piątek, 14 czerwca 2013

VII

/Michał/
O świętowaniu Bożego Narodzenia i Nowego roku szybko musieliśmy zapomnieć, bo już 4 stycznia graliśmy mecz z Lotosem Gdańsk i czekała nas podróż do jednego z miast trójmiejskiej aglomeracji. Oczywiście jako zawodnikowi chodziło mi przede wszystkim o to, by być gotowym do gry i w razie czego pomóc zespołowi w walce o zwycięstwo, ale nie ukrywam, że inny aspekt również miał w tym przypadku znaczenie. Moja propozycja pójścia na kawę złożona Kindze została przyjęta. Umówiliśmy się, że przyjdzie pod halę, a ja zaraz po meczu postaram się ze wszystkim jak najszybciej uporać. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że mecz gramy o 17 i nie wracamy do Bełchatowa od razu w piątek, tylko w sobotę z samego rana. Wyjeżdżamy już dziś wieczorem, by jutrzejszego dnia spokojnie się meczu przygotować w Ergo Arenie. Proponowałem jej, że spotkamy się również i w czwartek, ale mówiła coś o sprawdzianie i ciężkim materiale, który musi do niego przerobić. Cały czas łapę się na tym, że zapominam o jej wieku. Ona jest dojrzała jak na swój wiek, a w moim przypadku działa to w drugą stronę i myślę, że dlatego tak dobrze potrafimy się dogadać. W autobusie zajmuje ostatnie miejsce przed tylnym siedzeniem licząc na to, że osoba Winiara i Szampona z tyłu pozwoli mi spędzić tę podróż z uśmiechem na ustach. Miałem też nadzieję, że zbiorę się wreszcie na odwagę i powiem im, że utrzymuję kontakt z córką ich przyjaciela. Problem polegał na tym, że podejmowane przez nas rozmowy zacznie odbiegały od takiej luźnej tematyki. Na początku omawialiśmy sposób rozgrywania piłek przez Łomacza. Do rozmowy przyłączyło się jeszcze kilku chłopaków i oczywistym się stało, że dziś nie będzie okazji podjąć tematu Kingi. Chciałem mieć to już za sobą, by potem w idiotyczny sposób nie tłumaczyć się, dlaczego zniknąłem zaraz po meczu i nie wróciłem z nimi do hotelu.
-Do ciebie Bąku to ja sprawę będę miał. Jak wiesz, Arek ma nie długo urodziny, a mnie przerasta kupienie komuś prezentu. Ostatnio kupiłem mu taką zabawkę, której nawet ja na początku nie potrafiłem obsłużyć. Ty nie masz dzieci, ale każdy prezent od ciebie jest trafiony. Pomożesz koledze?- rzeczywiście nie chwaląc się, miałem smykałkę do takich rzeczy. Wystarczyło mi, że w pewnym stopniu znałem jakąś osobę i wiedziałem jaki prezent mógłby ją ucieszyć. Kupowanie upominków dla dzieciaków sprawiło mi największą przyjemność, bo wśród zabawek przez chwile sam czułem się jak dzieciak, który nie musi się niczym martwić.
-Pomogę Ci. Jak wrócimy do Bełchatowa to umówimy się na zakupy w Olimpii, a jak nie, to zabiorę cię do Piotrkowa bo wydaje mi się, że tam galeria handlowa oferuje znacznie większy asortyment.
-Ale ja myślałem, że załatwimy to jeszcze w Gdańsku, na spokojnie. Jak wrócimy do Bełchatowa, to będziemy się przygotowywać na Turcję i może nie być czasu. Tak myślałem, że może po meczu wieczorem wybierzemy się do jakiegoś centrum handlowego…- przełykam nerwowo ślinę.
