wtorek, 30 września 2014

XXVII

/Michał/
Przeniesiono mnie do innej sali. Dosłownie przeniesiono, bo nadal nie jestem w stanie zrobić najmniejszego kroku o własnych siłach. Lejarze jak mantrę powtarzają mi, że powinienem ćwiczyć i oddawać się rehabilitacji bez reszty, a ja właśnie dziś zrezygnowałem z zajęć. Właściwie nie tylko dziś, bo zdarzało mi się to już kilka razy wcześniej.
-Panu się chyba wydaje, że pan jest jedynym pacjentem w tym szpitalu i wszyscy będziemy skakać wokół pana tylko dlatego, że jest pan osobą sławną?- obok mojego łóżka pojawia się salowa. Ktoś złośliwy kiedyś powiedział, że salowe w szpitalach czują się bardziej pewnie niż dyrektorzy czy ordynatorzy i muszę powiedzieć, że coś w tym jest. Jestem zdziwiony, gdy na oko 50-letnia kobieta naskakuje na mnie zamiast zmienić mi pościel. Nie mam teraz czasu użerać się z nią. Od ostatniej wizyty Beaty ciągle przetrawiam naszą rozmowę i nie mogę zrozumieć, jak moje życie mogło się z dnia na dzień tak poplątać, tak pogmatwać…

Beata to jedyna osoba której nie wyganiam od siebie, gdy przychodzi do mnie w odwiedziny. Nadal nie rozumiem co robi tu w Gdańsku, ale nie pytam o to. Dlaczego chcę spędzać czas ze swoją byłą dziewczyną a ograniczam kontakt z matką mojego dziecka? To proste. Z Beatą nic mnie już nie łączy i wiem, że nie robi tego z obowiązku. Ma ochotę to mnie odwiedza, a gdyby tego nie robiła to też nic by się nie działo. Co innego Kinga czy moi rodzice. Oni czują na sobie obowiązek, że powinni mnie odwiedzać, bo biedny Michałek został kaleką i trzeba go pocieszać, by nie zrobił sobie nic złego. Z Kingi zrezygnowałem. Zdaję sobie sprawę, że jestem pierdolonym tchórzem, ale nie mogę inaczej. Rodzicom też za każdym razem, gdy są u mnie, staram się zaznaczyć, że wolałbym oszczędzać sobie tych płaczów i zgrzytania zębów.
-Michał co się dzieje? Coś cię boli?- tak, ale nie jest to taki fizyczny ból, bo przecież jestem sparaliżowany od pasa w dół. Boli mnie dusza. Nie radzę sobie z tym wszystkim, choć staram się trzymać, by zachować względem siebie resztki godności. Nie zawsze mi to wychodzi, czego przykładem była moja rozmowa z Kingą.
-Rozstałem się z Kingą. Zostawiłem kobietę w ciąży, więc nie mogę być z siebie dumny.-mówię od niechcenia, tak jakbym mówił jej o tym, że wczoraj wieczorem podskoczyło mi ciśnienie tętnicze krwi. Nie miałem pojęcia, że na Beacie zrobi to takie wrażenie. Jej oczy wyraźnie zwiększyły rozmiary, a twarz pobladła.
-Michał… ale dlaczego?
-Nie rozumiesz? Nikt mi nie da gwarancji, że wyjdę z tego. Chcę dać Kindze szansę na to, by ułożyła sobie życie ze zdrowym i silnym mężczyzną, a nie z takim impotentem jak ja. Już widzę nasze rodzinne spacery i Kingę, która najpierw popycha do przodu wózek dziecinny, a potem inwalidzki ze mną. Nie chcę dla niej takiego życia.-wydaje mi się, że to już. Po części czuję się jak tchórz, ale z drugiej strony mam chyba prawo czuć się jak bohater.
-A robisz coś w ogóle z tym, by było lepiej?! Siedzisz tylko w tym łóżku i użalasz się nad sobą i w ogóle nie myślisz o tym, że po takiej rozmowie z tobą tej dziewczynie zawalił się świat. Nie dość, że przeżyła twój wypadek to jeszcze na dodatek zostawiłeś ją teraz samą z dzieckiem. Wiesz jak kobieta, zwłaszcza tak młoda jak Kinga, przeżywa świadomość, że może zostać sama z wszystkimi obowiązkami związanymi z wychowaniem dziecka?!- wstała ze swojego krzesła i podeszła do okna. Nie rozumiem skąd u niej takie zaangażowanie? Do tego jeszcze mówi tak, jakby wartości rodzinne znaczyły dla niej naprawdę dużo. Nic z tego nie rozumiem.
