czwartek, 19 czerwca 2014

XXV

/Alek/

30 czerwca stoję pod bramą liceum Toli i Kingi, czekając aż dwie niewiasty przyjdą do mnie ze świadectwami dojrzałości. To, że obie dziewczyny zdały wiedzieliśmy już kilka minut po północy, bo wtedy Lipińska zalogowała się do systemu i zaznajomiła z wynikamy matury. Szybko też zadzwoniła do przyjaciółki i zapytała o jej rezultaty. W każdej innej sytuacji rozmawialibyśmy pewnie o jakiejś imprezie, o konkretnym chillu, który pozwoliłby dziewczynom zregenerować siły i wynagrodziłby im w ten sposób zapierdol związany z maturą. W każdej innej sytuacji, ale nie w tej jaka jest teraz. Michał odzyskał przytomność, ale nie można powiedzieć, że w jego twarzy odnajduję chociażby pierwiastek tego Michała, którego znałem za czasów jego gry w Bełchatowie. Był wojownikiem i zawsze potrafił walczyć o każdą piłkę. Teraz nie ma w nim woli walki. Jego zadziorność i waleczność ustąpiła apatii i zrezygnowaniu. Byłem u niego wczoraj z misją choć częściowego sprowadzenia jego toku myślenia na coś innego niż wypadek i niepełnosprawność, będącej w tym momencie jego udziałem. Niestety na chwilę obecną Michał jest sparaliżowany od pasa w dół, a i w lewej dłoni lekarze stwierdzili lekki niedowład, co mogło być spowodowane tym zakrzepem.
-Alek dziękuje ci za to, że byłeś wczoraj u Michała i przepraszam za jego słowa. On nie był taki, to wszystko przez ten wypadek i to, że nie może chodzić. Nie wiadomo czy w ogóle będzie mógł…- jest mi niemiłosiernie szkoda Kingi, bo dziewczyna nie zasłużyła na to, by przechodzić przez to wszystko. Razem z Tolą staramy się jej pomagać jak tylko możemy, ale nie jest to takie proste, bo Bąkiewicz tej pomocy od nas nie chce. Nie życzy sobie naszej obecności, na mnie wczoraj wezwał do sali pielęgniarkę i powiedział, że nie życzy sobie, bym pojawiał się u niego w odwiedzinach. Nie zraziłem się tym szczególnie bo ja wiem, że on nie jest taki. Po prostu sobie nie radzi z całą sytuacją, a ludzie w takich chwilach różnie reagują na stres.
-Nie ma o czym mówić. Powiedzcie mi dziewczyny czy macie ochotę na lody czy pizzę? Bo to, że gdzieś pójdziemy uczcić wasze wyniki jest pewne, pytanie tylko gdzie chcecie to zrobić.- moja blondynka nie będzie miała na pewno nic przeciwko, ale już widzę, że Lijewska chce się wykręcić od tego i pewnie jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
-Kinguś nie daj się prosić. Posiedzimy godzinkę, może dwie i potem z Alkiem odwieziemy cię do szpitala.- Tola potrafi ją przekonać i całe szczęście, bo Kinga nie może żyć tylko szpitalem i Michałem. Powinna też od czasu do czasu pomyśleć o sobie i dziecku.
Z uśmiechem odpalam silnik samochodu i kieruję go do przytulnej kawiarni, którą zdążyłem kiedyś odwiedzić ze swoją dziewczyną. Nie znam jeszcze dobrze Gdańska, choć obiektywnie patrząc, jestem tu już drugi tydzień. Może nie cały czas, bo byłem w Rzeszowie już dwa razy, ale staram się czas przed zgrupowaniem reprezentacji Białorusi spędzić z Tolą. Do tej pory nie powiedziałem jej jeszcze o tamtej nocy z Izą i jak tak patrzę na rozwój wydarzeń, to chyba nigdy tego nie zrobię. Derkowska przestała do mnie dzwonić i chyba dała sobie spokój z wymuszaniem na mnie swoich rozwiązań. Nie ślinię się już na widok innych kobiet. Kocham blondynkę i mówię to z całą odpowiedzialnością za te słowa. Może wzbraniałem się przed tym uczuciem do ostatniej chwili i Tola do tej pory nie wie, że w moim sercu zakorzeniło się prawdziwe uczucie skierowane do niej, ale tak właśnie jest i jestem tego pewien. To co stało się z Michałem skłoniło mnie do przemyśleń. Zrozumiałem, że w życiu tak naprawdę jest niewiele pewnych rzeczy, ale jak się ma kogoś bliskiego sercu, to wszystko można znieść i łatwiej się podnieść nawet z największych opresji.
-To co po piwku?- ja będę prowadził, a dziewczyny niech piją. Cholera! Zapomniałem, że Kinga nie może. Blondynka popukała się w czoło i zamówiła dla niej sok z czarnej porzeczki, a dla nas po okicimowym radlerze. No tak, Lijewska może nas porozwozić, bo też może pochwalić się dokumentem upoważniającym do prowadzanie samochodu. Nie wiem tylko czy to najlepszy pomysł, bo jeśli obie przyjaciółki jeżdżą podobnie, to z mojego skromnego Infiniti może pozostać niewiele…

