wtorek, 30 września 2014

XXVII

/Michał/
Przeniesiono mnie do innej sali. Dosłownie przeniesiono, bo nadal nie jestem w stanie zrobić najmniejszego kroku o własnych siłach. Lejarze jak mantrę powtarzają mi, że powinienem ćwiczyć i oddawać się rehabilitacji bez reszty, a ja właśnie dziś zrezygnowałem z zajęć. Właściwie nie tylko dziś, bo zdarzało mi się to już kilka razy wcześniej.
-Panu się chyba wydaje, że pan jest jedynym pacjentem w tym szpitalu i wszyscy będziemy skakać wokół pana tylko dlatego, że jest pan osobą sławną?- obok mojego łóżka pojawia się salowa. Ktoś złośliwy kiedyś powiedział, że salowe w szpitalach czują się bardziej pewnie niż dyrektorzy czy ordynatorzy i muszę powiedzieć, że coś w tym jest. Jestem zdziwiony, gdy na oko 50-letnia kobieta naskakuje na mnie zamiast zmienić mi pościel. Nie mam teraz czasu użerać się z nią. Od ostatniej wizyty Beaty ciągle przetrawiam naszą rozmowę i nie mogę zrozumieć, jak moje życie mogło się z dnia na dzień tak poplątać, tak pogmatwać…