-Myślę, że powinieneś poznać kilka faktów z mojej przeszłości by zrozumieć dlaczego mówię to co mówię. Kiedy byłam młodą dziewczyną poznałam wspaniałego faceta. Był ode mnie rok młodszy, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Dla 17-letniej dziewczyny liczyło się wtedy co innego. Nasz związek był bardzo intensywny, od samego początku wiedzieliśmy, że wstrzemięźliwość do ślubu nie jest dla nas. Nie patrzyliśmy wtedy na konsekwencje, nie braliśmy pod uwagę tego, że zajdę w ciążę. Stało się inaczej. Spodziewałam się dziecka z człowiekiem, który był wschodzącą gwiazdą sportu. Na początku widywaliśmy się kilka razy w tygodniu, a potem nagle miał dla mnie czas tylko dwa razy w miesiącu. Panicznie zaczęłam bać się tego, że zostanę ze wszystkim sama. Urodziłam i wpadłam w coś, co teraz nazywa się depresją poporodową. Nie umiałam sobie poradzić z obowiązkami, sama potrzebowałam pomocy. Zostawiłam dziecko, uciekłam od chłopaka. Rozumiesz co zrobiłam? Zostawiłam trzymiesięczną córeczkę pod opieką 17-letniego nastolatka. Ty w tym momencie robisz to samo. Zostawiasz dziecko kobiecie, która sama jeszcze niedawno była dzieckiem i liczysz na to, że weźmie odpowiedzialność za siebie i za ciebie…- dostrzegam, że Beata wierzchem rękawa ociera łzy z policzków. Jestem w szoku po tym wyznaniu. Zaczynam łączyć wszystkie elementy układanki w jedną całość. Ta jej cała niechęć do sportu, do wykonywanego przeze mnie „zawodu”. Nie potrafiła też odnaleźć się w relacjach z dziećmi, nie miała do nich żadnego podejścia.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? No wiesz o tym, że masz dziecko i w ogóle…
-Uważasz, że mam się czym chwalić? To jeszcze nie wszystko Michał. Tym chłopakiem był Marcin Lijewski, a nasz córka to Kinga.- mówi to na jednym oddechu, a mi oddechu zaczyna brakować. Autentycznie mnie zatkało i nie wiem zupełnie co mam powiedzieć. Zresztą czy ja mogę w tej chwili powiedzieć coś sensownego? Wydaje mi się, że słowa są zbyteczne.
-Ona wie?
-Nie i nie chcę by wiedziała. Nie zasługuję na to, by poznała prawdę. Proszę cię Michał tylko o jedno, nie zostawiaj jej. Kinga za dużo przeszła w życiu, by miała znów mieć pod górę…

Prawda jest taka, że moja dziewczyna jest córką mojej byłej dziewczyny. Mój teść był z Beatą, za moją sprawą Jakubowska zostanie babcią. Do tego jeszcze jej słowa, które dały mi do myślenia. Dopiero dzięki niej zrozumiałem jak wielką krzywdę wyrządziłem Kindze, ale jeszcze jest czas na to, by wszystko naprawić. Zacznę od tego, że zabiorę się za rehabilitację. Będę ostro ćwiczył, by wrócić do sprawności.
-Nie wie pani czy mój rehabilitant jest jeszcze w szpitalu?- pytam uprzejmie, by zaskarbić sobie choć trochę uprzejmości u salowej Jadwigi. Niestety nie mam szczęścia.
-A co ty sobie gówniarzu myślisz, że on tu będzie na ciebie czekał w nieskończoność aż zachce ci się ćwiczyć?! Jutro przyjdzie to wtedy będziesz sobie ćwiczył, jak oczywiście zechcesz.- zachcę. Nie mam wyjścia.
-Dobrze. A czy mogłaby mi pani wyjąć telefon z szuflady? Chciałbym zadzwonić.-próbuję jeszcze raz wyjednać sobie trochę łaski i tym razem się udaje. Pani Jadzia podaje mi telefon do ręki i wychodzi, a stojąc w drzwiach odwraca się do mnie i mówi:
-Całe szczęście, żeś się w porę opamiętał. Nie takie przypadki jak ty tu widziałam, a potem ci sami przychodzili tu o własnych nogach i dziękowali za opiekę. Z tobą też tak będzie, zobaczysz…


/Kinga/
Czekałam na ten telefon. Niby zajmowałam się czym innym, niby zastanawiałam się nad propozycją Agaty i Krzyśka, którzy zaproponowali mi wspólne wakacje na Kostaryce, ale gdy tylko usłyszałam dźwięk swojej komórki, pobiegłam jak szalona schodami na górę do swojego pokoju. Dobrze czułam, że to może być Michał. Bez wahania odebrałam. Cały czas w głowie miałam tę kobietę, którą poznałam w szpitalu. Może i czułam się przez chwilę jak ktoś nieważny i niepotrzebny, ale mam nieodparte wrażenie, że to właśnie rozmowa z tą kobietą sprawiła, że Bąkiewicz poprosił mnie o spotkanie w szpitalu. Dostałam wiatru w żagle. Wzięłam szybki prysznic, nawet dłużej zajęłam się swoim makijażem. Chcę wejść do jego sali promienna, z szerokim uśmiechem i nadzieją, że w końcu się opamiętał i nie będzie uparcie twierdził, że nie powinniśmy być razem. Szukam w szafie jakiś luźniejszych ciuchów. Nie bardzo mi się to podoba, ale moje ciało zaczyna się już chyba powoli zmieniać i jakoś tak dziwnie czuję się w dopasowanych biodrówkach. Nie chcę też jednak wystąpić w rozmymłanych spodniach dresowych. Cholera jasna! Nie mam się w co ubrać!