…czas leciał nam w miłej atmosferze, a co najważniejsze widać było, że Kinga odprężyła się i chociaż na chwilę zapomniała o codziennych troskach i zmartwieniach. Dziewczyny śmiały się na cały głos, gdy opowiadałem im, że zaspałem na swój egzamin dojrzałości, choć na Białorusi wygląda on nieco inaczej, i złamałem rękę, przewracając się na wejściowych schodach do szkoły. Na szczęście to była lewa ręka, więc spokojnie mogłem napisać co miałem do napisania, a potem biegiem na pogotowie, bo ból stawał się nie do zniesienia.
-Same widzicie, że wasze stresy to nic w porównaniu z tym co przeżyłem ja. Już masz Kinga sprecyzowane plany jeśli chodzi o studia? Rozumiem, że nie ujrzymy cię w Rzeszowie?- Lipińska zdecydowała się na rzeszowską uczelnię. Będziemy mieszkać razem. W moim mieszkaniu, pod czujnym okiem Marka. Trochę się tego wszystko obawiam, ale może nie będzie tak źle.
-Wszystko będzie zależeć od Michała. Nie zostawię go teraz, nawet za cenę moich aspiracji uczelnianych. Podejrzewam, że zamieszkamy w Częstochowie. O wilku mowa…- w torbie Lijewskiej rozbrzmiała komórka. Wygrzebała ją z torby i odebrała połączenie. Po jej minie nie mogliśmy wywnioskować kto jest adresatem połączenia.
-Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że Michał dzwoni…
-E tam, ja myślę, że Marcin…- zaśmiałem się głośno na widok myślicielskiej miny Toli.
-Michał nie denerwuj się. Zaraz do ciebie przyjadę.-a więc to Bąkiewicz. Ogarniamy się szybko, płacimy za piwo, pizzę i wychodzimy z knajpy. Oddaję Kindze kluczyki do samochodu. Szatynka wsiada za kierownicę i odwozi nas do domu Toli.
-Weź mój samochód i jedź do szpitala. Nam i tak nie będzie już potrzebny, a ty nie będziesz się tłukła przez pół miasta autobusem.- na początki Kinga nie chce się zgodzić, ale po wkroczeniu przyjaciółki już nie dyskutuje, dziękując mi za pomoc. Lubię tę dziewczynę. W ogóle zaczęło mi się podobać to życie, które przyszło mi prowadzić u boku Toli, razem z wszystkimi jego dobrodziejstwami. Na początku miałem obawy, że będę się czuł w towarzystwie nastoletnich dziewczyn jako weteran z ubiegłego wieku, ale wcale nie jest tak źle. Zawsze, gdy potrzebuję odmiany tematu, to mogę liczyć na chłopaków z Rzeszowa.
-To ładnie z twojej strony, że tak pomagasz Kindze. Cieszę się, że przypadliście sobie do gustu, bo to byłaby dla mnie ogromna tragedia, gdybym musiała wybierać między tobą a nią.-nie ma takiej potrzeby. Dopóki ja jestem z Lipińską może być pewna, że zrobię wszystko, by blondynka mogła pielęgnować tą piękną przyjaźń.

