/Michał/
Mecze z Rzeszowem na ich terenie kompletnie nam nie
wyszły. Co prawda nie były to jakieś wysokie i przekonywujące wygrane naszych
rywali, ale jednak to my w Bełchatowie stoimy pod ścianą i to my musimy zrobić
wszystko, by przedłużyć tę rywalizację. Niedzielny poranek na kilka godzin
przed meczem zaczął się dość niespodziewanie. W moim mieszkaniu pojawiła
się…Beata. Nie widziałem się z nią od dnia, w którym się rozstaliśmy. Od
naszych wspólnych znajomych słyszałem, że mieszka u swojej koleżanki w Łodzi i
tam też znalazła jakąś pracę. Nigdy nie należałem do osób zbyt mściwych, więc
cieszyłem się, że układa sobie życie na nowo. Do tej pory byłem jej wdzięczny,
że dała mi zupełnie spokój i darowała sobie urządzanie scen, jak odgrażała się
podczas naszej ostatniej rozmowy. Co więc sprowadza ją do mnie teraz? Powiem
szczerze, że dziś chciałem się kompletnie „wyautować” z życia codziennego i
skupić tylko na meczu. Nie liczę na to, że zacznę spotkanie w pierwszej
„szóstce”, ale to jest tak ważny mecz, że koncentracja potrzebna jest na każdym
jego etapie, nawet w kwadracie dla rezerwowych.
-Powiem szczerze, że jestem mocno zaskoczony twoją
wizytą. Sprowadza cię do mnie coś konkretnego?- staram się być miły. Jakby nie
patrzył, żyliśmy ze sobą kilka lat i nie zawsze czułem się w tym związku źle.
Dopiero w momencie, gdy Beata zaczęła mnie strofować i na siłę zmieniać w kogoś,
kim nie jestem, to się zbuntowałem.
-A ja szczerze ci powiem, że potrzebne mi jest kilka
tysięcy złotych i nie znam innej osoby, która mogłaby mnie taką gotówką
wspomóc.- cóż, nie jesteśmy parą, ale chętnie jej pomogę. Brunetka nigdy nie
leciała na moje pieniądze, a stan mojego konta podczas naszego związku
kompletnie ją nie obchodził. To raczej ja chciałem jej przychylić nieba,
wynagrodzić jakoś czas, w którym nie ma mnie obok jej. Wyjeżdżaliśmy na drogie
wakacje, nie szczędziłem pieniędzy w salonach jubilerskich. Po prostu mi się
wydawało, że tak wygląda miłość, ale się pomyliłem. Zaczynam powoli uświadamiać
sobie jak powinno się ją definiować. Za sprawą Kingi to zrozumiałem.
Niezmiernie się cieszę, że los postawił ją na mojej drodze. Owszem, mamy
problemy i to dość poważne, ale mamy też nadzieję na to, że uda nam się je pokonać. Napawa mnie niepokojem myśl, że przeze mnie Kinga nie dogaduje się ze
swoimi rodzicami. Nawet proponowałem jej, że jeśli to dla niej zbyt wiele, to
ja usunę się z jej życia, byleby tylko jej kontakty z rodziną nie uległy
pogorszeniu. Tak cholernie się bałem, że przystanie na tę propozycję, ale
uznałem, że muszę jej dać prawo do wyboru. Wybrała. Powiedziała, że postara się
pogodzić dobre stosunki z ojcem i macochą wraz z naszą znajomością. Na razie
nie wygląda to najlepiej, bo kiedy tylko w rozmowach telefonicznych zaczyna się
ten temat, Lijewska jest milcząca i wyraźnie zasmucona. Podejrzewam, że w
niedalekiej przyszłości pojawi się tu u mnie Marcin Lijewski i jasno da mi do
zrozumienia, żebym nie zbliżał się do jego córki. Winiar dzwonił do mnie
wczoraj i mówił, że jemu i Mariuszowi już się oberwało za to, że być może mieli
coś wspólnego z tym, że moje więzy z jego córką tak się zacieśniły. Mogłem ich
tylko za to przeprosić, bo przecież na dobrą sprawę nie mieli z tym nic
wspólnego, nie licząc pomocy przy moim nagłym wyjeździe do Gdańska. Na razie
nie dzwoniłem do Kadzia i nie mówiłem mu jaka jest sytuacja, bo on
najprawdopodobniej jest poza strefą podejrzeń Lijewskiego.
