piątek, 31 maja 2013

VI

/Alek/
Świąteczni dni spędziłem sam w towarzystwie pizzy i piwa. Nawet nie było z kim umówić się na intensywne spotkanie we dwoje. Wszyscy cieszyli się magią Bożego Narodzenia, spędzając ten czas z rodziną. Zazwyczaj również tak robiłem, ale od kiedy postanowiłem rozwieść się z Natalią pokazując, że mam za nic to, co nas łączyło, nie miałem prawa wymagać od niej, by gotowała mi barszcz z uszkami czy przygotowywała makową struclę. Blondynka razem z dziećmi pojechała do dalekiej krewnej, mieszkającej we centralnej Polsce, a ja zostałem sam. Żal mogłem mieć tylko do siebie. Bałem się, że ten świąteczny czas będzie ciągnął się w nieskończoność, ale wcale nie było tak źle, bo już drugiego dnia mieliśmy popołudniowy trening. Najgorzej będzie przetrwać mi sylwestrowy wieczór, bo nie mam żadnych planów, a moja jedyna alternatywa w postaci smukłego ciała Izy jest nie do zrealizowania. Blondynka zapewne teraz szusuje po alpejskich stokach i ma w dupie fakt, że nie mam co ze sobą zrobić. Sam zastrzegłem jej, że nasze relacje nie mają prawa zaprowadzić nas gdzie indziej, niż na wyżyny rozkoszy podczas każdego spotkania. Miałem szczęście, że rozumiała to bez szemrania. Nie wszystkie dziewczyny są takie. Do dziś dnia odbijają mi się głowie frazesy o tym, że ktoś tam się we mnie zakochał, a ja okazałem się dupkiem. Nie mam sobie nic do zarzucenia, bo nikomu nigdy niczego nie obiecywałem. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale ostatnio nie pojawiło się żadne nowe ciało w zasięgu mojej męskości. Izabela się nie liczy, bo ona po prostu jest i pewnie jeszcze długo będzie. Chodzi mi o to, że spory czas już nie mogłem zrobić wrażenia na żadnej nowej dziewczynie. Od razu z grymasem na twarzy przypominam sobie Podpromie i pannę Lipińską. Spirytus z niej nie dziewczyna, ale kompletnie olała moją osobę. W normalnej sytuacji już mógłbym zapisać ją po stronie „zaliczone”, ale kompletnie nie wiedziałem jak do tego podejść. Rozum podpowiadał, bym sobie odpuścił i dał spokój. Tak też niestety będę musiał zrobić, bo nie mam pola do popisu. Rozpamiętując tamtą sytuację, zostałem wyrwany pukaniem do drzwi. W głowie pojawiła się myśl, że to Izabela zrezygnowała z wojaży i postanowiła ucieszyć moją osobę. Z radością pojawiłem się przy wejściu. Ku mojemu niezadowoleniu, w drzwiach stał Igła z tym swoim wiecznie przyklejonym uśmiechem do buzi. Ja też nie należę do osób o pesymistycznym nastawieniu do życia, ale dziś byłem nie w humorze i nie miałem ochoty na rozmowy z przyjacielem z drużyny.
-Mam dla ciebie pewną propozycję. 30 grudnia bądź gotowy koło godziny 20, to zabierzemy cię z Iwonką na sylwestrową noc do naszych znajomych.- tak wiem, powinienem być wdzięczny za to, że o mnie pomyślał, ale nie miałem ochoty na zabawy sylwestrowe w gronie znajomych Krzyśka. Nie to, żebym coś do nich miał, ale po prostu ja nie nadaję się do takich zabaw. Nie lubię siedzieć w domu, sączyć wódkę z kieliszka i od czasu do czasu pobujać się do kawałka lecącego z programu „Sylwester z dwójką”.
-Wejdź do środka, nie będziemy rozmawiać w wejściu.- w środku niestety panował totalny bałagan, ale nie miałem głowy do świątecznych porządków. Krzysiek o mały włos nie poślizgnął się na kawałku pizzy, ale nie skomentował tego.
-Dzięki ci za pamięć o mnie, ale raczej nie skorzystam. Po pierwsze to twoi znajomi i źle czułbym się w waszym towarzystwie, a po drugie nie mam ochoty na imprezy. Jedźcie oboje z Iwonką i bawcie się dobrze.- starałem się najmilej jak to tylko możliwe odmówić, ale z nim nie da się tego załatwić w prosty sposób. Jest uparty jak osioł i jak już sobie coś założy to naprawdę ciężko go przekonać do swojego zdania albo do tego, by odpuścił.
-Będziesz źle czuł się w towarzystwie Mariusza czy Winiara? Owszem, będzie trochę nieznanych ci twarzy, ale przecież to nie będzie stanowić dla ciebie problemu, bo jesteś zbyt otwartym człowiekiem, by się czymś takim przejmować. Widzę Alek, że po rozstaniu z Natalią nie możesz sobie znaleźć miejsca, ale teraz już za późno, by się zastanawiać czy podjęło się słuszną decyzję. Sam chciałeś od niej odejść, więc nie możesz mieć pretensji, że spędzałeś święta samotnie.- nie miałem do niej żadnych pretensji ani też nie zastanawiałem się czy podjęta przeze mnie decyzja jest słuszna. Dla innych może nie, ale dla mnie najlepsza z możliwych.
-A gdzie to w ogóle jest?
-W Gdańsku. Mamy taką dobrze zgraną paczkę razem z piłkarzami ręcznymi i akurat wypadło, że w tym roku sylwestra spędzamy u jednego z nich. No to, co dasz się wyciągnąć?- Gdańsk? Uśmiecham się pod nosem. Z Gdańska pochodzi przecież nasz nowy fizjoterapeuta i jego wiecznie rozsłoszczona córka. Znów złapałem się na tym, że o niej myślę. Żeby jeszcze było o kim. Takich dziewczyn jak ona to ja mogę mieć na pęczki, a na dodatek żadna z nich mi nie odmówi. Może właśnie dlatego, że mi odmówiła, to nie mogę o niej zapomnieć? Na pewno połechtała moje „ego”, a nie jest to przyjemne uczucie. Przez nią poczułem się lekko niedowartościowany. Nad czym ja się w ogóle zastanawiać?! Źle ze mną skoro zaczynam przejmować się takimi smarkulami. Chyba zdecyduję się na ten wyjazd z Ignaczakami. Zaraz po nowym roku ruszę na jakieś dicho, bo to nie może być tak, że pod nieobecność Izy ja nie mam co ze sobą zrobić.
-No to niech ci będzie. Poczekaj zrobię ci coś do picia, a ty w tym czasie powiesz mi więcej szczegółów.- a szczegóły były coraz bardziej zadziwiające z każdą chwilą bowiem pojawiła się realna szansa na to, że na mojej drodze znów stanie rozwrzeszczana Tola. Że ja wcześniej nie skojarzyłem, że piłkarzem ręcznym mieszkającym w Gdańsku jest Marcin Lijewski, a jego córka przyjaźni się z blondynką.
-Nawet się nie łudź, że Młoda i jej przyjaciółka będą spędzać sylwestra ze starymi dziadkami.-rzuca we mnie poduszką. Nie dość, że kleję się do podłogi, to jeszcze wylałem kawę.
-Zaraz dostaniesz szmatę i będziesz to zmywał. A co do tych dziadków, to mów o sobie. Ja cały czas czuję młodo.- co z tego, że na kark w marcu wskoczy mi 30 lat? Można powiedzieć, że świadomość ponownego stanu kawalerskiego dodaje mi skrzydeł.
-Ale przyznaj szczerze, że miałeś na nią ochotę?- on to zawsze wyskoczy z pytaniem, że aż w pięty wchodzi. Jeśli powiem, że osoba Lipińskiej spłynęła po mnie jak woda po kaczce, to Krzysiek i tak mi nie uwierzy. Znowu jak powiem, że przez myśl przemknęła mi wizja nic nie znaczącej przygody, to Ignaczak zrówna mnie z ziemią.
-Krzysiek nie fantazjuj, tylko bierz się za szmatę i ścieraj tamtą plamę, bo to twoja sprawka.- migam się od odpowiedzi na to pytanie, a libero nie drąży dalej tego tematu.


Możesz zgro­madzić przeróżne skar­by, ale naj­cenniej­szym jest praw­dzi­wy przyjaciel.