Beata to jedyna osoba której nie wyganiam od siebie, gdy przychodzi do mnie w odwiedziny. Nadal nie rozumiem co robi tu w Gdańsku, ale nie pytam o to. Dlaczego chcę spędzać czas ze swoją byłą dziewczyną a ograniczam kontakt z matką mojego dziecka? To proste. Z Beatą nic mnie już nie łączy i wiem, że nie robi tego z obowiązku. Ma ochotę to mnie odwiedza, a gdyby tego nie robiła to też nic by się nie działo. Co innego Kinga czy moi rodzice. Oni czują na sobie obowiązek, że powinni mnie odwiedzać, bo biedny Michałek został kaleką i trzeba go pocieszać, by nie zrobił sobie nic złego. Z Kingi zrezygnowałem. Zdaję sobie sprawę, że jestem pierdolonym tchórzem, ale nie mogę inaczej. Rodzicom też za każdym razem, gdy są u mnie, staram się zaznaczyć, że wolałbym oszczędzać sobie tych płaczów i zgrzytania zębów.
-Michał co się dzieje? Coś cię boli?- tak, ale nie jest to taki fizyczny ból, bo przecież jestem sparaliżowany od pasa w dół. Boli mnie dusza. Nie radzę sobie z tym wszystkim, choć staram się trzymać, by zachować względem siebie resztki godności. Nie zawsze mi to wychodzi, czego przykładem była moja rozmowa z Kingą.
-Rozstałem się z Kingą. Zostawiłem kobietę w ciąży, więc nie mogę być z siebie dumny.-mówię od niechcenia, tak jakbym mówił jej o tym, że wczoraj wieczorem podskoczyło mi ciśnienie tętnicze krwi. Nie miałem pojęcia, że na Beacie zrobi to takie wrażenie. Jej oczy wyraźnie zwiększyły rozmiary, a twarz pobladła.
-Michał… ale dlaczego?
-Nie rozumiesz? Nikt mi nie da gwarancji, że wyjdę z tego. Chcę dać Kindze szansę na to, by ułożyła sobie życie ze zdrowym i silnym mężczyzną, a nie z takim impotentem jak ja. Już widzę nasze rodzinne spacery i Kingę, która najpierw popycha do przodu wózek dziecinny, a potem inwalidzki ze mną. Nie chcę dla niej takiego życia.-wydaje mi się, że to już. Po części czuję się jak tchórz, ale z drugiej strony mam chyba prawo czuć się jak bohater.
-A robisz coś w ogóle z tym, by było lepiej?! Siedzisz tylko w tym łóżku i użalasz się nad sobą i w ogóle nie myślisz o tym, że po takiej rozmowie z tobą tej dziewczynie zawalił się świat. Nie dość, że przeżyła twój wypadek to jeszcze na dodatek zostawiłeś ją teraz samą z dzieckiem. Wiesz jak kobieta, zwłaszcza tak młoda jak Kinga, przeżywa świadomość, że może zostać sama z wszystkimi obowiązkami związanymi z wychowaniem dziecka?!- wstała ze swojego krzesła i podeszła do okna. Nie rozumiem skąd u niej takie zaangażowanie? Do tego jeszcze mówi tak, jakby wartości rodzinne znaczyły dla niej naprawdę dużo. Nic z tego nie rozumiem.
-Myślę, że powinieneś poznać kilka faktów z mojej przeszłości by zrozumieć dlaczego mówię to co mówię. Kiedy byłam młodą dziewczyną poznałam wspaniałego faceta. Był ode mnie rok młodszy, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Dla 17-letniej dziewczyny liczyło się wtedy co innego. Nasz związek był bardzo intensywny, od samego początku wiedzieliśmy, że wstrzemięźliwość do ślubu nie jest dla nas. Nie patrzyliśmy wtedy na konsekwencje, nie braliśmy pod uwagę tego, że zajdę w ciążę. Stało się inaczej. Spodziewałam się dziecka z człowiekiem, który był wschodzącą gwiazdą sportu. Na początku widywaliśmy się kilka razy w tygodniu, a potem nagle miał dla mnie czas tylko dwa razy w miesiącu. Panicznie zaczęłam bać się tego, że zostanę ze wszystkim sama. Urodziłam i wpadłam w coś, co teraz nazywa się depresją poporodową. Nie umiałam sobie poradzić z obowiązkami, sama potrzebowałam pomocy. Zostawiłam dziecko, uciekłam od chłopaka. Rozumiesz co zrobiłam? Zostawiłam trzymiesięczną córeczkę pod opieką 17-letniego nastolatka. Ty w tym momencie robisz to samo. Zostawiasz dziecko kobiecie, która sama jeszcze niedawno była dzieckiem i liczysz na to, że weźmie odpowiedzialność za siebie i za ciebie…- dostrzegam, że Beata wierzchem rękawa ociera łzy z policzków. Jestem w szoku po tym wyznaniu. Zaczynam łączyć wszystkie elementy układanki w jedną całość. Ta jej cała niechęć do sportu, do wykonywanego przeze mnie „zawodu”. Nie potrafiła też odnaleźć się w relacjach z dziećmi, nie miała do nich żadnego podejścia.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? No wiesz o tym, że masz dziecko i w ogóle…
-Uważasz, że mam się czym chwalić? To jeszcze nie wszystko Michał. Tym chłopakiem był Marcin Lijewski, a nasz córka to Kinga.- mówi to na jednym oddechu, a mi oddechu zaczyna brakować. Autentycznie mnie zatkało i nie wiem zupełnie co mam powiedzieć. Zresztą czy ja mogę w tej chwili powiedzieć coś sensownego? Wydaje mi się, że słowa są zbyteczne.
-Ona wie?
-Nie i nie chcę by wiedziała. Nie zasługuję na to, by poznała prawdę. Proszę cię Michał tylko o jedno, nie zostawiaj jej. Kinga za dużo przeszła w życiu, by miała znów mieć pod górę…