Beata nie przedłużała swojej wizyty. Po otrzymaniu
ode mnie 7 tysięcy złotych, podziękowała i wyszła z mieszkania. Jeszcze w
drzwiach zapytała co u mnie słychać. Chyba z grzeczności, przynajmniej tak
brzmiała. Ja niestety nie jestem zbyt wylewny i nie zwykłem rozmawiać o swoich
problemów, a już zwłaszcza z byłymi dziewczynami. Zbyłem ją oklepanym
stwierdzeniem, że wszystko jest w porządku, a po jej wyjściu zabrałem się do
przedmeczowego przygotowania się. Zacząłem od pożywnego obiadu, na który
składał się odgrzany rosół od mamy i porządna dawka piersi kurczaka z ryżem.
Potem szybki prysznic i bezpieczna jazda do Bełchatowa. Po podróży do Gdańska,
którą odbyłem w dość ekspresowym jak dla mnie tempie zauważyłem, że ciut
większa prędkość nie jest wcale taka straszna, a jak się zachowa odpowiednią
ostrożność i koncentrację to można bezpiecznie ciąć sobie nawet 120 km/h,
oczywiście na odpowiednich do tego drogach. Wjechałem na parking dla zawodników
i włodarzy klubu, parkując obok autobusu Resovii. Już po drodze do samej hali
rozdałem kilka autografów i zapozowałem do zdjęć. Zaraz za drzwiami czekała na
mnie niespodzianka i to ogromna.
-Kinga?!- nic nie mówiła, że tu przyjedzie. Jej
stosunek do sportu nie pozwalał mi mieć nadziei na to, że pojawi się jeszcze
kiedykolwiek na siatkarskiej hali, a ona nie dość, że przejechała pół Polski,
to widać, że jest do tego meczu przygotowana.
-Pomyślałam, że będzie ci miło, gdy mnie tu zobaczysz.
Dużo mówiłeś o tym, że to ważny mecz, więc wsiadłam w pociąg i jestem.- staje na
palcach i muska mój policzek. Ma rację, jest mi naprawdę miło. Ja nie całuję
jej policzka. Przyciągam ją do siebie i zachłannie napadam na jej usta. Widzę
kątem oka, że przygląda się nam spora część kibiców już przybyłych na mecz, ale
nie zwracam na tu uwagi. Najwyżej później ktoś zamieści nasze zdjęcie w
Internecie i pojawi się fala pytań odnośnie mojego stanu cywilnego. Na tę myśl
jednak, zwalniam uścisk i odrywam się od szatynki. A co jeśli takie zdjęcie
wpadłoby w ręce Marcina? Podejrzewam, że nie byłby zadowolony, a ja
przeszedłbym przymusową kastrację.
-Kinia?!- z takim samym zdziwieniem na obecność
Lijewskiej tutaj reaguje Paula, żona Mariusza. Podbiega do nas z Arkiem na
rękach i wita się z nią.
-A gdzie Justyna i dzieciaki?
-Nie ma ich. Przyjechałam tu sama pociągiem.-
jeszcze przed chwilą na jej twarzy był uśmiech, a teraz wyraźnie spochmurniała.
Zaczynam się chyba domyślać co jest powodem jej nagłej zmiany nastroju.
-Oni wiedzą, że ty w ogóle tu jesteś?- nie powalasz
inteligencją Bąkiewicz! Jasne, że nie wiedzą nic o jej podróży. Cholera jasna!
-Kinga tak nie można. Takim zachowaniem na pewno nie
wzbudzisz ich zaufania i nie sprawisz, że zaczną akceptować tę sytuację.-
zdążyłem już się zapoznać z jej zdaniem na ten temat. Ona uważa, że jest
dorosła i ma prawo decydować o sobie. Owszem, ale nie takim kosztem.
-Nie mówmy teraz o tym. Chcę się cieszyć tym, że
jestem tutaj. Zobacz!- wskazała na swój policzek z żółto-czarnym serduszkiem.
-Dałam się wymalować jakimiś farbkami, wydałam
resztę swojego kieszonkowego na koszulkę z twoim numerem i nazwiskiem, więc
doceń to i przestań chrzanić!- teraz to ona wpiła się w moje usta, pozbawiając
o mały włos oddechu. Przyjemnie mi się zrobiło na sercu, nie powiem, ale
niestety tylko przez chwilę. Uciekając od tej sprawy, nie uda nam się jej
załatwić.