/Michał/

Frustracja towarzyszy mi od dnia, w której odzyskałem przytomność i zacząłem funkcjonować od pasa w górę. To co poniżej to tylko bezwładna część mojego ciała, która nie słucha moich poleceń. Nie mogę podnieść nóg do góry, nie mogę zgiąć ich w kolanie. Nie czuję nic, gdy ordynator każdego dnia na porannym obchodzie wbija mi ogromną igłę w piętę, by sprawdzić czy kończyny zaczęły odbierać bodźce z zewnątrz. Na początku mówiono mi, że po takim urazie to normalne i trzeba uzbroić się w cierpliwość, a wszystko wróci do normy. Czekałem dwa tygodnie, słuchając pocieszających słów, choć w środku aż cały gotowałem się ze złości. Przez te dwa tygodnie potrafiłem jednak panować nad emocjami. Teraz już nie potrafię. Wybucham coraz częściej i coraz gwałtowniej. Najczęściej ofiarą moich ataków jest niestety Kinga. Wyżywam się na niej za to co mnie spotkało, choć ona nie jest niczemu winna. Pojawia się u mnie codziennie. Siedzi przy łóżku i zachowuje się tak, jakbym był chory na grypę. Opowiada o wszystkim, nawiązuje do różnych tematów, skrzętnie omijając moje kalectwo. A ono jest i jego nie da się pominąć, nie da się o nim zapomnieć. Nie chcę, by Lijewska litowała się nade mną. Wczoraj powiedziałem jej, by nie przychodziła dziś do mnie i po odebraniu wyników matury poszła ze znajomymi na miasta i zaszalała jak każda normalna maturzystka. Zrobiła to. Nie przyszła do mnie, a mnie znów ogarnęła złość. Zacząłem sobie zdawać sprawę z tego jak wielkim stanę się dla niej ciężarem, gdy będzie utrzymywać ten związek dalej. Nie zniosę myśli, że jestem dla niej balastem, kulą u nogi. Do tego jeszcze dziecko. Tak się cieszyłem, że zostaniemy rodzicami, a wychodzi na to, że to ona będzie musiała wziąć odpowiedzialność za to dziecko, bo ja będę potrzebował takiej samej opieki jak ono. Użalanie się nad sobą nie popłaca, ale taka jest prawda.
-Już jestem. Przepraszam, że tak długo to trwało, ale nie mogłam zaparkować.- wszystkie co związane z samochodem wywołuje u mnie złe skojarzenia. Co noc śni mi się ten sam koszmar. Jadę samochodem i widzę, że już nic nie jestem w stanie zrobić, czekając na uderzenie.
-Wzięłaś samochód rodziców?
-Nie. Alek mi pożyczył. Byliśmy na pizzy, a on i Tola wypili po piwie, więc odwiozłam ich do domu i przyjechałam do ciebie. Chcesz zobaczyć moje świadectwo maturalne?- kiwam głową od niechcenia. Przyglądam się procentowemu zestawieniu osiągnięć Kingi, ale nie jestem w stanie cieszyć się jej szczęściem. Zdała maturę bardzo dobrze, więc bez problemu przyjmą ją na Uniwersytet Warszawski.
-Nie chce nawet słyszeć tym, że będziesz studiować w Częstochowie. W ogóle Kinga musimy porozmawiać. Przemyślałem sobie wszystko i doszedłem do wniosku, że powinnyśmy się rozstać…- wydawało mi się, że te słowa przyjdą mi z o wiele większą łatwością i swobodą. Już od kilku dni układałem sobie w głowie co mam jej powiedzieć, ale gdy widzę jej przerażony wzrok, to nie mam już tyle odwagi.
-Ty chyba nie mówisz tego poważnie. Michał ja cię kocham i chyba nie myślisz, że zostawię cię tylko dlatego, że nie możesz chodzić. Wierzę, że to się nie długo zmieni i myślę, że ty też powinieneś trochę więcej wiary w to wszystko włożyć, a nie wygadywać jakieś bzdury.- Kinga obraca to wszystko w żart, ale nie mogę się na to zgodzić. Może i nie wierzę w to, że uda mi się wrócić do sprawności z przed wypadku, ale nie wierzę też w to, że nasz związek może się udać na dłuższą metę. Nie zniósłbym świadomości, że Kinga jest ze mną tylko z litości i obowiązku. Wolę, by mnie nienawidziła za to, że chcę się rozstać niż udawała, że jest u mojego boku szczęśliwa. 19-letnia kobieta nie może brać na siebie takiego jarzma jakim jest z życie z ponad trzydziestoletnim kaleką.