-Po meczu to nie bardzo, bo już sobie zaplanowałem ten czas…- odwracam się przodem do kierunku jazdy z nadzieją, że temat moich planów nie zostanie podjęty. Myliłem się. Czuję na sobie zdziwiony wzrok kolegów z drużyny. Wyczuwam również, że oczekują na wyjaśnienia, a ja nie wiem, co mam powiedzieć. Nie uwierzą, gdy powiem prawdę. 
-Wyrwałeś jakąś dupę z Gdańska?! I ty nic nam nie mówisz?- sformułowanie „wyrwałeś jakąś dupę z Gdańska” było zbyt szumnym określeniem, bo Kinga nie daje tak łatwo się wyrwać. Trzyma dystans. Wiem, że boi się tej różnicy wieku. Skłamałbym, gdybym powiedział, że ja się jej nie boję…
-Nic nie wyrwałem. Po prostu umówiłem się z kimś i tyle. Nie układajcie sobie górnolotnych scenariuszy. Jak będę się żenił, to wam powiem.- musiałem trochę ostudzić ich emocje, bo oni gotowi są śledzić mnie, by dowiedzieć jak bardzo zaawansowana jest moja znajomość z tajemniczą mieszkanką Gdańska. Obiecałem Mariuszowi, że sam zajmę się tym prezentem, by wszyscy byli zadowoleni. Uznałem, że kawy z Kingą możemy napić się również w centrum handlowym, więc przy okazji skoczę do jakiegoś sklepu z zabawkami i coś wybiorę. Dalsza droga do Gdańska zleciała nam na śpiewaniu najróżniejszych piosenek, śpiewanych przez każdego z osobna, w duetach lub wspólnie. Uczyliśmy Aleksa śpiewać naszego standardowego hitu, jakim była piosenka zespołu Top One. Pamiętam czasy, gdy Miguel Falasca nie potrafił sklecić poprawnego zdania po polsku, ale piosenkę mógł śpiewać zerwany z łóżka po północy. Z Serbem nie szło tak łatwo, ale do końca sezonu zostało jeszcze trochę meczy i za punkt honoru przyjęliśmy sobie, że po ostatnim meczu ligi Aleks wykona dla nas ten utwór bez najmniejszego problemu…
…hotel Villa Baltica przedstawiał się imponująco. Wcześniej przed meczem z gdańską drużyną meldowaliśmy się w zupełnie innym hotelu, o zdecydowanie niższym standardzie. Ten budynek został oddany do użytku na kilka tygodni przed Euro 2012 i trzeba się cieszyć, że impreza zostawiła po sobie nie tylko pozytywne wrażenia sportowe, ale też dobrze rozbudową infrastrukturę. W lobby zaczęło się zamieszenie z pokojami, bo nie było wolnych dwójek, a co za tym idzie nasza drużynowa „para” nie miała się gdzie podziać.
-Dobra nie płacz Mariusz, tylko weź Michała i chodź do mnie i Daniela. Papa wcześnie chodzi spać, ja długo biorę prysznic, więc będziecie mieli czas, by nacieszyć się sobą.- z jednej strony chłopakom się nie dziwię, bo zawsze zajmowali dwójkę, a z drugiej strony nie ma sensu robić z tego powodu większego zamieszania, bo na dobrą sprawę to tylko trzy noce, które zlecą w oka mgnieniu. Razem z Plińskim nie braliśmy ich niezadowolonych min personalnie, bo już po 10 minutach wszystko wróciło do normy i było nawet zabawnie.
-O 15 obiad, a o 17 jedziemy do Ergo na trening z piłką.- w drzwiach każdego pokoju pojawiał się drugi trener i oznajmiał nam plany na najbliższe godziny. Do posiłku zostało nam nie wiele czasu, tyle co wziąć prysznic i przebrać się w klubowe dresy. Miałem tę przyjemność, że mogłem pierwszy skorzystać z łazienki. 10 minut wystarczyło, by zmyć z siebie trudy podróży. Kiedy wychodziłem z pokoju, w jego wnętrzu trwała kłótnia o to, kto wchodzi po mnie. Za każdym razem, gdy jesteśmy na meczach wyjazdowych mam wrażenie, że znajduję się na jakiejś kolonii z bandą dzieciaków, które nie są w stanie sobie niczym ustąpić. Stołówka znajdowała się na parterze, więc musiałem skorzystać z windy. Czekałem na jej przyjazd na górę, ale  nie trwało to długo. Zrobiłem krok do przodu, gdy drzwi otworzyły się i przechodząc obok przedstawicielki płci pięknej z pięknym bukietem kwiatów zorientowałem się, że to Kinga.
