sobota, 28 września 2013

XV

/Michał/

Mecze z Rzeszowem na ich terenie kompletnie nam nie wyszły.  Co prawda nie były to jakieś wysokie i przekonywujące wygrane naszych rywali, ale jednak to my w Bełchatowie stoimy pod ścianą i to my musimy zrobić wszystko, by przedłużyć tę rywalizację. Niedzielny poranek na kilka godzin przed meczem zaczął się dość niespodziewanie. W moim mieszkaniu pojawiła się…Beata. Nie widziałem się z nią od dnia, w którym się rozstaliśmy. Od naszych wspólnych znajomych słyszałem, że mieszka u swojej koleżanki w Łodzi i tam też znalazła jakąś pracę. Nigdy nie należałem do osób zbyt mściwych, więc cieszyłem się, że układa sobie życie na nowo. Do tej pory byłem jej wdzięczny, że dała mi zupełnie spokój i darowała sobie urządzanie scen, jak odgrażała się podczas naszej ostatniej rozmowy. Co więc sprowadza ją do mnie teraz? Powiem szczerze, że dziś chciałem się kompletnie „wyautować” z życia codziennego i skupić tylko na meczu. Nie liczę na to, że zacznę spotkanie w pierwszej „szóstce”, ale to jest tak ważny mecz, że koncentracja potrzebna jest na każdym jego etapie, nawet w kwadracie dla rezerwowych.
-Powiem szczerze, że jestem mocno zaskoczony twoją wizytą. Sprowadza cię do mnie coś konkretnego?- staram się być miły. Jakby nie patrzył, żyliśmy ze sobą kilka lat i nie zawsze czułem się w tym związku źle. Dopiero w momencie, gdy Beata zaczęła mnie strofować i na siłę zmieniać w kogoś, kim nie jestem, to się zbuntowałem.
-A ja szczerze ci powiem, że potrzebne mi jest kilka tysięcy złotych i nie znam innej osoby, która mogłaby mnie taką gotówką wspomóc.- cóż, nie jesteśmy parą, ale chętnie jej pomogę. Brunetka nigdy nie leciała na moje pieniądze, a stan mojego konta podczas naszego związku kompletnie ją nie obchodził. To raczej ja chciałem jej przychylić nieba, wynagrodzić jakoś czas, w którym nie ma mnie obok jej. Wyjeżdżaliśmy na drogie wakacje, nie szczędziłem pieniędzy w salonach jubilerskich. Po prostu mi się wydawało, że tak wygląda miłość, ale się pomyliłem. Zaczynam powoli uświadamiać sobie jak powinno się ją definiować. Za sprawą Kingi to zrozumiałem. Niezmiernie się cieszę, że los postawił ją na mojej drodze. Owszem, mamy problemy i to dość poważne, ale mamy też nadzieję na to, że uda nam się je pokonać. Napawa mnie niepokojem myśl, że przeze mnie Kinga nie dogaduje się ze swoimi rodzicami. Nawet proponowałem jej, że jeśli to dla niej zbyt wiele, to ja usunę się z jej życia, byleby tylko jej kontakty z rodziną nie uległy pogorszeniu. Tak cholernie się bałem, że przystanie na tę propozycję, ale uznałem, że muszę jej dać prawo do wyboru. Wybrała. Powiedziała, że postara się pogodzić dobre stosunki z ojcem i macochą wraz z naszą znajomością. Na razie nie wygląda to najlepiej, bo kiedy tylko w rozmowach telefonicznych zaczyna się ten temat, Lijewska jest milcząca i wyraźnie zasmucona. Podejrzewam, że w niedalekiej przyszłości pojawi się tu u mnie Marcin Lijewski i jasno da mi do zrozumienia, żebym nie zbliżał się do jego córki. Winiar dzwonił do mnie wczoraj i mówił, że jemu i Mariuszowi już się oberwało za to, że być może mieli coś wspólnego z tym, że moje więzy z jego córką tak się zacieśniły. Mogłem ich tylko za to przeprosić, bo przecież na dobrą sprawę nie mieli z tym nic wspólnego, nie licząc pomocy przy moim nagłym wyjeździe do Gdańska. Na razie nie dzwoniłem do Kadzia i nie mówiłem mu jaka jest sytuacja, bo on najprawdopodobniej jest poza strefą podejrzeń Lijewskiego.
