sobota, 28 grudnia 2013

XXI

/Tola/

Przyjechał do mnie z Igorem. Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy stanął w drzwiach z bukietem tulipanów. W dupie miałam w tym momencie fakt, że żółty kolor symbolizuje rozstanie. Widziałam w jego oczach, że on nie przyjechał tu po to, by to wszystko zakończyć. Skruszony podał mi bukiet i przedstawił swojemu synowi.
-To jest Tola, którą tak bardzo chciałeś poznać.- przyzwyczaiłam się do jego powściągliwości uczuciowej i wcale nie liczyłam na to, że przedstawi mnie małemu jako swoją dziewczynę. Zresztą, to jeszcze dziecko i nawet nie wiem czy wskazane jest teraz mieszać mu w główce. Mogę być ciocią, mogę być po prostu Tolą. Wchodzimy do środka. Igorek jest trochę onieśmielony, ale czy można mu się dziwić? Widzi mnie pierwszy raz a oczy. Całe szczęście, że nigdy nie można byłoby mi odmówić podejścia do dzieci. Nawet Kinga się kiedyś ze mnie śmiała, że jej młodszy brat woli mnie bardziej niż ją.
-Chcecie coś do picia?- jestem sama w domu i dobrze, bo moja ciekawska mamusia mogłaby przerazić synka Alka. Widzę po uroczym blondynku, że jest spragniony, ale wstydzi się odezwać. Przynoszę z kuchni dzbanek soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. Obok mnie pojawił się Alek, biorąc ode mnie szklanki. Niewiele się odzywa, tak jakby czuł się winny zaistniałej sytuacji, jakby miał świadomość, że ta kłótnia obciąża jego sumienie. A może jest coś jeszcze?
-Dziękuję.- głaszczę go po głowie, widząc z jaką zachłannością opróżnia szklankę z pomarańczowej cieczy. Akhrem z torby wyciąga jakieś zabawki. Igor rozkłada je na dywanie obok kanapy, zupełnie odcięty od świata, który go teraz otacza. Pamiętam czasy, kiedy to ja traciłam poczucie czasu, tarmosząc za pomarańczową kamizelkę Kena. Wydaje się jakby to było wczoraj…
-Mamy czas dla siebie. On teraz nie będzie kontaktował, zawsze tak ma przy zabawkach. Tola ja chciałbym ci powiedzieć, że…- zatkałam mu usta kciukiem. Trochę za dużo zostało powiedziane w tym domu podczas jego ostatniej wizyty. Wiem, trochę przesadziłam z reakcją. Za bardzo popuściłam wodze fantazji stąd to wszystko. Ja nie mówię, że już teraz chce mnie dziecko, ale kiedyś, w przyszłości. Nie rozumiem dlaczego on tak się na to zawziął. Nie wierzę, że z góry sobie można założyć, że już nie zakocha i nie będzie chciało się mieć kolejnego dziecka. Zwłaszcza, że widać po nim jak bardzo kocha dzieci i, że mimo wszystko jest dobrym ojcem. Rozwiódł się z Natalią, ale nie umywa się od obowiązków opieki nad Igorem czy Danielem.
-Trochę za mocno zareagowałam na tamtą sytuację. Przepraszam…- miałam za co. Może nie za samą rozmowę, ale za te późniejsze wiązanki, które Białorusin otrzymywał drogą wiadomości telefonicznych. Jeszcze biedny nie wie, że jak się zdenerwuję, to do mnie nie ma sensu pisanie smsmów, bo jeszcze bardziej pogłębia to moją frustrację. Sama muszę opanować negatywne emocje, bo słowo „Uspokój się” z ust osób postronnych działa na mnie gorzej niż czerwona płachta na jurnego byka.
-Ja też trochę za mocne warunki zacząłem stawiać. Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcemy być razem, to musimy wypracować jakiś kompromis.
-A chcesz być ze mną?
Patrzymy sobie w oczy. Igor rzeczywiście nie zwraca na nas żadnej uwagi, robiąc sobie tor wyścigowy z lakierów do paznokci mojej mamy. Dłoń Alka delikatnie muska wierzch mojej dłoni. Po ciele przechodzi mnie przyjemne dreszcz. Mój organizm to jeden wielki ewenement medyczny. Gdzieś czytałam, że kobieta największą ochotę na seks ma podczas owulacji. Ja? Ja mam chyba zawsze na nią ochotę, pomijając „kolorowe dni”. Naprawdę. Może nie mam się i czym szczycić, że wcześnie zaczęłam i nie do końca patrzyłam na konsekwencje swoich dorosłych zabaw, ale nic nie mogłam i nadal nie mogę z tym zrobić. Akhrem działa na mnie wybitnie podniecająco. Już jego uśmiech sprawia, że ściska mnie w dole brzucha, a krocze oblewa się przezroczystą cieczą. Bo to nie jest zwyczajny uśmiech. Widzę wyraźnie, że chciałby znaleźć się ze mną w moim pokoju, wśród puszystej kołdry i poduszek. Nie ma szans. Igor chce wyjść na spacer, marzą mu się lody nad brzegiem morza.
-Ładna jesteś. Ale moja mamusia jest ładniejsza.- czy mnie to obraziło? Jasne, że nie. Dla każdego dziecka jego rodzice są najlepsi, najmądrzejsi i najpiękniejsi. Czochram jego blond włoski i pomagam założyć buciki. Chwytam jego rączkę i wychodzę na zewnętrz, gdzie czeka już nas Alek. Igorek zmienia miejsce. Wchodzi między mnie i ojca. Nawet nie chcę się zastanawiać nad tym jak teraz wyglądamy, choć intensywnie ta myśl zaprząta moją głowę. Wsiadamy do miejskiej kolejki, która wiezie nas do miejsca, z którego możemy podziwiać może. Igor jest zachwycony. Przypomina mi mnie z lat dziecięcych, kiedy przy nadarzającej się okazji zawsze ciągnęłam mamę i tatę na spacer brzegiem morza.
Igor zbiera kamienie i rzuca z nich kaczki na wodzie. Ja sama znajduję płaski odłam skalny i wykonuję rzut. Nie chwaląc się biję poczynania Igorka, ale i samego Alka. Zawsze byłam dobra we wszystkich dziedzinach, które niby należały do mężczyzn. Na wf-ie wolałam pchać kulą niż skakać na skakance. W szkole podstawowej zawsze wygrywałam zawody w pluciu na odległość. W wielu kryzysowych sytuacjach w szkole wykazałam się większą ilością testosteronu niż klasowi koledzy.
-Wiesz, że od samego początku mnie zadziwiasz? Wyszczekana, bezkompromisowa i pewna siebie.
-Możesz się pochwalić się takimi samymi przymiotami. Dodałabym też trochę egoizmu i syndromu męskiego „ego”, ale z tego się chyba nie wyrasta, więc muszę się przyzwyczaić.- wiem, że moja szczerość potrafi być zabójcza, ale taka już jestem i on o tym wie. Sam też nie owija w bawełnę.
-Mam wymieniać twoje wady? Proszę bardzo. Jesteś strasznie wkurwiająca, gdy masz okres. Zawsze zasypiasz, gdy piszemy wieczorem smsmy. Nigdy chyba nie widziałem bardziej zakręconej osoby od ciebie, ale w końcu blond do czegoś zobowiązuje, prawda?- o nie! Nikt mi nie będzie wypominał koloru moich włosów. Patrzę na bruneta z mordem w oczach. On już wie, że musi spierdalać, gdzie psy dupami szczekają. Robi to. Ja schylam się po garść piachu i rzucam w jego kierunku. Dostaję prosto w zęby, a ja pokładam się ze śmiechu. Zachwycona celnością rzutu nie zauważam, że mój chłopak zamierza repetować w moją stronę. Potężna ilość piachu ląduje w moich włosach. Wściekam się niemiłosiernie. Mam hopla na ich punkcie!
-Mogłeś mi sypnąć w twarz, ale nie w moje piękne, lśniące włoski! Oddam ci!- już mam piasek w ręku, już wykonuję zamach, gdy kątek oka dostrzegam przerażający obrazek. Igor stoi zdecydowanie zbyt daleko od brzegu, a w jego stronę zbliża się fala. Pędem rzucam się w jego kierunku, by zapobiec tragedii. Nie zdążam, by go przed nią uchronić, ale jestem na miejscu na tyle szybko, że woda nie zdążyła mu zaszkodzić, nie zdążyła dostać się do jego buzi ani noska. W mgnieniu oka pojawia się obok nas Alek. Bierze syna na ręce i wynosi go na brzeg. Mały jest cały zziębniety i wystraszony. Podbiegają do nas ratownicy z pytaniem czy nie potrzeba jest ich pomoc. Mówimy, że nie, choć tak nie wiele brakowało.
-Tatusiu zimno mi. Chcę do domu.- to naturalne. Schodzimy z plaży, czując na plecach dziesiątki ciekawych spojrzeń. Nawet nie chce myśleć co sobie o nas pomyśleli. Ganialiśmy się z piaskiem jak dzieci, a Igor w tym czasie mógł się utopić. I ja myślę o dzieciach, skoro nie potrafiłam razem z Akhrem upilnować już sporego chłopca?