Prawda jest taka, że moja dziewczyna jest córką mojej byłej dziewczyny. Mój teść był z Beatą, za moją sprawą Jakubowska zostanie babcią. Do tego jeszcze jej słowa, które dały mi do myślenia. Dopiero dzięki niej zrozumiałem jak wielką krzywdę wyrządziłem Kindze, ale jeszcze jest czas na to, by wszystko naprawić. Zacznę od tego, że zabiorę się za rehabilitację. Będę ostro ćwiczył, by wrócić do sprawności.
-Nie wie pani czy mój rehabilitant jest jeszcze w szpitalu?- pytam uprzejmie, by zaskarbić sobie choć trochę uprzejmości u salowej Jadwigi. Niestety nie mam szczęścia.
-A co ty sobie gówniarzu myślisz, że on tu będzie na ciebie czekał w nieskończoność aż zachce ci się ćwiczyć?! Jutro przyjdzie to wtedy będziesz sobie ćwiczył, jak oczywiście zechcesz.- zachcę. Nie mam wyjścia.
-Dobrze. A czy mogłaby mi pani wyjąć telefon z szuflady? Chciałbym zadzwonić.-próbuję jeszcze raz wyjednać sobie trochę łaski i tym razem się udaje. Pani Jadzia podaje mi telefon do ręki i wychodzi, a stojąc w drzwiach odwraca się do mnie i mówi:
-Całe szczęście, żeś się w porę opamiętał. Nie takie przypadki jak ty tu widziałam, a potem ci sami przychodzili tu o własnych nogach i dziękowali za opiekę. Z tobą też tak będzie, zobaczysz…


