niedziela, 28 kwietnia 2013

II


/Tola/
Nie poszalałyśmy sobie wczoraj z Kinią na parkiecie gdańskiego klubu, bo po pierwsze z niezapowiedzianą wizytą przyjechał pan Marcin, a po drugie moi rodzice mieli mi coś ważnego do powiedzenia. Doskonale wiedziałem o co chodzi, więc nie ekscytowałam się zbyt mocno, gdy przekazali mi informację, że zamierzają się rozwieść. Dziwię się ojcu, że do tej pory nie złożył pozwu rozwodowego i do tego jeszcze teraz postanowił, że rozwiedzie się z nią bez orzekania o winie. Trzeba nie mieć wstydu, by chcieć od faceta, którego się zdradziło, połowę majątku. Na dobrą sprawę ona nie zrobiła nic, by powiększyć rodzinny majątek. To tata pracował jak wół, by niczego nam nie brakowało i jeśli chodzi o mnie, to przez te 18 lat na nic nie mogłam się skarżyć. Miałam własny pokój, laptop i wszelkiego typu gadżety, o których marzyłam. Wyjeżdżałam dwa razy do roku na dwu tygodniowe obozu + wakacyjny wyjazd z rodzicami do Lloret de Mar. Niestety mamusi zabrakło miłości i szukała jej w ramionach innego. Kocham ją, ale na chwilę obecną nie umiem patrzeć na nią inaczej jak z jakimś obrzydzeniem. Może dlatego, że brzydzę się zdrady i nie rozumiem jak można zdradzić kogoś tak wspaniałego jak tata? On nie widział po nią świata i na każdym kroku powtarzał, że to niesamowite szczęście mieć taką żonę. Szkoda, że ona nie podzielała jego opinii. Gdyby nie jej pogoń za nowymi wrażeniami, to dziś być może nie zastanawiałabym się nad tym jak będzie wyglądać moje życie po rozwodzie rodziców. Wiem jedno, że chcę mieszkać z tatą. On także tego chce, ale nie zgadza się na to mama. Na dobrą sprawę, to nikt nie może mi już niczego zarzucić, bo mam 18 lat i sama decyduje o sobie, ale jedno jest pewne: nie przypuszczałam, że kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji. Wydawało mi się, że jestem szczęśliwą posiadaczką idealnej rodziny i tylko moja osoba nie pasuje do tej układanki. Nie byłam łatwym dzieckiem, a z każdym kolejnym rokiem dawałam się rodzicom coraz bardziej we znaki. Na zmianę z przyjaciółką inicjowałyśmy kolejne wygłupy, nie rzadka nie idące w parze z kobiecą naturą. Byłyśmy pomysłowe, ale nie do tego stopnia, by zadzierać z prawem. Owszem, nagminnie łamałyśmy kodeks ucznia naszego gimnazjum, ale nie musiałyśmy się na całe szczęście tłumaczyć z tego na policji, choć pewnie nie wiele brakowało. Osobiście, gdyby mi ktoś poprzebijał wszystkie opony w samochodzie to bym się nieźle wkurwiła i zgłosiła taki incydent na policję, a nasza biologica uznała, że jesteśmy w trudnym okresie dojrzewania i nie należy nas zbyt srogo karać. Odbiegam od tematu… Siedzę na parapecie swojego pokoju i wpatruję się w padający za oknem śnieg. Nie lubię zimy nad morzem. Na ten czas zdecydowanie wolałabym się przenieść na jakieś górzyste tereny, gdzie mogłabym do woli szusować po śniegu i napawać się widokiem ośnieżonych szczytów. Znowu lato nad Bałtykiem jest bajeczne. Spacery brzegiem morza, szum fal i zachodzące Słońce to coś, co lubię najbardziej. Doskonale pamiętam, kiedy pierwszy raz świadomie uczestniczyłam w wyprawie na najbliższą naszemu miejscu zamieszkania plażę. Tata niósł mnie na barana, a mama cały czas go upominała, by na mnie uważał. Nie mogę powiedzieć, że mnie nie kochała i nie kocha nadal, ale najwyraźniej znudziła jej się nasza rodzina. Może w pewnym momencie życia człowiek potrzebuje zmian i nie ma sensu jej za to winić? I tak mam szczęście, że czekała do momentu aż skończę 18 lat i będę w stanie podjąć życie na własną rękę. Tu w ogóle nie chodzi o mnie, bo jakoś poradzę sobie ze świadomością, że rodzice są po rozwodzie. Najbardziej szkoda mi taty, bo on nie znalazł sobie żadnej alternatywny. Przez tyle lat rodzina zawsze była dla niego na pierwszym miejscu. Może zabrzmię nie skromnie, ale z mojego ojca jest kawał przystojnego mężczyzny i nie chce mi się wierzyć, że na tych jego wyjazdach po Polsce żadna kobieta nie zwróciła na niego uwagi. Przecież to trzeba by być ślepym, by nie zakochać się w tych oczach i trzydniowym zaroście, który bez wątpienia dodaje mu uroku. On jednak nigdy nie dał matce szans chociażby na cień podejrzeń, że w jego życiu mogłaby się pojawić inna kobieta. Gdy tylko znajdował się poza domem, to dzwonił i zapewniał, że tęskni za nami. Mi to imponowało, jej niekoniecznie. Przez okno obserwuje podjeżdżający pod nasz dom samochód. To obecny partner mamusi przyjechał zabrać ją na romantyczną kolację. Oczywiście, że nie zejdę na dół i nie pójdę się przywitać, choć tyle razy mnie prosiła, bym w końcu zeszła i zechciała go poznać. Obejdzie się. Już mam swojego ukochanego ojca i żaden inny nie musi mi go zastępować czy udawać. Kiedy tylko samochód zniknął z naszego podjazdu, zeskoczyłam z parapetu i poszłam do gabinetu ojca. Czym się zajmuje? Jest fizjoterapeutą miejscowego klubu siatkarskiego, a w sezonie reprezentacyjnym znajduje się także w sztabie Andrei Anastasiego. Dzięki jego pracy tak bardzo pokochałam siatkówkę. Sport to jedyna rzecz, która różni mnie i Kingę, choć to ona powinna przodować jeśli chodzi o zamiłowanie do niego. Mimo że do końca nie rozumiem jej postępowania, to staram się je szanować. Ona również szanuje moją pasję i już niejednokrotnie dała się wyciągnąć na mecz, a od czasu do czasu by sprawić mi przyjemność, sama inicjuje takie wyjścia. Mamy to szczęście, że tata jest w każdej chwili zdolny załatwić nam dobre miejsce. Oprócz powiązań z siatkówką, prowadzi również w domu prywatną praktykę, rehabilitując i przywracając sprawność po urazach nie tylko sportowców, ale ludzi spoza tego sportowego świata. Nie dziwił mnie nigdy fakt, że w domu kręciło się pełno ludzi, których pierwszy raz widziałam na oczy. Lekko zaskoczona byłam tylko wtedy, gdy chciałam wziąć prysznic, a z łazienki na dole wyszedł sobie Grzesiek Łomacz i z szelmowskim uśmiechem mówiąc, że musiał się odświeżyć po zajęciach. Całe szczęście, że nie zdążyłam się wtedy rozebrać u siebie w pokoju jak miałam w zwyczaju i nie poszłam tam owinięta wyłącznie krótkim ręcznikiem. Od tamtej niezręcznej sytuacji minęły dwa lata i tata podjął decyzję, że zaadaptuje piwnice na swój użytek. Znalazł tam też miejsce na niewielką łazienkę i od tamtej pory nie muszę się martwić, że z mojej łazienki wyskoczy Gawryszewski albo jeszcze ktoś inny.
-Pojechała?
-Tak.- siadam mu na kolanach i czytam razem z nim wiadomość, którą otrzymał. Nie bardzo rozumiem jej treść, ale kiedy orientuję się kto jest jej nadawcą, wszystko staje się dla mnie jasne. Zeskakuje z jego kolan jak poparzona i z wyrzutem na twarzy atakuje go.
-Jak mogłeś mi to zrobić?! Dlaczego nie powiedziałeś, że zamierzasz się przeprowadzić na drugi koniec Polski?!- no dosłownie na drugi, bo otrzymał propozycję pracy w Rzeszowie i z tego co zdążyłam się zorientować, to negocjacje są już na dość zaawansowanym etapie.
-Króliczku uspokój się i usiądź. Wszystko ci wytłumaczę.- króliczku?! Teraz to króliczku, a kiedy podejmował decyzję o zmianie miejsca pracy i zamieszkania to miał swojego króliczka w dupie.
-A ja nie będę słuchać żadnych tłumaczeń. Rozwód jakoś przeżyję, ale twoja przeprowadzka to dla mnie za wiele. Stanowczo za wiele!- nim zdążył coś powiedzieć, ja wybiegłam z mieszkania. Zdążyłam założyć buty, w biegu zakładałam płaszcz. Wróciłam się jeszcze po klucze od samochodu mamy. Byłam świadoma, że ojciec nie będzie mnie gonił samochodem. Nie zrobił tego. Dojechałam po dość szybkiej jeździe do domu przyjaciółki i nawet nie zdołałam wyksztusić z siebie słowa, od razu wpadłam w dziki szloch. Kinga zaprowadziła mnie do swojego pokoju i próbowała uspokoić, głaszcząc po plecach i włosach.
-Tata wyprowadza się do Rzeszowa…- wychlipałam przed kolejną falą płaczu. Muszę się zresetować bo oszaleję. Podnoszę zapłakane oczy i błagam wzrokiem, by Lijewska dała się namówić na wypad do jakiegoś klubu.
-Pójdę z tobą gdzie będziesz chciała. Jeśli to ma ci pomóc, to poświęcę się.- i za to właśnie ją kocham. Mimo że mogłaby mi powiedzieć, że właśnie przyjechał jej tata i chciałaby z nim spędzić trochę czasu, to woli iść ze mną do klubu, by poprawić mój podły nastrój. Nie gwarantuję, że się uda, ale liczę na zbawienny wpływ na moją osobą dużej ilości alkoholu. 
Ogromnej!

"Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało tak jak dawniej."

/Michał/
Nie wierzę, że dałem się wciągnąć w to wszystko, ale chyba było mi to potrzebne. Siedząc w przedziale z Winiarem i Szamponem nie robię nic innego od 2 godzin, jak tylko pokładam się ze śmiechu, słuchając ich przekomarzań. Debilizm sięga szczytu, a mi wcale to nie przeszkadza. Nie mam przy sobie Beaty, która ciągle powtarza co wypada, a co nie wypada. Na te kilka godzin sam decyduje co mi wypada, a z czego powinienem zrezygnować. Gdzie jedziemy? Do Gdańska. To jedyny miejsce do którego na stacji posiadali bilety w rozsądnych godzinach. Z tego co zdążył wyliczyć Karol, mieliśmy być tam około 19. Winiar skontaktował się z Marcinem Lijewskim i zapytał czy będziemy mogli skorzystać z jego łazienki w godzinach 19-20. Nie robił problemu, a ku uciesze Michała i Mariusza, piłkarz ręczny właśnie przebywał w domu i przy okazji chłopaki będą mogli się spotkać i pogadać. Z tego co wiem od 2008 roku przyjaźnią się i przy dogodnej okazji aranżują spotkania.
-Dobra Mariusz, a teraz oddaj mi swoją obrączkę.- brunet wyciągnął rękę, oczekując na złożenie przez przyjaciela złotego krążka. Wlazły popatrzył na niego jak na idiotę.
-Pojebało cię? Nie zamierzam tam wyrywać lasek. Swoją już wyrwałem i dobrze mi z tym.-Michał przewrócił teatralnie oczami. Kolejna seria opowieści o tym, że każdy facet potrzebuje od czasu do czasu dobrze się zabawić i wcale nie musi zdradzać swojej partnerki. W tej kwestii nikt nie mógł mieć mu nic do zarzucenia, bo Michał w stosunku do Dagmary jest wierny jak pies i też na każdym kroku powtarza, że to ona jest jego ideałem i nie ma mocnych na to, by kiedykolwiek ten ideał miałby ulec zmianie.
-Czy ja ci każę zdradzać Paulę?! Chodzi o to, że z obrączkami to będziemy skazani na zabawę w kółeczku jak dzieci w przedszkolu. Przecież taniec z kimś to nic złego i chodzi mi tylko o to. Nie ufasz mi?- zawsze to robił. Zawsze gdy chciał przekonać Mariusza do swojego pomysłu, zadawał mu to słynne pytanie „Nie ufasz mi?”, a ten za każdym razem się ulegał mu. Patrzę tak na nich i zazdroszczę im tej ich przyjaźni. Ja na dobrą sprawę z wszystkimi jestem w dobrych stosunkach, ale to nie jest to samo. Nawet z własną dziewczyną nie potrafię się dogadać, więc co się dziwić… Kiedy powiedziałem jej o tym wyjeździe powstała kolejna przepaść między nami, ale nie zamierzałem ustępować. Myślę, że między nami nie ma już nic, na czym moglibyśmy oprzeć nasz związek. Nie chodzi o to, że dziś niezobowiązująco się zabawię i wymienię sobie Beatę na lepszy model. Wydaje mi się, że oboje czego innego oczekujemy od życia. Głównie to ona nie marzy o niczym innym, jak tylko maratonach po klubach i zakupach. Nigdy z jej ust nie usłyszałem, że chciałaby założyć rodzinę, wziąć ślub. Ja jestem zupełnie inny. Pochodzę z dużej rodziny i nic dziwnego, że od zawsze marzyłem o tym, by założyć podobną. To nie jest dobry czas na to, by dywagować nad życiem. Właśnie idzie pierwsza kolejka „Finlandii”. Czuję się tak, jak podczas pierwszego wyjazdu bez rodziców na wakacje. Picie w miejscu publicznym jest niedozwolone, ale to, co niedozwolone pociąga najbardziej. Boję się jedynie o Karola Kłosa, bo chłopak ma słabą głowę i jak znam życie, to mi przypadnie w udziale ogarnianie kolegi z drużyny. No nic, muszę poczekać na rozwój wydarzeń…