-Bo pomyślę sobie, że nie mogłaś się doczekać spotkania ze mną. Do tego jeszcze przyszłaś z kwiatami, jak miło.- uśmiecham się do niej mając nadzieję, że za swój zbyt śmiały żart nie oberwę z backhandu. Dobrze wiem, że jej mama prowadzi kwiaciarnię, która zajmuje się dostarczaniem kwiatów. Z tego jednak co się orientowałem, to swoim zasięgiem obejmuje tylko Gdańsk, a nie Sopot czy Gdynię.
-Jak ci będzie z tym lepiej, to możesz tak myśleć. Nasz kurier złamał dziś rano nogę, a drugi jest na urlopie, bo dwa dni temu urodziło się mu dziecko. Justyna poprosiła mnie o pomoc i jestem. Gdzieś na tym piętrze mieszka niejaka Katarzyna Wasiak, której w ten sposób chce zaimponować kolega z pracy. Ma facet gest, bo zapłacił za ten bukiet prawie 200 złoty i zamówił jeszcze dwa podobnej wielkości. Nie miałam pojęcia, że tu zatrzymaliście się przed meczem…- tłumaczyła się, a było to zupełnie nie potrzebne. Z drugiej strony dzięki tej rozmowie domyśliłem się, że szatynka lubi kwiaty, a przed piątkowym spotkaniem taka informacja może mi się przydać.
-Mam nadzieję, że nasze spotkanie jest nadal aktualne?- chętnie zaproponowałbym jej coś już dziś, ale nie ma szans, by zorganizować to przed treningiem. Kinga kiwa głową na moje pytanie, by potwierdzić swoją obecność, a potem zostawia mnie samego tłumacząc, że trochę się spieszy.
-Będę w piątek na meczu. Do zobaczenia!- ni stąd ni zowąd całuje mnie w policzek, co jest dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Jestem również w szoku na wiadomość, że przyjdzie na spotkanie z Lotosem. Na samym początku naszych konwersacji nie kryła się z tym, że nie interesuje się sportem i nie pali się do tego, by mieć z nim coś wspólnego w najbliższym czasie. Starałem się ją zrozumieć, bo dla dziecka nie jest to komfortowa sytuacja, gdy nie może mieć jednego z rodziców na wyłączność, bo sport wymaga od niego wstawienia się na zgrupowaniu i spędzania dużej ilości czasu poza domem. Mam czyste sumienie, bo nie zmuszałem jej do tego, by przyszła na mecz. Ba! Nawet ją o to nie prosiłem, bo nie chciałem, by z mojego powodu czy dla mojej przyjemności musiała się do czegoś zmuszać. Podejrzewam, że spory udział w jej decyzji miała Tola, więc nie zdziwię się, gdy w piątek na trybunie zobaczę również blondynkę.
-Jak to możliwe, że tyle czasu wcześniej wyszedłeś z pokoju i jeszcze nie pojawiłeś się na dole- z naszego pokoju jeden po drugim wychodzili chłopaki, ze zdziwieniem patrząc na moją postać, wpatrzoną w punkt, w którym jeszcze przed chwilą widziałem szatynkę. Ich głośne śmiechy wyrwały mnie z zamyślenia. Zbagatelizowałem wcześniejsze pytanie i razem z nimi wszedłem do windy.
-Na kilometr śmierci mi tu zakochaniem. Ciekawe od kogo…- no chyba nie ode mnie?