Beata nie przedłużała swojej wizyty. Po otrzymaniu ode mnie 7 tysięcy złotych, podziękowała i wyszła z mieszkania. Jeszcze w drzwiach zapytała co u mnie słychać. Chyba z grzeczności, przynajmniej tak brzmiała. Ja niestety nie jestem zbyt wylewny i nie zwykłem rozmawiać o swoich problemów, a już zwłaszcza z byłymi dziewczynami. Zbyłem ją oklepanym stwierdzeniem, że wszystko jest w porządku, a po jej wyjściu zabrałem się do przedmeczowego przygotowania się. Zacząłem od pożywnego obiadu, na który składał się odgrzany rosół od mamy i porządna dawka piersi kurczaka z ryżem. Potem szybki prysznic i bezpieczna jazda do Bełchatowa. Po podróży do Gdańska, którą odbyłem w dość ekspresowym jak dla mnie tempie zauważyłem, że ciut większa prędkość nie jest wcale taka straszna, a jak się zachowa odpowiednią ostrożność i koncentrację to można bezpiecznie ciąć sobie nawet 120 km/h, oczywiście na odpowiednich do tego drogach. Wjechałem na parking dla zawodników i włodarzy klubu, parkując obok autobusu Resovii. Już po drodze do samej hali rozdałem kilka autografów i zapozowałem do zdjęć. Zaraz za drzwiami czekała na mnie niespodzianka i to ogromna.
-Kinga?!- nic nie mówiła, że tu przyjedzie. Jej stosunek do sportu nie pozwalał mi mieć nadziei na to, że pojawi się jeszcze kiedykolwiek na siatkarskiej hali, a ona nie dość, że przejechała pół Polski, to widać, że jest do tego meczu przygotowana.
-Pomyślałam, że będzie ci miło, gdy mnie tu zobaczysz. Dużo mówiłeś o tym, że to ważny mecz, więc wsiadłam w pociąg i jestem.- staje na palcach i muska mój policzek. Ma rację, jest mi naprawdę miło. Ja nie całuję jej policzka. Przyciągam ją do siebie i zachłannie napadam na jej usta. Widzę kątem oka, że przygląda się nam spora część kibiców już przybyłych na mecz, ale nie zwracam na tu uwagi. Najwyżej później ktoś zamieści nasze zdjęcie w Internecie i pojawi się fala pytań odnośnie mojego stanu cywilnego. Na tę myśl jednak, zwalniam uścisk i odrywam się od szatynki. A co jeśli takie zdjęcie wpadłoby w ręce Marcina? Podejrzewam, że nie byłby zadowolony, a ja przeszedłbym przymusową kastrację.
-Kinia?!- z takim samym zdziwieniem na obecność Lijewskiej tutaj reaguje Paula, żona Mariusza. Podbiega do nas z Arkiem na rękach i wita się z nią.
-A gdzie Justyna i dzieciaki?
-Nie ma ich. Przyjechałam tu sama pociągiem.- jeszcze przed chwilą na jej twarzy był uśmiech, a teraz wyraźnie spochmurniała. Zaczynam się chyba domyślać co jest powodem jej nagłej zmiany nastroju.
-Oni wiedzą, że ty w ogóle tu jesteś?- nie powalasz inteligencją Bąkiewicz! Jasne, że nie wiedzą nic o jej podróży. Cholera jasna!
-Kinga tak nie można. Takim zachowaniem na pewno nie wzbudzisz ich zaufania i nie sprawisz, że zaczną akceptować tę sytuację.- zdążyłem już się zapoznać z jej zdaniem na ten temat. Ona uważa, że jest dorosła i ma prawo decydować o sobie. Owszem, ale nie takim kosztem.
-Nie mówmy teraz o tym. Chcę się cieszyć tym, że jestem tutaj. Zobacz!- wskazała na swój policzek z żółto-czarnym serduszkiem.
-Dałam się wymalować jakimiś farbkami, wydałam resztę swojego kieszonkowego na koszulkę z twoim numerem i nazwiskiem, więc doceń to i przestań chrzanić!- teraz to ona wpiła się w moje usta, pozbawiając o mały włos oddechu. Przyjemnie mi się zrobiło na sercu, nie powiem, ale niestety tylko przez chwilę. Uciekając od tej sprawy, nie uda nam się jej załatwić.
Tak jak prosiła Kinga, na razie nie wracałem do tego tematu. Odprowadziłem ją do hali na jej miejsce. Zamawiając bilet miała niezłego nosa, by wybrała sektor zarezerwowany dla rodzin zawodników Skry. Szybko odnalazła się w rozmowie z Dagmarą, a ja poszedłem do szatni. Już w drzwiach zaczepił mnie Szampon. jest chyba na mnie zły, a ja nie wiem dlaczego. Szybko mi to wyjaśnił.
-Masz coś wspólnego z ucieczką Kingi z domu?!- co?! Kinga uciekła z domu. Wiem tylko tyle, że przyjechała do Bełchatowa nie informując o tym rodziców, ale nie miałem pojęcia, że wygląda to aż tak poważnie. I ja jeszcze przed południem mówiłem, że w pełni chcę skoncentrować się na tym meczu?!
-Mariusz, nie kazałem jej uciekać z domu. Możemy się tym zająć po meczu? Nie chcę się rozpraszać.- gdybym tego nie powiedział, pewnie musiałbym się z wszystkiego tłumaczyć.
Podczas rozgrzewki nie mogłem się na niczym skupić. Mój wzrok cały czas uciekał w stronę Lijewskiej. Wydawała się być zrelaksowana, ale czy osoba, która uciekła z rodzinnego domu, może być zrelaksowana?