… a wydarzenia toczyły się nadspodziewanie szybko. Na początku wszyscy znaleźliśmy się w mieszkaniu Marcina Lijewskiego. Po zapoznaniu z jego rodziną po kolei wchodziliśmy do łazienki i przebieraliśmy w wyjściowe ciuchy. Szybki prysznic pozwolił mi zmyć z ciała trudy podróży. Z torby wyciągnąłem ciemne jeansy i stalową koszulę. Włosy potraktowałem niewielką ilością żelu i pozostawiłem w nieładzie. Podobno dobrze tak wyglądam. Całości dopełniło kilka kropel ulubionych perfum. Spojrzałem w swoje odbicie i nieśmiało na mojej twarzy zagościł uśmiech. Nie mogłem zbyt długo napawać się widokiem w lustrze, bo do drzwi dobijał się już ktoś inny. Zabrałem klamoty i opuściłem łazienkę. Byłem pewien, że to któryś z moich kompanów próbuje się dostać do łazienki, ale pomyliłem się. Drobna szatynka minęła się ze mną w drzwiach, szturchając lekko w ramię. Zdążyłem tylko zauważyć, że miała pieprzyk na lewym policzku i ogólny grymas niezadowolenia na twarzy. Nie miałem pojęcia kto to był i właściwie nie bardzo mnie to obchodzi. Wróciłem do salonu, gdzie reszta kompanii popijała kawę i zajadała się sernikiem Justyny, żony Marcina. Przeleciałem wzrokiem po chłopakach i na moje oko jeszcze Kłosiu nie korzystał z prysznicu. Szczerze, to chyba jemu nie będzie to potrzebne, bo on dziś raczej się z nami nie pobawi. A mówiłem, żeby już nie pił, to koniecznie chciał pokazać, że głowa mu się wzmocniła. Niestety, nie tym razem. Leży z głową opartą o ramię Aleksa i gada coś o swojej dziewczynie. Zawsze po alkoholu rozwiązuje mu się język. Widzę już wzrok chłopaków, którzy pewnie liczą na to, że zostanę z nim tutaj i będę pilnował, by nic mu się nie stało.
-Zapomnijcie! Nie po to jechałem do Gdańska, by robić za niańkę dla Kłosa.- zawsze jest to samo. Umawiamy się na zabawę, Karol zalicza zgon, a ja jestem uziemiony już do końca imprezy, bo przecież to jest mój kolega i ze mną utrzymuje najbliższy kontakt.
-Bąku ma rację, on zawsze jest pokrzywdzony. Zrobimy tak, ja z Mariuszem zostanę z nim w domu, a wy idźcie szaleć. Następnym razem Kłosiu zostanie w domu i będzie oglądał dobranocki, a nie wybierał się z dorosłymi ludźmi na imprezę.- Winiar jest wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy, czego nie można powiedzieć o Mariuszu. Teraz to mi jest szkoda Michała, bo chłopak wymyślił to przedsięwzięcie a zostanie w domu. Nie mniej jednak, ja dziś chcę się zabawić, bo nabrałem do tego znacznej ochoty.
-Kinguś chodź tu na chwilę!- w salonie pojawia się szatynka, którą spotkałem zaraz po wyjściu z łazienki. Z tego co na ucho mówi mi Szampon, jest to córka Marcina. Jakby się uparł to pewnie dostrzegłby i podobieństwo, ale dziwi mnie trochę fakt, że piłkarz ręczny ma już dorosłe dziecko. Jeszcze przed chwilą na kolanach Winiarskiego siedział Kacper, najmłodszy syn, a obok Mariusza kręciła się Natalka. Nie miałem pojęcia, że Lijewski ma jeszcze córkę i do tego w takim wieku. Nie znam dokładnie jego metryki, ale będzie tylko ze trzy, cztery lata starszy ode mnie. Ja nie dorobiłem się nawet żony, a on już niedługo dziadkiem może zostać. O czym ja w ogóle myślę?
-Mówiłaś coś, że razem z Tolą jedziecie do klubu, więc tutaj masz moje kluczyki i zabierz panów na nocną eskapadę.- na twarzy szatynki pojawia się zakłopotanie. Zapewne Lijewski myśli, że my wszyscy jesteśmy tak nieporadni jak Karol i kiedy tylko zapala nam się czerwona lampka w głowie o nazwie „Wolność”, to tracimy na sobą samo kontrolę i nie potrafimy nad sobą panować. Nie wiem jak inni, ale mi nie robi to większego problemu, choć bywały takie sytuacje, że na pewne sprawy przymykałem oko i do tej pory próbuję sobie przypomnieć imiona dziewczyn, które zostały ze łzami w męskich toaletach. Michał Bąkiewicz ma swoje za uszami i nie wszystkie jego życiowe decyzje są  powodem do dumy.
-No dobrze. Trzech mogę zabrać, ale nie będę prowadzać za rękę po klubie. Niańką nie jestem…
-Kinga!- upomina ją głos ojca, a mi robi się ciepło na sercu. Coś mi się wydaje, że młoda Lijewska to buntowniczka, a mi taka postawa nie jest obca. Moja z pozoru święta postawa w życiu jest tylko i wyłącznie efektem wymysłu mediów. Komuś się ubzdurało, że Michał Bąkiewicz to wzór cnót i postać do naśladowania. Mój związek z Beatą określa się mianem żurnalowego, a nikt tak naprawdę nie wie ile cierpkich słów posłaliśmy już w swoim kierunku. Podejrzewam, że po powrocie do Piotrkowa czeka mnie poważna rozmowa. Kolejny próba założenia rodziny spełznie na niczym i jak tak dalej pójdzie to coś czuję, że zostanę kawalerem. W celibacie żył nie będę, nie ma obaw. Z początku nie chcemy sprawiać problemów i jako najstarszy w grupie mówię, że jakoś poradzimy sobie sami, ale Kinga w końcu zmienia front i zaprasza nas na wspólną wyprawę. Do jej samochodu udaję się ja, Aleks i Cupković. Zajmujemy miejsca z tyłu, a obok niej siedzi nieznana nam blondynka. Mam wrażenie, że jej stan jest podobny do stanu Karola, ale ona najwyraźniej nie daje za wygraną i uparcie wierzy w to, że podoła trudom imprezy.