Nie mów  „kocham” na pierwszej randce, bo czasem trudno jest odróżnić miłość od zauroczenia. A nawet najpiękniejsze słowa wy­powiadane zbyt często, tracą swoją wartość.


/Kinga/
W życiu jeszcze się tak nie denerwowałam jak przed głupim wyjściem na mecz! Może dlatego, że wcześniej robiłam to z poczucia obowiązku, a dziś z własnej, nieprzymuszonej woli? Tola to się mało nie zachłysnęła drugim śniadaniem w środę gdy jej powiedziałam, że mam ochotę przed tym spotkaniem z Michałem iść na mecz. Zawsze to ona wyciągała mnie na takie wypady, a ja robiłam to niemalże z łaski. Dziś naprawdę miałam ochotę na to, by tam pójść. Oczywiście Lipińska śmiała się ze mnie, że w brzuchu zaczęła mi zapierdalać zgraja motyli i dlatego świruję, ale nie chciałam jej słuchać. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że traktuje to wszystko co się teraz dzieje na poważnie. Przecież nie wolno mi patrzeć na Bąkiewicza inaczej jak na pana po 30, które mnie w pewien sposób zafascynował i oczarował, ale nic poza tym. Czuję się okropnie ze świadomością, że jeszcze o niczym nie powiedziałam Justynie czy tacie, ale  nie mogę tego zrobić. Mam wrażenie, że dziś to wszystko już się skończy, a siatkarz ze śmiesznymi dołeczkami w policzkach podczas wykonywania uśmiechu stanie się tylko wspomnieniem, niewartym takich analiz i nieprzespanych nocy. Nie mniej jednak dziś wskakuje w ciemne rurki<klik> i musztardową tunikę<klik>. Tola mówiła, że w takim wydaniu mu się spodobam. Coś mi się wydaje, że ma to związek z barwami Skry Bełchatów, ale nie chciałam już o to pytać, by nie wyjść na kompletnego tępaka. Problem sprawiło mi zrobienie porządku z włosami. Tyle razy miałam ochotę je obciąć na krótko, ale za każdym razem interweniowała Justyna mówiąc, że będzie mi ich szkoda, gdy nie będę mogła zrobić sobie wystrzałowej fryzury na studniówkę. Jeszcze ta nieszczęsna studniówka, na którą przyjaciółka każe mi zaprosić Bąkiewicza. Mówi, że dzisiejsze spotkanie po meczu będzie doskonałą okazją, by zapytać go o plany na wieczór 19 stycznia. Już wiem, że na pierwszym tak poważnym balu w moim życiu nie będę mogła pojawić się z Krzysztofem, bo będzie wtedy przebywał w Hiszpanii na mistrzostwach jakiś, nawet nie wiem czy Świata czy Europy.
-Nie wiesz jak masz się uczesać?- w pokoju pojawia się Natalka z jakimś koszykiem za plecami, który okazuje się być zbiorem jej spinek, chyba z najmłodszych lat dzieciństwa. Sama pamiętam, jak przy każdej możliwej okazji kupowałam jej spineczki z motywami bajkowymi. Podejrzewam jednak, że na dzisiejszą okazję, to nic z tego dla siebie nie wybiorę, ale za dobre chęci całuję policzek młodszej siostry i dalej bezradnie wpatruję się lustro mojej toaletki.
-Słyszałaś może kiedyś o koku robionym na skarpetce?- słyszeć słyszałam, ale z wykonaniem gorzej. Powiem szczerze, nie mam daru do robienia sobie fryzur. Wychodzi mi tylko kucyk, warkocz i spięcie włosów grubą spinką, tzw. żabką. Kiwam twierdząco na pytanie siostry, a ta bierze to jako przyzwolenie na zabranie się za moje włosy. Bierze moją szczotkę i porządnie rozczesuje włosy. Potem z tego swojego koszyczka wygrzebuje grubą gumkę do włosów i robi mi kitkę, prawie że na samym czubku głowy. Jestem pełna obaw co do tej stylizacji, ale nie chcę zabierać Natalii przyjemności, bo mocno się w to wszystko wczuła.
-Masz może tu taki gęsty grzebień?- niepewnie wyciągam coś takiego o co pyta z szuflady, a kątem oko spoglądam na zegarek, by upewnić się, że w razie czego zdążę je jeszcze wyprostować. Młoda tapiruje mi włosy w ten sposób, że wyglądam jak potencjalna uczestniczka sabatu czarownic na Łysej Górze. Na moich kłakach pojawia się skarpetka, prawie na samym brzegu kucyka. Natalka zręcznie nawija na nią włosy, a potem te, które zostały, nawija u nasady głowy. Wpina mi kilka wsuwek i każe po wszystkim obejrzeć się w lustrze.
-Gotowe!- woła radośnie, a ja zapominam języka w buzi. Jeszcze przed chwilą myślałam, że będę wyglądać jak 7 nieszczęść, a teraz naprawdę się sobie podobam. Koczek wygląda perfekcyjnie, a mi od razu na twarz wskakuje uśmiech. Mocno przytulam do siebie młodszą siostrę, całując jej czoło.
-A teraz powiedz, że pożyczysz mi swój tusz do rzęs i tę malinową tunikę, bo w sobotę mam szkolną choinkę.- co proszę? To ja myślałam, że mam taką zajebistą siostrę, która bezinteresownie i z potrzeby serca mi pomogła, a ta małpa wszystko sobie zaplanowała, by teraz nie pozostawić mi innego wyboru jak oddanie w jej ręce ulubionego tuszu i jednego z lepszych ciuchów w mojej szafie. Z przykrością muszę stwierdzić, że tę przebiegłość Natalka ma po mnie. Nie wiem, kto w rodzinie Lijewskich był podszyty lisem, ale na pewno nie nasz ojciec. On tyle razy wpajał nam, że pomagać się powinno bezinteresownie i nie dla poklasku, ale najwyraźniej obie z Talą nie wzięłyśmy sobie tych uwag do serca.