/Tola/
Tyle planów na tę ostatnią noc w roku i wszystko jak zwykle jebnęło w gruzach. Zawsze mamy z Kingą takie szczęście, że kiedy wszystko misternie sobie zaplanujemy, to nic z tego nie wychodzi. Co tym razem stanęło nam na drodze? Choroba! Paskudne przeziębienie dopadło moją przyjaciółkę i nie ma szans na to, by szatynka ruszyła się z łóżka. Nie mogę zostawić jej w takim stanie samej, dlatego wystroiłam się w specjalnie zakupioną na tę uroczystość kieckę i wędruję w kierunku jej domu. Tata mówił, że lepiej byłoby wziąć taksówkę, ale oczywiście nie posłuchałam go i klnę pod nosem na swoją głupotę. Widział ktoś dziewczynę w takiej sukience i niebotycznie wysokich, bo aż trzynastocentymetrowych szpilkach w może nie mroźny, ale jednak zimny wieczór? Już dwa samochody przejeżdżające obok mnie dawały po sygnałach. Na pewno za kierownicą tych aut siedzieli napaleni samce ze zbereźnymi myślami.  Od akcji w Rzeszowie mam dość chamskich podrywów. Dziś miałam się przełamać na imprezie, ale jak widać nie jest mi to pisane. Może to i lepiej, bo przynajmniej przed maturą ustrzegę się przed toksycznymi związkami. Kiedy zapukałam w orzechowe drzwi domu rodziny Lijewskich, po ich drugiej stronie pojawił się Kacper.
-Siema młody!- mamy z małym specjalne przywitanie, ćwiczone już od jakiegoś czasu. Kinga i jej młodsze rodzeństwo są dla mnie na dobrą sprawę namiastką tego, czego mi zabrakło w życiu. Mama mi powtarzała, że nie nadawałabym się do roli siostry, bo zbyt wiele rzeczy musi się kręcić wokół mnie bym była szczęśliwa. Owszem, lubię postawić na swoim, ale obcując na co dzień z silnym charakterem Kingi, musiałam nauczyć się sztuki kompromisu. Jestem przekonana, że odnalazłabym się w roli siostry, ale miałam pecha, że inaczej widzieli to moi rodzice. Teraz już na wszystko jest za późno. No nie mogę przewidzieć czy moja mama nie postanowi postarać się o dziecko ze swoim chłoptasiem, ale to już będzie zupełnie inna sytuacja i wolę się na razie nad nią nie zastanawiać.
-A Kinga ma czerwony nos jak Rudolf z bajki!- Kacper ekscytuje się tym, że jego starsza siostra podczas choroby nie wygląda najlepiej. Zdążyłam jedynie zdjąć buty, a on już ciągnął mnie do jej pokoju, trzymając w ręku paczkę chusteczek.
-Co ty tu robisz?- chrypi jak stare prześcieradło. Chcę się nad nią nachylić i przywitać buziakiem w policzek, ale jej stanowczy ruch głową mi to odradza. Siadam na pufie obok łóżka i z należytym współczuciem wpatruje w jej oblicze.
-No chyba nie myślałaś, że zostawię cię samą. Mam nadzieję, że masz na kompie jakiś wyciskacz łez, to sobie obejrzymy, a o północy złożymy życzenia i się ewakuuję. Odpowiada ci taki plan?- nie ma innego wyjścia, musi odpowiadać. Nie po to szłam w tych niewygodnych szpilkach, sama się teraz zastanawiam po co, by Lijewska miała mnie wyprosić. Wyraźnie widzę, że podoba jej się opcja spędzenia ze mną tego wieczoru. Oznajmia mi ledwo dosłyszalnym głosem, że w jej domu za chwilę zbierze się tłum ludzi, którzy będą wspólnie oczekiwać na rok 2013. Jak się domyśliłam, byli to znajomi państwa Lijewskich, pochodzący z różnych sportowych środowisk. Nie zdziwię się, gdy chcąc skorzystać z toalety natknę się na Winiarskiego czy Ignaczaka. Już słyszę jego rozbawiony głos, dobiegający z dołu.
-Na parapecie leży mój laptop, a na ostatniej półce jest płyta z filmem. Wypożyczyłam niedawno „Odrobinę nieba”, ale jeszcze nie miałam okazji obejrzeć. W tej szafce po lewo są też ciastka i chipsy.- standard. Ja też w swoim pokoju mam „pancerną” szafę, w której przechowuje zapasy pustych kalorii. Wykonałam wszystkie polecenia Kingi i z laptopem na kolanach siedziałam obok niej na łóżku, wpatrując się z zaciekawieniem przygody bohaterów filmu.
-Ej ten koleś byłby nawet całkiem w pytkę, gdyby nie ten garnek na głowie.- jeden z głównych bohaterów wygląda na naprawdę przystojnego mężczyznę, ale jego fryzura woła o pomstę do nieba. To tak trochę jak z Winiarskim. Facet jest po prostu ideałem, o pięknym spojrzeniu, ale ewidentnie podejmuje zbyt często złe decyzje u fryzjera.
-Jesteś okropna. Zobacz jak oni się kochają…- fakt, kochają się. Szkoda tylko, że grana przez Kate Hudson bohaterka zdała sobie sprawę z tego, że jest zdolna do miłości dopiero na łożu śmierci. Powiem szczerze, że prowadzone przez nią życie przed chorobą w pewnym stopniu mi odpowiada. Ja też spotykając faceta, nie zakładam od razu w wyobraźni białej sukienki i nie snuję planów na świetlaną przyszłość. Problem polega na tym, że takie życie jest fajne do momentu, w którym zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy sami i jest nam z tym źle. Czy mi jest teraz samej źle? Absolutnie nie. Mam niespełna 19 lat i nie muszę się martwić z braku posiadania stałego partnera. Widząc, ile problemów mają moje koleżanki w stałych związkach dochodzę do wniosku, że to nie jest dla mnie najlepsza opcja. Przynajmniej nie na kilka miesięcy przed maturą.
-Może zejdziesz na dół i powiesz Justynie, by dała nam jakiś napój i coś do zjedzenia, bo już mnie muli od tych chipsów.- dobra, dobra. Tu niby gada o żarciu, a tak serio to chce się ogarnąć po łzawej końcówce filmu. Nie powiem, ale ja też się wzruszyłam. Jeden z lepszych filmów obejrzanych w ostatnim czasie.
-Niech ci będzie. Jest już prawie 22, a towarzystwo na dole zupełnie nie cichnie. Mają łby do picia, nie ma co.- dopiero kiedy film się skończył i zaczęłam orientować się w tym, co dzieje się wokół mnie przypomniałam sobie, że na dole trwa impreza sylwestrowa 30+. Podniosłam swoje zacne cztery litery i zeszłam po schodach na dół. U ich kresu spotkałam rozłożonego Krzyśka Lijewskiego. W salonie na prowizorycznym parkiecie wirowało kilka par, wśród nich pani Justyna z mężem. Musiałam jej dać jakiś znak, by przerwała tańce i przyszła do mnie. Mam na to swój sposób.
-O Boże…- zawsze gdy chce zwrócić na siebie uwagę udaję, że o coś się potknęłam lub uderzyłam. Głośno wtedy wzdycham, zaznaczając tym samym swoją obecność. Problem w tym, że mój głos zginął w dźwiękach muzyki zespołu Boney M. Ktoś jednak usłyszał. Przed moimi oczami wyrosła postać Akhrema z tym jego szelmowskim uśmiechem i pewnością w oczach. Poziom adrenaliny wzrósł w moich żyłach okropnie.
-Czułem, że jeszcze kiedyś się spotkamy. W pobliżu nie ma twojego ojca, więc może być zabawnie.- od mojego ojca to niech się trzyma z daleka! Chciałam go wyminąć i wejść po panią Justynę, ale ten dupek złapał mnie za nadgarstek i uniemożliwił jakikolwiek ruch.
-Puszczaj mnie!- krzyknęłam tak głośno, że teraz usłyszeli mnie wszyscy. Na górze schodów pojawiła się nawet Kinga. Musiałam zabrzmieć naprawdę przerażająco, skoro zdecydowała się na wyjście w ogólnym nieładzie i pidżamie z Myszką Mickey.
-yyy co się dzieje?- o to samo chciałabym zapytać. Co on w ogóle tu robi?!
-Przyszłam do pani, bo Kinga prosiła o coś do picia i jedzenia. Pan Alek chyba za dużo wypił i coś sobie ubzdurał względem mojej osoby. Będzie chyba lepiej, jeśli wezmę co trzeba i wrócę na górę.- nie czuję się zbyt komfortowo, gdy tyle par oczu wpatruje się w moją osobę. Jak zwykle muszę coś odwalić i być w centrum zainteresowania. Przybrana mama Kingi zabrała mnie do kuchni i obdarzyła wszystkimi wcześniej wymienionymi przeze mnie produktami. Czeka mnie teraz powrót na górę i prawdopodobne spotkanie z białorusińskim lowelasem. Mogłam się spodziewać różnych reakcji z jego strony, ale nie tego, że zaoferuje mi pomoc.
-Nie trzeba, poradzę sobie.- odpowiadam spokojnie, gdy chce wziąć ode mnie tacę, ale on i tak nie daje za wygraną. Nie chcę się z nim przepychać, bo wtedy ucierpieć by mogły na tym szklanki z posagu Kingi, a ona by mi tego nie darowała. Oddaję mu srebrną tacę i podążam za nim z dzbankiem jabłkowego soku w ręku.
-Zejdźcie do nas na toast o północy!- już kiedy byliśmy przy samych drzwiach do pokoju Lijewskiej, usłyszeliśmy głos jej ojca.
-Dlaczego jesteś taka na mnie cięta?
-Bo gdy na ciebie patrzę, to widzę zapatrzonego w siebie macho, który uważa się za króla życia. Jako zawodnik jesteś ekstra i wiele dobrego dajesz ze swojej strony drużynie, ale jako człowiek to chyba nie do końca masz się czym pochwalić. Masz dwoje dzieci i nagle doszedłeś do wniosku, że masz ich w dupie. Święta nie jestem, ale na własnej skórze poczułam co to znaczy rozbita rodzina i po prostu szkoda mi twoich dzieci…- tyle miałam mu do powiedzenia. Postawiłam dzbanek z sokiem przy drzwiach i odebrałam od niego tacę. Lepiej, żeby Kinga nie widziała go w swoim pokoju, bo zacznie się niepotrzebne gadanie na jego temat, a jest to ostatnia rzecz, którą chciałabym robić na kilka chwil przed rokiem 2013.
-A już myślałem, że mam do czynienia z konserwatywną dziewicą. Mówił ci ktoś kiedyś, że ślicznie wyglądasz jak się złościsz?- nic do niego nie dociera, a ja nie mam już siły. Weszłam do pokoju, zamykając mu przed nosem drzwi. Po ich drugiej stronie odetchnęłam  ulgą.
-Czy mi się wydawało czy na dole jest Akhrem?
-No jest, ale proszę cię nie rozmawiajmy o tym. Już i tak wedle przesądu będę miała zjebany rok następny, więc nie pogarszajmy sytuacji. Schodzimy na dół na tost czy zostajemy w twoim pokoju?- w duchu modlę się, by Kinga wybrała opcje uczczenia nowego roku lampką szampana w jej gniazdku. Liczę na to, że bez problemu wyczyta stan mojego ducha i podejmie właściwą decyzję.
-A co nam szkodzi zejść na dół? Co prawda wyglądam chujowo, ale oni na dole teraz pewnie nie lepiej, więc nie będę się zbytnio wyróżniać.- no tym razem telepatia nie zadziała. Na dobrą sprawę to ona nie wie, że wolałbym nie wchodzić w drogę Akhremowi, więc nie ma się co dziwić, że nie uwzględniła w swojej decyzji tej opcji. Szczytem marzeń nie jest dla mnie przebywanie w jego obecności, ale przecież jak ten dzikus nie będę siedziała w pokoju Kingi i czekała na jej powrót. Stop! Nie mogę sobie pozwolić na to, że będę uzależniać swoje działanie od Białorusina. Podejrzewam, że gdy tata przeprowadzi się już na stałe do Rzeszowa, to będzie się kręcił w jego towarzystwie, a tym samym i ja będę skazana na widywanie jego pewnego siebie wyrazu twarzy. Jak będę się od niego za wszelką cenę izolować, to katorgą staną się dla mnie wyjazdy do ojca, a tego przecież nie chcę…
…oswajanie się z Alkiem trwa w najlepsze, bo wytrzymałam z nim już 15 minut i nie posłałam gromowładnego spojrzenia, a to już coś. Co prawda cały czas obracałam się blisko Krzyśka i Kingi, ale mimo wszystko zachowywałam się naturalnie dochodząc do wniosku, że jego obecność w obrębie kilku metrów aż tak bardzo mi nie przeszkadza, jeśli się do mnie nie odzywa i nie próbuje mnie poderwać. Kiedy wybiła północ i przywitaliśmy wspólnie 2013 rok, posypały się życzenia na nadchodzące 365 dni. Oczywiście w przypadku moim i Kingi królowało słowo „matura” odmienione chyba przez wszystkie przypadki.
-Ja wam nie będę truł na temat wyniku na maturze i dostaniu się na wymarzone studia, bo pewnie Cinek zrobił to wystarczająco dokładnie. Ja wam dziewczynki życzę spotkania na swojej drodze wspaniałych facetów, którzy na stałe zadomowią się w waszych sercach i znajdziecie przy nich szczęście. Mi możecie życzyć tego samego tyle tylko, że z kobietą. Umówmy się, że za rok o tej porze będziemy spędzać sylwestra w towarzystwie drugich połówek. Przystajecie na taką opcji- i jak tu nie kochać Krzyśka Lijewskiego? Gdyby się trafił na mojej drodze taki facet, to nie czekałabym wcale do stycznia 2014 roku, tylko brała z miejsca.
-No wiesz Krzysiek, my mamy jeszcze dużo czasu, ale u ciebie 30 na karku. Jak ojciec był w twoim wieku, to miał już trójkę dzieci. Co Pan Bóg da to będzie, ale jakimś ciasteczkiem to bym nie pogardziła. Wszystkiego dobrego w nowym roku kochany wujciu.- obie jednocześnie znalazłyśmy się w jego ramionach. Ja dorzuciłam udanych mistrzostwa świata rozgrywanych na teranie Hiszpanii w połowie stycznia. Kiedy już miałyśmy wracać na górę, na mojej drodze stanął Alek. Kinga jak ostatni zdrajca uciekła na górę i zostawiła mnie z nim sam na sam. Dosłownie, bo reszta towarzystwa bawiła się w salonie.
-Ładnie to tak nie złożyć sobie życzeń z wszystkimi?- fakt, może i niezbyt kulturalne, że ominęłam tylko jego, ale po co miałam sobie psuć humor? Trochę mnie zagiął jednak i sprawił, że zrobiło mi się wstyd.
-No to wszystkiego dobrego, udanego sezonu.- powiedziałam trochę na odwal się i chciałam go wyminąć, ale oczywiście nie pozwolił mi na to. Pewnie, ale jednocześnie delikatnie przytrzymał mnie za nadgarstek, uniemożliwiając odejście.

-Zapomnę o tym, gdy pozwolisz się zaprosić do tańca.- zrobiłam oczy wielkości piłeczek do ping-ponga. Z drugiej strony jeden taniec, to przecież nic takiego i dla spokojnego sumienia byłam w stanie to zrobić. Kiwnęłam głową po chwili, a on ujął mnie za dłoń i poprowadził na sam środek miejsca przygotowanego do tańca. Podszedł szybko do Winiarskiego, który odpowiadał w tym momencie za muzykę i szepnął mu coś do ucha. Ten tylko się uśmiechnął. Po chwili z głośników popłynęła piosenka Backstreet Boys. Nie wiem skąd wiedział, że kawałek „ I want if that way” jest moim ulubionym, ale ma za to u mnie dużego plusa. Chociaż może to bardziej zasługa Winiarskiego, że wiedział co puścić, ale nie było to ważne w tym momencie. Dałam się ponieść. Brunet tańczył wspaniale. Miałam wrażenie, że tym tańcem chciał mi coś powiedzieć. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy i nawet, gdy piosenka się już skończyła, nie wyswobodziliśmy się ze swoich objęć. Pierwszy raz od kiedy go znam, miałam ochotę go pocałować. Mając na milimetry jego usta, a za sobą kilkanaście osób wpatrzonych w nas jak w obrazek spanikowałam i uciekłam, a w głowie kołatały mi się słowa „ You are ma fire, you are desire”, które siatkarz śpiewał mi wprost do ucha…


Podczas każdego tańca, któremu oddajemy się z radością, umysł traci swoją zdolność kontroli, a ciałem zaczyna kierować serce.