-Mówię jak najbardziej poważnie Kinga. Musisz ode mnie odejść i postarać się ułożyć sobie życie ze zdrowym mężczyzną. Chciałbym tylko byś od czasu do czasu dała mi możliwość zobaczenia się z dzieckiem, ale jeśli nie będziesz chciała tego robić, to uszanuję twoją decyzję. Nie martw się, ja zadbam o jego przyszłość. Postanowiłem założyć konto dla juniora i włożyć na nie wszystkie swoje oszczędności, jakie udało mi się zdobyć podczas grania w siatkówkę. Chociaż w ten sposób będę z nim.
-Nie masz prawa decydować! Nie po tym co przeszliśmy, nie po tym jak musieliśmy walczyć o tę miłość. Teraz gdy mój ojciec nas zaakceptował, gdy możemy być ze sobą bez przeszkód ty mi mówisz, że chcesz się rozstać?! I nie wyskakuj mi tu z kontem w banku, bo dziecko potrzebuje ojca, a nie kilku zer na koncie!- chciałem uchronić ją od zdenerwowania, ale mogłem przewidzieć, że ciężko będzie taką rozmowę przeprowadzić bez nerwów.
-Dziecko potrzebuje zdrowego i silnego ojca. Takiego, które będzie nosił je na rękach, pokazał świat i pomagał wchodzić w życie. Wyobrażasz sobie nasze spacery? Będziesz pchała wózek z dzieckiem i jego ojca na inwalidce. Tego chcesz? Chcesz, by dziecko patrzyło na ojca kalekę, które nie może pograć z nim w piłkę czy zabrać do kina? Ja tego nie chcę!- Kinga płacze. Coraz większe łzy spływają z jej policzków.
-Powtórz jeszcze raz, że nie chcesz być ze mną, a obiecuję ci, że już nigdy nie zobaczysz ani mnie ani dziecka…
-Nie chcę być z tobą Kinga. Ty za kilka lat też nie chciałabyś ze mną być. Kocham ciebie i nasze dziecko. Zawsze będę was kochał, ale nie mogę pozwolić, byście marnowali swoje życie ze mną. Przepraszam, że cię skrzywdziłem, ale jeszcze bardziej przepraszam cię za to, że w ogóle pojawiłem się w twoim życiu. Gdyby nie ja, pewnie teraz cieszyłabyś się zdaną maturą i myślała o zasłużonych wakacjach. Przepraszam Kinga za wszystko…
-Myślałam, że masz o mnie inne zdanie. Chciałam być z tobą i pomóc ci odzyskać sprawność. Czułam, że gdy urodzi się dziecko, ty nabierzesz ochoty do walki i się nie poddasz. Tak bardzo wspierałeś mnie, gdy ja potrzebowałam pomocy. Pomogłeś mi wyjść z depresji, gdy tak bardzo skrzywdzono mnie jako kobietę. Otworzyłeś mi na nowo drogę do życia i pokazałeś, że wcale nie muszę zamykać się przed światem, bo życie jest zbyt piękne, by z niego nie korzystać. Zachowałeś się tak dojrzale, gdy jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że jestem w ciąży. Pokazałeś mi, że to nie koniec świata. Odwiodłeś od koszmarnego pomysłu jakim byłoby usunięcie ciąży. Za to ci właśnie dziękuję. Dzięki tobie to dziecko żyje. Szkoda tylko, że teraz masz nas w dupie i nie chcesz mi pomóc go wychować. To jest twój wybór i pamiętaj, że od pewnych decyzji nie ma odwrotu. Nie chcesz nas, to trudno. Pamiętaj, że to ty zrezygnowałeś z nas, a nie my z ciebie. I nie wykręcaj się moim dobrem, bo to tylko zwykła ściema. Byłabym szczęśliwa, gdybym miała ciebie. Myślisz, że mnie uszczęśliwiasz, ale to zbyteczne. Mogłam byś szczęśliwa u twojego boku, a będę nieszczęśliwą, samotną matką. Dzięki wielkie Michał…


~*~
Michał wrócił do żywych, ale jest kolejna fala problemów i mogę Wam powiedzieć, że nie ostatnia...



sobota, 7 czerwca 2014

XXIV

/Kinga/

Od tygodnia zadaję sobie to samo pytanie. Dlaczego to właśnie nas to wszystko spotyka? Czy tylko dlatego, że między nami jest ta przeklęta różnica wieku? Przecież tyle razy powtarza się w różnych sloganach, że wiek nie gra roli, bo liczą się uczucia. Widocznie nie w naszym przypadku. My mamy pod górę, my nie mamy możliwości żyć pełnią życia. Najpierw mój gwałt, potem problemy z ojcem, nieplanowana ciąża, a teraz jeszcze ten wypadek. Boję się o niego. Lekarz mówi, że najgorsze już za nami, bo gdyby Michał miał nie przeżyć operacji, to już dawno jego życie dobiegłoby końca. Wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej, by dać mu czas na zregenerowanie sił po poważnym urazie głowy. Gdyby nie był poważny, to operacja nie trwałaby 7 godzin, a lekarz nie mówiłby, że jego pacjent miał dużo szczęścia. Dwa złamane żebra w porównaniu  tym wszystkim, to nic takiego.
-Cześć kochanie…- podchodzę do jego łóżka i całuję go w sam środek ust. Są sine i zimne. Nie ma w nich życia, w nim też nie ma. Siadam przy jego łóżku z nadzieją na to, że poruszy się choć minimalnie, choć przez chwilę. Splatam palce z jego nieruchomą dłonią. Jest sina i już wiem, że nie jestem to skutek obciążeń, ani też poniesionych w wypadku obrażeń. Jego mama powiedziała mi, że 8 lat temu Michał borykał się z poważną chorobą, która summa summarum mogła doprowadzić do amputacji. Lekarze zgodnie twierdzili, że po odpowiednim zabiegu wszystko wróci do normy i szatyn będzie mógł o tym wszystkim zapomnieć. Niestety, zakrzep znów dał o sobie znać, tym razem w obu dłoniach na raz. Najprawdopodobniej właśnie to było przyczyną utraty panowania nad samochodem. Ordynator powiedział mi, że takie schorzenia często są bolesne i można wystąpić nawet chwilowy brak czucia w kończynach. Gdyby mi tylko powiedział, to na pewno nie pozwoliłbym mu w takim stanie przyjechać do Gdańska i zmusiła do tego, by znalazł drogę do lekarza. Mogę teraz tylko gdybać…
-Witaj Kingusiu…-mama Michała na czas pobytu syna w szpitalu zainstalowała się w jednym z gdańskich hoteli. Wiem, że Justyna proponowała jej nocleg u nas, ale nie chciała się na to zgodzić. Nie wiem czy miałabym tyle siły, by patrzeć jej każdego dnia w twarz przy posiłkach czy wspólnych rozmowach. Jej syn jest w ciężkim stanie, miał wypadek w drodze ode mnie. Wiem, że nie rozsądnie myśleć jest, że mam coś z tym wszystkim wspólnego, ale pojawiają się myśli, że GDYBY nie przyjechał do mnie, nic takiego nie miałoby miejsca.
-Dzień dobry. Zostawię panią z synem i nie będę przeszkadzać.- chcę wyjść, ale jej dłoń położona na moim ramieniu zatrzymuje mnie w pozycji siedzącej.
-Nie winię cię za ten wypadek kochanie. To nie jest twoja wina, po prostu tak musiało być.- uśmiecham się nikle. Pani Jadwiga to wspaniała kobieta. Tak samo jak cała rodzina Michała. Od samego początku byli nastawieni na to by nas wspierać, a nie stwarzać, i tak już przecież dużej ilości problemy. Wiem, że trochę przesadziłam w doborze słów w tamtej rozmowie z ojcem, ale byłam załamana. Teraz po prostu staram się nie wchodzić mu w drogę, choć jest już w domu, bo Bundesliga dobiegła końca. Wstaję rano, jem jakieś śniadanie i przychodzę do szpitala. Nie wracam na obiad, jem coś w szpitalnej stołówce albo na mieście. W domu pojawiam się około 22 i zaraz po szybkiej toalecie kładę się do łóżka.
-I pamiętaj, że nie jesteś odpowiedzialna już tylko za siebie. Nosisz pod sercem dziecko i ono powinno być dla ciebie najważniejsze. Michałek na pewno nie chciałby, byś przez niego zaniedbywała siebie i wasze maleństwo.- dobrze, że mi o tym powiedziała, bo w przeciwnym razie zapomniałabym o wizycie o ginekologa. To ma być moje pierwsze badanie USG i szereg jeszcze innych analiz, by upewnić się, że z dzieckiem wszystko jest w porządku. Przepraszam ją skinieniem głowy i wychodzę na korytarz, by zadzwonić do ginekologa. Potwierdzam wizytę i w sumie mogłabym wejść do z powrotem do sali, ale nie robię tego. Przez szybę patrzę z jaką czułością pani Bąkiewicz obchodzi się ze swoim synem. Łzy zbierają się w moich oczach. Na swoim ramieniu czuję czyjąś dłoń. Odwracam się przez ramię i mokrymi oczami patrzę na Tolę. Przytula się do moich pleców i obie patrzymy na obrazek rozgrywający się za szybą.
-Przyjechałam, by zabrać cię do domu. Kinga nie możesz tak funkcjonować, bo to może zaszkodzić dziecku. Mam nadzieję, że nie zamierzasz przekładać swojej wizyty u lekarza?- kiwam głową na znak przeczenia. Wszyscy się o mnie martwią i upominają. Mam ochotę na herbatę, od rana nie miałam w ustach nic ciepłego. Gdy decydujemy się na herbatę w szpitalnej stołówce, w sali Michała robi się niespodziewany ruch. Lekarze obstępują jego łóżko jak pszczoły plaster miodu. Jedna z pielęgniarek wyprowadza panią Jadwigę, tłumacząc to niemożnością wykonywania działań potrzebnych do ratowania Michała. Do cholery, co tam się dzieje?!
Nagle jego serce zaczęło bić nienaturalnie szybko! Nie mogę go stracić! Do samego końca wierzyła, że wszystko będzie dobrze. Wątpiłam ja i inne osoby z jego rodziny, a ona nigdy. Dopiero dziś w obliczu tego co się stało na jej twarzy wymalowała się bezradność. Beznamiętnie wpatrywałam się w obrazek za szybą. Ktoś mocno ugniatał klatkę piersiową mojego Miśka w celu pobudzenia jego serca. Mocno zacisnęłam dłoń Toli, wbijając jej paznokcie w skórę. Nie mogę na to patrzeć, a mimo wszystko nie odwracam się. Mój wzrok skupił się na monitorze, na którym do tej pory nie pojawiła się jeszcze ani jedna kreska, która wskazywałaby, że w ciele Michała jest już jakiś pierwiastek życia.
-Jest!!!- ja nic nie widziałam, ale Lipińska zauważyła pojedynczą linię. Widziałam z jaką ulgą cały sztab medyczny spojrzał na monitor i samego Bąkiewicza. Odetchnęłam z ulgą i nadzieją na to, że już będzie dobrze. Obok nas pojawił się lekarz.
-Pani doktorze co się stało?! Skąd ta nagłe pogorszenie się stanu Michała?
-Niestety w organizmie pana Michała rozwinęła się sepsa. Mieliśmy nadzieję, że przynajmniej unikniemy tego, ale niestety stało się inaczej. Udało nam się przywrócić akcji serca, ale nie ukrywam, że stan jej beznadziejny. Oczywiście będziemy robić wszystko, by pan Michał wrócił do zdrowia, ale nie mogę państwu obiecać, że się uda. Myślę, że powinniście się państwo pożegnać z pacjentem, bo…- już więcej nie słyszałam. Usunęłam się po ścianie, tracąc przytomność….