/Michał/

14 dni. 14 dni od momentu w którym znalazłem się w raju, by brutalnie znaleźć się na dnie piekła. Awantura ze strony Kingi moim zdaniem jest zupełnie niewspółmierna do tego co się stało. Sama potem przyznała, że najprawdopodobniej nie ma najmniejszych szans na to, by zaszła w ciążę, ale mimo wszystko uraz został i jej i mi. Nie wiem co będzie po tym, gdy szatynka zrobi ciążowy test. Na razie prosiłem ją by skupiła się na maturze. Dziś miała pisać rozszerzony wos i dopiero po tych egzaminie mieliśmy pojechać do apteki po test ciążowy. A co jeśli wypadnie pozytywnie? Nawet boję się pomyśleć jaka może być reakcja Lijewskiej. Na pewno mnie znienawidzi, ale czy nie znienawidzi też tego dziecka?
-Michał?- siedząc na ławce w parku słyszę swoje imię wypowiadane przez znajomy mi głos. Nie rozumiem tylko skąd Beata się tutaj wzięła. Od dnia w którym przyszła do mnie pożyczyć trochę pieniędzy, nie widziałem. W Piotrkowie przestaliśmy na siebie wpadać, spotkaliśmy się w Gdańsku. Podeszła do mnie i jak gdyby nigdy nic pocałowała w policzek na przywitanie. Wzdrygnąłem się, ale nie odsunąłem głowy.
-Co tutaj robisz?
-Przyjechałam odwiedzić znajomego. A Ty? Decydujesz się na grę w Gdańsku?- ona interesuje się moją siatkarską karierą? Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze była nastawiona anty do tej całej otoczki wokół mnie, a mi to na początku odpowiadało. Jednak gdy zaczęła naciskać na zakończenie przygody z siatkówką, musiałem zareagować. Właściwie nie wiem co mam odpowiedzieć na jej pytanie dotyczące mojej gry na Wybrzeżu. Dla Kingi chciałem przenieść się do Gdańska, a ona jakby na złość wolała podjąć studia w Warszawie. Po tym co się ostatnio wydarzyło to nie wiem czy jest sens na zwracać uwagę. Beacie nie chcę tego tłumaczyć.
-Jeszcze nic pewnego. Przepraszam cię na chwilę, ale muszę zadzwonić.- spoglądam nerwowo na zegarek. Myślę, że Kinga jest już po maturze z języka, więc mogę po nią pojechać i zawieźć do apteki. Odchodzę na bok i wykonuję telefon. Nie pomyliłem się. Szatynka skończyła już pisanie i czeka na mnie pod szkołą, właśnie miała do mnie dzwonić.
-To czekaj tam na mnie pod szkołą, zaraz tam będę.-rozłączam się. Wracam z powrotem do Jakubowskiej, tłumacząc jej zaistniałą sytuację.
-A to co za maturzystka? Ktoś z rodziny?
-Nie, to moja dziewczyna Kinga. Kinga Lijewska.- torba bezwładnie spada z jej kolan obok ławki, a oczy o mały włos nie wychodzą z orbit. Czyżby takie wrażenie zrobiło na niej nazwisko Lijewska? Nie sądzę, by umiała połączyć je z osobą ojca Kingi. Skąd więc to zdziwienie? Może chodzi o wiek? No tak, mogłem wcześniej na to wpaść, a nie szukać nie wiadomo jakiego ciągu przyczynowo-skutkowego.
-Wiesz co, będę leciała. Trzymaj się. A jeśli chodzi o te pieniądze, to przeleję ci na konto w najbliższym czasie. Cześć!- to, że znika tak nagle jest mi nawet na rękę, bo tak niezręcznie byłoby zostawić ją samą. Wzrokiem odnajduję swój samochód na parkingu. Droga do liceum nie zajmuje mi dużo czasu. Jakieś 5 minut drogi w ruchu miejskim Gdańska i jestem pod szkołą. Kinga żegna się z koleżankami i ze spuszczoną głową idzie w moją stronę. Otwiera drzwi i wrzuca na tylne siedzenie swoją torbę. W ręku trzyma tylko portfel. Bez słowa zajmuje miejsce pasażera obok mnie. nerwowo zaciska palce na fakturze skórzanego piterka.
-Może ja pójdę do apteki?- przecząco kręci głową. Apteka wyrasta przed nami jak grzyb po deszczu. Czuję, że noga sama zwalnia ucisk na pedale od gazu, byleby tylko opóźnić znalezienie się pod budynkiem z medykamentami. Nie można jednak odwlekać tego w nieskończoność. Parkuję pod apteką i wysadzam Kingę. Czas oczekiwania na nią dłuży się niemiłosiernie. Mam wrażenie, że nie było jej kilkanaście minut, a ona w samochodzie pojawiła się po chwili z niebiesko-różowym pudełkiem w dłoniach.
-Gdzie mam teraz jechać?
-Do domu. Nie będę tego robić na stacji benzynowej.-ciągle słychać złośliwość w jej głosie. Czuję się tak, jakbym był czemuś winien, jakbym zrobił coś nie tak.
W jej domu rodzinnym jesteśmy sami. To dobrze. Czekam w jej pokoju na wynik. Niecierpliwię się. Różne myśli przychodzą mi do głowy, a wśród nich tak, że nie było sensu tak to wszystko przeżywać, bo gra nie warta była świeczki. Mam nadzieję, że jak wszystko się wyjaśni, to wreszcie i my szczerze ze sobą porozmawiamy i sobie wytłumaczymy całą tę sytuację. Czekam 15 minut, gdy w drzwiach pokoju pojawia się Lijewska. Jest blada, blada jak ściana. Nie wiem czy to stres z niej schodzi czy wręcz przeciwnie. Podchodzę do niej, podnosząc jej głowę. Ma w oczach łzy. Nie musi mówić nic więcej, bo wiem już wszystko. Jest w ciąży. Pokazuje mi wskaźnik z dwiema kreskami.
-Kinga ja…ja ci pomogę. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- chcę pocałować ją w czoło, ale odsuwa się.
-Chcę zostać sama Michał. Chcę zostać sama…- mówi smętni, osuwając się na łóżko. To jasne, że jej nie zostawię. Nie teraz, nie w takiej chwili. Przysiadam obok niej gotów stoczyć walkę o to, by dała mi się przytulić, by mnie nie odtrąciła. Po wiele próbach udaje mi się to osiągnąć. Wtulona w moje ramiona Kinga daje upust swoim emocjom.
-Ja nie chcę tego dziecka…ja nie dam rady. Tata mnie zabije, nie pozwoli mi się z tobą spotykać. Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy…- zarzuca mnie niepokojącymi sygnałami. Boję się, by nie zrobiła czegoś głupiego. Nie mogę dopuścić do tego, by choć przez chwilę pomyślała o usunięciu dziecka. Wiem, że to nie jest łatwe. Znamy się krótko, jesteśmy ze sobą jeszcze krócej, a to już przytrafia nam się dziecko. Nie mniej jednak nie pozwolę skrzywdzić jej i tego dziecka, które nosi pod sercem. Inaczej wyobrażałem sobie dzień w którym dowiem się o poczęciu potomka. Moc radości, czułe gesty i głowa pełna wspaniałych perspektyw na przyszłość. Teraz tak nie jest. Radość ustąpiła miejsca bojaźni. Widać gołym okiem, że Kinga nie widzi teraz żadnych perspektyw. Moja w tym głowa, by jej podejście uległo zmianie.
-Kinga popatrz na mnie.- podnoszę jej podbródek, ucierając kilka słonych łez.
-Nie jesteś z tym sama. Zaopiekuję się tobą i dzieckiem. Zamieszkamy w Gdańsku w swoim mieszkaniu. Może na początku będzie nam ciężko, może i nie będziesz mogła zacząć studiów jak twoi rówieśnicy, ale pójdziesz na nie. Nie pozwolę ci się zmarnować, pamiętaj.-kiedy podejmuję kolejną próbę dotknięcia jej ust, nie zostaję z niczym.
Nie jest tak, że się nie boję. Boję się jak cholera, począwszy od reakcji Marcina, a skończywszy na dniu narodzin dziecka. Nie przeraża mnie jednak odpowiedzialność i obowiązki jakie na mnie spadnę. Wiem, że będę musiał niektóre dźwigać za nas dwoje, ale zrobię to. Nie pozwolę nam się poddać, nie pozwolę nam się rozstać. Chwila próby przyszła zbyt wcześnie, ale jest ona pewnie jedną z wielu. Gdy teraz przejdziemy tą, będziemy mogli patrzeć w przyszłość z nadzieją, że nic nie będzie w stanie nas pokonać i rozdzielić.
-Musimy powiedzieć moim rodzicom. Tata jutro przyjeżdża do domu, więc zostań i bądź przy mnie. Ty nawet nie wiesz co on jest w stanie nam zrobić…




~*~
Zaczynamy moją ulubioną część tego opowiadania i strasznie mi się podoba, że wreszcie do tego momentu doszliśmy :D Wiem, nie jesteście zaskoczone, bo ja już chyba nie potrafię zaskakiwać, ale może zostaniecie ze mną i zobaczycie jak rozegram wszystko dalej. 
Wszystkiego dobrego w nowym roku! :*
Pozdrawiam :***

sobota, 14 grudnia 2013

XX

/Kinga/

Nie pomyślałabym, że w rodzinnym mieście Michała jest tyle atrakcji i ciekawych miejsc, o których nie miałam pojęcia. Nie sądziłam też, że tak dobrze zostanę przyjęta przez rodziców Michała. To już ludzie w podeszłym wieku, ale zdecydowanie idą z duchem czasu i nie dają się wymaganiom XXI wieku. Bracia Bąkiewicza to także sympatyczni ludzie, choć może traktujący mnie z trochę większym dystansem. Cóż, sytuacja nie łatwa, ale do przeskoczenia. Bogumił, najstarszy z braci Michała, ma córkę w moim wieku. Niezręcznie było tylko na początku, a potem to już nawet zaczęliśmy żartować, że Oliwia powinna mówić na mnie ciociu, bo przecież jestem dziewczyną jej wujka. Dwa dni zleciały jak z bicza strzelił. Przyszedł czas na poważne rozmowy. Michał zabrał mnie na spacer na piotrkowski rynek. Usiedliśmy przy fontannie, spoglądając wytryskujący raz po raz strumień wody. Chciałam, by to Michał zaczął, bo w końcu chodziło o niego. Z tego co zdążył mi powiedzieć, chodzi o zmianę klubu przez jego osobę. Swoje grosze będę musiała wtrącić i ja, bo przecież jak wszystko dobrze pójdzie to od października zasilę szeregi jednego z polskich uniwersytetów. Coraz śmielej myślę o Warszawie, ale jeśli Michała rzuci na przykład do Rzeszowa, to poważnie się nad tym zastanowię. To w końcu tylko uczelnia. Nigdy nie zależało mi na tym, by studiować na uczelni z prestiżem bo wychodzę z założenia, że jak człowiek chce się uczyć, to nie jest mu do tego potrzebne jakieś szczególne miejsce.
-Dostałem poważną propozycję z Gdańska i powiem szczerze, że jest to chyba jedyne miejsce, w którym na obecną chwilę bym się znalazł. Zespół szuka defensywnego zawodnika na mojej pozycji i podobno dobrze wpisuję się w strategię gry Panasa.- mówi do mnie po polsku, a mi się wydaje, jakby stosował język jednego z plemion afrykańskich. Jeszcze za krótko jestem dziewczyną siatkarza bym miała rozumieć te wszystkie definicje. Od tylu lat mam piłkarzy ręcznych w rodzinie i nadal nie wiem co to wkrętka. Nie mniej jednak wiem, gdzie leży Gdańsk i chyba powinnam byś szczęśliwa, że mogłabym zostać w rodzinnym mieście. Tylko ja nie chcę. Myślałam, że zaczniemy życie gdzieś na jakimś neutralnym gruncie. Nawet sprawdziłam w Internecie czy jest jakaś drużyna na poziomie w stolicy i z tego co wyczytałam, może sobie całkiem nieźle pograć w Politechnice Warszawskiej. Chyba byłam zbyt naiwna myśląc, że nagle teraz wszystko ułoży się po naszej myśli: mnie przyjmą na wymarzony kierunek, a Michał dostanie miejsce w zespole.
-Jeśli mam być szczera, to ja myślałam o studiowaniu w Warszawie. Nic się jednak nie przejmuj, w Gdańsku też jest dobra uczelnia i tam złożę swoje papiery. To co, kiedy zaczniemy szukać jakiegoś mieszkania?- mówię to jakoś bez przekonania. Bąkiewicz to zauważa.
-Mieliśmy rozmawiać, a  nie podejmować jednostronną decyzję.  Chcesz się wyrwać od rodziców tak?- no tak. Czuję, że gdybyśmy zamieszkali w Gdańsku, to cała rodzina zrobi wszystko, by nasz związek umarł naturalną śmiercią. Fakt,  może od zakończenia roku szkolnego Justyna trochę spuściła z tonu, ale gdy pakowałam podręczny bagaż na majowy weekend z Michałem, to robiła wszystko, byleby tylko zatrzymać mnie w domu. Głaszczę policzek szatyna. Nie pomyślałabym, że tak może wyglądać związek ze sportowcem. Przywykłam do czegoś zupełnie innego.
-Mam rozumieć, że dla mnie zrezygnujesz z tej propozycji? Może i jestem głupia, ale wiem jak to wygląda. Wiesz ile razy mówiłam tacie, by przyjechał z tych jebanych Niemiec i zaczął grać w Polsce? To chyba tak do końca nie zależy od ciebie.- po jednej z awantur urządzonych ojcu, że zamiast rodziny woli przepocone towarzystwo obcych mu mężczyznach miałam przyjemność rozmowy z Kadziem. Mówiłam wam już, że kiedyś się w nim podkochiwałam. No będzie jakieś dobre 4 lata temu. Spędzaliśmy wspólnie wakacje. On sam, a ja jako nastolatka z bujną wyobraźnią wyobrażałam sobie nie wiadomo co z każdym jego uśmiechem czy przyjaznym gestem. Później się dopiero dowiedziałam, że moje często przebywanie z siatkarzem miało mi pomóc zaakceptować sytuację. Miałam z tym problem każdego roku, gdy ojciec wracał z klubu i zamiast być z nami i jechać na długie wakacje, to on tylko właściwie przepakowywał torbę i jechał na zgrupowanie reprezentacji. Kadziewicz opowiadał mi te swoje mądrości o tym, że życie sportowca to zajebista przygoda i trzeba robić wszystko, by trwała jak najdłużej. Wkurwiał mnie wtedy niesamowicie tym, bo nie widziałam w tym wszystkim miejsca dla siebie. Zepchnięta na dalszy plan miałam nacieszyć się tatą dwa tygodnie i potem znów musiałam machać mu, odjeżdżającego walczyć dla ojczyzny na światowych parkietach. Życie sportowca to setki zobowiązań, wyrzeczeń i obowiązków. Trzyma cię w szachu manager  klub, jakiś tam związek. Jesteś pod lupą kibiców, którzy chcą wiedzieć wszystko o swoich ulubieńcach, nierzadko wkraczając w życie prywatne.
-Wybiorę inną. Jeśli tego chcesz, to tak zrobię.- ale ja wiem, że on tego nie chce. Jaka to może być propozycja? Jakiś kopciuch z niższej ligi? Nie zniosłabym myśli, że marnuje się ze względu na mnie. Kij ma drugi koniec. Jemu nie będzie przyjemnie ze świadomością, że dla niego zrezygnowałam z uczelni usytuowanej na wyższym miejscu w jakimś śmiesznym rankingu. Błędne koło, a rozwiązanie trzeba znaleźć.
-A może na razie róbmy swoje i nie patrzmy się na siebie?- nie wierzę, że to mówię. Już wcześniej mówiliśmy o tym, że sobą zamieszkamy i bardzo podobała mi się ta opcja. Opcja związku na odległość na dłuższą metę jest utopią. Można sobie ładne w planach założyć jak to będzie wyglądać, a rzeczywistość i tak brutalnie sprowadza wszystko do parteru. Ale jeśli nie ma wyjścia?
-Chcesz powiedzieć, że nie mamy zamieszkać razem? Nie widzi mi się jakoś ta opcja, bo ja chcę mieszkać tobą.- obejmuje mnie ramieniem. Chcieć to i ja bym chciała.
-Może nie mówmy na razie o tym. To nasz w sumie ostatni dziś tutaj i nie marnujmy go na kłótnie.- chowanie głowy w piasek ostatnio stało się moją specjalnością. Zmieniłam się. Nie wiem czy na lepsze czy na gorsze. Rodzice powiedzą, że na gorsze, bo stracili nade mną kontrolę. Przestałam kisić się w domu, przestałam słuchać ich dobrych rad. Sama postanowiłam iść przez życie, kierując się swoimi zasadami i poglądami. Jak na tym wyjdę? Czas pokaże. Jest jednak zmiana, która osobiście mi się podoba. Uczę się czegoś takiego, co nazywamy kompromisem. Nie potrafiłam kiedyś zrezygnować z czegoś tylko dlatego, że nie podoba to się innym. Jedynie dla Toli potrafiłam zrobić wyjątek, ale też nie zawsze i nie w każdej kwestii. Teraz? Teraz zastanawiam się czy rzeczywiście muszę studiować w Warszawie. Robię to dla niego, bo go kocham i chcę z nim być.
-Jak chcesz. Chodź, wracamy do domu.- robimy tak. Spacerujemy, trzymając się za rękę. Michał wcale nie jest tu traktowany jak bóstwo. Ludzie się do niego uśmiechają, proszą o chwilę rozmowy, ale nie pytają o prywatne życie, nie dociekają. Lgną do niego dzieci, a on żadnemu nie odmawia zdjęcia czy podpisu na kartce. Chyba jestem szczęściarą.
Kiedy wchodzimy do domu Bąkiewiczów, niespodziewanie jesteśmy w nim sami. Na stole w kuchni stoi oparta o cukiernicę kartka, że wszyscy pojechali na działkę, a my mamy do nich dołączyć, kiedy wrócimy do domu.
-To, co jedziemy do nich? Wezmę tylko prysznic, przebiorę się i jestem gotowa.- Miśkowi chyba jest to nie w smak. Podchodzi do mnie bliżej. Czuję jego oddech na szyi, którą delikatnie muska ustami. Sztywnieje, ale tylko przez chwilę. Każda taka sytuacja sprawia, że się spinam, ale nie trwa to długo. Chociaż może i trwa? Przecież do tej pory nie dopuściłam do siebie Michała. Nie pozwalałam na nic więcej jak delikatny masaż stref intymnym przez materiał majtek. Boję się, że nie dam rady się przełamać. Mam świadomość, że on mi nic nie zrobi, ale mimo wszystko czuję w sobie lęk i uciekam od tego jak tylko mogę.
-Michał ja…- już brak mi tłumaczeń. Bolała mnie już głowa, miałam okres i nudności. Co mam wymyślić teraz? A może nic? Może powinnam dać mu szansę na to, by pokazał mi, że to wcale nie musi boleć, że to może być przyjemne? Przecież kiedyś mi to obiecał, a ja uwierzyłam.
-… weźmy razem ten prysznic.- chwytam go za rękę i prowadzę po schodach do łazienki. Trochę się boję, ale staram się z tym walczyć. Gdy jesteśmy już we wnętrzu łazienki, wspinam się na palce, by dotknąć jego ust. Delikatnie. Chcę, by to on przejął inicjatywę, a ja się dostosuję. Jego dłonie błądzą po fakturze moich pleców, w dość łatwy sposób rozprawiając się z zapięciem biustonosza. Podnoszę ręce do góry, by Michał mógł bez problemów zdjąć moją bluzkę. Razem z nią na podłogę opada góra od bielizny. Wstydzę się trochę swojej nagości przed nim, ale w końcu to nasz pierwszy raz i to chyba nic złego.
-Kochanie na pewno?- zapytał, gdy jego dłoń zjechała po moim brzuchu do guzika spodni. Spojrzałam w jego oczy, pełne miłości, ale i strachu. Upewniłam się do końca, że nie zrobi mi krzywdy, że mogę mu zaufać.
-Na pewno…

