/Michał/
Przeniesiono
mnie do innej sali. Dosłownie przeniesiono, bo nadal nie jestem w
stanie zrobić najmniejszego kroku o własnych siłach. Lejarze jak
mantrę powtarzają mi, że powinienem ćwiczyć i oddawać się
rehabilitacji bez reszty, a ja właśnie dziś zrezygnowałem z
zajęć. Właściwie nie tylko dziś, bo zdarzało mi się to już
kilka razy wcześniej.
-Panu
się chyba wydaje, że pan jest jedynym pacjentem w tym szpitalu i
wszyscy będziemy skakać wokół pana tylko dlatego, że jest pan
osobą sławną?- obok mojego łóżka pojawia się salowa. Ktoś
złośliwy kiedyś powiedział, że salowe w szpitalach czują się
bardziej pewnie niż dyrektorzy czy ordynatorzy i muszę powiedzieć,
że coś w tym jest. Jestem zdziwiony, gdy na oko 50-letnia kobieta
naskakuje na mnie zamiast zmienić mi pościel. Nie mam teraz czasu
użerać się z nią. Od ostatniej wizyty Beaty ciągle przetrawiam
naszą rozmowę i nie mogę zrozumieć, jak moje życie mogło się z
dnia na dzień tak poplątać, tak pogmatwać…
Beata
to jedyna osoba której nie wyganiam od siebie, gdy przychodzi do
mnie w odwiedziny. Nadal nie rozumiem co robi tu w Gdańsku, ale nie
pytam o to. Dlaczego chcę spędzać czas ze swoją byłą dziewczyną
a ograniczam kontakt z matką mojego dziecka? To proste. Z Beatą nic
mnie już nie łączy i wiem, że nie robi tego z obowiązku. Ma
ochotę to mnie odwiedza, a gdyby tego nie robiła to też nic by się
nie działo. Co innego Kinga czy moi rodzice. Oni czują na sobie
obowiązek, że powinni mnie odwiedzać, bo biedny Michałek został
kaleką i trzeba go pocieszać, by nie zrobił sobie nic złego. Z
Kingi zrezygnowałem. Zdaję sobie sprawę, że jestem pierdolonym
tchórzem, ale nie mogę inaczej. Rodzicom też za każdym razem, gdy
są u mnie, staram się zaznaczyć, że wolałbym oszczędzać sobie
tych płaczów i zgrzytania zębów.
-Michał
co się dzieje? Coś cię boli?- tak, ale nie jest to taki fizyczny
ból, bo przecież jestem sparaliżowany od pasa w dół. Boli mnie
dusza. Nie radzę sobie z tym wszystkim, choć staram się trzymać,
by zachować względem siebie resztki godności. Nie zawsze mi to
wychodzi, czego przykładem była moja rozmowa z Kingą.
-Rozstałem
się z Kingą. Zostawiłem kobietę w ciąży, więc nie mogę być z
siebie dumny.-mówię od niechcenia, tak jakbym mówił jej o tym, że
wczoraj wieczorem podskoczyło mi ciśnienie tętnicze krwi. Nie
miałem pojęcia, że na Beacie zrobi to takie wrażenie. Jej oczy
wyraźnie zwiększyły rozmiary, a twarz pobladła.
-Michał…
ale dlaczego?
-Nie
rozumiesz? Nikt mi nie da gwarancji, że wyjdę z tego. Chcę dać
Kindze szansę na to, by ułożyła sobie życie ze zdrowym i silnym
mężczyzną, a nie z takim impotentem jak ja. Już widzę nasze
rodzinne spacery i Kingę, która najpierw popycha do przodu wózek
dziecinny, a potem inwalidzki ze mną. Nie chcę dla niej takiego
życia.-wydaje mi się, że to już. Po części czuję się jak
tchórz, ale z drugiej strony mam chyba prawo czuć się jak bohater.
-A
robisz coś w ogóle z tym, by było lepiej?! Siedzisz tylko w tym
łóżku i użalasz się nad sobą i w ogóle nie myślisz o tym, że
po takiej rozmowie z tobą tej dziewczynie zawalił się świat. Nie
dość, że przeżyła twój wypadek to jeszcze na dodatek zostawiłeś
ją teraz samą z dzieckiem. Wiesz jak kobieta, zwłaszcza tak młoda
jak Kinga, przeżywa świadomość, że może zostać sama z
wszystkimi obowiązkami związanymi z wychowaniem dziecka?!- wstała
ze swojego krzesła i podeszła do okna. Nie rozumiem skąd u niej
takie zaangażowanie? Do tego jeszcze mówi tak, jakby wartości
rodzinne znaczyły dla niej naprawdę dużo. Nic z tego nie rozumiem.