Ucie­czka przed walką jest czymś naj­gor­szym, co może się nam przyt­ra­fić. Jest o wiele gor­sza od przeg­ra­nej, po­nieważ klęska zaw­sze może stać się dla nas źródłem doświad­cze­nia i nauką, a ucie­czka da­je nam tyl­ko jedną możli­wość: głosić zwy­cięstwo nasze­go wroga. 



/Kinga/

Wcale nie uciekłam z domu! Po prostu nie powiedziałam
Justynie,że jadę do Bełchatowa. Nie miałam ochoty słuchać o tym, że popełniam największy błąd w swoim życiu. Błąd to być może bym popełniła, gdybym nie chciała spróbować, a ja chcę to zrobić. Dlatego też przyjechałam tutaj, bo tylko z dala od napominającego głosu Justyny i urywających się telefonów od ojca, mogę się zdystansować i podjąć właściwą decyzję. Jestem ciekawa kto zadzwonił do mojej macochy i powiedział, że tu jestem. Znów stawiam na dwójkę Winiarski-Wlazły. Gdy na boisku pojawiają się oba zespoły, dostrzegam znajomą postać kręcącą się obok trenera rzeszowskiej drużyny. Jasny gwint! Przecież to pan Marek! Jak ja mogłam być taką niemotą i zapomnieć, że on pracuje w tym klubie? Może to on zadzwonił do rodziców i powiedział im, że tu jestem? Posądzili mnie o podróż do Rzeszowa? Z tego co wiem, Tola nie wybierała się w odwiedziny do ojca.
-Kinga, tam przypadkiem nie siedzi twoja przyjaciółka Tola?- Dagmara wskazuje palcem na przeciwległą trybunę i rzeczywiście bez trudu mogę wśród kibiców rzeszowskiego fanklubu odnaleźć Lipińską. Jej blond włosy zawsze były, są i będą jej rozpoznawczym znakiem. Jestem tylko ciekawa dlaczego mi nie powiedziała, że jedzie do Bełchatowa. A może mówiła, tylko ja przestałam ją słuchać? Nie ma co się oszukiwać, nasza przyjaźń przechodzi teraz kryzys i sama nie wiem skąd to się wzięło. Tola strasznie chciała mi pomóc po tym co się stało, a ja tę pomoc odtrąciłam. Dlaczego? Do dziś próbuję sobie odpowiedzieć na to pytanie. Później w szkole próbowałyśmy rozmawiać, ja gdyby nigdy nic, ale świadomość ciążącego między nami tematu nie dawała na spokoju. Wolałyśmy milczeć niż udawać, że wszystko jest w porządku. W moich oczach wzbierają się łzy na myśl, że to wszystko jest takie trudne. Rozgrywany na moich oczach mecz w ogóle mnie nie obchodzi, choć naprawdę miałam ochotę zaznajomić się z tym, czym zajmuje się Michał. Zabrałam swoją kurtkę i z płaczem poszłam do łazienki. Zamknęłam się w jednej z kabin i napisałam sms-a do Toli. Dzwonienie w tych okolicznościach nie miało sensu, bo i tak nie usłyszałaby na hali. Postanowiłam dać jej znać i liczyć na to, że kiedyś zerknie do telefonu.