/Michał/

Nie chciałem naciskać, choć nie powiem, że nie chciałem zbliżenia z Kingą. Jesteśmy ze sobą już jakiś czas, kocham ją i myślę, że to normalna rzecz, że jeśli ludzie się kochają, to oddają się sobie w łóżku. Nasza sytuacja jest jednak inna i ja liczyłem się z tym, że Lijewska będzie miała obawy przed zbliżeniem. Gdy zaproponowała mi wspólny prysznic, zamiast się z tego cieszyć, to trochę się przeraziłem. Muszę myśleć tylko i wyłącznie o niej, a nie o swoich potrzebach. Gdy stoi przede mną już tylko w spodniach i mogę podziwiać jej piersi i ciało, moje pożądanie rośnie. Najchętniej zerwałbym niej te spodnie i szybko się rozprawił po swojemu, ale nie mogę. Jeden nieprzemyślany ruch i ta intymna sytuacja może zamienić się katastrofę.
Kiedy Kinga dała mi pozwolenie na to, bym mógł zdjąć jej spodnie, starałem się robić to delikatnie. Powoli chciałem przyzwyczaić ją do swojego dotyku w okolicach jej najczulszego punktu. Uklęknąłem przed nią, gdy została już tylko w bieliźnie. Powoli złapałem za niewielką ilość materiału i zsunąłem ją do kostek. Szatynka mi pomogła. Pocałowałem ją powyżej jej kobiecości, wypuszczając powietrze w okolice stref erogennych. Zareagowała, bo moich uszu doszło ciche westchnienie. Doszedłem do wniosku, że w ten sposób będę mógł jej pomóc z tym się oswoić. Przejechałem kciukiem po charakterystycznym guziczku, delikatnie wsuwając w nią jeden, a zaraz potem drugi palec. Ich rytmiczne poruszanie sprawiło, że poczułem wilgoć w okolicach ud. Popchnąłem ją delikatnie w okolicę sedesu i uprzednia zamykając klapę, skinieniem głowy kazałem jej na nim usiąść. Posłusznie wykonała moją prośbę, jakby nie mogąc się doczekać, co dla niej przygotowałem. Rozstawiłem szeroko jej nogi, by mieć łatwiejszy dostęp swoimi ustami. Każdy kolejny taniec mojego języka sprawiał, że oddawała mi się bez reszty. Miałem wrażenie, że wiotczeją jej mięśnie i staje się zupełnie zależna ode mnie.
-Misiek…- wbiła swoje paznokcie w moje plecy. Słodki ból, bo oznaka tego, że jest jej dobrze. Wstałem i podniosłem Kingę, stawiając ją już w brodziku prysznica. Okręciłem wodę, by letnie krople chłodziły nasze rozgrzane ciała. Oparłem ją o ściankę kabiny i ostatni raz szukając i znajdując w jej oczach pozwolenie, wszedłem w nią. Przymknęła oczy, poleciały z nich łzy. Nie wiedziałem co mam robić. Wszystko do tej pory szło dobrze.
-Mam przestać? Kinguś jedno twoje słowo, a weźmiemy tylko prysznic i wyjdziemy stąd.- jestem zawiedziony? Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie, ale nie ma mowt o tym, by robić coś przez siłę.
-Nie, ja tego chcę. Tylko wiesz, mi się przypomniało i dlatego łzy…- wiem i rozumiem ją. Muszę zrobić wszystko, by zmienić jej wspomnienia. Chcę, by na myśl o intymnym zbliżeniu miała w głowie nas i nasze wspólne chwile. Kiedy słyszę, że ona tego chcę, ponawiam próbę penetracji jej wnętrza. Powoli i delikatnie. Już nie zamyka oczu, już nie płacze. Gdy na jej twarz wpływa błogość, jest to dla mnie znak do tego, by przyspieszyć. Robię to bez wahania, chociaż cały czas kontroluję sytuację. Pierwszy raz robię to w ten sposób. Pierwszy raz w ogóle nie myślę o sobie w tym wszystkim. Od początku do końca liczy się tylko ona.
-Kocham cię.- pierwszy raz podczas stosunku mówię też te słowa. Czyżbym pierwszy raz robił to z miłości? Nie mogę zaprzeczyć. To co czuję do szatynki to coś wyjątkowego i czasem mam wrażenie, że do tej pory mi nie znanego. Chwilę przed obopólnym spełnieniem spojrzeliśmy sobie w oczy, całując się namiętnie. Kiedy opanowałem drżenie nóg, sięgnąłem z półki morelowy żel pod prysznic i wycisnąłem sobie trochę na dłoń z zamiarem wtarcia go w ciało Kingi. Zacząłem od stref erogennych. Niby od niechcenia, ale jeszcze raz pocierałem te miejsce, które powodują, że człowiek przenosi się w stan nieważkości.
-Jestem beznadziejna. Dzięki tobie wspięłam się do raju, a sama nie dałam nic w zamian. Bardzo jest zły?- ująłem jej twarz w dłonie, niechcący nakładając na jej policzek pianę.
-Nawet nie wiesz jak dużo mi dałaś. Oddałaś mi siebie.- można powiedzieć, że jestem jej pierwszym mężczyzną i to niesamowicie mnie podnieca, bo będzie to moja motywacja, bym był pierwszym i zarazem ostatnim. Dziękuję losowi za to, że postawił ją na mojej drodze i dał wiarę i wytrwałość w to, że może nam się udać. Gdyby nie to, być może już dawno bym spasował nie zdając sobie sprawę, jak wiele może mnie ominąć. Czy za wcześnie mówić o tym, że Kinga to już ta jedyna i na całe życie? Myślę, że i tak i nie. Z drugiej strony muszę się też liczyć z tym, że z roku na rok jestem coraz starszy i jeśli chcę w przyszłości zostać ojcem i nie biegać na wywiadówki dziadkiem, to muszę poczynić już w najbliższym czasie pewne kroki. Kinga jest młoda, ma studia i całe życie przed sobą. Musimy też lepiej się poznać i dotrzeć, bo dziecko to wiążąca sytuacja i nie można podejmować takiej decyzji pod wpływem chwili.
-A o czym teraz pomyślałeś?
-O naszej przyszłości. Nie śmiej się ze mnie, ale pomyślałem też o dziecku.- na wzmiankę o nim oczy Kingi o mały włos nie wyszły z przerażenia z orbit. Prawie, że wybiegła z łazienki, łapiąc w locie tylko ręcznik. Nie wiedziałem co się stało. Kiedy przybiegła do mnie z jakimś kalendarzykiem w ręku i łzami w oczach zrozumiałem wszystko. Nie zabezpieczyliśmy się, to nie był jej pierwszy raz, skończyłem w niej. Wszystko układa się w jedno słowo: nieplanowana i z tego co widzę po twarzy Kingi, niechciana ciąża.
-Kurwa Michał! Ja nie mogę być teraz w ciąży! Ja mam 19 lat i maturę za 4 dni!- płakała i krzyczała na przemian. Wyszedłem spod prysznica, owijając się w biodrach ręcznikiem. Chciałem ja przytulić, ale wyrwała mi się.
-Kinga uspokój się, przecież to, że się kochaliśmy nie znaczy, że od razu musiałaś zajść w ciążę. A jeśli nawet, to przecież to nie jest zbrodnia i nic złego. Ja ci pomogę i na pewno sobie poradzimy, jeśli zajdzie taka potrzeba.-  przecież bym jej nie zostawił i w takiej sytuacji na pewno nie dopuściłbym do tego, byśmy zamieszkali osobno.
-Zapomnij! A może ty zrobiłeś to specjalnie co? Latka lecą i nie chciałeś zostać bez potomka, a natrafiła się okazja to ją wykorzystałeś?!- zabolało, jakby ktoś przyłożył mi obuchem w łeb. To zabrzmiało tak, jakbym wziął ją siłą, a kilka razy sama powtarzała, że tego chce. Już nie miałem siły jej tłumaczyć, że nie ma sensu na razie robić afery, bo jeszcze nie ma o co. Nie miałem też ochoty z nią rozmawiać. Wyminąłem ją w łazience i poszedłem do pokoju, który zajmowaliśmy. Gdy stanęła w drzwiach, odwróciłem się do niej.
-Za jakiś czas zrobisz test. Jeśli się okaże, że jesteś w ciąży to wiedz, że ci pomogę, a jeśli zrobiłaś fałszywy alarm to się zastanów czego ty chcesz od życia i jaką rolę widzisz w nim dla mnie…