/Tola/

Kinga często reagowała tak na stres. Traciła przytomność, ale nie trwało to zbyt długo. Teraz też szybko doszła do siebie, ale nie było pewności, że taka chwilowa niedyspozycja nie będzie miała wpływu na dziecko. Lijewska została przyjęta na oddział ginekologiczny. Zabrzmię beznadziejnie, ale cieszę się z takiego obrotu sprawy, bo przynajmniej mam pewność, że jej i dziecku nic nie zagraża. Z drugiej strony jest też Michał i to co teraz się z nim dzieje. Łzy same cisną mi się do oczu. Teraz mam swoje 5 minut na to, by pożegnać się z Bąkiewiczem. Siadam przy jego łóżku. Nie znam go za dobrze, ale przy nim moja przyjaciółka jest szczęśliwa i dzięki niemu też udało jej się wrócić do normalności po tym co stało się w styczniu.
-Michał nie znam cię za dobrze, ale proszę zrób coś dla mnie, nie zostawiaj Kingi i waszego dziecka. Ona cię tak kocha, nie poradzi sobie tu bez ciebie. Zrobiłabym wszystko, żebyś wyzdrowiał…- dotykam delikatnie jego dłoni. Mam niewyobrażalne szczęście, że mój Alek jest zdrowy. Nie poradziłabym sobie z czymś takim, jestem przekonana. Podziwiam przyjaciółkę za to, że się nie poddaje, że walczy. Może i miała chwilową niedyspozycję, ale teraz już nie dopuszcza do siebie myśli, że Michał nie wyzdrowieje.
-Proszę pani, teraz czas na kogoś innego. Tam na korytarzu już ktoś czeka i mówi, że jest z rodziny.- no tak. Nie mam prawa blokować tego miejsca. Nachylam się nad twarzą przyjmującego i muskam jego policzek.
-Nie zawiedź mnie Misiek, czekamy na ciebie.- ostatni raz patrzę na jego twarz i wychodzę, mijając w drzwiach jakąś nieznaną kobietę. Jest dla mnie nieznana, ale mimo wszystko dziwnie znajoma. Te włosy i rysy twarzy. Mam wrażenie, że patrzę na starszą wersję Kingi. Nie pasuje mi odwrócić się i patrzeć jak sroga w gnat, więc daję sobie spokój i idę do przyjaciółki. Cholera jasna! To nie da mi spokoju!