Tak jak prosiła Kinga, na razie nie wracałem do tego
tematu. Odprowadziłem ją do hali na jej miejsce. Zamawiając bilet miała niezłego
nosa, by wybrała sektor zarezerwowany dla rodzin zawodników Skry. Szybko
odnalazła się w rozmowie z Dagmarą, a ja poszedłem do szatni. Już w drzwiach
zaczepił mnie Szampon. jest chyba na mnie zły, a ja nie wiem dlaczego. Szybko
mi to wyjaśnił.
-Masz coś wspólnego z ucieczką Kingi z domu?!- co?!
Kinga uciekła z domu. Wiem tylko tyle, że przyjechała do Bełchatowa nie
informując o tym rodziców, ale nie miałem pojęcia, że wygląda to aż tak
poważnie. I ja jeszcze przed południem mówiłem, że w pełni chcę skoncentrować
się na tym meczu?!
-Mariusz, nie kazałem jej uciekać z domu. Możemy się
tym zająć po meczu? Nie chcę się rozpraszać.- gdybym tego nie powiedział,
pewnie musiałbym się z wszystkiego tłumaczyć.
Podczas rozgrzewki nie mogłem się na niczym skupić.
Mój wzrok cały czas uciekał w stronę Lijewskiej. Wydawała się być zrelaksowana,
ale czy osoba, która uciekła z rodzinnego domu, może być zrelaksowana?
Ucieczka przed walką
jest czymś najgorszym, co może się nam przytrafić.
Jest o wiele gorsza od przegranej, ponieważ klęska zawsze
może stać się dla nas źródłem doświadczenia i nauką, a ucieczka
daje nam tylko jedną możliwość: głosić zwycięstwo naszego wroga.
/Kinga/
Wcale nie uciekłam z domu! Po prostu nie
powiedziałam
Justynie,że jadę do Bełchatowa. Nie miałam ochoty słuchać o tym,
że popełniam największy błąd w swoim życiu. Błąd to być może bym popełniła,
gdybym nie chciała spróbować, a ja chcę to zrobić. Dlatego też przyjechałam
tutaj, bo tylko z dala od napominającego głosu Justyny i urywających się telefonów
od ojca, mogę się zdystansować i podjąć właściwą decyzję. Jestem ciekawa kto
zadzwonił do mojej macochy i powiedział, że tu jestem. Znów stawiam na dwójkę
Winiarski-Wlazły. Gdy na boisku pojawiają się oba zespoły, dostrzegam znajomą
postać kręcącą się obok trenera rzeszowskiej drużyny. Jasny gwint! Przecież to
pan Marek! Jak ja mogłam być taką niemotą i zapomnieć, że on pracuje w tym
klubie? Może to on zadzwonił do rodziców i powiedział im, że tu jestem?
Posądzili mnie o podróż do Rzeszowa? Z tego co wiem, Tola nie wybierała się w
odwiedziny do ojca.
-Kinga, tam przypadkiem nie siedzi twoja
przyjaciółka Tola?- Dagmara wskazuje palcem na przeciwległą trybunę i
rzeczywiście bez trudu mogę wśród kibiców rzeszowskiego fanklubu odnaleźć
Lipińską. Jej blond włosy zawsze były, są i będą jej rozpoznawczym znakiem.
Jestem tylko ciekawa dlaczego mi nie powiedziała, że jedzie do Bełchatowa. A
może mówiła, tylko ja przestałam ją słuchać? Nie ma co się oszukiwać, nasza
przyjaźń przechodzi teraz kryzys i sama nie wiem skąd to się wzięło. Tola
strasznie chciała mi pomóc po tym co się stało, a ja tę pomoc odtrąciłam.
Dlaczego? Do dziś próbuję sobie odpowiedzieć na to pytanie. Później w szkole
próbowałyśmy rozmawiać, ja gdyby nigdy nic, ale świadomość ciążącego między nami
tematu nie dawała na spokoju. Wolałyśmy milczeć niż udawać, że wszystko jest w
porządku. W moich oczach wzbierają się łzy na myśl, że to wszystko jest takie
trudne. Rozgrywany na moich oczach mecz w ogóle mnie nie obchodzi, choć
naprawdę miałam ochotę zaznajomić się z tym, czym zajmuje się Michał. Zabrałam
swoją kurtkę i z płaczem poszłam do łazienki. Zamknęłam się w jednej z kabin i
napisałam sms-a do Toli. Dzwonienie w tych okolicznościach nie miało sensu, bo
i tak nie usłyszałaby na hali. Postanowiłam dać jej znać i liczyć na to, że
kiedyś zerknie do telefonu.