-Zajętę!- krzyknęłam przez łzy, gdy ktoś próbował dostać się do okupowanej przeze mnie łazienki. Siedziałam w niej prawie pół godziny, gdy usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Kinga, jestem!- prawie wyczołgałam się z tej łazienki i gdy tylko stanęłam w pionowej pozycji, ze szlochem rzuciłam się w ramiona przyjaciółki. Tak bardzo mi tego brakowało. Owszem, Michał mi pomaga, ale przecież to jest moja Tola i ja nie mogę bez niej żyć na dłuższą metę. Jej szalone pomysły i wiara w to, że można osiągać niemożliwe, jest mi teraz potrzebna jak nigdy wcześniej.
-Przepraszam, przepraszam za wszystko…- jej ramię jest już mokre i brudne od mojego tuszu, ale zdaje się w ogóle nie zwracać na to uwagi. To takie w jej stylu. Zawsze i wszędzie była do mojej dyspozycji i nie rozumiem, dlaczego nagle o tym zapomniałam. Potrafiłam ją obarczać problemem związanym z nadmierną potliwością moich stóp, a zapomniałam, że mogę jej powierzyć troski o znacznie większym kalibrze?
-Kinguś nie płacz. Ja też cię przepraszam. Za szybko spasowałam i zajęłam się swoim życiem, a przecież ty jesteś jego ważną częścią. Pamiętasz jak przyrzekłyśmy sobie, że zawsze będziemy się chronić i wspierać?- pewnie, że pamiętam. Pod koniec pierwszej klasy gimnazjum poszłyśmy na pierwszą wspólnie wypaloną fajkę. Tola uznała, że jestem jej siostrą o której zawsze marzyła. Na znak naszej więzi, koncelebrowałyśmy ceremonię braterstwa krwi. Lipińska wyciągnęła wystający drut z jej stanika i przecięła delikatnie skóry na naszych nadgarstkach. To było takie szczeniacki i sztampowe, ale od tamtej pory miało swoją konkretną wymowę.
-Już cię nigdy nie zostawię. Nawet jeśli mnie wyrzucisz drzwiami, to ja wejdę po tym bluszczu wijącym się po ścianie waszego domu wprost do twojego okna.- w takiej sytuacji jej żart powoli zaczyna rozładowywać napiętą atmosferę. Jeszcze raz mocno się przytulamy.
-Masz może przy sobie jakiś tusz czy coś, bo wyglądam okropnie.- moje lustrzane odbicie nie napawa optymizmem. Poprawione rzęsy też nie czynią cudów, ale wyglądam z nimi trochę lepiej. Gdy wychodzi z łazienki, słyszymy głosy dotyczące rozgrywającego się na hali meczu. Przesiedziałam w kiblu dwa sety, które Bełchatowianie przegrali. Z tego co mówi mi Tola, powinnam być zmartwiona. Ona nie jest. Jej Akhrem wygrywa i być może już dziś zapewni sobie i swojej drużynie miejsce w dalszej części rozgrywek. Gdy wchodzimy na salę, zabieram przyjaciółkę do swojego sektora. Ubrana w koszulkę Resovii budzi lekkie zdziwienie po tej stronie „mocy”, ale nie zwykłam się przejmować takimi pierdołami, a i ona ma to w dupie.
-Jest!!!!- słyszę przy uchu krzyk Dagi. Chłopaki z Bełchatowa wygrywają tego seta i przedłużają nadzieje na końcowe zwycięstwo…