-Myślę,
że powinieneś poznać kilka faktów z mojej przeszłości by
zrozumieć dlaczego mówię to co mówię. Kiedy byłam młodą
dziewczyną poznałam wspaniałego faceta. Był ode mnie rok młodszy,
ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Dla 17-letniej dziewczyny
liczyło się wtedy co innego. Nasz związek był bardzo intensywny,
od samego początku wiedzieliśmy, że wstrzemięźliwość do ślubu
nie jest dla nas. Nie patrzyliśmy wtedy na konsekwencje, nie
braliśmy pod uwagę tego, że zajdę w ciążę. Stało się
inaczej. Spodziewałam się dziecka z człowiekiem, który był
wschodzącą gwiazdą sportu. Na początku widywaliśmy się kilka
razy w tygodniu, a potem nagle miał dla mnie czas tylko dwa razy w
miesiącu. Panicznie zaczęłam bać się tego, że zostanę ze
wszystkim sama. Urodziłam i wpadłam w coś, co teraz nazywa się
depresją poporodową. Nie umiałam sobie poradzić z obowiązkami,
sama potrzebowałam pomocy. Zostawiłam dziecko, uciekłam od
chłopaka. Rozumiesz co zrobiłam? Zostawiłam trzymiesięczną
córeczkę pod opieką 17-letniego nastolatka. Ty w tym momencie
robisz to samo. Zostawiasz dziecko kobiecie, która sama jeszcze
niedawno była dzieckiem i liczysz na to, że weźmie
odpowiedzialność za siebie i za ciebie…- dostrzegam, że Beata
wierzchem rękawa ociera łzy z policzków. Jestem w szoku po tym
wyznaniu. Zaczynam łączyć wszystkie elementy układanki w jedną
całość. Ta jej cała niechęć do sportu, do wykonywanego przeze
mnie „zawodu”. Nie potrafiła też odnaleźć się w relacjach z
dziećmi, nie miała do nich żadnego podejścia.
-Dlaczego
mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? No wiesz o tym, że masz
dziecko i w ogóle…
-Uważasz,
że mam się czym chwalić? To jeszcze nie wszystko Michał. Tym
chłopakiem był Marcin Lijewski, a nasz córka to Kinga.- mówi to
na jednym oddechu, a mi oddechu zaczyna brakować. Autentycznie mnie
zatkało i nie wiem zupełnie co mam powiedzieć. Zresztą czy ja
mogę w tej chwili powiedzieć coś sensownego? Wydaje mi się, że
słowa są zbyteczne.
-Ona
wie?
-Nie
i nie chcę by wiedziała. Nie zasługuję na to, by poznała prawdę.
Proszę cię Michał tylko o jedno, nie zostawiaj jej. Kinga za dużo
przeszła w życiu, by miała znów mieć pod górę…
Prawda
jest taka, że moja dziewczyna jest córką mojej byłej dziewczyny.
Mój teść był z Beatą, za moją sprawą Jakubowska zostanie
babcią. Do tego jeszcze jej słowa, które dały mi do myślenia.
Dopiero dzięki niej zrozumiałem jak wielką krzywdę wyrządziłem
Kindze, ale jeszcze jest czas na to, by wszystko naprawić. Zacznę
od tego, że zabiorę się za rehabilitację. Będę ostro ćwiczył,
by wrócić do sprawności.
-Nie
wie pani czy mój rehabilitant jest jeszcze w szpitalu?- pytam
uprzejmie, by zaskarbić sobie choć trochę uprzejmości u salowej
Jadwigi. Niestety nie mam szczęścia.
-A
co ty sobie gówniarzu myślisz, że on tu będzie na ciebie czekał
w nieskończoność aż zachce ci się ćwiczyć?! Jutro przyjdzie to
wtedy będziesz sobie ćwiczył, jak oczywiście zechcesz.- zachcę.
Nie mam wyjścia.
-Dobrze.