~*~
Jeśli za kilkadziesiąt lat będziecie wspominać mnie jako autorkę tych moim marnych wypocin to na bank będę Wam się kojarzyć z niezliczoną ilością ciąż, w większości jeszcze przed ślubem.
W ogóle to mam dziś jubileusz, XX rozdziałów za nami. Ile jeszcze przed nami? Nie mam tak naprawdę pojęcia. Będę pisać do momentu, w którym dojdę do wniosku, że męczę się z pisaniem tej historii. Na razie wiem o czym pisać, cieszę się tą historią, więc nie zanosi się na szybki koniec. 
Następny rozdział jeszcze przed świętami. A co, w prezencie! ;)
Pozdrawiam ;***

sobota, 30 listopada 2013

XIX

/Tola/

Już sama nie wiem co bardziej przyprawia mnie o rewolucje żołądkowe: matura czy Akhrem. Jakby się tak dłużej nad tym zastanowić to chyba posiadacz tegp kurewsko zajebistego uśmiechu powoduje ścisk w moim brzuchu i sprawia, że na niczym nie mogę się skupić. Na kilka dni przed maturą mówię, że nie jestem w stanie się nad niczym skupić(!), a to nie wróży mi niczego dobrego. Staram się jak mogę zapomnieć o tej przeklętej rozmowie, ale nie jest to wcale takie łatwe. Alek do mnie dzwoni, próbuje przeprosić, próbuje sytuację załagodzić, a gdy ja się pytam czy jest szansa na to, że zmieni to swoje radykalne podejście przynajmniej do kwestii dzieci, to zdecydowanie zaprzecza, nie dając mi złudzeń. Ok, jestem młoda i zakochana i teraz pewnie dziecko nie jest najlepszym pomysłem, ale przecież kiedyś na pewno tego zapragnę i co wtedy? Nie potrafię powiedzieć, że nigdy nie będę chciała mieć dzieci, to za trudne. Problem w tym, że tu nie ma dobrych rozwiązań. Muszę wybierać pomiędzy kochanym przez siebie mężczyzną a przyszłym macierzyństwem. Do dupy to wszystko, idę się napić!
-Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę!- to takie w moim stylu. Wyjść z domu i uciec od problemów, zatracając się w ogromnej ilości wypitego alkoholu. Co z tego, że jutro jest 3 maj i wypadałoby z tej okazji trzymać fason? Mam poważne problemy i muszę się zresetować, bo inaczej oszaleję. Decyzja o pójściu na miasto na pieszo jest najlepszą opcją, bo przynajmniej potem nie będę się zastanawiać co mam zrobić z samochodem. Podjęcie decyzji w którym klubie będę topić swoje smutki wcale nie było takie trudne, bo szybko zdecydowałam się na wizytę w „Hot Club”. Można powiedzieć, że z Kingą to jesteśmy ambasadorami tego klubu, bo jesteśmy mu wierne od kilku lat i zawsze ściągamy tu swoich znajomych.
Jeszcze nigdy czerwień tego pomieszczenia nie zwróciła tak mojej uwagi jak teraz, ale w sumie nigdy nie spędzałam tu tak biernie czasu. Nie mogę patrzeć jak pary kołyszą się na sali wolniejszej piosenki. Szczytem wszystkiego jest puszczenie piosenki Backstreet Boys. Tak, to ta sama piosenka przy której tańczyłam z Alkiem podczas ostatniej nocy roku 2012. Aż wygrzebałam z kieszeni moich jeansów telefon z zamiarem zadzwonienia do Białorusina, ale nie zrobiłam tego. Rozpłakałam się, zwymyślałam siebie i jego w myślach od najgorszych, ale nie zrobiłam tego. Niech nie myśli, że jestem taka słaba i sobie z tą sytuacją nie radzę. Ja też potrafię się trzymać raz obranej przez siebie decyzji.
-Drinka?- dosiada się do mnie chłopak. Całkiem niebrzydki. Podejrzewam, że jest farbowanym blondynkiem, ale te jasne włosy świetnie do niego pasują. W ogóle widzę, że mam do czynienia z jakimś klubowym amantem bo dostrzegłam, że gdy tylko barman postawił przede mną alkoholowy napój, kilka dziewczyn popatrzyło na mnie z zazdrością. Jestem mega wyczulona na punkcie lasek, które prezentują się jak typowe pustoki. Może nie powinnam być taka powierzchowna, ale białe kozaczki, biała spódniczka i różowo bluzeczka mówią same za siebie. Taki zestaw działa na mnie jak płachta na byka. Co mi szkodzi zagrać im na nosie i poflirtować trochę z kolesiem, który jest obiektem westchnień wielu pań dzisiejszego wieczoru? Zrobię wszystko, by go sobą oczarować, a potem spuszczę kantem. Niby nie odzywam się do Akhrema, ale nie będę go tu zdradzać na prawo i lewo. Oficjalnie jeszcze ze sobą nie zerwaliśmy.
-Nie kojarzysz mnie pewnie, ale chodziłem do twojego ogólniaka. Maturę robiłem w tamtym roku. Ksawery jestem.- Ksawery? Cóż mi się obija w łepetynie, ale nadal potrzeba mi więcej szczegółów, by zlokalizować go w przeszłości.
-Chodziłeś do klasy z Benkiem Kimińskim?- twierdzący znak sprawia, że sobie go przypominam. Nie miał wtedy blond włosów, a już na pewno nie tak jasnych. Czyli to jest Ksawery Mazurski, jedno z największych ciach, jakie chodziło do mojego ogólniaka za moich czasów. Kinga to by nie uwierzyła, że z nim rozmawiam. Już w pierwszej klasie Benek wpadł jej w oko i śmiała się, że jakby kiedyś zwrócił nas uwagę, to ona ma pierwszeństwo, ale ja nie będę stratna, bo jego kolega jest całkiem w pytkę. Rzeczywiście mogę powiedzieć, że jest.
-Cała szkoła się kochała w Beniu, ale on już stracony dla świata. Spotkał na studiach dziewczynę i z tego co słyszałem to jest to całkiem poważna sprawa.- myślę, że Kinga nie będzie ubolewać nad tym faktem, bo ona ma już swojego Michała i nie zanosi się na to, by w przyszłości miała go wymieniać na lepszy model. Ja za to z chęcią wymieniłabym sobie Akhrema na kogoś, kto potraktuje mnie i moje uczucie trochę bardziej poważnie niż on. Na samą myśl o nim, z mojej twarzy znika uśmiech. Ksawery najwyraźniej to zauważył, bo stara się na swój sposób wywołać ten uśmiech na nowo. W końcu prosi mnie do tańca. Przyszłam tu po to, by się trochę rozerwać, więc nie widzę powodu, dla którego miałabym się nie zgodzić. Że niby Alek jest tam w Rzeszowie i nie powinnam? Nie robię nic złego. Taniec to nie jest zbrodnia. Co jakiś czas zdejmuję rękę Ksawerego z mojego tyłka, by sobie za dużo nie pomyślał.
-Masz kogoś?- pewnie zdziwił go fakt, że ciut parzą mnie jego dłonie na moim ciele.
-Mam. Może i nie jest kolorowo, ale sama nie jestem. Wiesz, chyba pójdę się napić.- powtarzam sobie w głowie, że nie mogę się ze zgonić, a nie wiem już który drink ląduje w moim przełyku. Mazurski nie opuszcza mnie na krok. Nie jestem idiotką i wiem, że na coś liczy. Tym bardziej nie mogę być pijana, bo jeszcze dojdzie do czegoś między nami. Po alkoholu jestem mało asertywna i łatwo mnie do wszystkiego namówić. Na całe szczęście w klubie po 23 pojawiło się więcej znajomych z ogólniaka. Mazurski odpuścił, a ja odetchnęłam z ulgą. Po północy wyszłam na zewnątrz się przewietrzyć. Wzięłam ze sobą telefon, bo po głowie chodziła myśl, by zadzwonić do Alka i w końcu normalnie porozmawiać. Skoro przez wzgląd na niego odrzuciłam zaloty takiej partii, jaką niewątpliwie jest Ksawery, to naprawdę musi mi na nim zależeć. Dzwoniłam kilka razy, nawet nagrałam się automatyczną sekretarkę. Może rzeczywiście to nie jest dobra pora na kontakt. Nawet lepiej, że go nie obudziłam, bo potem mógłby mnie o to do mnie pretensji. Nie raz mi mówił, że sen najlepiej go regeneruje, a brak odpowiedniej ilości przespanych godzin sprawia, że jest nie do życia. Dzisiaj dam mu spokój, zadzwonię jutro z rana. Jest już 3. Będę się chyba zbierać, bo zaraz i tak zamkną klub. Zamawiam taksówkę. Przed wejściem pojawia się sylwetka Mazurskiego, obracającego jakąś pannę. Wcale mi nie jest żal, bo każdy ma przecież prawo do szczęścia. Nie wiem tylko czy on szuka takiego rodzaju szczęścia o jakim ja myślę, bo coś mi się zdaje, że ta panna to ma być przygodą na jedną noc i to jeszcze bez śniadania. Nic mi do tego, swoje też mam za uszami.
Taksówka się pojawia. Mówię adres i próbuję powstrzymać opadające powieki na tyle samochodu. Nie jadę długo. Płacę za kurs i idę do domu. Staram się to zrobić w miarę cicho, by nie obudzić mamy i Jacka. Nie chcę mi się teraz słuchać kazań o tym, że za późno wracam i nie koncentruję się przed maturą. Starałam się nad nią koncentrować przez cały liceum i jeśli czegoś nie wyniosłam ze szkoły to nie sądzę, bym miała się tego nauczyć w dwa dni. Teraz jest czas na chill out. Obolałe od szpilek nogi wołają o pomoc. Powinnam teraz wymoczyć je w gorącej wodzie, ale nie mam do tego głowy. Dochodzi prawie 4. Ostatni raz zerkam na wyświetlacz telefonu, by upewnić się czy aby na pewno Alek nie próbował nawiązać ze mną kontaktu. Nie robił tego, a ja nadal uparcie tłumaczę to późną porą, a nie poddaniem się przy pierwszej trudniejszej sytuacji. Kiedy wchodzę do łóżka zasypiam jak kamień, choć chciałam się jeszcze przez chwilę zastanowić czy jestem w stanie być z nim na jego warunkach. To zdecydowanie nie jest pora na to, by podejmować tak ważne decyzję. Odłożę do późniejszych godzin, bo teraz potrzebuję snu, dużo snu.