-Tola Jolanta Lipińska jestem…- po dość niewyraźnej autoprezentacji przychodzi czas na pijacką czkawkę. Zostawiłem pijanego Karola w mieszkaniu Lijewskich, a wziąłem na siebie ciężar opieki nad Tolą. Właściwie to ona wybrała mnie, bo tylko jak wysiedliśmy z samochodu pod gdańskim klubem „Hot”, blondynka uczepiła się mojgoe ramienia i rezolutnie stwierdziła, że dzisiejszy wieczór chce spędzić ze mną. Na nic się zdało proszeni Kingi, by Lipińska dała mi spokój. Najwyraźniej taka moja rola, że muszę zajmować się młodzieżą, która przecenia swoje możliwości związane ze spożywaniem alkoholu. Nie pozostawało mi nic innego, jak wziąć Tolę pod rękę i wejść z nią do klubu. Już na parkiecie okazało się, że nadmiar wypitego alkoholu wcale nie przeszkadzało jej w zaprezentowaniu mi się z jak najlepszej strony jeśli chodzi o umiejętności taneczne. Może i z początku kilka razy wdepnęliśmy sobie na nogę, ale przecież tańczyliśmy ze sobą po raz pierwszy, więc nie było w tym nic dziwnego. Wspólne wirowanie na parkiecie sprawiło, że Tola trochę wytrzeźwiała i wtedy zaczęła się między nami rozmowa. Mocno zmęczeni wróciliśmy do stolików, gdzie siedziała mocno zdenerwowana szatynka.
-Ostatni raz wyszłam z tobą na miasto! Wcale nie miałam ochoty na zabawę, ale zrobiłam to dla ciebie, a ty masz mnie w dupie i bawisz się najlepsze z obcym facetem. Pogratulować!- starałem się zrozumieć Kingę, bo dla  niej to na pewno nie była komfortowa sytuacja. Można ją porównać do sytuacji Winiara, który wymyślił całe przedsięwzięcie wyjazdu do Gdańska pewnie podtrzymuje Karolowi miskę i pilnuje, by nie zachłysnął się własnymi wymiocinami.
-To nie jest żaden tam obcy facet, tylko Michał Bąkiewicz. Jakbyś się bardziej interesowała sportem to byś wiedziała kto to jest.- to akurat nie stanowi dla mnie większego problemu. Cieszę się, że są jeszcze ludzie, dla których jestem zwyczajnym człowiekiem, a nie tym Michałem Bąkiewiczem.
-Zajebiście. Jeśli tak świetnie się razem bawicie, to nic tu po mnie. Wracam do domu!- zebrała ze stolika swoje rzeczy i chciała się podnieść, ale w porę udało mi się chwycić ją za nadgarstek. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Z jej zielomych tęczówek płynęła złość i niechęć do mnie, a mimo to intrygowało mnie jej spojrzenie. Jestem przekonany, że pod tym lodowatym spojrzeniem kryje się ciepła i delikatna młoda kobieta, której obecne zachowanie to próba manifestacji swojej niezależności i dorosłości.
-Może zamiast złościć się na przyjaciółkę, zatańczysz ze mną?- ryzykowałem, że dostanę strzał prosto w zęby. W pierwszej chwili byłem pewien, że za swoją zbyt śmiałą propozycję zostanę odpowiednio ukarany, ale nic takiego nie miało miejsca.
-No idź z nim zatańcz, bo naprawdę robi to zajebiście. Ja w tym czasie wyjdę na dwór i zadzwonię do ojca, bo pewnie się martwi.- uśmiechem podziękowałem blondynce za rekomendację moich umiejętności tanecznych. Kinga dała się skusić i chyba nie pożałowała. Może nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, że w każdej chwili mogą zagrać wolniejszy kawałek, ale i tego typu taniec nie jest mi obcy. Kiedy z głośników poleciały pierwsze takty „Zawsze tam gdzie Ty”, wcale nie myślałem o tym, że to nieoficjalny hymn zespołu w którym gram. Moją głowę zaprzątała myśl, że mam w swoich ramionach śliczną dziewczynę. Lewa dłoń powędrowała na dół jej pleców, zataczając delikatne kręgi.
-Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? Dobrze wiem, że jesteś Michał Bąkiewicz bo moi rodzice interesują się też siatkówką, ale wcale nie jara mnie fakt, że bujam się w tym momencie z siatkarzem…
-Nie musisz patrzeć na mnie jak na siatkarza. Spójrz na mnie jak na zwykłego faceta, któremu podoba się twój styl bycia, jak i cała ty.- nie mówiłem tego dlatego, bo liczę na szybki numer w męskiej toalecie. Ta dziewczyna naprawdę ma to coś. Przyciąga, a jednocześnie dystansuje do siebie. Gdyby nie to, że mógłbym być jej starszym bratem, to kto wie czy nie myślałbym o czymś poważniejszym.
-Uważaj kotku, bo jeszcze uwierzę i się zakocham…- zbliżyła się do mnie na taką odległość, że na milimetry miałem jej usta. Na policzku czułem jej oddech. Na wyciągnięcie ręki miałem możliwość pocałowania jej, a nie zrobiłem tego. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Nie potrafiłbym spojrzeć w oczy jej ojcu. Ona jest ode mnie o 11 lat młodsza i to już wystarcza mi do tego, by podziękować jej za taniec pocałunkiem w policzek. Na nic więcej Bąkiewicz nie licz, bo to nie ta liga…