A czy mogłaby mi pani wyjąć telefon z szuflady? Chciałbym
zadzwonić.-próbuję jeszcze raz wyjednać sobie trochę łaski i
tym razem się udaje. Pani Jadzia podaje mi telefon do ręki i
wychodzi, a stojąc w drzwiach odwraca się do mnie i mówi:
-Całe
szczęście, żeś się w porę opamiętał. Nie takie przypadki jak
ty tu widziałam, a potem ci sami przychodzili tu o własnych nogach
i dziękowali za opiekę. Z tobą też tak będzie, zobaczysz…
/Kinga/
Czekałam
na ten telefon. Niby zajmowałam się czym innym, niby zastanawiałam
się nad propozycją Agaty i Krzyśka, którzy zaproponowali mi
wspólne wakacje na Kostaryce, ale gdy tylko usłyszałam dźwięk
swojej komórki, pobiegłam jak szalona schodami na górę do
swojego pokoju. Dobrze czułam, że to może być Michał. Bez
wahania odebrałam. Cały czas w głowie miałam tę kobietę, którą
poznałam w szpitalu. Może i czułam się przez chwilę jak ktoś
nieważny i niepotrzebny, ale mam nieodparte wrażenie, że to
właśnie rozmowa z tą kobietą sprawiła, że Bąkiewicz poprosił
mnie o spotkanie w szpitalu. Dostałam wiatru w żagle. Wzięłam
szybki prysznic, nawet dłużej zajęłam się swoim makijażem. Chcę
wejść do jego sali promienna, z szerokim uśmiechem i nadzieją, że
w końcu się opamiętał i nie będzie uparcie twierdził, że nie
powinniśmy być razem. Szukam w szafie jakiś luźniejszych ciuchów.
Nie bardzo mi się to podoba, ale moje ciało zaczyna się już chyba
powoli zmieniać i jakoś tak dziwnie czuję się w dopasowanych
biodrówkach. Nie chcę też jednak wystąpić w rozmymłanych
spodniach dresowych. Cholera jasna! Nie mam się w co ubrać!
-Justyna!-
krzyczę ze swojego pokoju z nadzieją, że moja przyszywana mama
wróciła wcześniej z pracy. Mam szczęście, bo po krótkim czasie
słyszę odgłosy kroków na schodach.
-Stało
się coś? Wybierasz się gdzieś?
-Dzwonił
Michał i prosił bym do niego przyszła. Chciałabym się ładnie
ubrać, ale jakoś tak niewygodnie się czuję w tych moich
ubraniach, chyba zaczynam puchnąć. Nie chcę zabrzmień
niegrzecznie, ale nosisz większy rozmiar ode mnie, więc może
mogłabyś mnie wspomóc?- robię maślane oczy, na co Justyna się
uśmiecha i bez słowa znika z mojego pokoju, by wrócić po chwili z
ogromnym workiem ubrań z napisem „ciąża”.
-Teściowa
mówiła bym nie wyrzucała tych ubrań, bo może jeszcze się
przydadzą. Ja już raczej w błogosławionym stanie nie będę, ale
dla ciebie będą jak ulał. Są tu wszystkie ubrania, które nosiłam
z Natalką i Kacprem. Na pierwsze tygodnie i na samą końcówkę.
Jestem pewna, że wybierzesz coś na dzisiaj. Cieszę się, widząc
cię uśmiechniętą.- rzeczywiście w ostatnich dniach nie
emanowałam zbytnio szczęściem. Uśmiecham się do niej życzliwie
i rozrywam worek, bo nie mogę rozwiązać supła. Wysypuje wszystko
na łóżko i jestem wniebowzięta, bo oszczędzę sobie łażenia po
sklepach za każdym razem, gdy przybędzie mi centymetrów w pasie.
-Chyba
to zestawienie będzie idealne.- wygrzebałam ze sterty ubrań
morelową tunikę bez rękawów. Jest prosta i w żadnym miejscu mnie
nie opina. Do tego zdecydowałam się na sandałki z wyższym
obcasem. Całości dopełniły okulary przeciwsłoneczne włożone we
włosy. Przejechałam jeszcze raz błyszczykiem po ustach i dałam
Justynie do zrozumienia, że potrzebne mi są kluczyki do samochodu.
Wzięłabym samochód ojca, ale on gdzieś pojechał i nie mam
pojęcia kiedy wróci. Justynka nie robi mi żadnego problemu.
-Kluczyki
wiszą w przedpokoju na wieszaku. Uważaj na siebie i jedź
ostrożnie.- na pewno tak zrobię. Od czasu wypadku Michała nie
przekroczyłam 50-ciu kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym,
choć wcześniej miałam takie zapędy, by dodawać nieco więcej
gazu.