/Kinga/
Czekałam na ten telefon. Niby zajmowałam się czym innym, niby zastanawiałam się nad propozycją Agaty i Krzyśka, którzy zaproponowali mi wspólne wakacje na Kostaryce, ale gdy tylko usłyszałam dźwięk swojej komórki, pobiegłam jak szalona schodami na górę do swojego pokoju. Dobrze czułam, że to może być Michał. Bez wahania odebrałam. Cały czas w głowie miałam tę kobietę, którą poznałam w szpitalu. Może i czułam się przez chwilę jak ktoś nieważny i niepotrzebny, ale mam nieodparte wrażenie, że to właśnie rozmowa z tą kobietą sprawiła, że Bąkiewicz poprosił mnie o spotkanie w szpitalu. Dostałam wiatru w żagle. Wzięłam szybki prysznic, nawet dłużej zajęłam się swoim makijażem. Chcę wejść do jego sali promienna, z szerokim uśmiechem i nadzieją, że w końcu się opamiętał i nie będzie uparcie twierdził, że nie powinniśmy być razem. Szukam w szafie jakiś luźniejszych ciuchów. Nie bardzo mi się to podoba, ale moje ciało zaczyna się już chyba powoli zmieniać i jakoś tak dziwnie czuję się w dopasowanych biodrówkach. Nie chcę też jednak wystąpić w rozmymłanych spodniach dresowych. Cholera jasna! Nie mam się w co ubrać!
-Justyna!- krzyczę ze swojego pokoju z nadzieją, że moja przyszywana mama wróciła wcześniej z pracy. Mam szczęście, bo po krótkim czasie słyszę odgłosy kroków na schodach.
-Stało się coś? Wybierasz się gdzieś?
-Dzwonił Michał i prosił bym do niego przyszła. Chciałabym się ładnie ubrać, ale jakoś tak niewygodnie się czuję w tych moich ubraniach, chyba zaczynam puchnąć. Nie chcę zabrzmień niegrzecznie, ale nosisz większy rozmiar ode mnie, więc może mogłabyś mnie wspomóc?- robię maślane oczy, na co Justyna się uśmiecha i bez słowa znika z mojego pokoju, by wrócić po chwili z ogromnym workiem ubrań z napisem „ciąża”.
-Teściowa mówiła bym nie wyrzucała tych ubrań, bo może jeszcze się przydadzą. Ja już raczej w błogosławionym stanie nie będę, ale dla ciebie będą jak ulał. Są tu wszystkie ubrania, które nosiłam z Natalką i Kacprem. Na pierwsze tygodnie i na samą końcówkę. Jestem pewna, że wybierzesz coś na dzisiaj. Cieszę się, widząc cię uśmiechniętą.- rzeczywiście w ostatnich dniach nie emanowałam zbytnio szczęściem. Uśmiecham się do niej życzliwie i rozrywam worek, bo nie mogę rozwiązać supła. Wysypuje wszystko na łóżko i jestem wniebowzięta, bo oszczędzę sobie łażenia po sklepach za każdym razem, gdy przybędzie mi centymetrów w pasie.
-Chyba to zestawienie będzie idealne.- wygrzebałam ze sterty ubrań morelową tunikę bez rękawów. Jest prosta i w żadnym miejscu mnie nie opina. Do tego zdecydowałam się na sandałki z wyższym obcasem. Całości dopełniły okulary przeciwsłoneczne włożone we włosy. Przejechałam jeszcze raz błyszczykiem po ustach i dałam Justynie do zrozumienia, że potrzebne mi są kluczyki do samochodu. Wzięłabym samochód ojca, ale on gdzieś pojechał i nie mam pojęcia kiedy wróci. Justynka nie robi mi żadnego problemu.
-Kluczyki wiszą w przedpokoju na wieszaku. Uważaj na siebie i jedź ostrożnie.- na pewno tak zrobię. Od czasu wypadku Michała nie przekroczyłam 50-ciu kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym, choć wcześniej miałam takie zapędy, by dodawać nieco więcej gazu.
-Pa!- krzyczę na pożegnanie i wychodzę z domu. Od nas do szpitala w którym leży szatyn naprawdę nie jest daleko i gdybym się uparła, to mogłabym zafundować sobie spacer, ale nie wiem czy byłby to dobry pomysł w kontekście mojego obuwia. Nie po to przeżyłam piekło podczas zdawania prawka, bym miała teraz z niego nie korzystać.
Jestem zdziwiona, gdy na szpitalnym parkingu rozpoznaję samochód taty. Musi tu być, bo akurat tę rejestrację znam na pamięć. Przyjechał do Michała i nic mi nie powiedział? Nie wiem co mam o tym myśleć. A może wszyscy mogą odwiedzać go w szpitalu, a tylko ja mam na niego zakaz? Zamykam automatyczne zamki samochodu i wchodzę do szpitala, gdzie z życzliwością wita mnie pani pracująca w szatni. Dziś nie mam tu nic do zostawienia, więc uśmiecham się do niej przelotnie i mówię „Dzień dobry”. Idę dobrze znaną mi drogą do sali numer 6, gdy w połowie drogi zatrzymuje mnie jedna z pielęgniarek, którą widywałam kiedyś przy łóżku Michała.
-Pan Bąkiewicz jest teraz pod 17 proszę pani.-dziękuję jej skinieniem głowy. Nie mam pojęcia czemu go przenieśli, ale mam nadzieję, że nie wiąże się to z pogorszeniem jego stanu zdrowia. Idę dalej korytarzem, szukając odpowiedniego numeru na drzwiach. Muszę być już całkiem blisko, bo słyszę głos taty. Podniesiony głos. Zaczynam się momentalnie denerwować, że ojciec nawet teraz musi mu robić awantury, choć wydawało mi się, że w końcu dał sobie spokój. Nie interweniuję od razu. Przez nieco uchylone drzwi chcę posłuchać czego dotyczy rozmowa. W środku musi być też jakaś kobieta, bo wyraźnie rozpoznaję damski głos. Muszę się mocno skoncentrować, by sobie uświadomić, że znam ten głos. Należy do tej kobiety, która kiedyś zagadnęła mnie, gdy przychodziłam do szpitala i siedziałam pod salą Michała, gdy nie chciał mnie widzieć. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem, więc muszę to naprawić, wchodząc do środka. Wszyscy momentalnie kierują wzrok w mają stronę. To przerażone oczy mojego ojca, zakłopotane oczy kobiety i wyczekujące oczy Bąkiewicza.
-Możecie mi powiedzieć co tutaj się dzieje? Rozumiem, że zadzwoniłeś do mnie tylko po to by pokazać mi, że wszyscy mogą cię odwiedzać tylko nie ja.- zaczynam od ataku, no bo co mi innego pozostało? Mam wrażenie, że zaraz zostanę poinformowana o czymś istotnym i niekoniecznie mi się to spodoba.
-Postanowiłem, że przestanę zachowywać się jak szczeniak i zamierzam ostro się za siebie zabrać i wrócić do sprawności. Chcę też cię przeprosić Kinga za to co ci powiedziałem. Wtedy gdy ci to mówiłem czułem się fatalnie. Nie chciałem byś się nade mną litowała. Nadal uważam, że będzie nam ciężko radzić sobie z moją niepełnosprawnością, ale nie zamierzam się poddawać. Będę ćwiczył, będę ćwiczył do upadłego i stanę na nogach. Wiem, że z tobą może mi się to udać.-podobają mi się jego słowa, ale nadal nie wiem co się tu dzieje. Kim jest ta kobieta, co robi tu tata? Cieszę się ze zmiany podejścia Michała, ale wolałabym najpierw znaleźć odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania.
-Porozmawiamy później Michał. Może mi powiedzieć co tu się dzieje? Kim pani jest?- zwróciłam się bezpośrednio do brunetki, która kiedyś była już u Bąkiewicza i rozmawiała ze mną.
-Ja…ja jestem twoją matką Kinga.