~*~
Jadę już na oparach, a tu tyle nauki jeszcze przede mną, że chyba nie wyrobię. Czerwiec i nauka ? To nie jest dobre połączenie…
Wybijcie mi z głowy tragiczne wydarzenia na tym blogu, bo miało być lekko i przyjemnie…
Pozdrawiam i do napisania :***


Urywki, urywki...

-Bo pomyślę sobie, że nie mogłaś się doczekać spotkania ze mną. Do tego jeszcze przyszłaś z kwiatami, jak miło.


-No co? Przydupas mamy chce zawiązać ze mną jakiś kontakt i robi co może, by się ze mną spoufalić. Nawet odstąpił mi swój wóz za cenę wolnej chaty. Nawet nie chcę myśleć o tym, co się dzieje teraz w sypialni, w której jeszcze nie dawno widziałam szczęśliwą minę ojca i rozanielony uśmiech matki.


-...stanęłam na palcach jak najwyżej mogłam, by pocałować jego policzek, a ten się musiał tak przekręcić, że nasze usta spotkały się. Od czubka głowy po najmniejszy palec u stopy przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Z początku miałam pewne obawy, ale nie odsunęłam się. Dałam się pocałować, a potem zaczęłam pocałunki oddawać. Cholera jasna, za szybko!!!


niedziela, 19 maja 2013

V


/Tola/
Amant od siedmiu boleści kurwa! Co to w ogóle miało być?! Jego tekst rodem spod blokowiska sprawił, że chciało mi się wybuchnąć śmiechem na cały głos. A na rozmaitych forach czytałam, że to taki pies na baby i, że żadnej nie przepuszcza. Żadna też nigdy zbyt mu się nie opiera. No jak one lecą na takie teksty, to naprawdę zastanawiam się jak muszą wyglądać te dziewczyny i co muszą mieć w głowie. Pewnie typowe puste lale, dla których liczy się z tylko noc z nadzianym i do tego sławnym facetem. Mnie takie historie nie ruszają. Jestem z siebie dumna, że nie dałam się mu podejść jak naiwna dziewczynka. Niech sobie nie myśli, że każda jest na jego skinienie. Nawet jakby ktoś mi powiedział, że takiej partii się nie odmawia, to ja i tak nie zmienię zdania, że nadęty buc z niego i tyle. Jeszcze jak się na mnie patrzył, jak siedziałam na hali i czekałam na ojca. Jestem ciekawa co by powiedział gdyby wiedział, że nowy fizjoterapeuta to mój ojciec? Pewnie by się tym nie przejął, ale na wszelki wypadek uznałam, że lepiej go o tym poinformować, by czasem nie przyszło mu do głowy traktować mnie jako tej niezdobytej twierdzy. Kiedy widziałam, że tata kończy swój wykład o tym jak będzie wyglądać ich wspólna praca, wstałam z miejsca i zbliżałam się w stronę siatkarzy. Gdy byłam wystarczająco blisko, tata zauważył moją obecność i zrobił coś, za co będę mu chyba wdzięczna do końca życia. Szczerze powiedziawszy to nie wiedziałam jak się zabrać za autoprezentację, by zagrać mu na nosie, ale ojciec wyszedł mi z pomocną dłonią.
-Warto też, żebyście poznali trochę mojego prywatnego życia. To jest moja córka Tola, która zna się zdecydowanie bardziej na sporcie niż ja i pewnie będzie teraz częściej gościć na waszych meczach..- no to ostatnie zdanie to już mógł sobie darować, bo podejrzewam, że właśnie w oczach siatkarzy zostałam odebrana jak napalona hotka. Krzyśka Ignaczaka zdążyłam już kiedyś poznać, ale to były lata świetle temu i od tamtego czasu nie chodzę już warkoczem do połowy pleców.
-Pewnie trenuje kingboxing albo jakąś inną sztukę walki.- no i po jaką cholerę on się odzywa? Jego słowa jednak na nikim nie zrobiły wrażenia, może z wyjątkiem mojego taty, który spojrzał na Alka podejrzliwie. Ja zaś czułam na sobie intensywny wzrok Igły.
-Uprzedzę pytanie i powiem, że moja osoba była przez pana widziana w domu państwa Lijewskich jakieś 4 lata temu.- dokładnie to jakoś we wrześniu to było. Z tego co mówiła Kinga, to piłkarze ręczni i siatkarze zaprzyjaźnili się w Pekinie i potem tak ruszyła machina wzajemnej adoracji, że w dostępnych dla wszystkich terminach odbywały się wspólne spotkania przy grillu czy ognisku. Na jedno kiedyś zostałam zaproszona przez pana Marcina i tak wyszło, że grillowałam kiełbaskę Michałowi Winiarskiemu, a Łukasz Kadziewicz częstował piwem 15-letnią dziewczynkę.
-No właśnie czułem, że gdzieś już cię widziałem. Miałaś wtedy taki zajebisty warkocz i kiedy tańczyłaś w parze z Kinią, to tak śmiesznie biłaś ją nim po twarzy.- kurwa, wychodzę. Czuję się skompromitowana do granic możliwości. Ostatnie słowa rzeszowskiego libero zostały wykorzystane przeciwko mnie. Kto wytoczył ciężkie działa? Oczywiście, że Akhrem.
-Jakie to smutne, gdy dziewczyna musi tańczyć z dziewczyną. Brak powodzenia doskwiera? Może nie warto wybrzydzać?- wyraźnie piję do sytuacji między nami sprzed niespełna godziny.
-Może nie warto wpierdalać się w nie swoje sprawy?!
-Tola! Jak ty się zachowujesz?!
-Alek! Coś ty się jej tak uczepił?!- ja dostałam reprymendę od ojca, a on od Nowakowskiego. Byliśmy niby kwita, ale czemu cały czas miałam wrażenie, że sytuacja nie jest wyjaśniona do końca. Dla bezpieczeństwa postanowiłam wyjść z hali i się przewietrzyć. Nie pierwszy raz przynoszę wstyd ojcu, ale nic nie poradzę, że u mnie co w sercu to na języku i jak mnie ktoś prowokuje, to nigdy nie pozostaje dłużna. Wszystko byłoby w porządku i pewnie olałabym fakt, że Białorusin tak się zachowuje, ale nie mogę ogarnąć, że mężczyzna w jego wieku może mieć taki dziecinne podejście do sprawy. To prawie tak, jakby mój tata powiedział do jakiejś kobiety „Czy bolało jak spadałaś z nieba aniołku?”. Facet ma dzieci i powinien trzymać jakiś poziom zachowania, ale jak widać wszystko spłynęło między nogi. Szkoda, bo od kiedy pamiętam to myślałam, że jego rodzina to ta z serii „forever”. Moja też miała taka być, ale nie wyszło. Znajdując się na zewnątrz hali, wygrzebałam z torebki paczkę mentolowych, którą noszę zawsze przy sobie na wypadek sytuacji kryzysowej. Jestem zdenerwowana i chyba na chwilę obecną nie ma innego sposobu na to, bym uspokoiła nerwy.
-Tatuś wie, że jego córeczka jara za jego plecami?- grrr! Znowu on. Czy on nigdy nie da mi spokoju?! Wściekła wyrzuciłam niedopałek i przydeptałam kozakiem. Złapałam głębszy oddech i podeszłam do niego, cedząc palcem prosto w jego klatkę piersiową.
-Jak chcesz sobie podciągnąć statystyki i mnie zaliczyć to powiedz mi to prosto w oczy. Można powiedzieć, że znam cię kilka godzin, a niesamowicie mnie wkurwiasz. Żadnej nie przepuścisz?
-Przepuszczę, ale zobaczysz kotku, że już niedługo będziesz ze mną w łóżku. Gdzie będziesz mieszkać po przeprowadzce do Rzeszowa?
-A kto ci powiedział, że przeprowadzam się do Rzeszowa?! Za dwie godziny mamy z ojcem pociąg do Gdańska. Nigdzie nie zamierzam się przeprowadzać. I wiesz co ci jeszcze powiem? Kiedy dowiedziałam się, że ojciec będzie u was pracował to ucieszyłam się, że będę mogłam chodzić na wasze mecze, ale teraz chyba zrezygnuję z tego pomysłu, bo nie mam ochoty na ciebie patrzeć.- jest cholernie pewny siebie. Ze zdziwieniem przyznaję, że pewność bijąca przed chwilą z jego sprawiła, że przez chwile w głowie pojawiła się wizja… Jaka wizja?! Puknij się dziewczynko w łeb i wracaj do swoich gdańskich zabawek. Nie dam się wplątać w żadną historię z facetem po przejściach, bo z reguły wszystko zawsze kończy się złamanym sercem albo w najlepszym przypadku podwójną rodziną i koniecznością dzielenia się mężczyzną z inną kobietą. To nie jest wymarzony układ dla mnie. Ja sobie poszukam faceta w moim wieku, który będzie stawiał początkujące kroki w relacjach damsko-męskich. A jeśli nie znajdę odpowiedniego kandydata, to będę skakać z kwiatka na kwiatek. Tak też można…


Była zwykłą dziewczyną  on był ko­biecia­rzem, jednak wie­rzy­li w to, że prze­ciwieństwa się  przy­ciągają. Ona zawróciła mu w głowie jak żad­na in­na, a on był jej pragnieniem, choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy...