Gotowa na podbój Ergo Areny wychodzę przed dom, gdzie podjeżdża po mnie samochód, a w nim uradowana przyjaciółka. Zanim wsiadam do środka, dokładnie przypatruję się autu<klik> i zastanawiam czy ominął mnie jakiś zakup Lipińskich. Z tego co wiem w jej rodzinie był jeden samochód, z którego i tak korzystała tylko i wyłącznie jej matka, bo pan Marek zdecydowanie bardziej lubił transport rowerowy czy też o własnych nogach.
-No co? Przydupas mamy chce zawiązać ze mną jakiś kontakt i robi co może, by się ze mną spoufalić. Nawet odstąpił mi swój wóz za cenę wolnej chaty. Nawet nie chcę myśleć o tym, co się dzieje teraz w sypialni, w której jeszcze nie dawno widziałam szczęśliwą minę ojca i rozanielony uśmiech matki.-wiem, że szybko musimy zmienić temat, by nastrój blondynki nie uległ takiemu pogorszeniu, w którym nawet cała biała czekolada Alpen Gold z orzechami nic nie zdziała. Byłam pewna, że droga do hali zajmie nam zdecydowanie mniej czasu, ale na całe szczęście ubezpieczyłyśmy się na taką okoliczność i wyjechałyśmy znacznie przed czasem. Pod Ergo Areną miałam znaleźć pierwszego lepszego ochroniarza i powiedz mu, że jestem od Michała Bąkiewicza. Tak strasznie tego nie lubię. Czego mianowicie? Bycia traktowaną na innych warunkach. Nigdy nie stałam w kolejach czy nie śledziłam sprzedaży internetowej, by dostać bilet na jakiś ważny mecz piłki ręcznej. Ja po prostu mówiłam, że jestem Kinga Lijewska i ochroniarze o mały włos nie chcieli do hali wnosić mnie na rękach. Miałam traktować siatkarza jak normalnego faceta, ale widzę, że nie jest i wcale nie będzie to takie proste. Kolejny argument za tym, by zostawić to wszystko tak jak jest i nie brnąć dalej.
-Proszę cię, nie rozmyślaj nad tym czy dobrze robisz, bo skoro jego sytuacja z tą całą Beatą się wyjaśniła, to przecież nie musisz się niczym martwić…- niczym? Dla niej te kilkanaście lat różnicy to jest nic? Ona chyba nie zdaje sobie sprawy co zrobiłby ze mną tata, gdyby się o tym wszystkim dowiedział. Owszem, cieszy się, że zmieniam powoli nastawienie do sportu i nawet interesuje się czymś innym jak piłka ręczną, ale na tym pewnie chciałby zakończyć.  No nic. Skoro już jestem na tym meczu to postaram się zrozumieć co setki tysięcy Polaków w tym kraju widzi w tym sporcie…