"...różnica wieku jest ważna...gdy boisz się czasu..."

~~*~~ 
Miało być wczoraj, ale nie dałam rady. Zaliczyłam dwie 18-stki dzień po dniu i stwierdzam, że jestem niezwyczajna tak intensywnej zabawy. Obyło się bez żołądkowych rewolucji, ale nogi wyraźnie się buntują. Już przestaje gadać o sobie :)
Ciągnie się to wszystko, ale nie do razu Kraków zbudowano. Za tydzień do akcji wkracza Alek i to tak z kopyta :) Jeśli jeszcze ktoś się nie wpisał to zapraszam do zakładki Informacje. 
Pozdrawiam i do napisania :***

Urywki, urywki...

-I może od razu wytłumacz Igisiowi co oznaczają te czerwone plamy na twojej szyi, bo po każdym waszym spotkaniu muszę go zapewniać, że tatuś nie jest na nic chory i na pewno nie umrze.


-No widzisz jacy oni są?! Tu niby dziewczyna, a tu wyskok do Gdańska na balangę. Myślał, że jak będzie z dala od domu to sobie podupczy w tajemnicy i nikt się nie dowie. Jak on jest taki, to wcale się z nim nie kołuj na tę studniówkę i jak trzeba będzie to bierz Krzyśka. Co z tego, że jest bratem twojego ojca? I tak wszystkie będą ci go zazdrościć.