-Justyna!- krzyczę ze swojego pokoju z nadzieją, że moja przyszywana mama wróciła wcześniej z pracy. Mam szczęście, bo po krótkim czasie słyszę odgłosy kroków na schodach.
-Stało się coś? Wybierasz się gdzieś?
-Dzwonił Michał i prosił bym do niego przyszła. Chciałabym się ładnie ubrać, ale jakoś tak niewygodnie się czuję w tych moich ubraniach, chyba zaczynam puchnąć. Nie chcę zabrzmień niegrzecznie, ale nosisz większy rozmiar ode mnie, więc może mogłabyś mnie wspomóc?- robię maślane oczy, na co Justyna się uśmiecha i bez słowa znika z mojego pokoju, by wrócić po chwili z ogromnym workiem ubrań z napisem „ciąża”.
-Teściowa mówiła bym nie wyrzucała tych ubrań, bo może jeszcze się przydadzą. Ja już raczej w błogosławionym stanie nie będę, ale dla ciebie będą jak ulał. Są tu wszystkie ubrania, które nosiłam z Natalką i Kacprem. Na pierwsze tygodnie i na samą końcówkę. Jestem pewna, że wybierzesz coś na dzisiaj. Cieszę się, widząc cię uśmiechniętą.- rzeczywiście w ostatnich dniach nie emanowałam zbytnio szczęściem. Uśmiecham się do niej życzliwie i rozrywam worek, bo nie mogę rozwiązać supła. Wysypuje wszystko na łóżko i jestem wniebowzięta, bo oszczędzę sobie łażenia po sklepach za każdym razem, gdy przybędzie mi centymetrów w pasie.
-Chyba to zestawienie będzie idealne.- wygrzebałam ze sterty ubrań morelową tunikę bez rękawów. Jest prosta i w żadnym miejscu mnie nie opina. Do tego zdecydowałam się na sandałki z wyższym obcasem. Całości dopełniły okulary przeciwsłoneczne włożone we włosy. Przejechałam jeszcze raz błyszczykiem po ustach i dałam Justynie do zrozumienia, że potrzebne mi są kluczyki do samochodu. Wzięłabym samochód ojca, ale on gdzieś pojechał i nie mam pojęcia kiedy wróci. Justynka nie robi mi żadnego problemu.
-Kluczyki wiszą w przedpokoju na wieszaku. Uważaj na siebie i jedź ostrożnie.- na pewno tak zrobię. Od czasu wypadku Michała nie przekroczyłam 50-ciu kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym, choć wcześniej miałam takie zapędy, by dodawać nieco więcej gazu.
-Pa!- krzyczę na pożegnanie i wychodzę z domu. Od nas do szpitala w którym leży szatyn naprawdę nie jest daleko i gdybym się uparła, to mogłabym zafundować sobie spacer, ale nie wiem czy byłby to dobry pomysł w kontekście mojego obuwia. Nie po to przeżyłam piekło podczas zdawania prawka, bym miała teraz z niego nie korzystać.
Jestem zdziwiona, gdy na szpitalnym parkingu rozpoznaję samochód taty. Musi tu być, bo akurat tę rejestrację znam na pamięć. Przyjechał do Michała i nic mi nie powiedział? Nie wiem co mam o tym myśleć. A może wszyscy mogą odwiedzać go w szpitalu, a tylko ja mam na niego zakaz? Zamykam automatyczne zamki samochodu i wchodzę do szpitala, gdzie z życzliwością wita mnie pani pracująca w szatni. Dziś nie mam tu nic do zostawienia, więc uśmiecham się do niej przelotnie i mówię „Dzień dobry”. Idę dobrze znaną mi drogą do sali numer 6, gdy w połowie drogi zatrzymuje mnie jedna z pielęgniarek, którą widywałam kiedyś przy łóżku Michała.
-Pan Bąkiewicz jest teraz pod 17 proszę pani.-dziękuję jej skinieniem głowy. Nie mam pojęcia czemu go przenieśli, ale mam nadzieję, że nie wiąże się to z pogorszeniem jego stanu zdrowia. Idę dalej korytarzem, szukając odpowiedniego numeru na drzwiach. Muszę być już całkiem blisko, bo słyszę głos taty. Podniesiony głos. Zaczynam się momentalnie denerwować, że ojciec nawet teraz musi mu robić awantury, choć wydawało mi się, że w końcu dał sobie spokój. Nie interweniuję od razu. Przez nieco uchylone drzwi chcę posłuchać czego dotyczy rozmowa. W środku musi być też jakaś kobieta, bo wyraźnie rozpoznaję damski głos. Muszę się mocno skoncentrować, by sobie uświadomić, że znam ten głos. Należy do tej kobiety, która kiedyś zagadnęła mnie, gdy przychodziłam do szpitala i siedziałam pod salą Michała, gdy nie chciał mnie widzieć. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem, więc muszę to naprawić, wchodząc do środka. Wszyscy momentalnie kierują wzrok w mają stronę. To przerażone oczy mojego ojca, zakłopotane oczy kobiety i wyczekujące oczy Bąkiewicza.
-Możecie mi powiedzieć co tutaj się dzieje? Rozumiem, że zadzwoniłeś do mnie tylko po to by pokazać mi, że wszyscy mogą cię odwiedzać tylko nie ja.- zaczynam od ataku, no bo co mi innego pozostało? Mam wrażenie, że zaraz zostanę poinformowana o czymś istotnym i niekoniecznie mi się to spodoba.
-Postanowiłem, że przestanę zachowywać się jak szczeniak i zamierzam ostro się za siebie zabrać i wrócić do sprawności. Chcę też cię przeprosić Kinga za to co ci powiedziałem. Wtedy gdy ci to mówiłem czułem się fatalnie. Nie chciałem byś się nade mną litowała. Nadal uważam, że będzie nam ciężko radzić sobie z moją niepełnosprawnością, ale nie zamierzam się poddawać. Będę ćwiczył, będę ćwiczył do upadłego i stanę na nogach. Wiem, że z tobą może mi się to udać.-podobają mi się jego słowa, ale nadal nie wiem co się tu dzieje. Kim jest ta kobieta, co robi tu tata? Cieszę się ze zmiany podejścia Michała, ale wolałabym najpierw znaleźć odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania.
-Porozmawiamy później Michał. Może mi powiedzieć co tu się dzieje? Kim pani jest?- zwróciłam się bezpośrednio do brunetki, która kiedyś była już u Bąkiewicza i rozmawiała ze mną.
-Ja…ja jestem twoją matką Kinga.


~*~
Chyba daje o sobie znać fakt, że w dzieciństwie za dużo się naoglądałam Mody na sukces z babcią i właśnie stamtąd czerpię inspirację do tego opowiadania. Tak serio to sama nie wiem skąd mi się to bierze, ale mam nadzieję, że nie jest to bardzo irracjonalne.
JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA!- te słowa Tomasza Swędrowskiego i Wojciecha Drzyzgi pozostaną w mojej pamięci do końca życia! Jestem niebotycznie dumna!


wtorek, 2 września 2014

XXVI

/Tola/

Od 1 października zaczynam studia na… fizjoterapii. Co prawda miałam z początku inne plany na swoją przyszłość, ale nie przypuszczałam, że tak dobrze pójdzie mi matura z biologii i matematyki. Do tego jeszcze tata już od jakiegoś czasu napomykał mi, że dobrze byłoby, gdybym przejęła po nim w przyszłości „obowiązki”. No nie powiem, gdybym miała zostać fizjoterapeutą polskich siatkarzy, to idę na te studia w ciemno. Ojczulka już nie widziałam od jakiegoś czasu, ale w ten weekend zobaczymy się w Wrocławiu, gdzie nasze orły grać będą Ligę Światową. Zanim jednak pojedziemy do stolicy do Dolnego Śląska, przyjechaliśmy do Rzeszowa. Alek miał tu dla mnie nie lada niespodziankę, bo przekazał mi pod opiekę swoje dzieci, a sam pojechał na dwa dni do Grodna. Wyjazd ten wypadł mu dość niespodziewanie, ale chodzi o jego grę w białoruskiej reprezentacji. Ubolewam nad tym, że nie zobaczę bruneta z orzełkiem na piersi, ale nie można mieć wszystkiego.
-Naprawdę strasznie cię przepraszam, że Alek obarczył cię opieką nad chłopcami, ale już dawno byłam umówiona na ten zabieg w szpitalu i nie mogę się z tego wymiksować. Musisz się przyzwyczaić, że z siatkarzem tak to już jest, że nie można być niczego pewnym na 100%.- moje początki z Natalią nie były najlepsze, ale to naprawdę fajna dziewczyna i cieszę się, że nie boi mi się zaufać w opiece nad swoimi dziećmi. Uwielbiam Igorka i Dania, więc nie powinno być większych problemów.
-Dla mnie to żaden kłopot. A nie chciałabyś zaraz po wyjściu ze szpitala odpocząć spokojnie? Bo jeśli tak, to my z Alkiem moglibyśmy chłopców zabrać do Wrocławia na mecze Polaków. Z biletami nie będzie problemów, z tego co wiem Danio wejdzie na mecz za darmo z racji wieku.- widzę, że na początku nie wie co ma odpowiedzieć. Już wcześniej powiedziałam jej, że nie musi się martwić, bo mi chłopcy nie przeszkadzają. Sama sobie obiecałam też, że będę ostrożniejsza, by nie doszło do takiej sytuacji jak wtedy w Gdańsku. Na całe szczęście Igorek zachował to dla siebie. Myślę, że sam nie do końca rozumie co się wtedy stało i wyparł to ze swojej pamięci.
-Sama nie wiem. Pewnie chcielibyście spędzić trochę czasu sam na sam, a z chłopcami będzie wam ciężko. Być może mojej mamie uda się przyjechać, więc będę miała pomoc…
-Natalia, naprawdę damy sobie radę. Jeśli tylko się zgodzisz, to ja jeszcze dziś dzwonię do Alka i stawiam go przed faktem dokonanym. Zresztą jestem pewna, że spodoba mu się ten pomysł. Ostatnio mi mówił, że chciałby z chłopcami spędzać więcej czasu, więc to doskonała okazja.- była żona Alka summa summarum dała się przekonać i przystała na moją propozycję. Blondynka wyjmowała rzeczy chłopców, gdy ja wyszłam na balkon i zadzwoniłam do bruneta. Od razu powiedziałam mu o tym, że zabieramy chłopców ze sobą do Wrocławia. Nie sprzeciwiał się, zresztą spróbowałby tylko to byśmy inaczej pogadali.
-Słuchaj, miałabym do ciebie jeszcze prośbę. Nie chciałabym zostawiać samochodu pod kliniką, więc może zechciałabyś mnie zawieźć moim autem i potem wrócić do mieszkania?- kiwam chętnie głową, bo nie widzę powodu dla którego nie miałabym jej pomóc. Zabieramy chłopców i wychodzimy z mieszkania. Wóz Natalii jest idealny dla mnie, bo to skromny Opel Corsa. Nie znoszę samochodu Alka, bo jest dla mnie za wielki i kompletnie nie umiem nim jeździć do tyłu. W takich mniejszych pojazdach nie mam żadnych problemów.
Dopiero teraz gdy wiozę Natalię do szpitala zastanawiam co tak naprawdę się stało, że Akhrem musi iść do szpitala. Powiedziała zdawkowo, że musi wykonać jakiś drobny zabieg, ale nie jest to nic poważnego, więc nie ma o czym mówić.
-Chłopcy zachowujcie się dobrze i nie sprawiajcie problemów cioci Toli. Mogę na was liczyć?- najpierw Igor, a potem Daniel lądują w ramionach swojej matki. Piękny i wzruszający obrazek. Czeka mnie poważny test, ale spokojnie powinnam sobie z nim poradzić. Zaczynam od wkupienia się w łaski chłopców, spełniając ich prośbę o „Donaldzie”.
-Ciociu a czy moja mama umrze?- o mały włos nie zadławiłam się jedzonym przeze mnie hamburgerem. Otwieram szeroko oczy i zapowietrzam się. Nawet do głowy nie przyszła mi taka myśl i nie rozpatrywałam takiej okoliczności. Udaję głupią i próbuję sprowadzić rozmowę na boczne tory, pytając czy nie mają jeszcze ochoty na coś z menu restauracji szybkiej obsługi. Danielek prosi jeszcze o nową zabawkę, więc będę musiała zamówić mu jeszcze jeden zestaw happy meal`a. Igor nie porusza już tego tematu, ale dobrze wiem, że martwi się o mamę i ja wcale się mu nie dziwę, bo każde dziecko martwiłoby się o swoją matkę.
-Nie martw się kochanie, mamusia na pewno do was wróci cała i zdrowa. Do tego czasu postaram się razem z tatusiem, żebyście nie nudzili się u nas. Co powiesz na mecz siatkówki we Wrocławiu? Będzie Sebastian i Dominika.- starszy z synów Alka uśmiecha się, więc chyba ten chwilowy przypływ złych emocji mamy za sobą.
Najedzeni jak bąki wyszliśmy na zewnątrz i zapakowałam chłopców do samochodu. Wróciliśmy do mieszkania, gdzie Igor wziął Dania i zajęli się sobą przy stercie zabawek zostawionych tu wcześniej oraz przywiezionych przez Natalię. Chwilę wolnego czasu chciałam zagospodarować dla siebie na szklankę herbatę, ale nie było mi to dane, bo już po 20 minutach ktoś puka do moich drzwi.