…nie miałam pojęcia, że to są takie emocje! Naprawdę! Z tego co mówi mi Tola, to mecz należał do przeciętnych i zdecydowanie jednostronnych na korzyść Skry Bełchatów, ale ja nie o tym mówię. Nigdy wcześniej nie stresowałam się tak, gdy jakiś siatkarz wyskakiwał do ataku. A dzisiaj? Dziś za każdym razem czułam coś dziwnego w środku, gdy Bąkiewicz meldował się przy piłce. Przecież to można sobie krzywdę zrobić. Wystarczy źle upaść, nie tak ustawić nogę i koniec. On jednak robił to wszystko umiejętnie… Znaczy się nie wiem czy umiejętnie bo się na tym kompletnie nie znam. Nadal nie wiem dlaczego ten Zatorski kręcił się po tym boisko jak smród po gaciach, a razem z nim jeszcze jakiś dwóch siatkarzy, ale ten sport ma naprawdę coś w sobie. Coś więcej niż piłka ręczna? Sama nie wiem, ale wydaje mi się, że jednak tak. Tam to wszystko trwa zdecydowanie dłużej. Tu ułamki sekundy i już jakaś drużyna zapisuje punkt po swojej stronie.
-Twój Romeo dostał nagrodę MVP. Oj czuję, że szykuje się solidne gratulowanie po meczu.-zdzieliłam ją przez łeb. Jestem ciekawa czy będzie taka mądra, gdy pojedziemy do Rzeszowa na mecz, bo zapraszał nas tam pan Marek. Nie chcę zaczynać o Akhremie, bo Tola zbyt nerwowo reaguje na jego temat, nie chcąc się przyznać, że ten taniec sylwestrowy zrobił na niej wrażenie.
-Dobra, to ja idę do niego. Jak wrócę do domu, to zadzwonię do ciebie i wszystko ci opowiem. Jedź ostrożnie.- całuję jej policzek i napominam, by nie deptała zbyt mocno w pedał gazu, bo podczas samotnych podróży lubi to robić. Zeszłam pod reklamowe bandy i czekałam na Michała. Z szatni zdążyło wyjść już tyle zawodników, a jego nadal nie było. Zamieniłam kilka słów z Winiarskim i Wlazły, ale obaj panowie uznali, że są zmęczeni i lecą do hotelu. Dopiero, gdy ślad po nich zaginął, w na parkiecie boiska pojawił się Michał. Teraz już rozumiem, dlaczego tak długo mu się zeszło. Wyglądać tak  nienagannie jak on, to nie można tak w kilka minut. Starannie ułożone włosy, granatowa koszula<klik> niedopięta na dwa pierwsze guziki u góry i ciemne jeansy<klik> sprawiają, że pozostaję w bezruchu i wpatruję się w jego postać, jak w obrazek. Gdy jest już blisko mnie zza swoich pleców wyjmuje bukiet żółtych tulipanów, a ja wybucham śmiechem. Żółty tulipany na tak jakby pierwszej randce?!
-Widzę, że nie wiążesz z tym spotkaniem żadnych nadziei, bo wyskakujesz do mnie z bukietem żółtych tulipanów.- z uśmiechem przyjmuję ten bukiet. Nie wszyscy muszą wiedzieć i stosować się do tych wszystkich ciekawostek związanych z kwiatami. Ja mam z nimi do czynienia odkąd pamiętam i dlatego sporo o nich wiem.
-Boże Kinga przepraszam,  nie miałem pojęcia. Kiedy spotkałem cię w hotelu to domyśliłem się, że musisz lubić kwiaty i zdecydowałem się kupić ten bukiet, ale tylko się zbłaźniłem. Naprawdę cię przepraszam…- chce ode mnie zabrać ten bukiet, ale nie pozwalam mu na to.
-Tulipany to moje ulubione kwiaty, mimo że oznaczają bezsensownną miłość czy negatywne emocje. Ty już tak nie przepraszaj, a ja dziękuję…- stanęłam na palcach jak najwyżej mogłam, by pocałować jego policzek, a ten się musiał tak przekręcić, że nasze usta spotkały się. Od czubka głowy po najmniejszy palec u stopy przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Z początku miałam pewne obawy, ale nie odsunęłam się. Dałam się pocałować, a potem zaczęłam pocałunki oddawać. Cholera jasna, za szybko!!!