-Zajętę!- krzyknęłam przez łzy, gdy ktoś próbował
dostać się do okupowanej przeze mnie łazienki. Siedziałam w niej prawie pół
godziny, gdy usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Kinga, jestem!- prawie wyczołgałam się z tej
łazienki i gdy tylko stanęłam w pionowej pozycji, ze szlochem rzuciłam się w
ramiona przyjaciółki. Tak bardzo mi tego brakowało. Owszem, Michał mi pomaga,
ale przecież to jest moja Tola i ja nie mogę bez niej żyć na dłuższą metę. Jej
szalone pomysły i wiara w to, że można osiągać niemożliwe, jest mi teraz
potrzebna jak nigdy wcześniej.
-Przepraszam, przepraszam za wszystko…- jej ramię
jest już mokre i brudne od mojego tuszu, ale zdaje się w ogóle nie zwracać na
to uwagi. To takie w jej stylu. Zawsze i wszędzie była do mojej dyspozycji i
nie rozumiem, dlaczego nagle o tym zapomniałam. Potrafiłam ją obarczać
problemem związanym z nadmierną potliwością moich stóp, a zapomniałam, że mogę
jej powierzyć troski o znacznie większym kalibrze?
-Kinguś nie płacz. Ja też cię przepraszam. Za szybko
spasowałam i zajęłam się swoim życiem, a przecież ty jesteś jego ważną częścią.
Pamiętasz jak przyrzekłyśmy sobie, że zawsze będziemy się chronić i wspierać?-
pewnie, że pamiętam. Pod koniec pierwszej klasy gimnazjum poszłyśmy na pierwszą
wspólnie wypaloną fajkę. Tola uznała, że jestem jej siostrą o której zawsze
marzyła. Na znak naszej więzi, koncelebrowałyśmy ceremonię braterstwa krwi.
Lipińska wyciągnęła wystający drut z jej stanika i przecięła delikatnie skóry
na naszych nadgarstkach. To było takie szczeniacki i sztampowe, ale od tamtej
pory miało swoją konkretną wymowę.
-Już cię nigdy nie zostawię. Nawet jeśli mnie
wyrzucisz drzwiami, to ja wejdę po tym bluszczu wijącym się po ścianie waszego
domu wprost do twojego okna.- w takiej sytuacji jej żart powoli zaczyna
rozładowywać napiętą atmosferę. Jeszcze raz mocno się przytulamy.
-Masz może przy sobie jakiś tusz czy coś, bo
wyglądam okropnie.- moje lustrzane odbicie nie napawa optymizmem. Poprawione
rzęsy też nie czynią cudów, ale wyglądam z nimi trochę lepiej. Gdy wychodzi z
łazienki, słyszymy głosy dotyczące rozgrywającego się na hali meczu.
Przesiedziałam w kiblu dwa sety, które Bełchatowianie przegrali. Z tego co mówi
mi Tola, powinnam być zmartwiona. Ona nie jest. Jej Akhrem wygrywa i być może
już dziś zapewni sobie i swojej drużynie miejsce w dalszej części rozgrywek.
Gdy wchodzimy na salę, zabieram przyjaciółkę do swojego sektora. Ubrana w
koszulkę Resovii budzi lekkie zdziwienie po tej stronie „mocy”, ale nie zwykłam
się przejmować takimi pierdołami, a i ona ma to w dupie.
-Jest!!!!- słyszę przy uchu krzyk Dagi. Chłopaki z
Bełchatowa wygrywają tego seta i przedłużają nadzieje na końcowe zwycięstwo…
… zastanawiałam się za co można kochać sport, w
którym 12 umięśnionych i w chuj wysokich kolesi próbuje nawzajem zrobić siebie
w lolo, wbijając żółto-niebieską piłkę w parkiet po stronie przeciwnika? Teraz
już chyba zaczynam rozumieć te emocje. Już w Gdańsku czułam się dziwnie, gdy
Michał atakował piłkę czy szedł na zagrywkę. Wtedy jednak nie mieliśmy za sobą
tylu doświadczeń i przeżyć. Może to niezbyt fortunne miejsce, by sobie
uświadamiać ważne rzeczy, ale kocham tego człowieka. Nie wiele czasu zajęło mi
przejście za stanu nerwowego reagowania na jego osobę do euforii na jego widok,
ale nie znałam go wtedy. Wzięłam go po pozorach, a one przecież często mylą. A tak
przeżywał, że nie dostanie szansy, że nie przyda się drużynie. Zmienił Mariusza
i od razy gra w tym całym przyjęciu zaczęła się inaczej układać, przynajmniej
tak mówiła mi w czasie meczu Dagmara. Nagroda, jaką dostał po zakończeniu,
najlepiej świadczy o jego wkładzie w końcowy wynik.