-Idę!- zakładam na siebie żakiet wiszący w przedpokoju, bo nie chcę nikogo straszyć dość pokaźnym dekoltem. Po drugiej stronie drzwi stoi Magda, narzeczona Zbyszka Bartmana. Kurdę, uwielbiam tę dziewczynę, bo zawsze robi wokół siebie olbrzymie zamieszanie, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wchodzi do mieszkania, całując mój policzek. Na ręku trzyma wiecznie uśmiechniętą córeczkę, Karolinkę. Mała jest śliczną dziewczynką, oczkiem w głowie Zbyszka. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam faceta, który by tak zwariował na punkcie swojego dziecka.
-Słuchaj kochanie, musisz mi pomóc, bo jestem w podbramkowej sytuacji. Moja mama miała przyjechać do mnie i pomóc mi przy małej, ale niestety rozchorowała się i nic z tego nie wyszło. Ja nie mogę jej zabrać ze sobą do pracy, bo Anastasi trochę się ostatnio zagotował, gdy Karolina pomazała mu jego notatki moją szminką. Z tego co mówił mi kiedyś Alek, ty lubisz dzieci, więc może mogłabym ci ją zostawić na dwa dni? Wiem, że jestem szalona i zwalam ci się na głowę z takim dużym problemem, ale naprawdę nie mam kogo poprosić. Rodzice Zbyszka już od dawna szykowali się na maraton za reprezentacją i nie chcę im odbierać tej przyjemności. Uratujesz mi życie?- cała Magda. Jak już włączy się jej słowotok, to nie może przestać mówić. Odbieram od niej Karolę, a mała przyjmuje to z ogromnym uśmiechem. Dwoje czy troje dzieci nie robi mi żadnej różnicy. Chłopcy są już na tyle duzi, że mogą zająć się sobą, a ja będę mogła poświęcić więcej czasu małej Bartmanównie.
-Jeśli tylko nie boisz się zostawić pod moją opieką waszego skarbu, to ja się z przyjemnością zajmę Karolinką. Uwielbiam dzieci.-na razie cudze, ale w przyszłości być może dane będzie mi przelać swoją miłość na własne pociechy.

/Kinga/

Co z tego, że nie kazał mi przychodzić do szpitala? I tak to robię, mimo że nie wchodzę do środka. Staję za szybą i na niego patrzę. Michał zawsze wtedy udaje, że śpi. Jego zachowanie przypomina zabawę z dzieckiem, ale doszłam do wniosku, że to wszystko podyktowane jest ogromnym stresem i szokiem związanym ze stanem jego zdrowia, a dokładnie z niemożnością poruszania się o własnych siłach.
W jedno z upalnych popołudni także postanowiłam poświęcić na podróż do szpitala. Zaparkowałam samochód w tym samym miejscu co zwykle. Jestem tu tak często, że niektóre z pielęgniarek uśmiechają się radośnie na mój widok.
-Musi go pani bardzo kochać.- mówi jedna z nich, gdy zakładam ochronne buty przy wejściu na jego oddział. Uśmiecham się nikle. Tak, kocham Michała i nie zamierzam odpuścić, nie po tym co przeszliśmy wspólnie. Jestem przekonana, że on wcale tak nie myśli, jak przedstawił mi to kilka dni temu. Po prostu to wszystko przez ten wypadek i brak całkowitej sprawności. Chciałabym mu pomóc razem przez to przejść i mam nadzieję, że pozwoli mi to zrobić. Może nie teraz, ale za jakiś czas. Będę czekać.
-Przepraszam bardzo, ale teraz nie można tam wchodzić. U pana Michała jest już ktoś z rodziny.-dziwię się. Z tego co mówiła mi mama Michała we wczorajszej rozmowie telefonicznej, miała przyjechać razem z mężem i starszym synem do Gdańska dopiero w weekend. Może chodzi o kogoś innego? Rodzina Bąkiewiczów jest spora. Postanowiłam poczekać na korytarzu. Wyciągnęłam z torby jakąś gazetę dla młodych mam i zajęłam się lekturą. Nie powiem, ale wciągnęłam się w czytanie tych wszystkich nowinek dla przyszłych rodziców i bardzo żałuję, że nie mogę się tym wszystkim podzielić z Michałem. Chciałabym z nim iść na badanie USG i pokazać mu palcem na ekranie nasze dziecko. Postanowiłam, że na następnej wizycie poproszę swojego lekarza o wydruk badania, bym mogła je pokazać Bąkiewiczowi. Może wtedy do niego dotrze, że jest ktoś, kto bardzo na niego liczy? To już nie chodzi o mnie, ale o naszego bąbla, który będzie chciał mieć ojca? Dzieci już takie są. Kochają swoich rodziców bezwarunkowo bez względu na to czy ojciec jest niepełnosprawny czy ma problemy z alkoholem. Od samego początku kochają rodziców, bo są zaprogramowane na miłość. Nasze dziecko na pewno nie będzie inne. Będzie potrzebowało Michała, a ja sobie nie wyobrażam, że będę musiała tłumaczyć mu dlaczego tatuś jest nieobecny w jego życiu.