/Marcin/

Moja córka nie życzy sobie mojej obecności tutaj, ale nie mogę jej teraz zostawić. Nawet za cenę tego, że wyrzuci mnie i obdarzy niemiłymi słowami. Nie będę oszukiwał, że jestem zwolennikiem jej związku z Bąkiewiczem. Uważam, że Kinga powinna sobie znaleźć kogoś w swoim wieku i nie zadawała się z kimś z mojego pokolenia. Starałem się wszystkimi możliwymi sposobami wytłumaczyć jej, żeby zweryfikowała swoje plany na przyszłość, ale nie posłuchała, a do tego jeszcze zaszła w ciążę z Michałem. Ta wiadomość podniosła mi ciśnienie, ale gdy zobaczyłem z jaką miłością i zaangażowaniem siatkarz zapewniał mnie o tym, że kocha moją córkę i nie zostawi jej z tym wszystkim samej,postanowiłem dać im szansę. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, by Michałowi stało się coś złego. Nie chciałem go w ten sposób wyeliminować.
-Proszę pana tam nie można. U pana Michała już ktoś jest.- pielęgniarka ostudziła mój zapał wejścia do sali Bąkiewicza. Założyłem zielony fartuch i usiadłem pod ścianą. Czekałem 20 minut i w końcu zdecydowałem się podejść do szyby, która oddzielała szpitalne pomieszczenie od korytarza. Siedząca przy łóżku Michała kobieta wzbudziła moje podejrzenie. To chyba oczywistym odruchem jest, że pomyślałem o podwójnym życiu chłopaka Kingi. Ona leży na swoim oddziale, a do niego w między czasie przychodzi inna kobieta. Nerwy rosły we mnie do momentu, w którym szatynka odwróciła twarz w moją stronę. Zamarłem. Moja głowa nie przyjmowała i nie potrafiła przetrawić tego obrazu. Nie widziałem jej 19 lat. Zostawiła mnie zaraz po narodzinach Kingi. Na początku chciałem jej szukać, ale w końcu przestałem. Ułożyłem sobie życie na nowo, wychowałem córkę wspólnymi siłami razem z Justyną. W życiu bym nie pomyślał, że jeszcze kiedykolwiek ją spotkam, zwłaszcza w takich okolicznościach. Mając na dzieję, że pielęgniarka nie zarejestruje mojej osoby, zdecydowałem się wejść do środka. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Patrzyłem na nią i czekałem na jej ruch.
-Marcin…
-Beata…
-Co ty tu robisz? Nie miałam pojęcia, że znasz Michała.- a skąd ona go zna? Coraz mniej to wszystko zaczyna mi się podobać. Nie rozumiem dlaczego jej dłoń chowa dłoń szatyna. Zdziwiło mnie też coś innego. Zapytała o moją znajomość z Bąkiewiczem, a nie zapytała o Kingę. Zupełnie zapomniała o tym, że ma córkę?
-Tak się złożyło, że Michał jest chłopakiem i ojcem dziecka naszej córki, Kingi. Zapomniałaś, że ją masz?- nie chciałem podnosić głosu, bo szpital nie był najlepszym miejscem do załatwiania spraw rodzinnych. Nie mniej jednak nie można mi się chyba dziwić, że targały mną negatywne emocje.
-Nie, nie zapomniałam. Nie wiedziałam, że ona i Michał, że oni są parą…- spojrzała z jakimś dziwnym wyrzutem na oblicze Bąkiewicza i podniosła się ze swojego miejsca. Chyba tak po prostu chciała wyjść. Po tylu latach chce znów uciec bez słowa. Jestem przekonany, że Kinga zasługuje na to, by w końcu poznać swoją matkę.
-Beata ona jest w tym szpitalu. Stres związany ze stanem Michała sprawił, że trafiła na oddział ginekologiczny. Masz niepowtarzalną okazję by ją zobaczyć i odpowiedzieć jej na pytanie, na które ja nie znałem logicznej odpowiedzi…- tyle razy Kinga pytała mnie, dlaczego jej własna matka zostawiła ją zaraz po urodzeniu. Czuła się pod tym względem gorsza od innych dzieci. Justyna starała się zrobić wszystko, by przeleć na nią tyle matczynej miłości ile tylko potrzebuje, ale zawsze w jej sercu była zadra, że jej biologiczna matka nie chciała się nią zająć.