piątek, 19 kwietnia 2013

I


/Kinga/
Przerasta mnie moje życie! Tak bardzo chciałabym cały czas być małą dziewczynką, z długimi warkoczykami do połowy pleców i wstążkami we włosach. Oddałabym wszystko, by wrócić do czasów w których największym zmartwieniem była nie ta bajka puszczona w TVP. To już nie wróci bezpowrotnie. Mała Kinga jest kilka miesięcy przed maturą, najważniejszym egzaminem w życiu. Nie może z nim się równać egzamin do bierzmowania czy na prawo jazdy. One też były ważne, ale ich niefortunny wynik nie zamykał mi drogi do wymarzonej pracy. Od razu przyznaje, że orłem nie jestem, a nagrodę za bardzo dobre wyniki w nauce i wzorowe zachowanie otrzymałam ostatni raz w 6.klasie szkoły podstawowej. Potem już nie było tak zabawnie. Gimnazjum to najgorszy twór oświaty jaki można sobie wyobrazić. Człowiekowi się wtedy wydaje, że już jest na tyle dorosły, że wolno mu coraz więcej i , że sam o sobie może decydować w coraz większej ilości kwestiach. Mi także się tak wydawało. Trzy lata gimnazjum chciałabym wyciąć ze swojego życia, a raczej te głupoty, których się dopuściłam. Mój problem polegał na tym, że im więcej ktoś mi mówił, że nie przystoi tak się zachowywać córce Marcina Lijewskiego, to moje zachowanie było coraz gorsze. W drugiej klasie za palenie papierów na terenie szkoły groziło mi wyrzucenie ze szkoły. Tata specjalnie musiał przyjeżdżać z Niemiec i prosić dyrektora szkoły o jeszcze jedną szansę dla mnie. Apogeum frustracji sięgnęło wtedy szczytu. Znów tryumfowała piłka ręczna. Myślicie, że tak łatwo nauczyciel zapomina o tym, że uczeń przebił mu wszystkie opony w aucie i wybił tylną szybę? Jasne, że nie. No chyba, że twoim ojcem jest czołowy reprezentant Polski. Wtedy masz łatwiej. Nikogo nie obchodzi, że przez zakichany sport widujesz tatusia raz na dwa miesięcy, w porach dwa razy. Wszyscy myślą, że moje życie jest usłane różami, ale wcale takie nie jest. Od 10.roku życia mam świadomość, że moja biologiczna matka dała sobie spokój z macierzyństwem, wzięła nogi za pas i zostawiła pod opieką ojca. Do tego czasu byłam przekonana, że moją mamą jest Justyna, obecna partnerka i żona taty. Jak się dowiedziałam? Coś nieco wtedy już wiedziałam o tym skąd się biorą dzieci i łatwo policzyłam, że Justyna musiałaby mieć 14 lat, żeby mnie urodzić? Wiem, że w dzisiejszych czasach to się zdarza, ale mnie skłoniło wtedy do refleksji. Zapytałam i otrzymałam wyczerpującą odpowiedź, że moja mamusia to Martyna Skrzypecka. Miała 19 lat jak mnie urodziła, tata miał 17. I jak tu wierzyć w miłość, gdy nawet rodzona matka ma swoje dziecko w dupie? Mam szczęście, że ojciec stanął na wysokości zadania, bo inaczej pewnie teraz byłabym w domu dziecka i drżała o swoją przyszłość. Teraz też się zastanawiam, ale ze świadomością, że mam na kogo liczyć. Trochę czasu minęło zanim oswoiłam się z myślą, że mój tata jest słynnym sportowcem i nie ma go w domu przez cały czas. Duża w tym zasługa Justyny, Krzyśka i Toli, mojej przyjaciółki. Ona jest współautorem i współudziałowcem moich występków. Zaprzyjaźniłyśmy się w ostatniej klasie gimnazjum, razem poszłyśmy do liceum, a co będzie dalej to świat pokaże. Wybór liceum, to nie to samo, co wybór kierunku studiów. Przyjaźń przyjaźnią, a zainteresowania i pasje idą swoją drogą. Tola ma fioła na punkcie sportu, jak chciałabym mieć z nim jak najmniej wspólnego. Oczywiście jeżdżę na ważniejsze mecze ojca i dopinguję reprezentację, ale nie ma w tym wszystko takich emocji, jak choćby u Justyny czy innych żon piłkarzy ręcznych. One tym żyją. Potrafią wyrecytować z pamięci składy poszczególnych drużyn, gdzie ja z ledwością potrafię rozróżnić piłkarzy naszego teamu.
-Ziemia do Kingi!- przyjaciółka macha przed moimi oczyma, próbując przywołać do rzeczywistości. Powiedźcie sami, że przedmiot podstawy przedsiębiorczości skłania do refleksji, bo człowiek się nudzi na tych dwóch lekcjach tygodniowo. Nie lubię robić czegoś niepożytecznego, a spędzaniu czasu na tego typu lekcji mogę śmiała zapisać na poczet czasu straconego. Zupełnie nie przemawia do mnie fakt, że profesor Cebulski jest przystojny i jak to mówi Tola, do schrupania. Ona pochłania każdy jego ruch, każdy najdelikatniejszy uśmiech jak gąbka, a ja odliczam minuty do dzwonka. Lipińska ma już na koncie jeden związek z dość dużą różnicą wieku, który zakończył się szybciej niż się rozpoczął. Poszliśmy na dyskotekę do „ Hot club”, gdzie Tola poznała uroczego i nieco starszego Jacka. Zdążyłam z nim zamienić krótkie „cześć”, a blondynka zdążyła go zaliczyć. Nie mnie ją potępiać, ale takie przygodne historie mogą się źle skończyć. Przynajmniej w mojej głowie zaraz pojawia się wizja niechcianej ciąży, awantura ze strony żony i Bóg jeden wie co jeszcze. Lipińska się tym nie przejmuje, ale za punkt honoru przyjęła sobie, że nigdy nie rozbije rodziny. Choćby facet postawiony na jej drodze sprawiał, że będzie mokra od samego spojrzenia na niego, to i tak go nie ruszy gdy zobaczy obrączkę na palcu. W dość nieszczegółowy sposób zacytowałam jej słowa. Dlaczego Tola ma do tego takie podejście? Bo romans rozpieprzył jej rodzinę i to nie ojciec zdradził matkę, tylko matka ojca. Pan Marek mocno to przeżył, Tola nie mniej. W życiu bym nie powiedziała, że pani Lucyna może posunąć się do czegoś takiego. Zawsze mi się wydawało, że ich rodzina to książkowy model i nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Nigdy nie powiedziałam tego przyjaciółce, ale trochę jej zazdrościłam tego, że ma normalną rodzinę i nie widuje swojego taty częściej na ekranie telewizora niż w domu. Miłość to mocno przereklamowana sprawa. Jak do tej pory nie miałam do niej szczęścia. Najdłużej z chłopakiem byłam 1,5 roku i to była moja ostatnia przygoda. Okazało się, że koleś kręcił na boku z jeszcze inną laską, a ja głupia myślałam, że z tego coś będzie. Postanowiłam się skupić na nauce do matury i pomocy Justynie, żonie mojego ojca. To naprawdę wspaniała kobieta i podziwiam ją za to, że nie bała się zaryzykować i związała się z facetem po przejściach. To nie jest normalna sytuacja, gdy ukochany przychodzi na randkę z dzieckiem. Może nie zawsze umiałam to docenić, ale jestem świadoma tego, że miałam szczęście. Ojciec mógł zakochać się w kobiecie, która traktowałaby mnie jak typowego Kopciuszka, a swoje dzieci faworyzowała na każdej możliwej płaszczyźnie. Ona nie jest taka. Mnie traktuje na równi z Natalką i Kacprem. Nigdy nie odczułam, że jestem gorsza, bo nie jestem jej dzieckiem. Czasem mam do siebie żal, że kiedyś tak mocno dawałam się jej we znaki, bo głównie to ona wysłuchiwała na wywiadówkach, że Kinga Lijewska lekceważy sobie obowiązki szkolne i nierzadko zachowuje się poniżej krytyki. Ile spraw ona zostawiła tylko dla siebie i nie powiedziała o nich tacie, to wiemy tylko ja i ona.
-Idziemy na jakieś dicho? Mam ochotę totalnie się zresetować.- już wiem jak to będzie wyglądać w jej wykonaniu. Upije się do nieprzytomności, a potem będę ją musiała prowadzać cały czas do łazienki przed obawą, że narobi mi przypału i zwymiotuje na środku sali. Tola jest przekonana, że jest niebywałą zawodniczką w piciu alkoholu i nie może dopuścić do siebie świadomości, że ma słabą głowę. Mój problem polega na tym, że nawet jeśli nie chcę z nią iść, to i tak dzisiejszego wieczoru wskoczę w jakiś imprezowy ciuch, mocniej wytuszuję rzęsy i dotrzymam jej towarzystwa. Kiwam za tym niechętnie głową, a blondynka w geście podziękowania rzuca mi się na szyję i nie zapomina o wydaniu okrzyku radości. Cebulski to wychwytuje. Każe nam wstać. Czuję się taka upokorzona, ale nie reaguję, gdy jego pociągający głos zmienia się w ton babki ze „Świata według Kiepskich”, kiedy Ferdek przerzuca na mecz, podczas gdy ona oglądała kolejną część przygód Koziołka Matołka. Koleś chrzani coś o tym, że jak zawsze rozpierdalamy mu z Lipińską lekcję i jeśli jeszcze raz coś takiego będzie miało miejsce, to będzie zmuszony wysłać na nas na dywanik do pani dyrektor. Straszy nas tym od początku września, gdy na pierwszej lekcji zacnie rozsiadłyśmy się z przyjaciółką w ostatniej ławce, ostentacyjnie włożyłyśmy słuchawki do uszu, by szanowny pan Cybulski wiedział, że podstawy przedsiębiorczości mamy w głębokim poważaniu. Skończyło się na reprymendzie od wychowawcy i obiecaniu mu, że nie będziemy przeszkadzać w prowadzaniu lekcji. Od tamtej pory udajemy, że słuchamy wywodów na temat inflacji i kosztach wyprodukowania jednego grosza, które przewyższają jego wartość. Dzwonek jest dla nas wybawieniem. Cybulski daje sobie spokój, my pakujemy swoje graty do toreb i wychodzimy z klasy. Jeszcze tylko wizyta w szatni i na dwa dni szkoła stanie się abstrakcją o której nie ma prawda nikt wspomnieć w moim otoczeniu. Przyjęłam zasadę, że uczę się od poniedziałku do piątku i tylko wtedy dni powtarzam do matury, a sobotę i niedzielę pozostawiam sobie na totalny luz. Tola w ciemno przyjęła mój system wierząc, że jest on gwarantem sukcesu na maturze, z jednoczesnym niezaniedbywaniem życia towarzyskiego. A życie towarzyskie w naszym wydaniu jest dość bujne. Nie stronimy od alkoholu i imprez. W klasie wszyscy wiedzą, że panny "L" są zawsze chętne na domowe pochlaj party czy inny rodzaj rozrywki. I to rozrywki przez duże „R”…


"Nauka w szkołach powinna być prowadzona w taki sposób, aby uczniowie uważali ją za cenny dar, a nie za ciężki obowiązek."


/Michał/
Kolejna kłótnia na cały blok. Ile jeszcze można żyć w takim układzie? Kompletnie nie układa mi się z Beatą, w głowie pojawiają się myśli, by zaprzestać tego udawania, że kiedyś jeszcze może być dobrze. Nie będzie dobrze. Decyzja o wspólnym mieszkaniu była podjęta zbyt pochopnie. Wydawało mi się, że 12 miesięcy to dużo by poznać kogoś i pozwolić mu wejść do swojego życia na stałe. Problem w tym, że w naszym przypadku to nie zadziało. Dopiero gdy zamieszkałem z Beatą rozumiałem jaka ona naprawdę jest i dowiedziałem się rzeczy o których wcześniej nie miałem pojęcia. Każdego kolejnego dnia dochodziłem do wniosku, że żyję pod jednym dachem z osobą kompletnie mi nie znaną. Do tego jest piekielnie o mnie zazdrosna, choć nie daję jej ku temu żadnych powodów. Nigdzie nie wychodzę bo wiem, że Beata jest zdolna do wielu rzeczy. Niejednokrotnie już potrafiła opieprzyć mnie przy chłopakach za to, że wypiłem za dużo czy za to, że obok mnie kręciło się zbyt wiele dziewczyn. W ogóle problem jej tkwi głównie w tym, że jestem sportowcem. Nie należę do osób, które chwalą się swoim życiorysem na prawo i lewo, więc nie czułem obowiązku, by mówić Beacie na pierwszej randce, że jestem siatkarzem jednego z najlepszych klubów w Polsce i zdarzało mi się reprezentować kraj na arenie międzynarodowej. Brunetka dowiedziała się wszystkiego o mnie z ust koleżanki, interesującej się siatkówką. Mam wrażenie, że Jakubczak obmyśliła w swojej głowie niecny plan, w którym skończę karierę w wieku 30 lat, a potem będzie miała mnie już na wyłączność. Problem w tym, że ja nie zamierzałem składać broni. Może i nie gram jak za najlepszych lat, ale cały czas z ust ekspertów słyszę, że jestem w stanie dać od siebie dużo dobrego zespołowi, w którym się znajduje. Może nie jestem do końca zadowolony z tego, że moja rola ogranicza się do zadaniowych wejść na boisko, ale już za późno by to zmienić. Beata pojawiła się w moim życiu na przełomie 2008 i 2009 roku. Byłem trochę podłamany tym, że przestałem być ważną postacią w reprezentacji. Smutno mi się zrobiło, gdy moja osoba została pominięta podczas układania zespołu na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie, ale już w następnym sezonie odbiłem sobie wszystko z nawiązką. Najpierw powierzono mi rolę kapitana młodego, ale perspektywicznego zespołu, w którym byłem jednym z najstarszych i najbardziej doświadczonych zawodników. Potem przyszły tureckie Mistrzostwa Europy i nasza wielka gloria. Cała Polska zwariowała na punkcie siatkówki. Byliśmy w centrum uwagi i choć osobiście nie lubię wystąpień publicznych to wtedy czułem dumę w sercu, że tylu osobom nasza gra sprawiła radość. Beata wtedy wydawała się być równie szczęśliwa co ja. Pojawiała się ze mną na wszystkich galach i uroczystościach. Towarzyszyła mi w telewizji, kiedy brałem udział w różnych programach. Czułem, że wreszcie znalazłem kobietę, w której będę miał oparcie i która będzie mnie wspierać, ale jak widać bardzo się myliłem. Już na początku 2010 roku brunetka przestała pojawiać się na meczach, a w kontuzjach czy dolegliwościach upatrywała szansy na to, że w końcu rzucę siatkarski strój w kąt i poświęcę się tylko jej. W Bełchatowie roiło się od szczęśliwych związków małżeńskich i żadna z żon nie wyczekiwała zakończenia kariery z takim utęsknieniem, jak robi to Beata. Siatkówka to całe moje życie i to nie jest takie proste, by z dnia na dzień powiedzieć, że rzuca się w cholerę coś, czym żyło się tyle lat. Powoli zaczynam szukać dla siebie jakiś alternatyw chociażby w pracy z dziećmi, ale dopóki poważna kontuzja nie zmusi mnie do zakończenia kariery, to będę ją kontynuował do momentu, w którym uznam, że nie jestem już w stanie wykrzesać z siebie krzty umiejętności jakimi dysponowałem przed laty…

..-Ja pierdolę! Mam taki plan, że wam zaraz buty pospadają! Szampon ty lepiej usiądź i dobrze się zastanów zanim dasz odpowiedź na moją propozycję!- schodzimy się właśnie po treningu do szatni. Zaraz rozpocznie się kolejny odcinek z serii „Genialne pomysły Winiara”. Wszyscy go znamy i zdążyliśmy się przyzwyczaić, że czasami potrafi wyskoczyć z czymś kompletnie od czapy, ale nikt nie zwraca na to uwagi, bo on po prostu taki już jest i nawet nie chcemy go zmieniać, bo wtedy chyba zanudzilibyśmy się na śmierć.
-Mów!- Papa zwraca się do niego po angielsku, bo nie zapominał, że są wśród nas nie mówiący po polsku.
-Jutro mamy dzień wolny, jest sobota, więc może wszyscy razem jak jeden mąż wyskoczylibyśmy na jakiś melanż?
-I to jest ten twój plan o którym myślałeś przez cały trening? Jeśli tak to gratuluję kreatywności.- dogryzanie Winiarskiego  z Wlazły w szatni jest na porządku dziennym i bez tego też ciężko wyobrazić sobie tą bełchatowską rzeczywistość.
-Ale kurwa nie chodzi o to, żeby iść jutro do klubu tu na miejscu, pozamulać trochę w loży dla vipów, a potem zabrać dupę po 22 i rozejść się do domu. Zobaczcie, że my tak rzadko bawimy się wszyscy razem, a przecież nie ma zespole żadnych większych podziałów. Owszem, jedni kumplują się bardziej, inni mniej, tak Mariuszku właśnie chcę dyskretnie przekazać chłopakom, że cię kocham, ale możemy się wybrać wspólnie i poszaleć. Co wy na to? Tylko bez tłumaczenia, że żony, dzieci itd. Dziewczyny też mogą się umówić, a my w tym czasie ruszymy w świat. Spotkajmy się jutro na dworcu i wsiądziemy do takiego pociągu, w którym będą wolne bilety. No chłopaki, nie dajcie się prosić!- pierwsze reakcje na pomysł Winiara? Bezapelacyjnie przystał na niego Aleks, ale on jest singiel i nie musi się martwić, co powie jego druga połówka. Reszta chłopaków była sceptycznie nastawiona. Od razu wyłamał się Daniel, ale jego absencja była dobrze uargumentowana, bo miała do niego przyjechać jutro z drugiego końca Polski siostra z zaproszeniem na wesele i nie mógł tego odwołać. Reszta tłumaczyła się tak, jak przewidział Michał. Mariusz zaczął jojczyć, ale wystarczyło jedno spojrzenie przyjaciela i stanął po stronie gotowych do wyjazdu. Stanęło na tym, że miał jechać Winiar, Aleks, Szampon, Zator, Kłos, Cupko i Dante. Reszta odpadła, a ja byłem niezdecydowany. Nie bałem się tego, co powie Beata, bo kiedy ona wychodziła z koleżankami to ja nie robiłem żadnych problemów. Po prostu nie wiem czy umiem się jeszcze bawić. Wydaje mi się, że przez ostatni czas strasznie zdziadziałem, a jeśli mam jechać i zamulać imprezę, to mija się to z celem.
-Bąku jutro o 15 na dworcu. Przyda ci się reset konkretny, a przy okazji trochę sobie pogadamy, bo widzę ostatnio, że coś się dzieje, a nie było okazji pogadać…- cały Winiarski. Niby zielono ma głowie i fiołki w niej rosną, ale jest też bystry i ciężko przed nim coś ukryć. Potrafi wyłapać najmniejszą zmianę nastroju i nie pozostawia człowieka obojętnie ze złym stanem ducha. Może reset jest mi potrzebny, ale jeszcze bardziej chyba ta rozmowa, więc tym oto sposobem stałem się członkiem wyprawy o nazwie „Samce podbijają Polskę” i jutrzejszego dnia będę zobligowany do tego, by się wstawić o wyznaczonej porze na dworcu. Sceptyczne nastawienie z początku zamieniło się z lekką dozą entuzjazmu. Z minuty na minuty po opowieściach Winiara dochodziłem do wniosku, że ten pomysł mi się podoba. Większość chłopaków uznała, że obecność niebieskookiego siatkarza w naszych szeregach to prawdziwy dar od niebios, a Szampon to nawet pocałował go w czoło. Czasami mam wrażenie, że nie jestem otoczony normalnymi ludźmi, ale nie zamieniłbym bym ich na żadnych innych. Są po prostu najlepsi…

„Bo ja chcę się tylko trochę zabawić...!”

~~*~~
Tak się zarzekałam, że nie zacznę nic nowego, ale jest to silniejsze ode mnie. Mam nadzieję, że początek tego bloga będzie mi się kojarzył z datą zdobycia przez Asseco Resovię drugiego "majstra", bo z serca im tego życzę i mówię to ja, fanka Skry Bełchatów :)
A teraz słowem wstępu o opowiadaniu...
Zapewne zapoznałyście się już z bohaterami, zdążyłyście zatrwożyć się na różnicę wieku między nimi. Wyszłam z założenia, że miłość nie wybiera i dlatego powstał ten blog i zarys historii. Zanim dotrwam do końca to pewnie wiele się zdąży zmienić w fabule, ale mam nadzieję, że główce założenia nie ulegną przeinaczeniu. Mogę też powiedzieć, że będzie dużo erotyki. Tak jak Caroline nie piszę, ale będę się starać :) Co z tego wyjdzie, same będziecie miały szansę ocenić. Liczę na to, że ktoś gdzieś na swoim blogu szepnie o inauguracji jakieś słówko i będzie nas tu dużo, a jak nie, to też nic się nie stanie ;) Mała niespodzianka, którą kiedyś praktykowałam, prowadząc pierwszego bloga. Pod każdą notką będą się pojawiać niewielkie fragmenty następnej notki, byście obgryzały paznokcie i zastanawiały się o co mogło się wydarzyć :) Podoba Wam się ten pomysł? 
Paulinkaa dziś bawi na Juwenaliach i życzcie jej dobrej zabawy, bo dawno nigdzie nie wychodziła i nie wie czy nie zapomniała, jak to się robi :)
Na górze zakładka "Informacja" dla zainteresowanych
Pozdrawiam i do napisania za tydzień w sobotę :)

Urywki, urywki...

-Jak mogłeś mi to zrobić?! Dlaczego nie powiedziałeś, że zamierzasz się przeprowadzić na drugi koniec Polski?!- no dosłownie na drugi, bo otrzymał propozycję pracy w Rzeszowie i z tego co zdążyłam się zorientować, to negocjacje są już na dość zaawansowanym etapie.
-Króliczku uspokój się i usiądź. Wszystko ci wytłumaczę.- króliczku?! Teraz to króliczku, a kiedy podejmował decyzję o zmianie miejsca pracy i zamieszkania to miał swojego króliczka w dupie. 



-Nie musisz patrzeć na mnie jak na siatkarza. Spójrz na mnie jak na zwykłego faceta, któremu podoba się twój styl bycia, jak i cała ty.- nie mówiłem tego dlatego, bo liczę na szybki numer w męskiej toalecie. Ta dziewczyna naprawdę ma to coś. Przyciąga, a jednocześnie dystansuje do siebie. Gdyby nie to, że mógłbym być jej starszym bratem, to kto wie czy nie myślałbym o czymś poważniejszym.