Kończyłam własnie czytać felieton jednej z redaktorek prenumeraty, gdy z sali Michała wyszła jakaś kobieta. Nie kojarzyłam jej ze spotkania z rodziną Michała, więc to nie mogła być żadna z żon jego braci. Może to jakaś znajoma? Nie chcę snuć żadnych teorii spiskowych na ten temat. Podniosłam się ze swojego miejsca i chciałam podejść na chwilę do szyby, by popatrzeć na szatyna.
-Czy mogłabym z tobą porozmawiać?- jestem co najmniej zdziwiona, ale w momencie pierwszego szoku machinalnie zgadzam się na rozmowę. Wracam z powrotem na swoje miejsce, gdzie na krzesełku obok dosiada się do mnie tajemnicza szatynka.
-W przeszłości tworzyłam związek z Michałem i z sentymentu do tego co nas łączyło postanowiłam go odwiedzić, ale nie ma żadnych złych zamiarów. Powiedział mi, że się rozstaliście, ale jego decyzja nie ma nic wspólnego ze mną. Nie zamierzam do niego wracać, nie pasujemy do siebie z Michałem. Wiem natomiast, że jesteś dla niego bardzo ważna i tylko przy tobie Michał tak naprawdę był szczęśliwy. Chciałabym cię prosić, byś nie zostawiła go teraz, nawet jeśli on sobie tego życzy. Powiedziałam mu dzisiaj, że nie powinien się poddawać, bo nawet jeśli miałby nie stanąć o własnych siłach na nogach, to nie może rezygnować z życia i szczęścia. Ty też nie rezygnuj. Tyle ci tylko chciałam powiedzieć i pamiętaj, że ja naprawdę nie żeruję na waszym nieszczęściu, nie chcę ugrać nic dla siebie.- nie mówi jak się nazywa, nie próbuje choć przez moment przedstawić się mojej osobie. Z grubej rury wypala, że jest byłą dziewczyną Michała. Do tego daje mi rady, które są żywcem wyjęte z mojego toku myślowego. Dziwne to wszystko, wręcz popieprzone na maksa. Nie wiem jak mam rozumieć fakt, że mój chłopak woli się spotykać z byłą dziewczyną, a mi każe do siebie nie przychodzić, zasłaniając się moim dobrem. Chyba nie zdaje sobie sprawę jak cierpię, gdy nie mogę się do niego przytulić i zapewnić go, że dla mnie nic się nie zmieniło. Owszem, na razie nie może chodzić, ale nie wierzę w to, że tan stan będzie trwał wiecznie. Dopóki lekarz mówi, że są szanse na całkowite odzyskanie sprawności to ja mu wierzę i tego się trzymam.
-Najwyżej mnie wyrzuci…- mówię do siebie pod nosem, postanawiając wejść do środka jego szpitalnej sali. Akurat w tym momencie na korytarzu pojawia się postać mojego ojca. Przyjechał po mnie, bo tak się umówiliśmy. Oczywiście nie zabiegałam o to, ale on sam z siebie stara mi się pokazać na każdym kroku, że mogę na niego liczyć w tej trudnej sytuacji. Wiem, że wtedy przesadziłam z tymi słowami, ale jeszcze nie zdobyłam się na odwagę, by za nie przeprosić. Cały czas mam to na uwadze i kiedyś na pewno przyjdzie taki czas, że wykażę się skruchą i przyznam się do błędu, ale to jeszcze nie jest ta pora.
-Możemy już wracać do domu? Przyjechali dziadkowie z Krzyśkiem. Mój brat chce nam przedstawić swoją dziewczynę.-otwieram szeroko buzię. Nawet słowem wujcio nie pisnął, że ma kogoś na oku, a jeszcze nie dawno żalił się do słuchawki, że nie może znaleźć nikogo wartościowego.
-Jestem tak samo zaskoczony jak ty, ale z drugiej strony mam nadzieję, że wreszcie trafił na odpowiednią kobietę.- cały Marcin Lijewski. Można o nim mówić wiele można mu zarzucić, ale nie to, że nie martwi się o najbliższych.