/Kinga/
Przyszły święta, a wraz z nimi tysiące telefonów i smsów z życzeniami. Nienawidzę tego. Kopiowane rymowanki z Internetu są dla mnie kiczem i nie zaprzątam sobie nawet głowy na to, by na nie odpowiedź. Szczytem był ostatni sms od koleżanki z klasy, która pewnie skopiowała otrzymaną przez siebie wiadomość i wysłała ją dalej. Szkoda tylko, że nie zmieniła frazy „Życzy Adam” na „Życzy Milena”. Już od jakiegoś czasu obiecuję sobie, że święta spędzę z dala od całego zgiełku, w łóżku. Pidżama z Myszką Mickey i laptop na kolanach to mój wymarzony zestaw i będę uparcie dążyć do tego, by wreszcie się spełnił.
-Kinga! Choć pomożesz ubrać nam choinkę!- słyszę krzyk młodszej siostry, która woła mnie do pomocy. Zawsze gdy schodzę do Natalki i Kacpra, to ku nieszczęściu zaczynam czuć magię świąt i daję się wciągnąć w tę całą pogoń za świątecznym klimatem. Dziś tego nie zrobię. Tala się pewnie obrazi, zaraz przyjdzie Kacper i będzie całował moje policzki, by mnie namówić do działania, ale będę twarda i nie poddam się.
-Kinga! Musisz iść do sklepu, bo kupiłam za mało makowej masy. W tym roku wszyscy na święta przyjeżdżają do nas i musisz mi pomóc!- w tym momencie załamuję ręce. A miałam taką nadzieję, że wszyscy pojadą do Ostrowca Wielkopolskiego i dadzą mi święty spokój, a tu cała rodzina Adamsów zwali mi się dosłownie na łeb. Przyjedzie babcia Jadzia i dziadek Gienek. Na pewno pojawi się Krzysiek, na całe szczęście już bez tej swojej Dominiki. Niby nie tak dużo, ale zawsze.
-Kinga! Wejdź na strych i poszukaj światełek na zewnątrz, bo chciałbym powiesić je na balkonie!- i kurwa jeszcze co?! Może mam wyjść i ulepić bałwana, powiesić na kominku skarpetki, by Święty Mikołaj miał zostawić gdzie świąteczne podarki?! Niedoczekanie!
-Nigdzie nie idę! Nie ruszam się ze swojego pokoju przez całe święta!- zamknęłam teatralnie drzwi, mając nadzieje, że słychać je było na parterze. Rzuciłam się zdesperowana na łóżko i chwyciłam za telefon. Telefon do Toli jest w tym momencie wskazany. Wybiłam ciąg cyferek i kiedy tylko zdałam sobie sprawę, że moje połączenie zostało odebrane, zaczęłam nawijać jak katarynka. Pewna, że po drugiej strony moich żali słucha przyjaciółka, ciskam przekleństwami jak szewc, klnąc świat na czym stoi. Na koniec się rozpłakałam i czekałam na jakąś zbawienną radę z ust przyjaciółki. Co usłyszałam? Głos Bąkiewicza! Jestem pojebana! Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam gorączkowo tłumaczyć. Nie wiem jakim cudem pomyliłam numer Toli z jego numerem. Nie powiem, ale cały czas piszemy ze sobą kilka smsów dziennie, ale żeby aż tak?
-Przepraszam cię jeszcze raz. Byłam przekonana, że dzwonię do Toli. Skoro jednak już zadzwoniłam do ciebie to powiedz co słychać?- czy mnie to obchodziło? Niekoniecznie, ale nie chciałam się rozłączać tak bez słowa. Michał miał coś w sobie, że jak opowiadał, to chciało się go słuchać. Nawet jak nie miałam ochoty w tym momencie ochoty słuchać o przygotowaniach do meczu w Plus Lidze, ale on robił to w taki sposób, że potrafił zainteresować. Zwłaszcza kiedy opowiadał o wygłupach na treningach. Jestem zawsze pierwsza do tego by nie zamulać, nawet w sytuacjach kryzysowych i wymagających powagi.
-Nie długo będziemy w Gdańsku. Może zechciałabyś się ze mną umówić na kawę?
I jeszcze co?! OK, pogadaliśmy sobie trochę, ale nie zapędzaj się tak. Przecież ty masz dziewczynę, a chcesz się ze mną na kawę umawiać? Ja nie lubię bawić się w tandemie.- a jego to pewnie jara, że tam dziewczyna, w on się umawia na kawki i herbatki z innymi po całej Polsce. Tola mówiła, że skoro ma dziewczynę, a mi proponuje jakieś spotkania to znaczy, że nie ma czystych intencji.
-Przyjdź na mecz i potem nie uciekaj zbyt szybko. Nie będziesz musiała iść ze mną na kawę, ale przyjdź na mecz.
To chyba nie jest dobry znak, że nie potrafię mu odmówić. Oczywiście do telefonu to mogę poszczekać i powiedzieć, że jeszcze się zastanowię, ale i tak wiem, że zamelduję się na Ergo Arenie. Zbyt niebezpiecznie mnie ciągnie w jego kierunku. Najlepsze jest to, że nie mam z kim o tym pogadać. Tola od feralnego wyjazdu do Rzeszowa nie jest w najlepszym humorze, a z tego co wiem to dziewczyna wyczekuje kolorowych, a to jeszcze potęguje jej złość. Ona i ja mamy to szczęście, że musi zmagać się z dość silnie przebiegającym napięciu przedmiesiączkowym. Chociaż właściwie to nie my musimy się z nim zmagać, a nasi bliscy. Jakby jej teraz powiedziała, że chcę się spotkać z Michałem, to podejrzewam, że całe jej osiedle słyszało by odpowiedź na moje rozterki. Opowiem jej wszystko, jak trochę jej przejdzie. Do rodziców też nie mam co iść. Oni nawet nie wiedzą, że utrzymuję z siatkarzem jakikolwiek kontakt. Już widzę minę taty gdy dowiaduje się, że jego córka smsuje z 31-letnim mężczyzną i nie jest to Łukasz Kadziewicz. Zawał na miejscu i do tego rozległy.
A co by powiedział mój wujek na to, że chciałabym z nim porozmawiać? Nie mam nic do stracenia. Bagatelizuję nawoływania taty, który dość poważnie oznajmia mi, że jeżeli zaraz nie zabiorę się do pracy, to o Mikołaju w tym roku mogę pomarzyć. Chyba zapomniał, że mam 18 lat i nie bardzo ruszają mnie tego typu groźby. Problem w tym, że Krzysiu nie odebrał ode mnie telefonu. Próbowałam  jeszcze dwa razy w odstępach czasowych około 10 minut i za każdym razem odpowiadała mi automatyczna sekretarka. Spasowałam i postanowiłam zejść na dół i trochę pomóc rodzinie. Pewnie zaraz poczuję magię świąt i z mojego planu nie pozostanie nic, ale tak to już jest jak się ma taką rodzinę jak ja. Taką zajebistą… Justyna w kuchni przygotowuje najlepsze na świecie pierniki, a Natalka bacznie ją obserwuje i pomaga jak może. Obie są umorusane mąką, ale nie przeszkadza im to w radosnym nucenia świątecznej piosenki z reklamy Coca-Coli. Stery w ubieraniu choinki przejął Kacper. Stojąc na drabinie zawieszał bombki i kolorowe łańcuchy na górnych partiach świątecznego drzewka. Tata stał na balkonie i siłował się z lampkami. Pamiętam czasy, kiedy uwielbiałam siedzieć w oknie i przyglądać się ich migotającym barwom. To dla mnie kiedyś cały dom musiał być obwieszony do granic możliwości. Tacie weszło to w nawyk i co roku bez gadania, choć zawsze z moją pomocą, zawieszał kolejne komplety. Niech i w tym roku tradycji stanie się zadość. Założyłam kurtkę i wyszłam na balkon.
-Dobrze, że jesteś. Tam na dole w pudełku są te twoje ulubione światełka. Chce je powiesić na tamtym drzewku.- robię to, o co mnie prosi. W sumie to mogłabym powiedzieć o tym, że piszę z Michałem. Zawsze starał się mnie zrozumieć, choć nie zawsze mu to wychodziło. Poczekam aż zejdzie z drabiny, bo nie chcę odpowiadać za to, że spadnie z wrażenia i rozbiję sobie głowę na balkonowych schodach.
-Powiesz mi sama czy mam to z ciebie wyciągać?- czasem przeraża mnie fakt, że tak dobrze mnie zna. Najlepiej ze wszystkich znanych mi osób. Nawet Tola mu nie dorównuje, choć mówię jej prawie o wszystkim. Tacie nie muszę. Nie wiem tylko czy powinnam mu o tym wszystkim mówić. Zawsze mogę udać głupią i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Problem w tym, że nic mi to nie da. Nurtuje mnie osoba Bąkiewicza od czasu, w którym stanął na mojej drodze. Początek nie był łatwy i ciągle miałam wrażenie, że szatyn szuka naiwnej frajerki, ale z dnia na dzień jego zachowanie mocno odbiegało od tego schematu.
-Nie myśl, że się zakochałam czy coś z tych rzeczy. Po prostu pojawił się ktoś, kto nie może wyjść z mojej głowy, ale nie jestem do końca przekonana do jego osoby…- no bo facet ma dziewczynę i jest ode mnie tyle lat starszy. To nie chodzi o to, że dla mnie robi to jakąś różnicę, bo nie robi, ale dla mojej rodziny na pewno będzie to sytuacja nie do zaakceptowania. Zamiast szukać tych świecidełek w pudełko, beznamiętnie przerzucałam jego zawartość w rękach. Tata zszedł z drabiny i ukucnął obok mnie.
-Mówisz tak tajemniczo, że zaczynam się bać. Znam tego chłopaka?- chłopaka? Raczej mężczyznę. Dojrzałego i w dodatku zajętego. Co ja mam mu powiedzieć mu odpowiedź na to pytanie? Przecież go zna. Jeśli odpowiem twierdząco, to on będzie dotąd drążył temat, aż w końcu będę zmuszona mu powiedzieć. Nie ma sensu przed świętami siać zbędnego fermentu.
-Znasz, ale naprawdę nic takiego. Wiesz jakie my kobiety jesteśmy, lubimy sobie wiele rzeczy wyolbrzymiać i koloryzować. Zawieśmy lepiej te lampki i wracajmy do domu, bo trochę mi zimno.- to nie jest jeszcze odpowiedni czas na rozmowę. Poczekam najpierw do tego meczu i zobaczę jak będzie się przedstawiać sytuacja. Może do tego czasu uznam, że dziecinnie się zauroczyłam? Jest to najbardziej prawdopodobna opcja.
-Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Kochanie nie myśl, że kiedy ja jestem w Niemczech, to już o was nie myślę i nie jestem w stanie pomóc. Czasem zwykła telefoniczna rozmowa może wiele zmienić. Ważna jest świadomość, że ktoś jest, nawet jeśli setki kilometrów od nas. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale mi niesamowicie pomaga świadomość, że was mam. Życie sportowca to nie są tylko i wyłącznie piękne chwile, gdzie błyszczy w świetle fleszy, a jego zdjęcie pojawia się w gazetach. Jak się jest na szczycie to ma się wielu przyjaciół, a jak się przegrywa, to tylko tych prawdziwych…
-Gadasz jak Mariusz tato. Ze mnie to jest taki kibic…- jak z koziej dupy trąba. Nie sikam z wrażenia na myśl, że zajmuję najlepsze miejsce podczas meczu, gdzie mogę obserwować w dogodnych warunkach sportowe widowisko. Nie rwę włosów z głowy, gdy przegrywamy ważny mecz. Jestem obok. Tak naprawdę przeżywałam raz w życiu tylko dwa mecze, w obydwu nasza drużyna stawała naprzeciwko Chorwacji. W jednym z nich mój tata stracił zęba w starciu z chorwackim zawodnikiem. Po meczu przedarłam się do niego i powiedziałam co o nim myślę. Na całe szczęście wulgarne słówka z języka angielskiego opanowałam do perfekcji już w szkole podstawowej. Drugi mecz to ten, w którym Karol Bielecki stracił oko. Nikt mi nie wytłumaczy, że to jest sport i takie rzeczy się zdarzają. Chorwaci grają w chuj chamsko i bez żadnych barier, nie patrząc w ogóle na przeciwnika. Wtedy też pierwszy raz w życiu popłakałam się na hali.
-Najlepszy z ciebie kibic na świecie. Kto groził Chorwatom, że jeśli jeszcze raz zrobią coś twojemu tatusiowi to będą mieli z tobą do czynienia?- no wtedy nie powiem, ale porywałam się z motyką na słońce i groziłam chłopakom z Chorwacji. Oczywiście miałam tyle oleju w głowie, by nie startować z nimi z pięściami, bo jakby mnie któryś trafił, to pewnie dziś nie miałabym tylko jednego zęba, ale całej „szuflady”. Może i nie znam się na piłce ręcznej tak jak trzeba, ale mojemu ojcu i wujkowi krzywdy nikt bez karnie nie będzie robił.
-Ktoś tu do mnie dzwonił dziś, a ja od razu przyjeżdżam z odsieczą! Witam moją ukochaną bratanicę!- w drzwiach od balkonu stał Krzysiek. Rzuciłam lampki na zalegający w ogrodzie śnieg i pobiegłam się z nim przywitać. Mam z nim świetny kontakt i strasznie mocno go kocham. Jak byłam mniejsza to dumnie twierdziłam, że zostanę jego żoną. Z biegiem lat dowiedziałam się, że to nie możliwie i z ogromnym żalem pogodziłam się z tym. Zaznaczyłam jednak, że nawet jeśli będzie miał żonę i dzieci, to dla mnie też musi od czasu do czasu znaleźć trochę czasu. Boję się, że to właśnie dlatego do tej pory nie znalazł sobie jeszcze żadnej dziewczyny.
-Będziemy musieli pogadać. I wiesz to jest rozmowa z serii „top secret”…- czyli pod ścisłą ochroną przed tatą. Jemu będę mogła powiedzieć o wszystkim, bo on jest taki, że nie będzie podnosił alarmu i siał paniki. Może i jestem wkurzona na tą całą świąteczną krzątaninę, ale rodzina to jest jednak rodzina i niezmiernie się cieszę, że będziemy w tym czasie wszyscy razem…


Przypadki nie istnieją. Wszystkie rzeczy, które się zdarzają, zdarzają się w jakimś celu.