/Aleh/
Co ja właściwie robię? Nie potrafię dogadać się z Tolą i zamiast robić coś w tym kierunku, to ignoruję połączenia od niej. Mimo że jest tak wczesna godzina, ja nie śpię. Powód? Iza. Przyjechała do mnie. Chciała zapytać czy jestem gotów na to, by z niej tak nagle zrezygnować. Sam nie wiem na co już jestem gotowy, a na co nie. Ok., wylądowaliśmy w łóżku, ale nie było fajerwerek jak do tej pory. Kompletnie nie skupiłem się na tym co robię, myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Mogę sobie po tej nocy odpowiedź na pytanie czy potrafię żyć bez seksu z Izą, ale odpowiedzi na to co mam zrobić z Tolą nie udało mi się znaleźć. Poleciałem trochę wtedy w te święta, być może niezbyt dokładnie myśląc o tym co mówię. Z jednej strony zachowałem się fair bo powiedziałem otwarcie jak widzę kwestie o których wspomniała Lipińska, ale z drugiej strony mogłem się upierać, by na razie nie poruszać tego tematu. Zaliczyliśmy falstart na samym początku, choć nie łatwo było nam się ustawić na linii startu. Pierwszy raz też od bardzo dawna zaczynam czuć, że mam coś takiego jak sumienie, no bo jak wytłumaczyć ten moralny kac?
-Dlaczego nie śpisz?- a dlaczego nie śpi ona? Jest 4 nad ranem.
-Chciało mi się pić, byłem w kuchni.- opuszkami palców drapie mój zarost.
-Oh, ja też czuję, że ten seks zostanie mi na dłużej w kościach…- proszę?! A co tu ma zostać w kościach? Te kilka pchnięć. Nawet nie zdążyłem dojść. Wszystko jest takie popieprzone. Nie było takie. Dopóki nie pojawiła się Tola, widok roznegliżowanej Izki doprowadzał mnie do szaleństwa. Teraz przed oczami staje mi blondynka. Zamiast myśleć o tym,  że mam dać jej przyjemność, analizuje uniesienia ze swoją dziewczyną. Mogę jeszcze tak o niej mówić? Sam nie wiem. Chcę tak mówić. Chcę, by Tola była moją dziewczyną, by była ze mną. Żeby tak się stało, muszę sobie przypomnieć definicję kompromisu. Będę musiał zejść ze swoich postanowień, ale i ona na kilka będzie musiała się zgodzić. Myślę, że w przyszłości byłbym w stanie po raz drugi się ożenić. W końcu i tak nie będzie już ślubu kościelnego i związanego z nim cyrku. Ceremonia przed państwowym urzędnikiem jest zdecydowanie łatwiejsza i łatwiej się później pogodzić z tym, że już się skończyła. Nie można powiedzieć, że z tą kobietą, której ślubuje się miłość i uczciwość, będzie się starzeć i umierać.
-Wiesz, skoro już nie śpisz, to możemy porozmawiać. Chciałbym, by to spotkanie było już naprawdę naszym ostatnim. Ta noc uświadomiła mi, że liczy się już tylko i wyłącznie Tola. Dziwię się, że ty tego nie zauważyłaś.- podpiera się na łokciu zażenowana. Zrozumiała moją aluzję. Nigdy nie lubiła, gdy nie byłem zadowolony z naszego współżycia. Zawsze brała to wszystko do siebie i nie inaczej jest teraz. Gotowa jeszcze raz rzucić się na mnie i doprowadzić do szaleństwa, ale ja już tego od niej nie oczekuję.
-Myślisz, że ta smarkula będzie cię zaspokajać? Ona nawet nie wie co to jest porządny seks oralny.- jej obcesowość mnie nie razi, bo sam taki byłem. Czy jestem nadal? Nie wiem. Wiem natomiast, że nigdy bym nie zaproponował blondynce, by pieściła moją męskość w swoich ustach. Dla niektórych kobiet to normalne, a inne nie potrafią się to przełamać. Tola to nie dziwka i ja nie mam prawa od niej niczego wymagać.
-A to już cię nie powinno obchodzić. Iza to jest koniec. Kocham ją i zrobię wszystko by między nami było dobrze.- zacznę od dzisiaj. Zadzwonię do niej i zaproponuję, że przyjadę do Gdańska na czas jej matur. I tak mam wolne, a do Grodna jakoś nie chce mi się jechać. Mógłbym zabrać nad morze Igora. Dwóch synów Natalia mi nie da, ale ze starszym pewnie nie byłoby problemu. Iza jest wściekła. Podnosi się z łóżka i kuca, by znaleźć pod łóżkiem swoją bieliznę. Gdy jest już ubrana, odwraca się w moją stronę. Wiedziałem, że spokojnie tego nie przyjmie i będzie wojna. Szkoda tylko, że musiało trafić na 4:30. Jestem pewien, że moi sąsiedzi już nie śpią, a kto wie czy i nie reszta bloku, bo kobieta wcale sobie nie folguje i nie zwraca uwagi na porę dnia, a dla niektórych jeszcze nocy.
-Taki amant z ciebie?! A powiesz swojej smarkuli z kim spędziłeś dzisiejszą noc? Przecież związku nie buduje się na kłamstwie, tylko na szczerości. No chyba, że cię na to nie stać, to ja to zrobię. Pomogę ci ułożyć sobie prawe życie u jej boku, tak po starej znajomości.- wzdrygam się. Oczywiście, że ta noc nie ma prawa wyjść poza cztery ściany mojej sypialni. Nigdy Izabela nie chwaliła się nikomu, że ze mną sypia i nie wykorzystywała tego. A teraz? Teraz widać, że jest zdesperowana i zdolna do wszystkiego. Dlaczego ja głupi o tym nie pomyślałem?!
-Nie zrobisz tego! Iza było nam ze sobą dobrze, więc nie możemy zrobić tak, by zachować miłe wspomnienia? Nie ma sensu przecież rozstawać się w taki sposób.- naiwny myślę, że jestem w stanie ją udobruchać. Nie sądzę, by mi się to udało. Co prawda już nie krzyczy i mi nie grozi, ale jaką mam pewność, że tego nie zrobi. Albo będę musiał sam powiedzieć wszystko Toli albo będę cały czas żył w strachu, że to z ust Izy blondynka dowie się o wszystkim. Wpakowałem się po uszy w bagnu. Wydawało mi się, że jak powiem kochance, że to koniec to wszystko zakończy się happy endem i rozstaniem w przyjaźni. Czasem oglądałem z byłą żoną te durne brazylijskie tasiemce i widziałem jakie takie sytuacje się kończą. Jeszcze by mi teraz brakowało tego, by za kilka tygodni Iza wpadła do mojego mieszkania zapłakana z wiadomością, że jest ze mną w ciąży. Na całe szczęście to mogę wykluczyć, bo ona sama skrupulatnie pilnowała tego, by nie być w stanie błogosławionym.
-Pamiętaj, że ze mną się nie zrywa! Ze mną się jest do momentu, w którym ja stwierdzę, że to już koniec!- i czego ja mam się spodziewać po takich słowach? Jasne, że w najmniej oczekiwanym momencie wyciągnie to wszystko przeciwko mnie. Z drugiej strony będę mógł iść w zaparte i mówić, że wymyśliła to wszystko sobie, bo nie mogła się pogodzić z tym, że z niej zrezygnowałem na rzecz stałego związku. Sęk w tym, że ja nigdy nie potrafiłem prowadzić podwójnego życia. Gdybym miał taką umiejętność to być może nie byłbym w tym momencie rozwodnikiem, tylko kursowałbym między rodziną a kochanką. Iza wychodzi z domu, trzaskając drzwiami. Wcale nie jest mi z tego powodu lżej, bo i tak wiem, że będą kłopoty. Jak zawsze z babami, kurwa mać!

Wsadziłem w samochód Igora i razem z synem pojechaliśmy na
wybrzeże. Jadę tam by powiedzieć jej prawdę i poprosić i szansę, pierwszą i ostatnią. Obiecam, że dotrzymam jej wierności i choćbym miał wiązać sobie kokardkę na penisie to już jej nie
zdradzę. Syn o nic nie pyta. Cichutko siedzi w foteliku ochronnym, zajęty graniem na moim iPhonie. Co jakiś czas spoglądam we wsteczne lusterko, by go obserwować. On jeszcze nie miał przyjemności poznać Toli. Danio jest nią oczarowany i jak na swój wiek, mocno zakodował  ją w swojej pamięci. Igorek jest inny, bardziej zamknięty w sobie. Wiem, że przeżył nasze rozstanie. Młodsza latorośl nie wiele rozumie z całej sytuacji, a on już tak.
-Tato czy wujek Tomek będzie teraz moim tatą?- nerwowo zaciskam ręce na kierownicy. Igor mówi o znajomym Natalii chociaż musi być między nimi coś więcej, skoro nawet dziecko zaobserwowało jakieś zmiany w ich relacjach. Zjeżdżam na stację benzynową. Odwracam się do niego, wyjmując z rąk telefon.
-Ja jestem twoim tatą. Byłem, jestem i będę. To, że nie jestem z mamusią, a ona ma nowego chłopaka nie znaczy, że w tej kwestii coś się zmienia. Kocham cię mistrzu i zawsze będę. Nie masz chyba co do tego żadnych wątpliwości, prawda?- potrzebuję, by odpowiedział na moje pytanie twierdząco. Chciałbym mieć nadzieję, że chociaż ojcem jest niezłym, choć na pewno nie idealnym.
-Nie mam. Ja też cię kocham tato. A kupisz mi hot-doga skoro już jesteśmy na stacji?- głaszczę go po głowie, kręcąc z przekąsem swoją. Nie można mu odmówić, zresztą nawet nie chcę. Wychodzę z samochodu i szybko staram się przynieść mu przekąskę, niestety niezdrową. Natalia nie byłaby zachwycona z takiego posiłku, suto popijanego coca colą, ale taka już chyba rola niedzielnych tatusiów, by rozpieszczać swoje pociechy.
-Wiesz, w sumie fajnie, że jedziemy nad morze. I fajnie, że poznam twoją koleżankę. Fajna jest?
-Yhym.
-A ładna?
-Igor! Nie mów, że chcesz mi odbić dziewczynę?- w sumie to ona jest tyle lat od niego starsza, co ode mnie młodsza, więc jakby się na siłę uparł, to mogliby próbować.
-No co ty. Chcę żebyś był szczęśliwy.- mój 5 letni syn. Na pewno mądrzejszy niż ja. Też chcę być szczęśliwy, ale przez swoją głupotę nie mogę być pewny, że uda mi się ten stan osiągnąć.


~*~
Trochę mi się zeszło, nie przeczę. Muszę Wam powiedzieć, że tak to teraz tak to może wszystko wyglądać, bo powoli włącza mi się myślenie o maturze, a jak już jest myślenie, to zaraz pojawia się zbiór zadań z matematyki albo repetytorium z geografii. W styczniu chcę zacząć już takie poważne i konkretne powtórki, więc siłą rzeczy będę miała jeszcze więcej czasu. Wybaczycie?
Pozdrawiam :***