… zastanawiałam się za co można kochać sport, w którym 12 umięśnionych i w chuj wysokich kolesi próbuje nawzajem zrobić siebie w lolo, wbijając żółto-niebieską piłkę w parkiet po stronie przeciwnika? Teraz już chyba zaczynam rozumieć te emocje. Już w Gdańsku czułam się dziwnie, gdy Michał atakował piłkę czy szedł na zagrywkę. Wtedy jednak nie mieliśmy za sobą tylu doświadczeń i przeżyć. Może to niezbyt fortunne miejsce, by sobie uświadamiać ważne rzeczy, ale kocham tego człowieka. Nie wiele czasu zajęło mi przejście za stanu nerwowego reagowania na jego osobę do euforii na jego widok, ale nie znałam go wtedy. Wzięłam go po pozorach, a one przecież często mylą. A tak przeżywał, że nie dostanie szansy, że nie przyda się drużynie. Zmienił Mariusza i od razy gra w tym całym przyjęciu zaczęła się inaczej układać, przynajmniej tak mówiła mi w czasie meczu Dagmara. Nagroda, jaką dostał po zakończeniu, najlepiej świadczy o jego wkładzie w końcowy wynik.
-Chyba ktoś do ciebie idzie.- Tola szturchnęła mnie lekko w bok, wskazując brodą na zbliżającą się postać Bąkiewicza w nasz stronę. Uścisnął po drodze kilka rąk, podziękował kibicom za wsparcie, ale to podobna ja jestem dla niego najważniejszym kibicem. On dobrze wie, że mnie ciężko namówić na coś takiego, więc chyba w ten sposób chce docenić moje poświęcenie. Podejrzewam, że jeszcze przyjadę na mecz i nie będę już mówić o wizycie na hali jako o obowiązku, a zdecydowanie będę to traktować jako przyjemność.
-To dla ciebie. Mimo, że jestem na ciebie trochę zły za tę ucieczkę z domu, to za odwagę i determinację dzisiejszego dnia ty jesteś moją MVP.- i zanim zdążyłam dobrze chwycić tę statuetkę, wtargnął ustami na powierzchnię moich. Wiem, że robią nam teraz zdjęcia, bo mignął mi się flesz w oczach, ale nie potrafiłam tego przerwać. Co ja gadam, nie chcę tego przerywać. Tak cudownie czuć jego oddech na policzku i jego rozgrzane ciało przy swoim ciele.
-Kocham cię Kinga. Pokochałem cię chyba już pierwszego dnia w którym cię zobaczyłem, ale chciałem się bronić przed tym uczuciem, bo wiem, że nasza sytuacja nie jest normalna. Mimo wszystko chcę zaryzykować, chcę być z tobą.- czy on sobie zdaje sprawę z tego jakie to jest ryzyko? Po pierwsze mój ojciec na pewno go znajdzie i będzie próbował wyperswadować pomysł związku ze mną w każdy możliwy sposób? Czy ja zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności jaką niesie za sobą związek z dorosłym mężczyzną? Pewnie nie zdążyłam przeanalizować wszystkich aspektów i na pewno pojawią się problemy, ale ja chcę zaryzykować. Chcę go mieć tylko dla siebie. Chcę czuć tę cholerną świadomość, że mimo dzielącej nas odległości on tu jest i mnie kocha.
-Ja ciebie też Michał. Ja ciebie też…



Nie kocham cię za to, kim jes­teś, ale za to, ja­ki jes­teś, kiedy prze­bywam z tobą.





~*~
Trochę sobie ponarzekam teraz. Na co? Na brak wolnego czasu. Musicie mnie kochane zrozumieć i wybaczyć, że mogę się nie pojawiać u Was w terminie z komentarzem, a i na swoich blogach mogę być z opóźnieniem. Niektóre z Was wiedzą, że mój łeb jest pełen pomysłów i ciągle się coś w nim kłębi, ale gdybym chciała na wszystkie blogi dodawać coś systematycznie, to moja doba powinna mieć jeszcze z 6 godzin więcej.
Jeśli chodzi o ten blog, to nic się nie zmienia. Będę starała się docierać tu raz na dwa tygodnie. Nie wiem co ze Zbyszkiem i Antoniną. Może być tak, że czas oczekiwania z dwóch tygodni zwiększy się do trzech w jakiś naprawdę kryzysowych sytuacjach. Natomiast moja najnowsza propozycja dla Was, czyli opowiadanie o Łukaszu, będzie dopieszczane przeze mnie jak na razie raz w miesiącu, aż nie stworzę sobie większego zapasu i nie poukładam wszystkiego w głowie.
Do ME nie chcę się odnosić, za bardzo jeszcze boli.
Powiem tylko tyle, że standardowo jak nie ma Polaków, jestem za Rosją.
Pozdrawiam :***
                                     