-Myślę, że nie jest to najlepszy pomysł. Przepraszam cię Marcin, ale muszę już iść.- kilkanaście lat myślałem, że znam ją na wylot. Była ode mnie dwa lata starsza, ale to ona potrzebowała opieki. Była delikatna i taka wrażliwa. Z młodzieńczą naiwnością planowaliśmy wspólną przyszłość, gdy Beata pewnego dnia oświadczyła mi, że jest w ciąży. Nie cieszyłem się jak wtedy, gdy Justyna mówiła mi o ciąży z Natalką czy Kacprem. To normalne, że niepełnoletni jeszcze chłopak nie może się cieszyć z wiadomości o cięży swojej dziewczyny. Minął pierwszy szok i zrozumiałem, że nie mogę chować głowy w piasek, że muszę robić wszystko, by udało się nam wychować dziecko na dobrego człowieka w kochającej się rodzinie. Pomoc zaoferowali nam moi rodzice. Państwo Jakubowscy trzymali się tego wszystkiego z dystansem. Ostatnie dwa miesiące ciąży były dla nas trudnym czasem. Non stop się kłóciliśmy, nie mogąc porozumieć się nawet w najprostszych kwestiach. Miałem nadzieję, że po narodzinach wszystko się zmieni, ale nic takiego nie miało miejsca. Coraz bardziej oddalaliśmy się z Beatą od siebie, aż w końcu pewnego dnia Jakubowska zostawiła Kingę pod opieką moich rodziców i nie wróciła na noc. Myślałem, że pojechała do swoich rodziców. Dzwoniłem do nich, ale nie mogli udzielić mi żadnych informacji, bo sami nie wiedzieli nic. Nie mogłem zrozumieć, że kobieta, którą tak kochałem, mogła się posunąć do czegoś takiego. Znienawidziłem ją i ta nienawiść wyparła ze mnie całe uczucie. Pojawiła się Justyna i założyłem normalną rodzinę, odnalazłem szczęście na ziemi. Już nie ma we mnie tego żalu co wtedy, gdy w wieku 17 lat musiałem sam zająć się kilkumiesięcznym dzieckiem.
-Nic się nie zmieniłaś. Widać, że nadal myślisz tylko o sobie. Zostawiłaś córkę, nie interesowałaś się jej losem i nie masz odwagi spojrzeć jej w twarz i powiedzieć, dlaczego to zrobiłaś. Może przynajmniej mi powiesz co tobą kieruje, bo nie jestem w stanie sam wytłumaczyć sobie tego w sposób racjonalny.- tak blisko nas leży Michał, który walczy o życie, a ja próbuje wyjaśnić największą tajemnicę Beaty.
-Mam iść i powiedzieć jej, że jeszcze rok temu to ja byłam na jej miejscu?- nie musi mi powtarzać tego dwa razy, bo w lot pojmuje sens jej słów. Już teraz wiem skąd jej obecność tutaj i te gesty względem Michała. Nie mogę tylko uwierzyć, że w przeciągu tego roku poukładane życie mojej córki zmienia się o 360 stopni.
-Idź już. I nie waż się mówić Kindze, że w przeszłości tworzyłaś związek z Michałem. Ona tego nie zniesie. Jest za słaba, by sobie z tym poradzić.- czy ja nie jestem za słaby, by sobie z tym poradzić? Chyba jestem, bo nie wiem kompletnie jak ma do tego podejść. Tworzymy wszyscy razem jakiś zaklęty krąg, który nie wróży niczego dobrego. Przyszedłem tu posiedzieć chwilę przy Michale, a dowiedziałem się kilku faktów, przez które nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Wychodzę ze szpitala, nie odwiedzając córki. Siadam na murku, chowając twarz w dłonie. Zastanawiam się czy ktoś wiedział o wszystkim i nie mógł wcześniej powiedzieć mi o tym. Na myśli przychodzi mi Kadziu, Winiar i Mario. Oni na pewno wiedzieli by wszystko zdecydowanie wcześniej niż ja, gdyby mieli pojęcie o Beacie. Nigdy nie lubiłem wracać do tego tematu i chyba poza moją najbliższą rodziną nie ma osoby, która znałaby tożsamość matki Kingi. Owszem, media chciały w każdy możliwy sposób wydębić ode mnie jakieś informacje, ale nigdy nie dałem się sprowokować.

-Kurwa mać!




~*~
Co tydzień chyba nie dam rady dodawać, bo zaczęłam pracować. Na trzy zmiany, więc jakiś czas na pewno znajdę, ale przez pierwszy czas będę się musiała przyzwyczaić do nowego tryby życia. Muszę też się przyzwyczaić do tego, że piszę, że mam porozpoczynane blogi, które muszę dokończyć, bo tak sobie założyłam, że wszystko zawsze doprowadzę do końca. Na razie mam takie zbiorcze notki pod postami na blogach, ale w przyszłości powinno się to zmienić. Wiem, że to uciążliwe dostać informację, że pojawiło się tyle nowości, ale postaram się to zmienić w najbliższym czasie. Pozdrawiam :*

Zapraszam też tutaj:
Szesnastka-->tutaj<klik>
3-->tutaj<klik>
#3-->tutaj<klik