niedziela, 10 listopada 2013

XVIII

/Alek/

Miałem się już nie zakochiwać! Na karku trzydzieści lat, dwójka dzieci i pomyślnie przeprowadzony rozwód. Świadom tego, że nie nadaję się do stałych związków, chciałem ich unikać, a tu los kolejny raz sobie ze mnie zakpił, stawiając na drodze Tolę. Ta kobieta to dynamit! Ma tyle energii, nie można się z nią nudzić. Podoba mi się to jak się o nas stara i jak walczy. Która dziewczyna na jej miejscu jeździłaby między Gdańskiem a Rzeszowem tylko dlatego, że jej chłopak nie ma na to czasu albo jest tak zmęczony, że nie chce mu się ruszyć dupy z miejsca? A może któraś opiekowałaby się z olbrzymią przyjemnością jego dziećmi tylko dlatego, by była żona mogła spokojnie zająć się swoim wyglądem zewnętrznym na całodniowej wizycie w pobliskim SPA? Podejrzewam, że żadna, a ona potrafi. Martwi mnie tylko, że ja nie potrafię okazać swojego zainteresowania jej osobą na taką skalę, na jaką by chciała i o jakiej zapewne marzy Tola. Znów pewnie beznadziejnie się tłumaczę, ale chyba wyrosłem z tych romantycznych wiadomość sms czy nawijania o pierdołach przez telefon. Lubię jej słuchać, lubię wiedzieć co się u niej dzieje, ale zupełnie nie kręcą mnie rozmowy o miłości czy planach na przyszłość. Nie chcę jej planować, bo to kompletnie bez sensu. Mogę się tylko pochwalić, że przez wzgląd na Lipińską zaprzestałem kontaktowania się Izą i nie chodzę już do klubów, by szukać wrażeń. Na razie wytrzymuję. Skwapliwie odrzucam połączenia od Derkowskiej, ignoruję wiadomości. Ostatnio nawet chowałem się przed nią w mieszkaniu Marka, gdy zauważyłem jej samochód na parkingu przed blokiem. Nie jest to łatwe. Jak na złość widać, że jej pożądanie rośnie, a moje musi być skierowane tylko i wyłącznie w stronę Toli. Nie powiem, w łóżku jest świetna. Niby młoda i niedoświadczona, ale nie w ciemię bita. Podejrzewałem, że będę musiał ją instruować i mówić co ma robić, bym i ja sięgnął szczytu, a ona wiedziała jak to zrobić przy naszym pierwszym wspólnym razie. Niby było delikatnie, niby bez większej fantazji, a mimo to podobało mi się. Jestem ciekaw jak blondynka zapatruje się na nieco bardziej perwersyjny seks. Przekonać się o tym będę mógł już dzisiejszego wieczoru, bo właśnie jestem w drodze do Gdańska. Jak nigdy trener zrobił nam wolne na czas świąt wielkanocnych. Zobaczyć się mamy dopiero we wtorek popołudniu, więc postanowiłem wykorzystać ten czas na wizytę u Toli. Początkowo myślałem, że spędzę ten czas z dziećmi, ale Natalia postanowiła pojechać z nimi do Grodna, do moich rodziców. Byliśmy mieszanym małżeństwem. Ja pochodzę z katolickiej rodziny, Natalia z prawosławnej. Tym sposobem nie zobaczę dzieci wcześniej aż po Wielkanocy obchodzonej w obrządku prawosławnym. Śniadanie wielkanocne zjadłem u Ignaczaków, na obiad poszedłem do Bartmanów. Trochę mi było głupio, ale ostatnie święta Bożego Narodzenia nauczyły mnie, że nie warto takich dni spędzać z butelką piwa w ręku i kawałkiem pizzy w ustach.
Początkowo chciałem zrobić Toli niespodziankę, ale sam Marek uprzedził mnie, że mogę jej nie zastać w domu, bo nie wiadomo co wymyśliła jej matka ze swoim nowym chłopakiem. Chcąc nie chcąc musiałem się zaanonsować. Blondynka piszczała do telefonu, że strasznie się cieszy z mojego przyjazdu, że tego jej właśnie do tej pory brakowało. Chyba wreszcie poczuła, że mi na niej zależy, a i ja sam coraz bardziej zaczynałem czuć, że tak jest. W najlepszym garniturze jaki wisi w mojej szafie i z dwoma bukietami kwiatów stanąłem na w progu wejściowych drzwi.
-Alek!- na mojej szyi wylądowała blondynka. Z taką siłą na mnie naparła, że gdyby nie masywne drzwi, to pewnie wylecielibyśmy na zewnątrz. Chwilę po gorącym przywitaniu w przedpokoju pojawiła się mama Toli. Pierwsze wrażenie? Spodziewałem się pani po 40 z wałeczkiem tłuszczu na brzuchu, przydużej garsonce i pokoślawionych butach na niebotycznie grubym obcasie. Przed sobą miałem kobietę na bank przed 40 z nieskazitelną figurą, długimi blond włosami. Jej strój zdecydowanie odbiega od obrazu matki posiadającej dorosłą córkę. Mała czarna do połowy uda w połączeniu z czarnymi szpilkami sprawiła, że przez moment popadłem w agonię. Do porządku musiała przywołać mnie moja dziewczyna, bo inaczej nadal wlepiałbym ślepia w biust jej matki.
-Jola Lipińska, bardzo miło mi cię poznać. Jacek! Chodź szybko, chłopak naszej Toli przyjechał!- obok niej pojawił się facet, którego obraz próbowała nakreślić mi blondynka jakiś czas temu. Rzeczywiście na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie obleśnego faceta, który rzuca się na wszystko co ma cycki. Uff, całe szczęście, że jak tak nie wyglądam, bo już w ogóle bym mógł powiedzieć, że ulepieni jesteśmy z tej samej gliny. Zaraz, zaraz! Ja się zmieniam, ja już nie myślę o kobietach w ten sposób. By odgonić od siebie myśli o kobiecych kształtach „teściowej”, podałem jej bukiet kwiatów. Wcześniej obdarowałem niż również Tolę. Złapałem jej rękę, by samemu sobie dodać pewności, że z nią tutaj jestem i dla niej tu przyjechałem.
Przy stole atmosfera była ciut napięta. Widać gołym okiem, że Tola i nowy facet jej matki nie mają ze sobą najlepszych kontaktów, a wielkanocny stół wcale nie służy w tym przypadku pomocą. Rozmowa zaczyna się dopiero wtedy, gdy Jola nalega, bym opowiedział o sobie coś więcej. Więc mówię. Z portfela wyciągam zdjęcie chłopców, opowiadam o siatkówce i grze w polskim klubie. Chyba o czym zapomniałem, bo matka Toli jest wyraźnie niepocieszona.
-A gdzie w tym wszystkim Tolcia? Myślałam, że chociaż ty opowiesz nam o tym jak się poznaliście, bo z niej nic nie można wyciągnąć.- młoda Lipińska pąsowieje, a ja razem z nią. Nie wiem jak wybrnąć z tej sytuacji, bo nie ma sensu opowiadać o tym, że w pierwszej chwili pomyślałem, że chciałbym zaliczyć jej córkę i zapomnieć. Ona chyba nawet nie ma pojęcia z kim siedzi przy jednym stole i jakie życie prowadziłem do tej pory. Z całym szacunkiem dla harców jej i Jacusia, ale podejrzewam, że mimo wszystko biorę ich oboje na głowę. To znaczy się brałem, już tego nie robię…
-Poznaliśmy się dzięki Markowi. Przedstawił nam swoją córkę i jakoś tak mi się spodobała.- kłamię, ale to akurat mam opanowane do perfekcji. Jolanta pewnie liczyła na zdecydowanie bardziej romantyczną historię, ale życie to nie jest film, to pierdolona bitwa.
-No cóż. Mam nadzieję, że będziecie mieli w życiu jeszcze wiele uniesień. Monotonia doprowadza związek do ruiny. Wierz mi, znam się na tym. 20 lat temu nie mieliśmy takiemu domu, żyliśmy skromniej, ale co noc kładłam się spać u boku zajebistego faceta. Teraz mam duży dom, ogród i samochód sportowy, ale rano budziłam się u poddziałego faceta, który nie był w stanie sprostać moim oczekiwaniom. Na szczęście jest Jacek, on wie czego potrzeba prawdziwej kobiecie…- cóż... Mogła sobie darować te teksty o Marku. W oczach Toli widzę łzy, a i mi samemu niezręcznie było o tym słuchać, bo lubię Lipę i naprawdę dziwię się, że takiego faceta jak jego, można zostawić dla góry mięśni.
-Nigdy więcej nie porównuj w mojej obecności taty do Jacka! Dobrze wiesz, że nawet w najmniejszym calu nie dorasta mu do pięt!- cała Lipińska. Zbierała w sobie złość, aż w końcu wybuchła, wprawiając matkę i jej faceta w osłupienie. Ostentacyjnie wstała od stołu, po drodze zrzucając jeszcze widelec. Nie wiele myśląc, przeprosiłem i poszedłem za nią. W jej pokoju pozwoliłem jej się wypłakać, tuląc w swoich ramionach. Widzę jak ona kocha Marka, jak bardzo ją boli, że matka tak go potraktowała. Nic jednak nie może z tym zrobić. Jest już duża i wie, że z uczuciami się nie igra.
-Olej to co gada i już. Ważne, że ty wiesz jaki jest twój ojciec. A na pocieszenie mogę Ci powiedzieć, że ty nie będziesz miała poddziadziałego męża…- próbuję ją rozśmieszyć, więc chwytam się każdej możliwej opcji. Najlepszą będzie chyba odciągnięcie jej uwagi od rodzinnych spraw i przejście do naszych.
-A co, masz jakiś patent na starzenie się?
-Nie, po prostu nie zamierzam się żenić. Raz już to przerabiałem i starczy.- myślałem, że mówię dość zabawnie, ale mina Toli uległa znacznemu pogorszeniu. Może rzeczywiście nie najlepszy moment wybrałem na to, by mówić o swoich planach na przyszłość, ale kiedyś i tak byśmy musieli o tym pogadać. Tak zdecydowałem, ponieważ mam już za sobą jedno nieudane małżeństwo i nie chcę kolejnego. Nie chcę mieć wrażenia, że to co tworzyłem z kimś przez wiele lat zostaje rozwiązywane w kilka godzin w obecności obcych ludzi. Jeśli już mam tworzyć związek, to ten z serii wolnych. Gdy coś nie wyjdzie, to po prostu się rozstaniemy i już.
-Żartujesz sobie, tak? Jak możesz powiedzieć, że nigdy się już nie będziesz żenił?! Nie założyłeś sobie, że możesz spotkać kogoś, z kim ułożysz sobie resztę życia?!- naprawdę niepotrzebnie zaczynałem ten temat. Mieliśmy miło spędzić wielkanocny poniedziałek, a wszystko wskazuje na to, że się pokłócimy.
-Tola, nie chce mi się o tym gadać. Wreszcie u ciebie jestem i może byśmy jakoś inaczej wykorzystali ten czas, przyjemniej…-  przysunąłem się do niej bliżej, wodząc nosem po jej szyi. Odsunęła się o gwałtownie wstała z łóżka.
-Czyli co?! Z góry założyłeś, że już z nikim nie weźmiesz ślubu tak?! Nawet jeśli kogoś pokochasz?
-Tak, tak właśnie uważam. Ten papierek wszystko psuje. Jak się jest w wolnym związku to jest lepiej, uwierz mi. Przecież to nie ślub i wesele sprawiają, że się kogoś kocha, tylko to…- wskazałem na serce. Matko! Skąd u mnie takie metafory?!
-A gdy pojawią się dzieci? Przecież brak ślubu sprawia, że w żadnym urzędzie nie jest się branym jako rodzina. Nie pomyślałeś o tym?- dzieci? Dzieci też nie chcę mieć już więcej. Mam dwóch synów, którzy mają rozbitą rodzinę i do dziś dnia pluję sobie w brodę, że zgotowałem im taki los. Kocham ich najbardziej na świecie i nie poradziłbym sobie ze świadomością, że oni nie mają ojca na co dzień, podczas gdy ich przyrodni brat lub siostra widzą go codziennie.
-Tola, nie zapędzaj się tak. Nie jesteśmy z sobą Bóg wie ile czasu, byśmy musieli mówić o dzieciach. Jednak jeśli już tak szczerze rozmawiamy i sobie wszystko wyjaśniamy to chcę byś wiedziała, że ja już nie planuję być kolejny raz ojcem.- zaraz chyba we mnie czymś ciśnie, jest taka wściekła. Widzę jak nerwowo zaciska wargi, próbując gryźć się w język.
-Wiesz już teraz o mnie wszystko. Zdecyduj czy dalej chcesz to ciągnąć. Jestem z tobą szczery i mówię to, co myślę. Mówiłem, że ja się do tego nie nadaję, ale ty chciałaś zaryzykować. Ja też zaryzykowałem, zmieniając swój styl życia. Szło mi całkiem nieźle, ale są pewne kwestie, w których moja decyzja nie ulegnie zmianie.- cóż, chyba powinniśmy tę rozmowę przeprowadzić znacznie wcześniej. Ustalić jakie kto ma oczekiwania od siebie i od drugiej osoby. Dla mnie ślub i dzieci to granica bezwzględna.
-Wyjdź stąd! Nie chcę cię widzieć!


/Kinga/

26 kwietnia 2013 roku. Kończy się pewien etap w moim życiu, zaczyna kolejny. Za kilka chwil odbiorę świadectwo ukończenia szkoły, a moje myśli skupią się już tylko na zbliżającym się nieubłaganie egzaminie dojrzałości. Na samo wspomnienie o tym zaciska mi się żołądek, fikając do tego koziołka. Niby się przygotowywałam i na pewno coś umiem, ale kto wie jak to będzie wyglądać? No nic. Odganiam od siebie te myśli i z radością wychodzę na środek, gdy wychowawczyni wyczytuje moje imię. Nie skończyłam trzeciej klasy z najgorszym wynikiem, a mogę powiedzieć nawet, że jest mocno satysfakcjonujący. Szczególnie dobrze wygląda ta piątka z matematyki, która pozwala mieć nadzieję na to, że Centralna Komisja Egzaminacyjna nie rozłoży mnie na łopatki przygotowanymi przez siebie zadaniami.
-Powodzenia w dalszym życiu Kingusiu.- cała Kostrzewska. Murem stojąca za nami kobieta. Nawet już chyba zapomniała ile musiała się przeze mnie nasłuchać od dyrektora i innych nauczycieli. No cóż, nie zawsze byłam kryształowa, ale przez ostatni czas chyba dojrzałam. Nie mam wyjścia w sumie. Na każdym kroku muszę pokazywać, że jestem odpowiedzialna, a mój związek z Michałem to nie jest żadna fanaberia. Najlepszym tego przykładem jest fakt, że szatyn przyjechał na moje zakończenie roku i żywiołowo bije brawo, gdy ja stoję na środku i odbieram książkową nagrodę za dobre wyniki w nauce. Ku mojemu zdziwieniu obok niego siedzi Justyna. Dostała zaproszenie na zakończenie roku, ale po tym wszystkim wydawało mi się, że nie będzie zainteresowania oklaskiwaniem mnie. Zaskoczyła mnie, zresztą nie pierwszy raz pozytywnie. Ona chyba jako pierwsza zaczyna zauważać, że ja i Michał to tak na poważnie.
Z świadectwem w ręku podchodzę do Justyny i Michała. Oboje jak na komendę podnoszą się ze swoich miejsc, by mi pogratulować. Najpierw Bąkiewicz przytula mnie mocno, całując w czubek głowy.
-Dumny jestem z ciebie, wiesz?- powiem nieskromnie, ale ja też jestem z siebie dumna. Wydawało mi się, że już nigdy nie będę miał na tyle satysfakcjonujących, by dostać nagrodę, a tu się przytrafiła w klasie maturalnej. No przypadek to nie jest, bo uczyłam się mocno. Mam też nadzieję, że ten dobry końcowy wynik przełoży się na dobrze znaną maturę. Uniwersytet Warszawski na ładne oczy mnie nie przyjmie, nie mam co liczyć. Nadal nie wiem czy ta filologia polska to jest to, co chcę robić, ale z drugiej strony od zawsze najbliżej było mi do książek, więc chyba nie powinnam się nad tym dłużej zastanawiać.
-A teraz zapraszamy do nas rodziców uczniów, którzy osiągnęli średnią powyżej 4,5 oraz co najmniej dobre zachowanie. Zapraszam panią… Justynę Lijewską.- zapomniałam, że w tej szkole jest ten cyrk z tymi listami gratulacyjnymi dla rodziców. No cóż, nie wiem czy moja macocha nie będzie na mnie zła za to, że jej nie uprzedziłam. Widzę, że uśmiech nie schodzi z jej twarzy, gdy Kostrzewska mówi do niej coś na ucho. Cóż, moja wychowawczyni mimo wszystko mnie lubiła.
-Justyna coś ci mówiła?- zagaduję do Michała, zajmując krzesło żony ojca. Z uśmiechem Bąkiewicz kiwa przecząco głową. Cóż, w pewnych przypadkach milczenie można przyjąć jako dobry znak. Zawsze mogła mu powiedzieć, że powinien stąd iść czy coś w tym stylu. Podchodzi do nas niepocieszona Tola. Od wielkanocnych świat nie widziałam na jej twarzy uśmiechu, a z ust najczęściej słyszę tylko przekleństwa. Do tego jeszcze miała nadzieję, że pan Marek przyjedzie na jej zakończenie, ale on poleciał do Włoch, by spotkać się z Anastasim. Próbowałam ją przekonać, że to dla niego ważne, że dzięki takim wtykom będzie miała zajebiste miejsca na polskich halach podczas spotkań, ale chyba na niewiele się zdały moje próby pocieszenia jej. Kiedy dołączyła do nas Justyna, już w czwórkę dokończyliśmy cały ten cyrk związany z zakończeniem szkoły. Potem jeszcze kilka łez w klasie ze strony wychowawczyni i uroczyste wyjście ze szkoły już jako jej absolwenci. Nie wiem czy będzie mi szkoda, że w nadchodzący poniedziałek nie usiądę w swojej ławce. Miałam odlotową klasę i nie da się tego ukryć. Może nie wszyscy się kochaliśmy, bo to nie możliwe, ale jako kolektyw potrafiliśmy się bawić i czerpać przyjemność w miejscu, które z przyjemnością nie ma nic wspólnego. Fakt, jedno z wydarzeń już na zawsze zmieniło mnie jako kobietę, ale chyba już nauczyłam się z tym żyć. Dzięki Michałowi, który obowiązkowo rozdał kilka autografów wśród moich koleżanek i kolegów. Po wszystkim podszedł do mnie i objął mocno w pasie. Niesamowity jest i przekonuję się o tym każdego dnia. Dzisiejszego wieczoru jedziemy do jego rodzinnego miasta, do Piotrkowa. Mówił mi, że jego rodzina strasznie chce mnie poznać, a ja uznałam, że już czas na to, by wykonać ten krok. Wcześniej o wszystkim powiedziałam Justynie, by nie nazwano tego wyjazdu kolejną ucieczką z domu. Biłam się z myślami czy nie powinnam jeszcze zadzwonić do taty, ale spasowałam. Muszę dać mu więcej czasu, by zrozumiał, że my na poważnie, że to nie są nasze chwilowe wymysły.
-To co? Lody czy pizza? Musimy jakoś uczcić te wasze świadectwa dziewczynki.- z propozycją wychodzi moja macocha. Nie spodziewałam się tego. Liczyłam raczej na to, że po wszystkim pojedziemy do domu i w końcu zacznę się pakować. Bąkiewicz chyba też tego nie przewidział bo stoi teraz zmieszany i próbuje znaleźć sobie miejsce w Gdańsku, w którym na mnie zaczeka.
-Oczywiście idziesz z nami Michał. Nie ma dyskusji. Jakby nie patrzył, mogę zostać twoją teściową, więc należy mi się szacunek.- powiedziała to ze znanym mi uśmiechem. Czy mam prawo mieć nadzieję, że to wszystko się ułoży i zażegnamy ten konflikt związany z moim chłopakiem? Bardzo bym tego chciała. Chciałabym mówić rodzicom o tym jaka jestem szczęśliwa, jakie mamy z Michałem plany.
-Kocham cię Justynko!- rzucam się jej na szyję, całując policzek. I gdyby jeszcze tata spuścił z tonu i zaprosił kiedyś mnie i Michała na piwo, to byłabym chyba najszczęśliwszą kobietą na świecie. Marzenie ściętej głowy? Czas pokaże. 