~*~
I tak to będzie wyglądać moje drogie... Doszłam do wniosku przez ostatnie dni, że narzuciłam sobie zbyt surowy rygor jeśli chodzi o opowiadania. Wpisywanie dnia dodania czegoś nowego w kalendarz sprawiło, że blogi stały się przykrym obowiązkiem, a miały być przyjemnością. Od dziś koniec z tym... Oczywiście nie będzie tak, że nie będę dodawała nic nowego miesiącami. Tak źle nie będzie, ale tak jak było ostatnio też nie...
Pozdrawiam i do napisania :***

Urywki, urywki...

-Ale przyznaj szczerze, że miałeś na nią ochotę?


-Przyszłam do pani, bo Kinga prosiła o coś do picia i jedzenia. Pan Alek chyba za dużo wypił i coś sobie ubzdurał względem mojej osoby. Będzie chyba lepiej, jeśli wezmę co trzeba i wrócę na górę.


. Mając na milimetry jego usta, a za sobą kilkanaście osób wpatrzonych w nas jak w obrazek spanikowałam i uciekłam, a w głowie kołatały mi się słowa „ You are my fire, you are desire”, które siatkarz śpiewał mi wprost do ucha…

sobota, 11 maja 2013

IV


/Michał/
Michał i Mariusz nie mieli z tym numerem nic wspólnego, więc musisz szukać dalej. Nie złość się tak piękna, bo złość piękności szkodzi. Chociaż w twoim przypadku to przysłowie na pewno nie działa. Niedługo gramy z Gdańskiem i tam pomyślałem, że może dasz się skusić na spotkanie. A tatą mnie nie strasz, bo jesteś już dorosłą dziewczynką i nie wierzę, że jego osoba ma jakikolwiek wpływ na twoje decyzje.

Muszę powiedzieć, że zdobycie jej numeru nie było wcale taką trudną sprawą, jak zakładałem na początku. Wystarczyło, że zadzwoniłem do Kadziewicza i powiedziałem co i jak. Wiedziałem, że on nie będzie prawił morałów i roztrząsał się nad różnicą wieku między nami. Tak, dzieli na 13 lat. Doskonale zdaje sobie sprawę, że jej ojciec jest prawie w moim wieku i taka znajomość na jakiejkolwiek innej płaszczyźnie jak „znajomi” nie powinna mieć w ogóle miejsca, ale nic nie mogę poradzić, że Kinga siedzi w mojej głowie. Siedzi w niej do tego stopnia, że ostatnio do Beaty zwróciłem się jej imieniem. Dzięki temu dostarczyłem jej kolejny powód do tego, by mogła mnie poopierdalać. Przecież to ja jestem wszystkiemu winny i to z mojej przyczyny nie układa nam się w związku. Powiedziałem jej ostatnio, by poważnie się zastanowiła nad tym czy nasz związek  nie powinien się zakończyć na tym etapie co teraz. Dopiero wtedy zbystrzała i ucichła. Kadziu określił, że wcale nie dziwi się jej reakcji, bo Jakubczak jest już w „sędziwym” wieku jak na kobietę bez męża, a moje odejście sprawiłoby, że musiałaby od nowa przechodzić przez proces szukania kogoś, kto na starość poda jej bambosze w zimne wieczory i zaparzy lnianego siemienia na problemy z żołądkiem. Trwamy zatem w zawieszeniu. Ona sobie, ja sobie. Coraz rzadziej wychodzimy gdzieś wspólnie. Nie wiem co jeszcze musi się stać byśmy zrozumieli, że to nie ma sensu. Może to tylko moje tchórzostwo sprawia, że nie umiem tego zakończyć? Kiedyś szło mi znacznie lepiej. Gdy jakaś laska mi się nudziła, to po prostu urywałem kontakt i przestawałem się odzywać. Oczywiście zdarzało się okupowanie hali i wyczekiwanie na mnie po meczu, ale wtedy wystarczył tylko mój wzrok i wszystko udało się załatwić. Teraz nie potrafię tak się zachować. Znów przytoczę złotą myśl Łukasza, który określił mnie jako typowego samca stadnego, któremu włączyła się myśl zaspokojenia takiej potrzeby, jaką jest zostawienie po sobie potomka. Oczywiście nie przyznałem mu się do tego, ale coraz częściej o tym myślę. Najczęściej wtedy, gdy wracam po meczu w naszej hali, a w głowie mam obrazek szalejącego Oliviera za bandami bocznymi czy Arka wciskającego się razem z ojcem po odbiór nagrody MVP. Jest mi wtedy najzwyczajniej w świecie przykro, że w moim życiu nie zapowiada się na takie obrazki. To też jest jedna z tych spraw, która dzieli mnie i Beatę. Dość jasno dała mi zrozumienia, że ona nie da się wciągnąć w pieluchy. W ogóle zadziwia mnie jej podejście do dzieci. Ona po prostu ich nie lubi, zresztą z wzajemnością. Nigdy nie zapomnę przeraźliwego krzyku, gdy Paula Wlazły na chwilę dała jej potrzymać Arka, a ten tak się rozdarł, że nie można  było go uspokoić. Mi z dzieciakami szło o wiele lepiej, dlatego też zdecydowałem się na pracę z nimi. Założona w rodzinnym mieście szkoła być może nie wyłoni gwiazd pokroju Winiara czy Zagumnego, ale pozwoli dzieciakom aktywnie spędzać czas. Stanie się alternatywą dla stania pod sklepem i sączenia piwa czy innego trunku.
-Michał możemy porozmawiać?- cała Beata. Zawsze gdy wychodzę z domu albo naprawdę nie mam ochoty na jakiekolwiek konwersacje, to ona wtedy ma sprawę niecierpiącą zwłoki. W grafiku powieszonym na tablicy korkowej w moim gabinecie jak byk stoi, że dziś mam zajęcia z najmłodszą grupą w swojej szkole. Ona tego nie rozumie.
-Wychodzę. To coś pilnego?
-A czy dla ciebie jest coś pilniejszego od tej twojej siatkówki?! Chciałam porozmawiać o twoim ostatnim wypadzie z kolegami, bo obiło mi się o uszy, że bawiliście się w Gdańsku. Nie masz mi nic w związku z tym do powiedzenia?!- ta sama śpiewka. Aż się sam zastanawiam dlaczego ja jeszcze z nią jestem. W łóżku nie powiem jest nie zła, ale podejrzewam, że znalazłbym setki równie dobrych, które każdego dnia uwielbiałyby mnie za to kim jestem i co robię.
-No wyobraź sobie, że nie mam ci nic do powiedzenia. Chociaż nie, coś mi przychodzi do głowy. Myślę, że nie powinniśmy sobie dalej wchodzić w drogę, bo jak widzisz nie jest nam wspólnie po drodze. Z utęsknieniem czekasz na dzień zakończenia mojej kariery, ale nawet jeśli rzucę głęboko do szafy nakolanniki, to i tak nie rozstanę się z siatkówką. Z tobą tak, ale z siatkówką nie.- szczytem marzeń nie jest przeprowadzanie takiej rozmowy w progu, ale dopóki czułem w sobie na tyle odwagi by jej to powiedzieć, to postanowiłem z tego skorzystać.
-Wszyscy jesteście tacy sami, wszyscy! Myślicie, że jak macie pod koszulką trochę więcej mięśni i kilka zer na koncie, to jesteście panami świata. Jeszcze będziesz skamłał pod moimi drzwiami bym do ciebie wróciła.- odezwała się kobieta, która ma doświadczenie w związkach ze sportowcami. Nie wiem, może nie byłem jedyny, ale jakoś nie specjalnie mnie to teraz interesuje. Uświadomiłem sobie przed chwilą jedną istotną rzecz- ja jej nie kocham i chyba tak naprawdę nigdy nie kochałem. Nie patrzę już w jej stronę. Wychodzę z mieszkania i czuję, że ogromny kamień spada mi serca. Jestem wolnym człowiekiem i na nic nie muszę zważać. Nikt mnie już nie będzie ograniczał i strofował. Wibrujący w kieszeni telefon każe mi myśleć, że Beata rozpoczyna ofensywę, a mi nie chciało się tego czytać. Wsiadłem do samochodu i wrzuciłem telefon do schowka. Siedziba „Bąku Volley School” znajduje się w drugiej części miasta, więc był sens włączenia radia i posłuchania trochę muzyki. Akurat leciała piosenka Myslovitz „Długość dźwięku samotności”. Uśmiechnąłem się pod nosem. Poczułem się tak, jakby ktoś w radio puścił ten utwór specjalnie dla mnie. Samotność też może być piękna, a już na pewno lepsza od związku, w którym człowiek nie czuje się sobą. Muzyka wypełnia cały mój samochód, a ja nuciłem razem z wokalistą zespołu. Śpiew nie jest moją mocną stroną, ale przecież nikt nie może mi tego zabronić.  Już nikt i nigdy mi niczego nie zabroni. Wydobyłem się z jarzma jakim niewątpliwie był dla mnie związek z Beatą. Teraz nawet gdybym miał związać się z kimś innym to nigdy nie pozwolę, by ta osoba zawładnęła moi życiem do tego stopnia, że będę się czuł każdego dnia, jak w ostatnich miesiącach z Jakubczak. Od dziś Michał Bogumił Bąkiewicz nie zważa na to, że na boisku krzyknie sobie pod nosem jakieś soczyste słowa czy wyjdzie z kolegami na piwo i zabaluje zbyt mocno. Od dziś Michał Bogumił Bąkiewicz jest kowalem swojego losu i jest mu z tą świadomością zajebiście dobrze…

To jak kochanie? Który to już raz umieramy z braku miłości? 


/Alek/
Godzina 7.00 dla każdego jest godziną sądu ostatecznego, w którym mierzy się on z pokusą pozostania w łóżku i przestawieniu budzika na 7.30. Pod tym względem jestem strasznym leniem, ale na całe szczęście nie jest to chyba tylko wyłącznie mój problem, bo nikt nie wpadł w klubie na pomysł, bo zaczynać treningi o 8 czy nawet 9. Niemniej jednak dzisiejszy poranek miał się okazać zdecydowanie innym niż wszystkie. On już był inny pod tym względem, że obudziłem się w łóżku sam, a na dodatek było to łóżko w moim byłym mieszkaniu, a aktualnie Natalii i dzieci. Wczoraj zabrałem chłopców na mały wypad do Ignaczaków. Nasze dzieciaki uwielbiają się wspólnie bawić, a i ja przepadam za towarzystwem wzorowego małżeństwa. Od kiedy w klubie poszła fama, że rozstałem się z Natalią i jestem z nią w trakcie rozwodu, opinie o mojej osobie wśród kolegów i ich partnerek uległy znacznemu pogorszeniu. Chyba tylko jeden Igła i jego żona nie zlinczowali mnie za to uznając, że po prostu nie było mi z blondynką po drodze. W mieszkaniu libero dowiedziałem się, że dzisiejszego dnia przed południem mamy poznać nowego fizjoterapeutę. Kląłem pod nosem pytając samego siebie czy to spotkanie nie mogłoby się odbyć później, ale Krzysiek zdążył mi wytłumaczyć, że ten facet na chwilę obecną mieszka w Gdańsku, ma inne zobowiązania i nie jest w stanie spotkać się z nami inaczej, jak o godzinie 8.30.  Muszę to jakoś przeboleć, choć nie jest mi łatwo. Jakim sposobem spędziłem noc w mieszkaniu już prawie byłej żony? Otóż kiedy odwoziłem wczorajszego wieczora synów do domu, po drodze złapaliśmy gumę. Nie byłem przygotowany na taką okoliczność, nie miałem przy sobie zapasu. Zanim udało mi się coś załatwić, minęły prawie dwie godziny. Byłem cały wysmarowany smarem i kiedy pojawiłem się w progu, Natalia prawie siłą wciągnęła mnie do środka, nakazując natychmiastowy prysznic. Zważając na to, że zaraz po tym miałem jechać do "znajomej", nie było to złe rozwiązanie. Wszedłem do łazienki i kiedy już po moim ciele spływały krople letniej wody zorientowałem się, że nie mam przy sobie żadnych rzeczy na zmianę. Na szczęście zostało tu coś po mojej wyprowadzce i kiedy owinięty ręcznikiem wyszedłem na korytarz, Natalia stała już grafitową koszulą i ciemnymi jeansami. Podziękowałem jej i poszedłem się przebrać. Później musiałem zostać na kolacji, bo poprosił mnie o to Igor. Chwila spóźnienia na umówione spotkanie w niczym mi nie zaszkodzi. Nie przewidziałem, że Danio będzie mnie prosił o to, bym to ja dzisiejszego wieczora przeczytał mu bajkę. Miał taki głos i wzrok, że nie miałem serca mu odmówić. Zostałem. Wziąłem książeczkę z kolejną przygodą Kubusia Puchatka i zabrałem się do lektury. Uprzednio położyłem się z synkiem na łóżku w ten sposób, że jego główka spoczywała na moim ramieniu. Czytałem zdanie po zdaniu, stronę za stroną i nie wiem kto usnął pierwszy. Kiedy się przebudziłem, była godzina 4.20. Obok mnie spała Natalka, ale między nami była wyraźna granica. W sumie nie dziwię się, że wolała się położyć na skraju łóżka, niż spędzić noc na kanapie w salonie. Największemu wrogowi nie życzyłbym tego, by musiał spać na tym piekielnie niewygodnym meblu. Odwróciłem się na lewy bok i patrzyłem na obecną jeszcze żonę. Druga sprawa rozwodowa ma odbyć się pod koniec lutego. Natalia nie zamierza robić mi żadnych problemów jeśli chodzi o kontakty z dziećmi. Jeśli tylko będę miał ku temu sposobność, będę ich zabierał do siebie i zajmował jak należy. Patrzę w uśpioną twarz blondynki i zastanawiam się, dlaczego tak w ogóle się z nią ożeniłem. Czy ją kiedy kiedykolwiek kochałem? Musiałem czuć coś wyjątkowego, skoro zdecydowałem się na tak poważny krok. Przypomniałem sobie szybko nasze pierwsze chwile małżeńskie. Pewnie jak u wszystkich wyglądały one bajecznie. Nie mówię tu o wymarzonej podróży poślubnej, bo odbywała się ona podczas zgrupowania reprezentacja Białorusi, ale mimo to było nam ze sobą dobrze. Kiedy pojawił się Igor, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Słyszę często głosy, że dzieci są moją kulą u nogi, bo gdyby nie o one, to pewnie już dawno rozstałbym się z Natalią. Niemiłosiernie się złoszczę, gdy słyszę coś takiego. Igor i Danio to najlepsze, co mogło mnie spotkać w życiu i podejrzewam, że już nigdy mnie coś takiego nie spotka. Po rozwodzie z Natalią nie zamierzam się wiązać z żadną kobietą na tyle poważnie, by myśleć o założeniu rodziny i dzieciach. Po latach małżeństwa doszedłem do wniosku, że nie nadaje się do takiej relacji i nie chciałbym nikomu robić nadziei na to, że zostanę po grób, do ostatnich dni życia. Nie powinienem tak na nią patrzeć, a mimo to nie potrafię oderwać wzroku. Nurtuje mnie jej opadający kosmyk, który wchodzi je w oczy. Chcę go jak najdelikatniej potrafię odgarnąć, ale niechcący dotykam jej policzka. Otwiera oczy i patrzy na mnie zdziwiona. Kiedy orientuje się, że leżymy sobie jak gdyby nigdy nic na łóżku, wybucha śmiechem. Robię to samo. Na dobrą sprawę nie wyglądamy jak rozwodzące się małżeństwo, ale może to i lepiej? Duża w tym jej zasługa. Przecież ma prawo mnie nienawidzić za to, że notorycznie dopuszczałem się zdrad. Nie robi tego, bo jak mówi nie potrafi mnie nienawidzić. Podpiera się argumentem, że dałem jej wspaniałych synów i ze względu na nich, mimo wszystko musimy mieć ze sobą normalne relacje. Chcę tego.
-Wiesz tak się zastanawiam czy kiedykolwiek mnie kochałeś… Tak chociaż przez kilka chwil…- niby mówi to w żartobliwy sposób, ale wyraz twarzy diametralnie się zmienia. Nie ma pewności czy nie kłamałem mówiąc kiedyś, że kocham. Sam nie wiem czy jestem zdolny do takich uczuć. Wiem, że była dla mnie wyjątkowa i na pewno nadal będzie, bo jest matką moich dzieci. Moje zdrady nie są chyba efektem tego, że jej nie kochałem. Ja po prostu dusiłem się w związku. To smutne, ale znaczenie dla mnie ma tylko miłość fizyczna i ta na linii ojciec-dzieci. Inne rodzaje uczuć są chyba poza mną. Owszem, mógłbym się nie przyznać Natalii do tego, że ją zdradzam, ale takim zachowaniem tylko bym ją krzywdził. Ona ma prawo ułożyć sobie życia z kimś, kto na nią zasłuży i kto będzie kierował się taki samymi wartościami w życiu co ona.
-Było mi z tobą dobrze Natalko. Bardzo dobrze. Lubiłem wracać do naszego mieszkania w Grodnie, które pachniało mocną kawą i świeżo zarobionym ciastem drożdżowym. Lubiłem gdy przychodziłaś na moje mecze i dopingowałaś z całych sił. Z czasem jednak zacząłem odkrywać, że takie życie nie jest dla mnie. Żylibyśmy razem, obok siebie, a jednak osobno. Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie, bo na to zasługujesz i wiedz, że ci tego życzę z całego serca…
-Ktoś taki jak ty może mieć serce? Myślałam, że już dawno spłynęło między nogi.- złośliwa, ale jakże trafna aluzja, o którą nie mam prawa się obrazić i nie robię tego. Myślę nawet, że jest to znakomite określenie mojej osoby. Nie mam serca i nie kieruję się nim. Liczą się tylko doznania cielesne, miłość fizyczna…

…siedzę już drugą godzinę w jednym miejscu, znudzony do granic możliwości. Nowy fizjoterapeuta opowiada ciekawe rzeczy, ale jeszcze ciekawsze rzeczy ma mi na pewno do zaoferowania Paula, studentka ekonomii, dorabiająca u nas przy sprzątaniu hali. Siedzimy po turecku na płycie boiska, słuchając o nowym trybie wracania do normalności po trudach meczu, a mój wzrok świdruje postać brunetki, zamiatającej lewą trybunę. Jej krótkie białe szorty z czarną bokserką działają na mnie niesamowicie. Nie jestem mistrzem w panowaniu nad pożądaniem i dziś wiem, że również z nim przegram. Patrzę przepraszająco w kierunku Andrzeja dając do zrozumienia, że wychodzę do łazienki. Kiedy tylko znajdę się za drzwiami hali, wcale nie udaję się kierunku toalety. Idę do pomieszczenia gospodarczego, gdzie sprzątaczki mają swój składzik. Jeszcze rok temu był tam stary materac. Mam nadzieję, że teraz również znajdzie się tam coś odpowiedniego. Pewnym krokiem ścinam zakręt korytarza nie mając pojęcia, że po drugiej strony ktoś równie pewnie chce pokonać tę drogę. Wpadam na jakąś przeszkodzę, która okazuje się mieć piekielnie długie blond włosy i nieziemsko niebieskie oczy. Nie wiem, kto wpadł na kogo, ale teraz nie ma to najmniejszego znaczenia. Na moim ciele leżu urocza dziewczynka, która jest tak speszona, że ze strachu chyba boi się na mnie spojrzeć.
-Przepraszam, nie chciałam.- próbuje się podnieść, ale uprzedzam jej pomysł i chwytam delikatnie za nadgarstki. Na oko ta dziewczyna może mieć ze 20 lat, choć bez mocno wytuszowanych rzęs i mocnych kresek wyglądałaby zdecydowanie dziewczęco. To dziwne, że tak intensywnie się jej przyglądam. To nie jest preferowany przeze mnie typ kobiety. Daję sobie głowę usiąść, że liczy się dla niej miłość, a seks to tylko i wyłącznie po ślubie i to jeszcze od święta.
-Bardzo bolało, gdy spadałaś z nieba aniołku?- to tekst, którego ostatnio nauczył mnie Grzesiek Kosok. Nie wiem czemu przyszło mi do głowy, by wystartować do niej z takimi słowami, ale to pewnie dlatego, że wyglądała na młodziutką i kompletnie niedoświadczoną dziewczynę.
-Na pewno mniej, niż twój upadek z przerośniętego „ego”. Sorry, ale nie mam zamiaru gadać z kimś, kto startuje do laski z takim tekstem. Chodzą słuchy, że taki jebak z ciebie.- oho. Chyba się pomyliłem twierdząc, że mam do czynienia z delikatną kobietą. Posiadaczka niebywale niebieskich oczu wyraźnie mnie prowokowała, a ja zazwyczaj nie potrafię przejść obojętnie wobec takich zaczepek. Najwyraźniej moje przerośnięte „ego” bierze wtedy górę nad moim umysłem. Nie lubię, gdy kobieta wątpi w moją męskość. Mam wtedy ochotę na miejscu pokazać jej ile jestem wart, by potem żałowała, że już nigdy nie zazna orgazmu za sprawą Alka Akhrema.
-Chcesz się przekonać?- przypieram jej ciało do ściany. Mam jej dekolt na wysokości swoich ust. Wyraźnie chce wyswobodzić się z mojego uścisku, ale na moje działania takie zagrywki nie mają wpływu.
-A co powiesz na to?- uśmiecha się słodko, a po chwili przed moimi oczami migają gwiazdki i inne mroczki. Sprzedała mi kopa w męskie przyrodzenie i poszła sobie. Cholera jasna! Jeszcze nigdy żadna laska mnie tak niepotraktowała. Owszem, nie zawsze każde spotkanie z dziewczynami kończyło się zbliżeniem, ale żeby coś takiego to pierwszy raz w życiu! Zanim doszedłem do siebie, ślad po blondynce zaginął, a ja straciłem już ochotę na przygodę ze śliczną sprzątaczką. Gdyby nie ona, to pewnie teraz bym szczytował, a tak wracam z miną zbitego psa na halę i zajmuję swoje miejsce. Kowal się wkurzył, że olałem sobie resztę spotkania, ale nie odezwał się do mnie ani słowem. Nie musiał, bo jego wzrok wyrażał znacznie więcej niż słowa. Burknąłem do Cichego, gdy coś do mnie zagadał.
-Ej znasz tę laskę co tam siedzi?- on jak już się kogoś doczepi, to jak rzep psiego ogona.
-A co ja kurwa biuro matrymonialne jestem?! Nie znam wszystkich dziewic w Rzeszowie.-  ba, ja nawet nie przepadam za stosunkami z dziewicami. Spoglądam od niechcenia we wskazywanym przez Piotrka i z niedowierzaniem stwierdzam, że znam tę dziewczynę. Mój chybiony podryw. Dziewczyna złośliwie się do mnie uśmiecha, z wyraźnym tryumfującym wyrazem twarzy.
-Jeszcze będziesz moja maleńka, jeszcze będziesz moja…- mruczę pod nosem. Ona będzie dla mnie tak, jak upragniony tryumf w Lidze Mistrzów, jak gra w reprezentacji Polski. Taki cel, który ciężko zrealizować, ale nie jest on niemożliwy. Może przyszedł właśnie czas na to, by w końcu się wysilić?

Idioci uważają, że najlepszy sposób na podryw to taki, że klepną kobietę w tyłek. Potem czekają na jej reakcję. Ciekawe, że większości wydaje się, że jest poderwana i żaden nie przyjmuje pozycji obronnej, by nie dostać w pysk...

~~*~~ 


Powiem szczerze, że w tym rozdziale upatruje szansy na to, że obudzę się na to opowiadanie i nie zrobię z niego ckliwej historyjki, od której tak bardzo chcę uciec. Jeśli się nie uda, to nie wiem...
Mam nadzieję, że czytającym moje opowiadania maturzystkom egzamin dojrzałości poszedł dobrze, a i dalsza część będzie równie owocna. Kciuki za Was trzymam, sama będę pocić się za rok :)
Pozdrawiam i do napisania :***

Urywki, urywki...