-Chyba ktoś do ciebie idzie.- Tola szturchnęła mnie
lekko w bok, wskazując brodą na zbliżającą się postać Bąkiewicza w nasz stronę.
Uścisnął po drodze kilka rąk, podziękował kibicom za wsparcie, ale to podobna
ja jestem dla niego najważniejszym kibicem. On dobrze wie, że mnie ciężko
namówić na coś takiego, więc chyba w ten sposób chce docenić moje poświęcenie.
Podejrzewam, że jeszcze przyjadę na mecz i nie będę już mówić o wizycie na
hali jako o obowiązku, a zdecydowanie będę to traktować jako przyjemność.
-To dla ciebie. Mimo, że jestem na ciebie trochę zły
za tę ucieczkę z domu, to za odwagę i determinację dzisiejszego dnia ty jesteś
moją MVP.- i zanim zdążyłam dobrze chwycić tę statuetkę, wtargnął ustami na
powierzchnię moich. Wiem, że robią nam teraz zdjęcia, bo mignął mi się flesz w
oczach, ale nie potrafiłam tego przerwać. Co ja gadam, nie chcę tego przerywać.
Tak cudownie czuć jego oddech na policzku i jego rozgrzane ciało przy swoim
ciele.
-Kocham cię Kinga. Pokochałem cię chyba już
pierwszego dnia w którym cię zobaczyłem, ale chciałem się bronić przed tym
uczuciem, bo wiem, że nasza sytuacja nie jest normalna. Mimo wszystko chcę
zaryzykować, chcę być z tobą.- czy on sobie zdaje sprawę z tego jakie to jest
ryzyko? Po pierwsze mój ojciec na pewno go znajdzie i będzie próbował wyperswadować
pomysł związku ze mną w każdy możliwy sposób? Czy ja zdaję sobie sprawę z
odpowiedzialności jaką niesie za sobą związek z dorosłym mężczyzną? Pewnie nie
zdążyłam przeanalizować wszystkich aspektów i na pewno pojawią się problemy,
ale ja chcę zaryzykować. Chcę go mieć tylko dla siebie. Chcę czuć tę cholerną
świadomość, że mimo dzielącej nas odległości on tu jest i mnie kocha.
-Ja ciebie też Michał. Ja ciebie też…
Nie kocham cię za to, kim jesteś, ale za to, jaki jesteś, kiedy przebywam z tobą.
~*~
Trochę sobie ponarzekam teraz. Na co? Na brak wolnego czasu. Musicie mnie kochane zrozumieć i wybaczyć, że mogę się nie pojawiać u Was w terminie z komentarzem, a i na swoich blogach mogę być z opóźnieniem. Niektóre z Was wiedzą, że mój łeb jest pełen pomysłów i ciągle się coś w nim kłębi, ale gdybym chciała na wszystkie blogi dodawać coś systematycznie, to moja doba powinna mieć jeszcze z 6 godzin więcej.
Jeśli chodzi o ten blog, to nic się nie zmienia. Będę starała się docierać tu raz na dwa tygodnie. Nie wiem co ze Zbyszkiem i Antoniną. Może być tak, że czas oczekiwania z dwóch tygodni zwiększy się do trzech w jakiś naprawdę kryzysowych sytuacjach. Natomiast moja najnowsza propozycja dla Was, czyli opowiadanie o Łukaszu, będzie dopieszczane przeze mnie jak na razie raz w miesiącu, aż nie stworzę sobie większego zapasu i nie poukładam wszystkiego w głowie.
Do ME nie chcę się odnosić, za bardzo jeszcze boli.
Powiem tylko tyle, że standardowo jak nie ma Polaków, jestem za Rosją.
Pozdrawiam :***
Do ME nie chcę się odnosić, za bardzo jeszcze boli.
Powiem tylko tyle, że standardowo jak nie ma Polaków, jestem za Rosją.
Pozdrawiam :***