~*~
Jak u jednych lepiej, to niestety u drugich musi być ciut gorzej. Zależało mi na tym, by właśnie w tej kwestii powstała największa różnica zdań między Tolą i Alkiem. Nie wiem czy udało mi się przekazać to tak jak chciałam, ale starałam się.
Pozdrawiam :*** 

sobota, 26 października 2013

XVII

/Michał/

Liczyłem na to, że zdecydowanie później zakończę wraz z kolegami ligowy sezon, ale nie zawsze można mieć to, czego się oczekuje. Ostatnio po lidze mam coraz więcej wolnego, bo już przecież nie jeżdżę na kadrę i każdy normalny śmiertelnik powinien być szczęśliwy, że ma czas na odpoczynek, a mi już po tygodniu brakuje tego rytmu, jaki wyznacza siatkówka i wszystko z nią związane. Tydzień spędziłem na rozjazdach między znajomymi w Częstochowie. Od tego poniedziałku postanowiłem baczniej przyjrzeć się działalności mojej siatkarskiej szkółki. Muszę się czymś zająć, by odrzucać od siebie chęć pojechania do Gdańska albo ściągnięcia Kingi do siebie. Szatynce zostało już niewiele ponad miesiąc do matury i nie mogę sobie pozwolić na to, by przeze mnie odciągała się od nauki. Już i tak w oczach jej rodziny uważany jestem za potwora, który chce wykorzystać ich ukochaną Kingusię. Przeprowadziłem dość nieprzyjemną rozmowę telefoniczną z jej ojcem w której jasno mi powiedział, że on nigdy nie zaakceptuje tego związku, ale nie zamierza też na siłę Kingi ode mnie odciągać, bo ona jest w takim wieku, że gotowa jest zrobić wszystko, byleby tylko zamanifestować swoją dorosłość. Pewnie myśli, że nasz związek nie przetrwa długo i problem sam się rozwiążę. Nie chcę być nie miły, ale żeby się czasem nie przeliczył, bo ja z Kingi nie zamierzam rezygnować. Owszem, był czas kiedy myślałem, że to nie może się udać, że nie ma sensu brnąć w to dalej. Tego dnia kiedy była jej studniówka byłem gotów nawet powiedzieć, że powinniśmy się rozejść w swoją stronę, bo nie zniosę takiego stanu niepewności między nami. Ta studniówka zmieniła wszystko. Dużo zdążyliśmy przejść od tego czasu. Może i byłem daleko od niej, ale równie mocno przeżywałem to, co się stało i starałem się pomoc na tyle, na ile byłem w stanie to robić. Nawet sprzeciwiłem się decyzji Nawrockiego. On wyleciał już z klubu, ale i moja era w nim już dobiegła końca. Rozmowa z Piechockim zakończyła się na tym, że w tym momencie musimy sobie podziękować ze wspólne pchanie wózka w jednym kierunku, bo czas na zmiany. Zrozumiałbym, gdyby chodziło o odmłodzenie zespołu, ale kontrakt z Stefanem Antigą jest chyba tego zaprzeczeniem. No nic, nie pierwszy raz czuję się tak, jakby mnie ktoś zostawił na lodzie i próbował obarczyć winą za coś, czego nie zrobiłem. Mam czas, by na spokojnie zastanowić się nad napływającymi ofertami.
-Bąku, zaczekaj!- spacerując jedną z główniejszych ulic Bełchatowa, słyszę głos Pauliny. Dobiega do mnie, trzymając Arka za rękę i wita się buziakiem w policzek.
-Cześć mistrzu!- przybijam z synkiem Wlazłych piątkę, a ten od razu domaga się bym wziął go na barana, bo tak ma zdecydowanie lepszy przegląd sytuacji. Nie potrafię odmawiać dzieciom, więc z największą przyjemnością spełniam jego prośbę. We trójkę idziemy do pobliskiej cukierni na ciastko z kremem. Arek jest zachwycony, bawiąc się bitą śmietaną, a my z Pauliną mamy chwilę czasu na rozmowę.
-Co tam u ciebie słychać? Nie było ostatnio czasu pogadać na spokojnie.- Paula jest najbardziej ciekawską osobą jaką znam. Na złość jej opowiadam o poszukiwaniach nowego klubu, specjalnie omijając to, co najbardziej ją interesuje, czyli sprawy związane z Kingą. Widzę jak świerzbi ją język, jak próbuje się powstrzymać, ale w końcu nie daje rady.
-Powiedz mi Bąku, będzie coś z tego? Bo ja tak się nad tym zastanawiam każdego wieczoru, gdy kładę się spać i powiem ci, że we mnie macie wielkiego fana tej miłości. I nie mów mi, że się nie zakochałeś stary, bo widać to na kilometr. Nie przypominam sobie, by podczas związku z Beatą tak świeciły się twoje oczy, a z twarzy nie schodził uśmiech.- na wspomnienie o Beacie skrzywił się Aruś, będąc blisko płaczu, ale udało się jego mamie zatamować jakiś nagły przypływ złego humoru. Mnie zastanawia fakt, że znaczna część moich znajomych żyje moim życiem. Nie wspominam tu już o Kadziewiczu, bo on jest wtajemniczony od samego początku i do niego to nie raz nawet sam dzwonię, by pogadać.
-No co ja mam ci powiedzieć? Wreszcie chyba wiem, co to znaczy być zakochanym i zauroczonym kobietą. Cały czas o niej myślę i wiem, że ona też myśli o mnie. Martwi mnie tylko to, że jej rodzina nie potrafi tego zaakceptować.- moja jakoś to łyknęła. Co prawda mama przestrzegła mnie przed tym, że taka młoda kobieta może mnie wpędzić w lata, potem zostawić, ale gdy zapewniłem ją, że nie mam podstaw, by spodziewać się po niej czegoś takiego, to życzyła mi powodzenia. Ona sama jest 7 lat młodsza od mojego ojca, więc wie, że związki ze sporą różnicą wieku mają rację bytu.
-No z tego co wiem to Cinek strasznie to przeżywa, ale przejdzie mu, zobaczysz. Musisz mu tylko pokazać, że zależy ci na Kindze. No i musisz się pilnować, by nic głupiego nie zrobić, bo wtedy to już będzie pozamiatane i nigdy ci nie zaufa.- już tyle razy słyszałem, że muszę się pilnować. Nie mniej jednak nie złoszczą mnie takie słowa, bo mam tego świadomość. Sytuacja nie jest łatwa, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko próba przekonania Marcina, jego żony i całej rodziny Lijewskich do tego, że zależy mi na ich córce nie mniej niż im.
-Pojadę kiedyś na jakiś mecz ręcznej, będę mu żarliwie kibicował i może jakoś wkupię się w łaski.- zażartowałem, rozśmieszając do łez Paulinę. Już sam nie wiem czy ona się śmieje z tego żartu czy może z czegoś innego. Spoglądam na nią zdziwiony, a ona próbuje się opanować. Bezskutecznie.
-Jakby gdzieś ogłoszono konkurs na najprzystojniejszego teścia i zięcia to wierz mi, że oboje z Marcinem nie mielibyście sobie równych. Kinga to ma szczęście. Ty też masz szczęście. Mój teść jest zagorzałym fanem zbierania kapsli, a teściowa nie widzi świata poza ojcem Rydzykiem. Uwierz mi, nie mogłeś lepiej trafić.- nigdy nie pomyślałem o tym w ten sposób. Zawsze w tej różnicy wieku między mną a Kingą widziałem tylko i wyłącznie same minusy. Rozmowa z Paulą pozwoliła mi zobaczyć coś więcej. Jakbym się kiedyś dogadał z ojcem Kini, to przecież naprawdę mielibyśmy i o czym rozmawiać i pewnie zdecydowanie lepiej byśmy się rozumieli, w końcu jesteśmy w podobnym wieku.
-Dziękuję Ci Paulinko za rozmowę. Aruś nie powiesz tacie jak wujek pocałuje mamusię w policzek?- blondynek zamknął oczy na znak, że nic nie widzi, a szatynka sama nadstawiła wspomnianą przeze mnie część ciała. Szkoda mi będzie, gdy o przyszłego sezonu będę z nimi widywał rzadziej, ale raczej na koniec świata się nie wybiorę. Przyszło kilka ofert z zagranicy, ale chyba ten etap jest już w moim przypadku nie do ruszenia. Wolę w kraju grać w klubie, w którym będę miał pewne miejsce w szóstce. Na ten temat zeszła ostatnia faza rozmowy z Pauliną.
-Najlukratywniejsza opcja kontraktu pojawiła się z Gdańska i zważywszy na moją sytuację sercową, chyba się tam przeniosę, rozliczając powoli swoją karierę i próbując ją definitywnie skończyć. Mam taki plan, że do 35 roku życia chciałbym w miarę dobrze zabezpieczyć swoją przyszłość, a potem powoli odchodzić na siatkarską emeryturę, oddając się pracy z dziećmi i młodzieżą.
-A mówiłeś już o tym Kindze? Bo wiesz, ty planujesz swoją przyszłość pod nią, ale nie zapominaj, że ona w tym roku piszę maturę i też pewnie ma jakieś plany związane ze studiami. Wie już gdzie chce studiować?- o cholera. Zupełnie wyleciało mi to z głowy, by o to zapytać, a przecież to naprawdę istotne.
-W najbliższym czasie muszę z nią o tym porozmawiać. Ale jak tak sobie przypomnę, to ona coś wspominała chyba o Warszawie. Cholera, ja w jej stronę, a ona w moją…


W miłości właśnie cenię niedoświadczenie.
Miłość nie jest kunsztem,

Miłość jest wzruszeniem.