-Jakie to smutne, gdy dziewczyna musi tańczyć z dziewczyną. Brak powodzenia doskwiera? Może nie warto wybrzydzać?


-Jak chcesz sobie podciągnąć statystyki i mnie zaliczyć to powiedz mi to prosto w oczy. Można powiedzieć, że znam cię kilka godzin, a niesamowicie mnie wkurwiasz. Żadnej nie przepuścisz?


-Najlepszy z ciebie kibic na świecie. Kto groził Chorwatom, że jeśli jeszcze raz zrobią coś twojemu tatusiowi to będą mieli z tobą do czynienia?


sobota, 4 maja 2013

III


/Aleh/
Budzi mnie delikatne głaskanie po policzku. Leniwie otwieram jedno oko, by rozeznać w jakim miejscu się znajduję i kto leży obok mnie. Pewne jest, że obok mnie nie leży moja żona, bo jestem z nią w trakcie rozwodu. Nigdy nie byłem przesadnie dobrym mężem, choć Natalii i dzieciom nigdy niczego nie brakowało i dopóki żyję, to niczego nie zabraknie. Na drogich prezentach, którymi chciałem wynagrodzić żonie swoje wycofanie z rodzinnego życia, nie da się zbudować trwałego związku. Byliśmy młodzi, kiedy jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że zostaniemy rodzicami. Ślub był załatwiamy w tak szybkim tempie, że nawet nie zdążyłem się dobrze nad tym wszystkim zastanowić, a już stałem przed ołtarzem i ślubowałem wierność i uczciwość małżeńską. Dwie rzeczy, które są absolutnie ze mną sprzeczne. Mógłbym nie opuścić Natalii dopóki śmierć nas nie rozłączy, ale wierny być nie potrafiłem i nie potrafię nadal. Ignaczak mówił mi, że chociaż w te ostatnie miesiące małżeństwa powinienem zmusić się do wierności, ale teraz w moim przypadku wszystko przybrało na sile. Nie było mowy o żadnym stałym związku. Już jedna biała suknia wisiała w mojej szafie przez tyle lat i czas pokazał, że nie nadaję się do małżeństwa. Co innego dać szczęście kobiecie w łóżku, a co innego dawać jej poczucie, że jest wyjątkową i patrzeć w nią jak w obrazek przez 24 godziny na dobę. Mówią, że siatkarze w większości nie marzą o niczym innym jak o kochającej rodzinie, która daje stabilizację i jest jedynym pewnym punktem w tułaczym życiu podczas sezonu. Ja jestem zupełnie inny. Tylko dzieci z tej całej rodzinnej otoczki są tym, z czego nie potrafiłbym zrezygnować i co jest dla mnie największym plusem 6-letniego małżeństwa z Natalią. Nawet po rozwodzie to się nie zmieni. Będę starał się uczestniczyć w ich wychowaniu na tyle, na ile będzie to możliwe. Sama Natalia na koniec zamierzała pójść mi na rękę obiecując, że będzie mieszkać cały czas w Polsce, nie zależnie od tego czy ja zamienię Rzeszów na inne miasto czy też nie. Nie mogłem od niej oczekiwać, by jeździła ze mną tam, gdzie przyjdzie mi grać, ale ta świadomość, że będą w Rzeszowie mimo wszystko sprawia, że czuję się pewnie i w ogóle nie żałuję tego, że to wszystko tak się zakończy. Natalia to wspaniała kobieta i jestem przekonany, że znajdzie kogoś, kto w pełni na nią zasłuży. Ja natomiast będę się otaczał wianuszkiem dziewczyn, które być może nie mają rozpoczętej pracy doktoranckiej, ale znają się na rzeczy, jeśli chodzi o anatomię człowieka.
-Która godzina?- w odpowiedzi na swoje pytanie otrzymuję namiętnego buziaka, który przeradza się zdecydowanie bardziej wyczerpującą wymianę ślinę. Nie jestem jednak w nią aż nadto zaangażowany, bo kątek oka dostrzegam zegarek na szafce nocnej Izy i z przerażeniem stwierdzam, że jest już po 10, a ja 15 minut temu powinienem być u Natalii, by zabrać Igorka na zakupy. Smyk rośnie jak na drożdżach i co jakiś czas potrzebne jest dość poważne wietrzenie zasobów garderoby. Zrywam się jak poparzony z łóżka i pospiesznie zakładam porozrzucane na podłodze ubrania. Ku niezadowoleniu dziewczyny nie jestem w stanie zostać z nią w łóżku, choć odważnie zjeżdżające w dół figi są niebywale kuszącą propozycją.
-Jesteś pewny, że nie chcesz zostać? Masz przecież dzisiaj wolny dzień.- klęka na łóżka i zabiera się za pasek od moich spodni. Jej naga postura sprawia, że jestem gotów zrzucić z siebie swoje ubranie i zostać na dłużej, ale nie mogę. Ściągam delikatnie jej ręce ze swoich bokserek i obdarzam przepraszającym spojrzeniem.
-Przyjdę wieczorem.- nie mogę zrobić zawodu synowi. On tak czekał na te zakupy. Jeszcze wczoraj dzwonił do mnie i pytał czy aby na pewno o nich nie zapomniałem. On i Danio nie są winni temu, że ich ojcu rozum spłynął w nie tą część ciała, co potrzeba. Wychodzę z bloku Izy i odnajduję w kieszeni spodni kluczyki do samochodu. Oczywiście jak na złość muszę mieć teraz problemy z odpaleniem silnika.
-Proszę, nie rób mi tego!- przekręcam kluczyk raz jeszcze i oddycham z ulgą, gdy słyszę niezbyt płynną, ale jednak pracę silnika. Muszę się poważnie rozejrzeć za nowym wozem, bo ten chyba już wyjeździł co swoje. Nie mniej jednak jeszcze dziś musi mi posłużyć. Po 10 minutach drogi znalazłem się w byłym mieszkaniu, gdzie już na korytarzu powitał mnie radosny okrzyk Igora. Oczywiście poszedłem przywitać się również z młodszą latoroślą. Pewnie i jego zabrałbym na ten rodzinny, męski wypad, ale mały trochę pokasłuje i nie ma sensu wyciągać go w takim stanie na dwór. Kiedy wchodzę do jego pokoju, to słyszę tylko miarowy oddech, dochodzący z łóżeczka. Podchodzę bliżej i całuję jego czółko. Przykrywam szczelniej kołdrą i kilka sekund wpatruję się w niego. Utrwalam ten obrazek, bo jego najbardziej mi brakuje.
-Tu masz sok i biszkopty, gdyby mały był głodny. Nie zabieraj go na pizzę i nie dawaj coli bo wiesz, że nie może jej pić.- wiem o tym doskonale, bo ma to po mnie. Ja również nie mogę pić napojów gazowanych, bo mam po nich dziwny nie smak w buzi, a nie rzadko i problemy z żołądkiem. Uspokajam Natalię, dając do zrozumienia, że dam sobie radę z opieką nad własnym dzieckiem. Przecież kiedyś zostawałem z chłopcami sam i nie było z tego tytułu większych problemów.
-I może od razu wytłumacz Igisiowi co oznaczają te czerwone plamy na twojej szyi, bo po każdym waszym spotkaniu muszę go zapewniać, że tatuś nie jest na nic chory i na pewno nie umrze.- w przedpokoju spoglądam w lustro i już wiem o czym mówi Natalia. Chodzi jej o malinki, które są efektem niezłomnego pożądania mojej osoby wczorajszej nocy przez Izę. Już jak ona się do człowieka przyssie, to nie ma zmiłuj. Będę musiał powiedzieć Igorowi, że mam jakąś alergię czy coś w tym stylu, bo dzieciak nie potrzebnie się tylko będzie martwił o ojca.
-Idziemy tato?- widzę, że jest już gotowy. Na nogach ma swoje trapery, na głowie czapkę i szalik na szyi. Pomagam mu założyć kurkę i założyć rękawiczki. Po wszystkim chcę wziąć na ręce, na Igor zdecydowanie się oburza.
-Jestem już duży tato i pójdę sam. Możesz mi tylko dać rękę jak chcesz.- jego mała dłoń spoczywa w mojej. Chyba ostatnio miałem zbyt mało czasu pomyśleć o tym, że moje dzieciaki z dnia na dzień stają cię coraz bardziej samodzielne. Jeszcze nie dawno Igor potykał się na chodniku i wręcz prosił o to, by nieść go na rękach, a teraz dziarsko kroczy obok mnie, rozprawiając radośnie o koleżance z przedszkola. Mam tylko nadzieję, że nie odwiedził po mnie stałości w uczuciu. Jeden dupek Akhrem w historii rodziny w zupełności wystarczy…

Dzieci to strzała, którą wysyłamy w przyszłość, to najpiękniejszy po nas ślad. Ale z drugiej strony to bardzo trudne wyzwanie i ciężka codzienna praca. Najważniejsza praca w naszym życiu.