-Pa!-
krzyczę na pożegnanie i wychodzę z domu. Od nas do szpitala w
którym leży szatyn naprawdę nie jest daleko i gdybym się uparła,
to mogłabym zafundować sobie spacer, ale nie wiem czy byłby to
dobry pomysł w kontekście mojego obuwia. Nie po to przeżyłam
piekło podczas zdawania prawka, bym miała teraz z niego nie
korzystać.
Jestem
zdziwiona, gdy na szpitalnym parkingu rozpoznaję samochód taty.
Musi tu być, bo akurat tę rejestrację znam na pamięć. Przyjechał
do Michała i nic mi nie powiedział? Nie wiem co mam o tym myśleć.
A może wszyscy mogą odwiedzać go w szpitalu, a tylko ja mam na
niego zakaz? Zamykam automatyczne zamki samochodu i wchodzę do
szpitala, gdzie z życzliwością wita mnie pani pracująca w szatni.
Dziś nie mam tu nic do zostawienia, więc uśmiecham się do niej
przelotnie i mówię „Dzień dobry”. Idę dobrze znaną mi drogą
do sali numer 6, gdy w połowie drogi zatrzymuje mnie jedna z
pielęgniarek, którą widywałam kiedyś przy łóżku Michała.
-Pan
Bąkiewicz jest teraz pod 17 proszę pani.-dziękuję jej skinieniem
głowy. Nie mam pojęcia czemu go przenieśli, ale mam nadzieję, że
nie wiąże się to z pogorszeniem jego stanu zdrowia. Idę dalej
korytarzem, szukając odpowiedniego numeru na drzwiach. Muszę być
już całkiem blisko, bo słyszę głos taty. Podniesiony głos.
Zaczynam się momentalnie denerwować, że ojciec nawet teraz musi mu
robić awantury, choć wydawało mi się, że w końcu dał sobie
spokój. Nie interweniuję od razu. Przez nieco uchylone drzwi chcę
posłuchać czego dotyczy rozmowa. W środku musi być też jakaś
kobieta, bo wyraźnie rozpoznaję damski głos. Muszę się mocno
skoncentrować, by sobie uświadomić, że znam ten głos. Należy do
tej kobiety, która kiedyś zagadnęła mnie, gdy przychodziłam do
szpitala i siedziałam pod salą Michała, gdy nie chciał mnie
widzieć. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem, więc muszę to
naprawić, wchodząc do środka. Wszyscy momentalnie kierują wzrok w
mają stronę. To przerażone oczy mojego ojca, zakłopotane oczy
kobiety i wyczekujące oczy Bąkiewicza.
-Możecie
mi powiedzieć co tutaj się dzieje? Rozumiem, że zadzwoniłeś do
mnie tylko po to by pokazać mi, że wszyscy mogą cię odwiedzać
tylko nie ja.- zaczynam od ataku, no bo co mi innego pozostało? Mam
wrażenie, że zaraz zostanę poinformowana o czymś istotnym i
niekoniecznie mi się to spodoba.
-Postanowiłem,
że przestanę zachowywać się jak szczeniak i zamierzam ostro się
za siebie zabrać i wrócić do sprawności. Chcę też cię
przeprosić Kinga za to co ci powiedziałem. Wtedy gdy ci to mówiłem
czułem się fatalnie. Nie chciałem byś się nade mną litowała.
Nadal uważam, że będzie nam ciężko radzić sobie z moją
niepełnosprawnością, ale nie zamierzam się poddawać. Będę
ćwiczył, będę ćwiczył do upadłego i stanę na nogach. Wiem, że
z tobą może mi się to udać.-podobają mi się jego słowa, ale
nadal nie wiem co się tu dzieje. Kim jest ta kobieta, co robi tu
tata? Cieszę się ze zmiany podejścia Michała, ale wolałabym
najpierw znaleźć odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania.
-Porozmawiamy
później Michał. Może mi powiedzieć co tu się dzieje? Kim pani
jest?- zwróciłam się bezpośrednio do brunetki, która kiedyś
była już u Bąkiewicza i rozmawiała ze mną.
-Ja…ja
jestem twoją matką Kinga.
~*~
Chyba daje o sobie znać fakt, że w dzieciństwie za dużo się naoglądałam Mody na sukces z babcią i właśnie stamtąd czerpię inspirację do tego opowiadania. Tak serio to sama nie wiem skąd mi się to bierze, ale mam nadzieję, że nie jest to bardzo irracjonalne.
JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA!- te słowa Tomasza Swędrowskiego i Wojciecha Drzyzgi pozostaną w mojej pamięci do końca życia! Jestem niebotycznie dumna!