/Tola/

Co ja bym zrobiła bez Kingi, to ja nie wiem. Za jej ostatnią wskazówkę, to chyba nie wypłacę jej się do końca życia. Na kilka minut przed moim odjazdem do Bydgoszczy zadzwoniła do mnie i powiedziała, że Alek ma 12 marca urodziny z tego co mówi wujek Google, w tym roku brunet będzie miał na karku 30 wiosen. Po drodze myślałam co ja mogę mu kupić na urodziny. Nie znam go jeszcze na tyle dobrze, bym  wiedziała o jego zainteresowaniach i pasjach. Oczywiście siatkówka się tu nie liczy. Modliłam się też w duchu, by po drodze znalazło się jakieś centrum handlowe i na szczęście Pan Bóg mnie wysłuchał. Pustka w głowie popchnęła mnie w kierunku sklepu z damską bielizną. Widząc seksowne fatałaszki moja głowa uknuła chytry plan. To trochę puste oddawać siebie na urodziny, ale chyba nie tylko ja wiem, że Białorusinowi taka forma prezentu zdecydowanie może się spodobać. Kupiłam komplecik, a w drodze powrotnej do samochodu wpadłam jeszcze na sukienkę, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Tylko jak ja mam doprowadzić do tego zbliżenia między nami? Między jednym a drugim meczem obok pokoju ojca? Prędzej dostanę zawału na każdy szmer, który usłyszałabym obok drzwi. Muszę wymyślić coś innego, nie mogę igrać z ogniem, bo może to się dla mnie źle skończyć. Tarcza zegara nieuchronnie wskazuje na to, że nie mogę już dłużej pozostać w galerii, więc wychodzę z niej i odszukuję wzrokiem samochód na parkingu. Cholera! Jestem już naprawdę mocno opóźniona i muszę deptać w pedał gazu, by zdążyć na umówioną godzinę, bo w przeciwnym razie Alek będzie myślał, że coś mi się stało po drodze. On ma chyba jakieś schizy na punkcie kobiet w samochodzie. Muszę go kiedyś zapytać o co mu chodzi, bo przecież nie jeżdżę najgorzej i prawo jazdy na ładne oczy nie dostałam…

…jestem kilka minut po 13. Na całe szczęście nie ma go przed halą. Bałam się, że będzie tu stał jak ten osioł, byleby tylko upewnić się, że dojechałam bezpiecznie. Nie zdążyłam dobrze zaparkować samochodu, gdy w drzwiach Łuczniczki pojawił się tata. Nie miałam trudności z rozpoznaniem go w tłumie kibiców. Jest dość wysoki i nie trudno zauważyć go. Pewnie zaraz mi powie, że moje prostopadłe parkowanie oscylowało na granicy błędu, ale najważniejsze, że nie urwałam żadnego lusterka i nie porysowałam innych samochodów.
-Cześć żabko!- matko, tyle razy mu mówiłam, by witał się ze mną bardziej adekwatnie do wieku, ale staruszkom zawsze ciężko jest wytłumaczyć, że nie jest się dzieckiem. Żabką to ja byłam, jak miałam 8 lat, a teraz co najwyżej mogę być ropuchą. Witam się z nim buziakiem w policzek, czując na twarzy jego trzydniowy zarost. 
-Aż mi się wierzyć nie chce, że z taką buźką ty jeszcze żadnej na tym Podpromiu nie wyrwałeś.- beszta mnie wzrokiem, a ja ostentacyjnie prycham. Skoro mamie wolno układać sobie życie na nowo, to on przecież też powinien pomyśleć o sobie. Fakt, tata ma z tym problem, bo zawsze przekładał dobro moje i mamy nad swoje. Nie mniej jednak liczę na to, że jeszcze trafi mu się kobieta, z którą będzie mógł się zestarzeć. Jest przecież w kwiecie wieku, a do tego piekielnie przystojny.
-Chodź, bo Akhrem się nie może skupić.-biorę ojczulka pod rękę i oboje zmierzamy w stronę hali. W jej środku już jest harmider, na trybunach swoje miejsca pozajmowali już pierwsi kibice. Tata prowadzi mnie do szatni chłopaków, bo jak twierdzi, Alek sobie tego życzył. No tak, przypomniała mi się ta jego niespodzianka. Szczerze powiedziawszy to o niej już zapomniałam, ale teraz miałam czas, by sobie przypomnieć. Brunet stoi oparty o ścianę obok wejścia do szatni. Tata ulatnia się nie wiadomo w którym momencie, a my mamy chwilę czasu dla siebie. Alek przyciągnął mnie do siebie i zachłannie pocałował. Za każdym razem nie mogę się nadziwić jak to możliwe, że on takim zwykłym pocałunkiem potrafi rozgrzać mnie do czerwoności. Widać, że nie tylko tajniki siatkówki zgłębiał w okresie dojrzewania.
-Co z tą niespodzianką?- udaję, że ten pocałunek nie zrobił na mnie wrażenia, a prawda jest taka, że ledwo udaje mi się utrzymać na sflaczałych z podniecenia nogach. Od kiedy ja jestem taka łatwa?
-Proszę, to dla ciebie. Ostatnio widziałem, że miałaś na sobie koszulkę Igły, a ja chcę byś w koszulce z moim nazwiskiem oglądała mecze Sovi. Ta koszulka jest wyjątkowa, bo zagrałem w niej pierwszy mecz dla tego klubu.- i co ja mam powiedzieć? Szybko ją przywdziałam czując się tak, jakby to nazwisko „Akhrem” z tyłu wypalało moje plecy. I do tego jeszcze te słowa, że to wyjątkowa koszulka. Od razu pojawiła się myśl ile dziewczyn zbajerował takim tekstem. No, ale z drugiej strony, gdyby kiedyś obdarował którąś z dziewczyn tą koszulką, to skąd ona teraz na moich plecach? Może po skończonej przygodzie należy mu ją oddać? Może ja też będę musiała to zrobić? O nie, nie oddam mu jej. Dobrze się w niej czuję, pachnie jego perfumami, pachnie nim.
-Ja też mam coś dla ciebie. Przyjdź dziś w hotelu do mnie, mam pokój obok taty. Nie pożałujesz, uwierz mi.- w ramach podziękowania za prezent teraz to ja przyssałam się do jego ust, uprzednio wspinając się na palce. Cholera! Chyba wolę, gdy on mnie całuję, bo przynajmniej wtedy to on musi trzymać niżej głowę, a ja nie obciążam tak swoich łydek. Jak będę miała skurcze, to on osobiście będzie mi masował nogi. Moja głowa jednak cały czas ma się dobrze i działa na najwyższych obrotach. Gdy Alek dzisiejszego wieczoru pojawi się w moim pokoju, pokaże mu swoje dzisiejsze zakupy. Coś może dla niego zatańczę, trochę się powyginam, ale nie pozwolę na więcej. Nie pod nosem mojego taty. Na resztę urodzinowego prezentu przeniesiemy się do Rzeszowa albo do Gdańska. Może w taki sposób uda mi się namówić go do odwiedzenia moich rodzinnych stron?

…pierwszy mecz w ryj, ale jutro przecież też jest dzień i może być zupełnie inaczej. Na tę chwilę przegrane spotkanie to dla mnie powody do obaw, że sfrustrowany Alek nie będzie miał ochoty na wizytację mojego pokoju. Mylne były me przypuszczenia. Po 19 zapukał do moich drzwi. Byłam już gotowa. Okna pozasłaniam zasłonkami, kupiłam w okolicznym sklepie kilka zapachowych świec. Przebrałam się w bieliznę, zakładając na nią moją nową perełkę w garderobie. Pozostawało mi tylko upewnić się czy aby na pewno po drugiej strony stoi brunet. Czaicie co by się stało, gdy stał tam mój tata? Ma się rozumieć, że jeśli wyraził aprobatę na mój związek z Alkiem to zdaje sobie sprawę, że kiedyś do zbliżenia między nami będzie musiało dojść, ale ja sama wolę chyba to zrobić na bardziej neutralnym i niezaminowanym gruncie.
-Kto tam?
-Alek, lekko wkurwiony, ale zdecydowanie ciekawy niespodzianki od pani.- oddycham z ulgą. Show must go on! Otwieram drzwi i wciągam go do pokoju. Jest oszołomiony, ale i mi serce wali jak oszalałe. Popycham go w kierunku łóżka i wzrokiem sugeruję, by zajął na nim miejsce. Posłusznie wykonuje to, o co go proszę. Muzyka puszczona z odtwarzacza w telefonie to nie jest szczyt marzeń, ale jakoś trzeba sobie radzić. Piosenka też może nie najszczęśliwsza, bo Golden Eye Tiny Turner, ale może coś mi z tego wyjdzie. Podchodzę bliżej hotelowego stolika i zaczynam pokaz. Unoszę ręce do góry, starając się uwydatnić swój biust. Kołyszę biodrami w rytm rozbrzmiewającej muzyki. Czuję na sobie wzrok Alka, ale staram się nie patrzeć w jego oczy. Podchodzę do niego na taką odległość, że śmiało może objąć mnie za uda. Patrzę mu wtedy w oczu, lubieżnie oblizując usta. Nie przestaję się kołysać, gdy lewa dłoń podwija materiał i tak niewiele przykrywającej sukienki. Widzę, że jego oczy błyszczą na widok moich ud, zwieńczonych niewielką ilością materiału. Ha! Wiem, że zdecydowanie wolałby oglądać mnie bez niej, ale na wszystko przyjdzie czas.
-Jesteś piękna.- wycedził niemrawo, jakby nadal nie pewny tego, czego jest świadkiem. Dopiero, gdy na moje policzki wpłynął rumieniec zrozumiał, jak mocno na mnie działa. Postanowił przejąć inicjatywę, a to ja miałam mieć wszystko pod kontrolą. Przewrócił mnie na łóżko. Jest takie chujowe. Nie dość, że małe to do tego pojedyncze.
-Jesteś piękną, a zaraz będziesz moja.- nie! Nie miało tak być, nie tutaj.
-Alek, ale mój tata. On może tu wejść, może coś usłyszeć. Może dokończymy to gdzie indziej?- ja zaraz chyba skończę, bo napierająca na moje podbrzusze erekcja Alka sprawia, że nie myślę o niczym innym, jak tylko o uczuciu spełnienia w jego ramionach.
-Chyba żartujesz. Ty zaczęłaś, a ja to skończę. Teraz!- nawet nie silił się na to, by ściągnąć moją sukienkę. Majtki też zostały na miejscu. Uchylił jedynie ich część, by mieć do mnie dostęp. Przejechał kciukiem po mojej kobiecości, jakby sprawdzając stan gotowości. No niech robi tak dalej, to na pewno nie będzie musiał nic robić, bo za chwilę sama eksploduję z rozkoszy. Rozpiął suwak rozporka i nawet nie zdążyłam zamknąć oczu, a już był we mnie. Piekielnie głęboko. Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Jego język stara się zagłuszyć moje głośne westchnienia, lawirując we wnętrzu jamy ustnej. Napiera na mnie mocno i z każdym razem coraz szybciej. Moje biodra wychodzą mu naprzeciw. Tak cudowanie jest szczytować widząc, że dało się również przyjemność tej drugiej osobie. Może i byłam ciut bierna, ale musiało mu się podobać. Inaczej nie widziałabym błogiego uśmiechu na jego twarzy.
-Masz w poniedziałek urodziny, wziąłeś sobie przedwcześnie prezent, więc już dziś życzę ci wszystkiego najlepszego.-  pocałowałam go w głowie układając sobie dalszą część życzeń. Oczywiście nie zapomniałam o swojej osobie w nich, bo cudowanie byłoby, gdyby jednym z życzeń było szczęśliwe życie u mojego boku…


Dla ko­biety seks ma na ogół tyl­ko wte­dy praw­dziwą war­tość, jeśli akt płciowy nie od­by­wa się w pus­tce uczu­ciowej; miłość jest naj­lep­szą nau­czy­cielką. Naj­wy­myślniej­sze na­wet po­zyc­je przy sto­sun­ku nie po­wodują u ko­biety pełnej sa­tys­fak­cji sek­sual­nej, jeśli nie is­tnieje aura po­rozu­mienia z mężczyzną.


~*~
Pierwszy raz chyba nie wiem co mam tu napisać, więc nie będę pisać nic. A może tylko to, że nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że Stephane Antiga jest naszym trenerem. Sorry, ale nie czaję zupełnie tego pomysłu i tak się zastanawiam kiedy ktoś wpadnie na pomysł i rozpocznie zmianę pokoleniową, ale w PZPS, a nie na stanowisku trenera. Takie mam zdanie na ten temat.
Pozdrawiam i do napisania :***