-Kurczę, jestem ciekawa kto skradł serca Krzyśka, ale z drugiej strony chciałam w końcu przełamać ten głupi zakaz Michała i wejść dziś do niego. Ty wiesz, że dziś była u niego jego była dziewczyna? Nawet podeszła do mnie, by chwilę porozmawiać.- twarz taty przypomina w tym momencie kredę piszącą, używaną w szkole. Zbladł momentalnie, a ja nie wiem co jest tego powodem.
-I co ci mówiła? W ogóle nie powinnaś z nią rozmawiać. Skoro
jest byłą dziewczyną, to nie powinna się wtrącać w życie Michała i dać mu szansę, by ułożył sobie je na nowo. Chodźmy już stąd, goście czekają.- nie rozumiem nic z jego zachowania. Prawie siłą wypycha mnie ze szpitala, bylebym nie zdecydowała się w nim zostać. Nie wiem w co on ze mną pogrywa. Czasami nie wiem po której on jest stronie. Jednego dnia mi się wydaje, że zmienił nastawienie i przestał liczyć każdego dnia na to, że ja i Michał się rozstaniemy, a z drugiej strony widać, że cieszą go każde oznaki słabnącego między nami uczucia.
Kiedy pojawiamy się w domu, zostaję wzięta w krzyżowy ogień pytań dziadków. Odpowiadam zdawkowo i nie chcę brać na siebie pierwszoplanowej roli, bo to Krzysiek i jego wybranka powinni grać tu pierwsze skrzypce.
-Chciałem wam przedstawić Agatę, moją dziewczynę.- Agata wymienia się ze mną uściskiem dłoni, nie szczędząc mi serdecznego uśmiechu. Czy wreszcie dla odmiany spodobałam się wybrance mojego wujka? Do tej pory każdej dziewczynie Krzyśka nie odpowiadało moje zachowanie i moje relacje z nim. Fakt, potrafiłam być dość frustrująca, ale przecież miałam swoje 14 lat, gdy Dominika wchodziła do naszej rodziny, więc czego się można było po mnie spodziewać? Justyna donosi z kuchni herbatę i kawę, nie szczędząc także świeżo upieczonego ciasta. Natalka z Kacprem są najmniej zainteresowani i wcale się im nie dziwię, bo jak w ich wieku w takich sytuacjach liczyłam tylko na fajne prezenty ze strony gości. Dziadkowie wydają się być zadowoleni, że ich młodszy syn wreszcie znalazł sobie kogoś i zaświtała szansa na to, że nie zostanie starym kawalerem. Od zawsze mówiłam, że prędzej czy później ta sytuacja się zmieni, bo jeśli by już taka partia miałaby nie znaleźć sobie szczęście u boku odpowiedniej kobiety, to dla tego świata nie byłoby już nadziei. Nie mogę wywnioskować nic z reakcji ojca. Przyjął to spokojnie, ale tak, jakby jeszcze nie był do końca przekonany. Nie wiele się odzywał, postawił raczej na obserwację. Agata Lewińska zdążyła się nam dogłębnie przedstawić. Wyznała, że skończyła finanse i rachunkowość, znajdując zatrudnienie w jednym z banków w Kielcach. Pochodzi z Sandomierza, uwielbia komedie romantyczne i szybką jazdę samochodem. Myślę, że zbierze pozytywne oceny. Ode mnie ma 6 za otwartość i ten nieschodzący z buzi uśmiech, który ma coś takiego w sobie, że można na chwilę zapomnieć o problemach i samemu nieco przyjaźniej spojrzeć na świat, mimo nierozwiązanych problemów.
-Chcielibyśmy wam powiedzieć coś jeszcze. Spodziewamy się dziecka, Agata jest w czwartym miesiącu ciąży.- o cholera, poszło prawie tak szybko jak u mnie. W tym towarzystwie rodzinnym chyba tylko ja nie potraktowałam tej wiadomości jako informacji o jakiejś anomalii. Na co będą czekać, swoje lata już mają i mogą śmiało myśleć rodzinie. A że nie mają ślubu? Pff.. nie jedni bez ślubu żyją lepiej niż ci, co mają za sobą lata doświadczenia i nie wiadomo jaki staż.
-Gratulację. Liczę na ubranka po waszym dzieciaczku bo z tego co liczę, to moje urodzi się nieco później.-przytuliłam się do Agaty, a na krzyśkowej szyi to się najzwyczajniej w świecie uwiesiłam. Popatrzyłam na niego z boku i zobaczyłam w nim radość z oczekiwania na potomka. To jest ta radość, którą Michał miał w sobie zaraz po wiadomości o dziecku, ale przez ten wypadek gdzieś ją w sobie zatracił. Będę robić wszystko, by na nowo ją w nim obudzić i mam nadzieję, że nikt mnie w tym nie ubiegnie. 


~*~
Będę się starać ze wszystkich sił dodawać tu nowości regularnie...