kiedyś sobie obiecałam, że mój mąż będzie miał normalną pracę, w której będzie miał czas dla rodziny i przyjaciół, a spotkania z nim nie będą oznaczane czerwoną kartką w kalendarzu. Los to jednak nie jest kompan do zakładania układów, bo zawsze stoi ciut wyżej nad nami i ciężko przewidzieć czy nie zmieni zdania w ostatniej chwili.
-A teraz powiedz jak ty się trzymasz? Justynka mówiła, że nie najgorzej zniosłaś powrót do szkoły. Podobno dużo czasu poświęcasz nauce tak?- aż chyba za dużo jak na mnie, ale taka jest prawda i tak chyba robią wszyscy znani mi tegoroczni maturzyści.
-Nie jest źle jak mi się na początku wydawało. Bardzo pomaga mi Michał i rozmowy z nim…- bardzo nieśmiało próbuje zejść na temat siatkarza, ale tata na razie nie przejął pałeczki, choć powiedział kilka ciepłych słów na jego temat. Nawija jak katarynka o tym, że mam wsparcie w najbliższych i, że z każdym problemem zawsze mogę się zwrócić z nadzieją i pewnością, że zostanę zrozumiana. No jak tak sobie przypomnę ostatnie rozmowy z Justyną, to szczerze zaczynam w tę obietnice wątpić.
-Tato, ja się chyba zakochałam w Michale, a na pewno jestem nim zauroczona. Dobrze czuję się w jego towarzystwie, bezpiecznie. Ma niesamowite poczucie humoru i w ogóle jest bardzo pozytywnym człowiekiem. Wiem, że zaraz mi powiesz o dzielącej nas różnicy wieku, ale dla mnie naprawdę nie ma to takiego znaczenia. Na początku owszem, było inaczej. Próbowałam nawet patrzeć na niego z niechęcią, ale na dłuższą metę nie zdało to żadnego egzaminu. Sam zobacz jak potraktowali mnie moi rówieśnicy. On jest zupełnie inny, taki dojrzały…- mogłabym chyba godzinami opowiadać o Bąkiewiczu. Z każdego naszego spotkania potrafię wyłapać każdy, nawet najmniejszy szczegół jego uśmiechu czy wyrazu twarzy. Za każdym razem czymś nowym mnie zaskakuje. Nie nudzę się przy nim, chociażby śmiejąc się z jego lekkiego problemu z wypowiadaniem się. Nawet to potrafię odbierać za zaletę, bo to jąkanie się dodaje mu takie dziecinnego, niewinnego uroku. Tu taki dobrze i silnie zbudowany mężczyzna, ale z głosem wystraszonego chłopaka, zupełnie niedoświadczonego w kontaktach z kobietami. Kiedyś mi powiedział, że to tylko ja go tak onieśmielam.
-Żartujesz, prawda?- zaczyna spokojnie. Nie unosi się, a na jego twarzy można nawet dostrzec krztę uśmiechu, który zamienia się na złowrogi wyraz w momencie, gdy przecząco odpowiadam na jego pytanie. Podnosi się z kanapy.
-Kinga on jest po trzydziestce! Prawie w moim wieku! Myślisz, że pozwolę mojej córce spotykać się z chłopakiem, który jest prawie moim rówieśnikiem?!
-To nie jest moja wina, że miałeś 18 lat, gdy się urodziłam! Tato ja wiem, że między nami jest spora różnica wieku, ale czy to jest takie ważne? Chyba istotniejszy jest fakt, że dobrze się z nim dogaduję i mam wrażenie, że byłabym szczęśliwa u jego boku.- to tylko jest takie moje wrażenie, być może oparte na zbyt śmiałych marzeniach i wybujałej wyobraźni, ale przecież od czego zawsze trzeba zacząć.
-Nawet nie chce tego słuchać! Nie zgadzam się na coś takiego, rozumiesz?!- pierwszy raz podniósł na mnie głos. Pierwszy raz przeprowadziliśmy rozmowę w taki sposób, a przecież tak dużo mam za uszami. Nawet za fajki i zbyt duże ilości wypijanego alkoholu podczas niepełnoletności nie zbierałam takich bur jak teraz.
-Jeszcze przed chwilą mówiłeś, że zawsze będzie starał się mnie zrozumieć, a teraz co?! Nawet ci przez głowę nie przeszło, że ja naprawdę mogłam się z nim zakochać! Po tym co się stało, tak naprawdę tylko on pomagał mi wrócić do rzeczywistości. Wy wszyscy powtarzaliście mi, że się z czasem ułoży i jakoś to będzie. On nie mówił, tylko działał. Powoli, ale skutecznie. Przyjeżdżał do mnie do Gdańska, choć sam też ma dużo obowiązków względem swojego klubu. Ty przyjechałeś do mnie, gdy tego potrzebowałam?! Nie! Jeszcze na domiar złego, musiałeś pojechać do Hiszpanii na te pieprzone mistrzostwa. Wiesz jak się czułam, gdy czytałam te twoje wywiady o potrzebie pomocy bratu na parkiecie?! Mnie miałeś w dupie, ale Krzyśka już nie, choć to mi zawalił się świat i to ja miałam beznadziejne myśli…- powiedziałam pewnego razu Michałowi o tym, że chciałam się samo okaleczyć, by choć na chwilę znaleźć zapomnienie w bólu. Naskoczył na mnie niemiłosiernie, zakazując nawet myśleć o czymś takim. Wytłumaczył, że takie działanie nie ma sensu, że nie rozwiązuje problemów, a tylko je namnaża. Poskutkowało, zapomniałam o tym.
-Jesteś niesprawiedliwa Kinga! Wiesz, że to jest mój obowiązek, obiecałem to trenerowi. Dobrze wiesz, że rodzina jest dla mnie najważniejsza i Krzysiek do niej należy i dlatego zawsze gdy będę potrafił mu pomóc, to będę to robił bez wahania!
-A ja jeśli uznam, że Michał Bąkiewicz jest dla mnie odpowiednim mężczyzną na całe życie, to również bez wahania zwiążę się z nim czy z waszym błogosławieństwem czy bez!- nie przemyślałam tego do końca, ale rzuconych słów nie można już cofnąć. Na pewno chciałabym, by moje decyzje były akceptowane przez rodziców, ale jeśli nie będą, to mam rezygnować z siebie?

Złość rodziców jest nieo­dzowną częścią ich miłości. 


~*~
Smuteczki, bo jutro o 9 muszę się wstawić w szkole na zacnym rozpoczęciu roku szkolnego. Tylko iść i rzucić się do pobliskiej rzeki. Może tak byłoby lepiej?
Wiem, że nie ma takich ojców jak Marek Lipiński, ale nie na darmo twarzy udziela mu Ben, by teraz miał tu uskuteczniać jakieś krzywe akcje. Miał być przeciwieństwem papy Marcina i jest, przynajmniej tak mi się wydaje. 
Pozdrawiam i do napisania :***