/Kinga/
Do tej pory jestem zła na Tolę za to, że mnie tak wtedy zostawiła samą sobie w klubie, ale już tylko trochę. Oczywiście muszę jej dać jasno do zrozumienia, że kiedy wychodzimy razem, to taka sytuacja nie może mieć miejsca, ale nie robię jej już żadnych pretensji i wymówek. Siedzę w szkolnej ławce i spoglądamprzez lewę ramię na mozolną pracę wykonywaną przez Lipkę. Blondyna z uporem maniaka próbuje rozkminić zadanie z ciągu geometrycznego, które powiewa dla niej magią, jak zdążyła to określić kilka chwil wcześniej. Ona liczę sumę pierwszych wyrazów ciągu, a mi przed oczami również widnieje ciąg, ale niepowiązanych ze sobą cyferek, które w całości układają się numer Michała. Dałam się mu podejść jak głupia napalona dziewczyna i nawet nie wiem w którym momencie wylądowałam z numerem jego telefonu na prawym nadgarstku. Powiedział, że już dawno z nikim nie bawił się tak dobrze i jeśli kiedyś ze chcę z nim pogadać, to numer mi się przyda. Na początku stwierdziłam, że jak koleś ma się poczuć lepiej ze świadomością, że dał mi swój numer to nie robiłam cyrków i grzecznie dałam sobie nabazgrać go na ręku. Następnego dnia, kiedy ochłonęłam i uświadomiłam sobie, że bawiłam się z nim całkiem fajnie, wpisałam numer do komórki, ale nie wykorzystywałam go, choć nie raz miałam już zredagowany niewielkich rozmiarów sms. Za każdym razem dochodziłam do wniosku, że takie zachowanie jest dobre dla napalonych lasek, ale nie dla szanującej się dziewczyny z zasadami. Z doświadczenia koleżanek wiem, że jak tylko facetowi nawet przez chwilę pokaże się, że się walczy o jego względy, to on będzie wykorzystywał to do końca życia. Zresztą co się ją się w ogóle zastanawiam nad jakimś Bąkiewiczem, skoro on jest w regularnym związku ze stateczną kobietą. Pewnie sobie wtedy pofolgował z drinkami i stąd te jego epitety, którymi opisywał moją osobę. Głupia jesteś Kinga i tyle! Lepiej się zabiorę za matematykę, bo 8 maja blisko, a ja nie zamierzam opierdolić matury ze znienawidzonego przez siebie przedmiotu jakim jest rzekomo królowa nauk. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie powinnam mieć z nią problemu, ale to tylko tak pięknie się mówi, a zadania dość sprawnie rozwiązują w domu czy klasie. Przyjdzie maj, otworzę arkusz maturalny i pewnie będę zastanawiać się co zrobię ze swoją osobą, gdy nie zdam matury. Marzenia o wyrwaniu się z Gdańska i wypłynięciu na szerokie wody prysną jak bańka mydlana.
-Przepraszam, ale czy mogłam na chwilę przeszkodzić?- do klasy wpada nasza wychowawczyni. Złota kobieta, fanka Depache Mode i siatkówki. Oczywiście rozwala się bezpardonowo na naszej ławce i wygrzebuje ze stosu papierów jakąś listę, która okazuje się być listą studniówką. Wstępnie podałam, że przychodzę na ten bal z osobą towarzyszącą, ale miałam nadzieję, że do tego czasu uda mi się znaleźć jakieś kandydata, który porwie mnie swoimi umiejętnościami tanecznymi. Sęk w tym, że nikt taki się nie pojawił, a jak już się pojawiał, to nie dawał mi żadnych sygnałów, że zechciałby ze mną wybrać się na studniówkę.
-Ty ja to chyba sama pójdę, bo nie mam z kim.- mówię szeptem w stronę Lipińskiej, a ta w mgnieniu oka rozpoczyna swoje przedstawienie. Najpierw teatralnie puka się w czerep. Niestety wykonuje to tak ekspresyjnie, że przez kilka chwil musi rozmasować obolałe czoło, a potem znów przystępuje do ataku.
-Zwariowałaś?! Taka impreza, a ty chcesz przyjść sama? Mało to tego kwiatu, by sobie jakiegoś nie wybrać?- no jej to jest łatwo powiedź, bo do niej już dawno uśmiechnęło się największe ciacho w szkole z prośbą o towarzystwo na studniówce.
-No z kim mam pójść?! Z Krzyśkiem?!- jak zwykle kłócimy się na całą klasę i nikt nie zwraca na to uwagi, bo wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić. Reszta klasy ustala coś z naszą wychowawczynią, a my ostro dyskutujemy. Ta propozycja z Krzyśkiem wcale nie byłaby złą opcją gdyby nie fakt, że wszyscy wiedzą, że to brat mojego ojca. Nie jestem anonimową postacią w klasie, a nawet w szkole i podejrzewam, że również i z tego względu nie mam z kim pójść na ten pieprzony bal dojrzałości. Moje nazwisko i osoba ojca sprawia, że chłopcy trzymają mnie na dystans. Uśmiechają się, gratulują udanych występów taty, ale żaden nie chce się podjąć bycia zięciem Marcina Lijewskiego. Nie wiem, może boją się zbytniej ingerencji osób trzecich. Szczerze powiem, że osobiście nie odczuwam tej popularności taty. Może na w latach 2007-2009 było trochę gorzej, ale wtedy piłka ręczna była na fali, a ojciec grał jak z nut i dwa razy z rzędu został wybrany do drużyny marzeń Mistrzostw Świata. Nikt jednak nie wywlekał na wierzch tego, że mam na bakier z zachowaniem w szkole czy moją genetyczną zawiłość. Wydaje mi się, że środowisko fanów piłki ręcznej nie ma pojęcia o tym, że nie jestem biologiczną córką Justyny, a co dopiero mówić tu o zwykłych śmiertelnikach, na których nazwisko „Lijewska” nie robi żadnego wrażenia.
-A Bąkiewicz?- Tola zniża ton głosu, ale nie na tyle wystarczająco, by nie usłyszała tego nasza wychowawczyni. Ona doskonale wie, kto to jest Michał Bąkiewicz, bo nie raz na godzinie wychowawczej przez te trzy lata mówiła, że mąż jest zazdrosny o jej uwielbienie do tego siatkarza. Pewnie jakbym przyszła z nim na studniówkę i zaaranżowała ich taniec, to na bank na koniec maturalnej klasy miałabym piękną piątkę z historii, o którą zamierzam walczyć z całych sił. Nie mniej jednak z politowaniem patrzę na przyjaciółkę, a w myślach dochodzę do wniosku, że zbyt długi obcowanie z matematyką jej nie służy. Dzwoniący dzwonek jest dla nas sygnałem, że kolejny dzień katorżniczej pracy w pogoni za satysfakcjonującym wynikiem na maturze można uznać za zakończony. Wychodzimy z Lipińską ze szkoły z szerokimi uśmiechami na ustach, bo na niebie pierwszy raz od kilku dni pojawiły się promienie słońca. Jasną sprawą jest, że nie pójdziemy teraz do domu, tylko na miasto.
-Powiedz mi lepiej jak sytuacja u ciebie i co z wyjazdem taty do Rzesz…- kurwa! Ja to jak zwykle nie potrafię ugryźć się język i pierdolę co mi ślina na język przyniesie. Humor Toli wyraźnie się pogarsza po moim pytaniu, ale nie zamierza niczego przede mną ukrywać. Wchodzimy do cukierni na ogromnego eklerka z bitą śmietaną i zamawiamy po kubku gorącej czekolady. Jeszcze przed chwilą rozmawiałyśmy o studniówce, a teraz robimy wszystko, by wyglądać na niej jak trzydrzwiowe szafy. Powaga chwili wymaga jednak, by zjeść dużą porcję cukru.
-Tato przeprowadza się do Rzeszowa zaraz po nowym roku. Zostawia mi i matce mieszkanie, do którego wprowadza się jej fragles. Na samą myśl, że będę mieszkać z nim pod jednym dachem przez kilka miesięcy robi mi się nie dobrze, więc lepiej zmieńmy temat…- kurczę, współczuję jej. Nie wyobrażam sobie teraz, że moi rodzice się rozstają i do mojego domu wprowadza się jakiś obcy facet. Znając mnie, to dałabym mu jasno do zrozumienia, że nie ma szans mówić w naszym przypadku o jakichkolwiek przyjaznych relacjach, ale sama świadomość nie dawałaby mi spokoju. Na szczęście tata i Justyna świetnie się dogadują, kochają, więc nie mam się czym martwić. Toli mi szkoda, ale musi się pocieszać świadomością, że kiedy wyjedzie na studia, to nie będzie musiała z nimi przebywać. Rzeszów też nie na końcu świata, więc wsiądzie w pociąg i pojedzie do ojca. Z tego co mi się o uszy ubiło to tam jest też jakiś dobry siatkarski klub, więc jakieś plusy na pewno się znajdą.
-A teraz mi powiedz czy rozmawiałaś z Michałem?- no ona mi nie odpuści tego Michała czy co?! Wyciągnęłam telefon i znalazłam w zakładkach artykuł w którym wyczytałam, że ma dziewczynę. Palcem pokazałam jej również jego wiek, zaznaczony w tekście. Wiem, że dla niej różnica wieku to żaden argument. Posiadanie przez Bąkiewiewicza dziewczyny wyraźnie ostudziło jej entuzjazm. Widać było, że nie miała o niej pojęcia, a ona naprawdę jest dość dobrze zorientowana w tych sprawach poza boiskowych.
-No widzisz jacy oni są?! Tu niby dziewczyna, a tu wyskok do Gdańska na balangę. Myślał, że jak będzie z dala od domu to sobie podupczy w tajemnicy i nikt się nie dowie. Jak on jest taki, to wcale się z nim nie kołuj na tę studniówkę i jak trzeba będzie to bierz Krzyśka. Co z tego, że jest bratem twojego ojca? I tak wszystkie będą ci go zazdrościć.- co prawda to prawda. Ile to ja się w klasie nie nasłucham, jaki to Krzysiek jest przystojny, że głowa mała. Fakt jest, ale wziąć na studniówkę wujka jako osobę towarzyszącą to trochę wioska. Z drugiej strony, jeśli Tola postawi mi ultimatum i prawie siłą z musi do tego, bym poszła na tę imprezę z kimś, to będę musiała skorzystać z jego usług. Jest moją alternatywą, o którą nie muszę się martwić, bo przecież swojej bratanicy nie odmówi. Zajadając potężną bombę kaloryczną słyszę dźwięk, sygnalizujący wiadomość tekstową w mojej skrzynce odbiorczej. Niechętnie sięgam po to jakże uciążliwe i ograniczające dzieło cywilizacyjne. Na początku pobieżnie czytam wiadomość i w ogóle nie rozumiem sensu jej słów. Z czytaniem ze zrozumiem zawsze miałam na bakier, więc powtarzam tę czynność ponownie.

Liczyłem na to, że się do mnie odezwiesz, ale nie robiłaś tego tak długo, że musiałem swoimi sposobami zdobyć twój numer. Nie mogę do dziś zapomnieć nocy spędzonej w twoim towarzystwie.
M.
O kurwa! Że to jest to „M”, o którym ja myślę?! Z wrażenia zakrztusiłam się niewielką porcją bitej śmietany. Tola od razu rzuciła się mi z pomocą. Zdzieliła mnie przez plecy z taką siłą, że o mały włos nie odbiła mi się oranżada z pierwszej komunii.
-Czytaj!- nie byłam w stanie wytłumaczyć tego co się ze mną stało, więc dałam jej przeczytać wiadomość od Bąkiewicza. Jej reakcja?! Face palm w wydaniu Toli Lipińskiej. Gwizdnęła z wrażenia, czym zwróciła uwagę innych gości na nasz stole i nas same.
-Może ta dziewczyna to już czas past simple? Skoro facet zadał sobie trud, by zdobyć twój numer, co pewnie w jego warunkach nie było łatwe, to pewnie musiałaś nieźle zamieszać mu w głowie. Tylko się zastanawiam czym, bo ubrałaś się na tę imprezę wtedy jak na dyskotekę szkolną.- no to jest dobre pytanie, która nasunęło mi się po słowach przyjaciółki. Jak w swoich realiach Michał zdobył mój numer? Ruszyłam mózgownicę i zbyt długo nie musiałam się wysilać.
-Ha! Na pewno przetrzepał telefon Winiara albo Mariusza. Powiedz mi lepiej co mam mu odpisać?
-A co podpowiada ci serducho?- no serducho to podpowiada mi by napisać o tym, że mi również dobrze bawiło się z nim podczas tej imprezy. Na całe szczęście rzadko dopuszczam serce do głosu i zdecydowanie częściej kieruje się rozumem. Jestem pewna, że szatyn myśli o mnie jak o kolejnej naiwnej dziewczynce, która pójdzie z nim do łóżka Tylka dlatego, że jest TYM Michałem Bąkiewiczem. Niedoczekanie!

Podejrzewam, że Michał czy Mariusz nie byli by zachwyceni faktem, że bez pytania spisujesz zawartość ich książki telefonicznej. Jeśli brali udział w tym procederze, a Ty zrobiłeś to legalnie i za ich aprobatą to możesz im powiedzieć, że naskarżę ojcu, a wtedy nie chciałabym być w ich skórze. Pamiętaj panie Bąkiewicz, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i nie każdy taniec przy smętach Lady Pank prowadzi do łóżka!
K.
Zanim nacisnęłam przycisk „Wyślij”, treść wiadomości skonsultowałam z blondynką. Uśmiechnęła się pod nosem i sama wyręczyła mnie z tej czynności, po czym zaczęła się głośno śmiać.
-Z czego ha?
-Może i po jednej piosence nie poszliśmy do łóżka, ale zobaczysz, że jeszcze będziesz jęczeć i stękać w ramionach Bąkiewicza.- zmierzyłam ją nienawistnym spojrzeniem.
-Prędzej w deklaracji maturalnej wpisze pozycję "fizyka: na poziomie rozszerzonym, niż Bąkiewicz za moją przyczyną uwolni swoje dzikie hucie.- no i dla czego ona mi nie wierzy i cała czas tak bezczelnie się śmieje?!

Nie ma maski, która mogłaby długo uk­ryć miłość tam, gdzie ona jest, ani udać ją tam, gdzie jej nie ma....

~~*~~ 

Zaczynam mieć wątpliwości co do tego opowiadania, a skoro zaczynają się one pojawiać już przy III to znaczy, że nie jest dobrze. Może to dlatego, że w ostatnim tygodniu zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle jest sens w tym wszystkim siedzieć? Sama już nie wiem co jest nie tak, ale nie podoba mi się to… L
Pozdrawiam i do napisania :***

Urywki, urywki...

Myślę, że nie powinniśmy sobie dalej wchodzić w drogę, bo jak widzisz nie jest nam wspólnie po drodze. Z utęsknieniem czekasz na dzień zakończenia mojej kariery, ale nawet jeśli rzucę głęboko do szafy nakolanniki, to i tak nie rozstanę się z siatkówką. Z tobą tak, ale z siatkówką nie.


-Na pewno mniej, niż twój upadek z przerośniętego „ego”. Sorry, ale nie mam zamiaru gadać z kimś, kto startuje do laski z takim tekstem. Chodzą słuchy, że taki jebak z ciebie...


-A co ja kurwa biuro matrymonialne jestem?! Nie znam wszystkich dziewic w Rzeszowie.