~*~
Chyba daje o sobie znać fakt, że w dzieciństwie za dużo się naoglądałam Mody na sukces z babcią i właśnie stamtąd czerpię inspirację do tego opowiadania. Tak serio to sama nie wiem skąd mi się to bierze, ale mam nadzieję, że nie jest to bardzo irracjonalne.
JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA!- te słowa Tomasza Swędrowskiego i Wojciecha Drzyzgi pozostaną w mojej pamięci do końca życia! Jestem niebotycznie dumna!


4 komentarze:

  1. Ciąża Kingi do spokojnych nie należy. Najpierw Michał i jego fochy, bo wydawało mu się, że on taki biedny niekochany, a wszystkie uczucia do bliskich to litość. Teraz wychodzi sprawa Beaty, bardziej skomplikowana, niż dziewczyna przypuszczała. Nerwów starczy na całą ciążę i całe życie, naprawdę.
    Jeden pozytyw, to, że się Bąku opamiętał!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No Michał nam dorasta! Nareszcie bierze się za siebie, swoje życie i ułożenie stosuków z Kingą! Najwyższa pora na rehabilitację i powrót do świata żywych, a po tych wszystkich rewelacjach łatwo nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko z ojcem i z córką! No to się nam porobiło, tak od razu mi się skojarzyło takie coś, że Bąku zaliczył i matkę i córkę wiem jak to brzmi, ale nie mogłam się powstrzymać. Ale mam nadzieję, że teraz podejmie walkę i będzie walczył o Kingę i o ich maleństwo! Musi to zrobić dla niej nich! ;) Będę mocno trzymała za to kciuki, żeby wszystko u nich się dobrze skończyło!

    I właśnie, jestesmy Mistrzami Świata! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wracam, nie wiem na jak długo może to jednorazowe, ale dziś mam wrażenie że jestem w stanie ocknąć się i znów napisać komentarz. To nie jest tak ze mnie już tu nie ma wciąż jestem, tylko dla mnie świat blogosfery stał się jakby nie mój, jakby obcy. Na świecie zdarzają sie różne rzeczy więc może się tez tak zdarzyć że była dziewczyna jest jednocześnie matką obecnej. Wcale nie wietrzę tu mody na sukces. Cieszy nie to że Michał wreszcie postanowił wziąć sprawy a raczej swoje życie w swoje ręce. Martwo jednak to że Kinga usłyszała prawdę w takich okolicznościach, nie wiem czy teraz to nie wpłynie na jej relacje z ojcem ale tez z Michałem. Wiele znaków zapytania, ale ja tam wiem że na wszystkie w swoim czasie dasz tu odpowiedź

    OdpowiedzUsuń