6 komentarzy:

  1. Kinga i Michał wyznali sobie uczucia ale to początek i chyba nawet oni sami nie zdają sobie sprawy z tego ile przed numi przeciwności. Ja uważam, że 10 lat to nie jest jakaś przepaść ale rodzice Kingi właśnie tak myślą. Nawet jeśli byłby to błąd to Marcin i Justyna muszą jej pozwolić się sparzyć, bo jest dorosla i to jej życie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w szoku. To naprawdę bardzo dobry odcinek i cóż, bardzo piękny za jednym razem :)
    Oczywiście wyczuwam z tego wszystkiego wielkie kłopoty, ale podczas ogólnego zamieszania i poruszenia Kinga odnalazła nić porozumienia z przyjaciółką i ona pomoże jej to znieść.
    Michał odkrył w sobie uczucie do dziewczyny, a ona do siatkówki, bo do niego to chyba już dawno zakiełkowało :)
    Wzruszyłam się przy tym :)
    Więc nie martw się, mam cierpliwość i z chęcią tu będę zaglądać, obojętnie kiedy wrzucisz odcinek :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak sobie pomyślę o podróży z Gdańska do Łodzi pociągiem to mnie słabi bo u nie to trwało około 9 godzin ;) ale widzę że Michał docenił poświęcenie Kingi i to że przecież żadna wielka fanka siatkówki z niej nie jest. Dziewczyna dała mu wyraźny sygnał czego od niego oczekuje. Jak widać on sam może się i wahał ale poszedł za głosem serca. Gdyby tak postępowali wszyscy zakochani na świecie to było by mniej złamanych serc ale i więcej kłopotów bo podobnie jak Martitta przewiduje ich tu teraz mnóstwo. W sumie wszyscy są przeciwko nim. Zarówno rodzice Kingi jak i przyjaciele Michała. Pewnie tylko Tośka i może też Alek rozumieją tą parę. Wielkie pojednanie przyjaciółek. Kto by pomyślał że dojdzie do niego w Bełchatowie do tego w toalecie :) Ale cieszę się że wreszcie miedzy nimi będzie dobrze. :) Liczę tez na relacje jak tam u Tolki i Ahrema ale skoro blondyna zawitała do Bełchatowa to podejrzewam ze bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynam mieć wielki sentyment do tego opowiadania. Nie wiem co jest tego skutkiem, chyba duet przyjaciółek. Bardzo blisko mi do nich. Może są rożne, a jednak każda ma coś ze mnie. Najważniejsza cecha wspólna to słabość do starszych facetów, oby im to wyszło lepiej niż mi. Kinga tym pojawieniem się w Bełchatowie, nie tylko dała do rozumienia samemu Michałowi czego chce, ale pokazała temu siatkarskiemu światkowi ze najprawdopodobniej pan Bąkiewicz jest zajęty. Słowa końcowe mogą wykreślić to "najprawdopodobniej" z mojego ostatniego zdania. Pogodzić się można wszędzie, nawet w kiblu, nie trzeba czekać, na odpowiednie miejsce czy czas, bo gdy dwie osoby rozumieją się bez słow to każde miejsce i chwila są tymi właściwymi. Pewnie teraz będzie wymiana wrażeń między przyjaciółkami i wiele zwierzeń oby sobie dobrze doradzały

    OdpowiedzUsuń
  5. No i musiało się stać to co się stało. Kinga i Michał wreszcie powiedzieli sobie to co od pewnego czasu siedziało w ich serduchach. Oczywiście nie będzie im łatwo, szczególnie, że rodzice dziewczyny z pewnością nie takiego chłopaka dla córki by sobie wymarzyli, ale najważniejsze jest to co czuję Kinga. Poza tym mam nadzieję, że Kinga znajdzie oparcie w Toli bo obie są bardzo sobie bliskie. Pozdrawiam kochana i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję że Kindze i Michałowi się uda. mimo tej całej różnicy wieku która jest dla nich największym utrudnieniem. No, nie dla nich ale dla rodziców Lijewskiej :D

    OdpowiedzUsuń