Czasem bywa tak, że pierwszy pocałunek jest jak pierwszy gwóźdź do trumny dopiero co rodzącej się miłości...



~*~
Stało się moje drogie… Zawitała połowa czerwca, pojawiła się lepsza pogoda i Paulinka wyprostowała swoje szkolne sprawy. Z jakim skutkiem to będę się chwalić w okolicach 28 czerwca. Teraz życzę wszystkim studentkom, byście miały w sobie wystarczająco dużo siły, by wszystko zakończyło się sukcesem J Uściski dla jednej studentki, która w czerwcu zakończy już swoją przygodę z edukacją tytułem magistraJ
A jeśli chodzi o VII to taka ona kingowo-michałowa. Nie wiem czy się nie mylę, ale następne będzie tolowo-alkowa. Ciągnie się to wszystko wiem, ale byle do X J

Pozdrawiam i do napisania :***


Urywki, urywki...
-Tylko sobie za dużo nie wyobrażaj. Mecz się skończył i dalej uważam, że rzucasz się na wszystko co się rusza i ma cycki.


-Tak, ale muszę zrobić jeszcze jedną kolejkę, bo na trzeźwo mi nie wychodzi, a nie chcę się zbłaźnić


-Nie, nie pomyślałaś sobie za dużo. W normalnej sytuacji w tym samochodzie wziąłbym cię jak chciał, ale jutrzejszego dnia ty miałabyś ogromne wyrzuty sumienia, a ja nie mógłbym spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Świadomość tego, że zaliczyłem pijaną laskę zupełnie mnie nie kręci…


9 komentarzy:

  1. Michał i Kinga wpadli jak śliwki w likier! Różnica wieku jest spora i jakoś nie do końca wyobrażam sobie taki związek ale podobno miłość nie zna granic. Na razie ta różnica jest mało widoczna bo Michał to wysportowany i zadbany mężczyzna ale w pewnym momencie ekhm on może n=być zazdrosny itp.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam ,czytam i uświadomiłam sobie że dawanie kwiatów dziewczynie o tak bez żadnego większego powodu chyba wyszło z mody. Mam przyjemność/nieszczęście w czasie studiów pomieszkiwać w Krakowie i choć par tam pląta się multum a na rynku jeszcze więcej to kobietkę z kwiatem, czy bukietem w ręku to na palcach jednej reki można policzyć. Społeczeństwo się zmienia i to jak dla mnie na gorsze. Ja tam na kwiatowych rewelacjach się nie znam i powiedziałabym ze złote zazdrość oznaczają ,ale jak Kinga mówi co innego to wierzę. Czytelniczka wyżej piszę że miłość nie zna granic, ale w takim związku z taką różnicą wieku tych granic może być wiele i naprawdę kiedyś może się zdarzyć tak ze jedna będzie nie do przejścia. Ja na razie będę się cieszyć tym ze u nich to wszystko dopiero kiełkuje, to taki fajny czas. Przypomniałam sobie jak to ja poznawałam siatkówkę, miałam podobne reakcje jak Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś wyczuwam, że jeszcze bardziej spodoba mi się przyszły odcinek ;p ta słabość do Alka ;)
    Kinga, jak widać coraz bardziej przekonuje się do Michała ;) moim zdaniem też te całusy za szybko, ale cóż ;p skoro się stało, a obojgu się podoba ;D
    Michał miał niezłą przeprawę z kumplami ;p ciekawscy żartownisie ;p już oni by mu urządzili pogadankę, gdyby widzieli te czułości na hali :) Bardzo ciekawie się robi ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co mnie rozbawiło w tym rozdziale? Kok na skarpetkę :P Ile ja się z tym namordowałam żeby dojść jak to zrobić i jak to ma się trzymać na włosach. Wreszcie połapałam że mam na to za krótkie włosy(a raczej miałam bo teraz już mi to wychodzi)Natalka cwana bestyjka, ale tak to jest z rodzeństwem, rzadko kiedy pomagają nam bezinteresownie. Michaś ukrywa swoje relacje z Kingą przed kolegami, coś mi mówi że nie zbyt długo a jak prawda wyjdzie na jaw to dostanie opierdol od nich :P Kinga też mocno się zauroczyła, na mecz z własnej woli poszła, o tak bez niczego to się tego nie robi, nie gdy wcześniej to był raczej obowiązek a nie przyjemność. Czy pocałunek był za wcześnie? Sama nie wiem, ja jakoś zawsze z tym do przodu byłam, więc nie mnie oceniać :))Tola dała by pojeździć taką furą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam podziękować za uściski, tez cię ściskam. Jo nie wiem czy ten magister będzie, już się ze strachu trzęsę ;)

      Usuń
  5. bardzo fajny rozdział :d czekam na następne.
    jakby ktoś miał ochotę to zapraszam na przeznaczeni-sobie.blogspot.com .

    OdpowiedzUsuń
  6. Siatkówka jest po prostu uzależniająca. Mam nadzieję, że od teraz Kinga już o tym będzie wiedzieć. :)
    Kurczę, lubię, jak akcja szybko się dzieje, ale i tak mam obawy, czy dziewczyna dobrze robi. Nie, żebym zabraniała jej kontaktów z Michałem, co to, to nie. Po prostu boję się, czy taki związek to dla niej nie rzut na głęboką wodę. I boję się, czy nie stanie się jakaś katastrofa, kiedy Lijewski się o tym dowie. No, i oczywiście zgraja siatkarzy z Bełchatowa. Skandal będzie jak nic! Ale jeśli się szczerze pokochają i różnica wieku nie będzie miała dla nich jakiegokolwiek znaczenia, to chyba mogą być razem, nie? Bo Bąkowi na bank zależy, widać, jak się chłopak angażuje. Co do Kingi - mam nadzieję, że jeszcze się przekonamy. Cóż, wieczorek po pocałunkach i nagrodzie MVP może być już tylko optymistyczny. :D
    Chyba zatrudnię Michała jako mojego prywatnego doradzacza w prezentach dla dzieci, skoro z niego taki znawca. :P
    Pozdrawiam, Caro. :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny, ciesze się, że Michał z Kingą się umówili i ten pocałunek na końcu ;) Moim zdaniem wiek w związku nie ma zupełnie znaczenia to tylko liczby, a jeśli te dwie osoby się kochają to nic nie jest w stanie stanąć im na przeszkodzie ;)
    A co do bloga to mogłabym codziennie czytać nowe rozdziały na prawdę bardzo mi się podoba, ponieważ jest tu również cząstka piłki ręcznej, którą wielbię ;) Czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie: http://mydlo--powidlo.blogspot.com/
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę zrobiło nam się na końcu bardzo romantycznie, ale właśnie o to chodzi.. Po za tym Misiek, Misiek, Misiek :D Wiesz, że mam do niego przeogromną słabość :D Kochana przepraszam, że tak dawno mnie nie ma, ale niestety sesja, ale oby do 29 ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń