/Tola/
Przyjechał do mnie z Igorem. Zrobiło mi się cieplej
na sercu, gdy stanął w drzwiach z bukietem tulipanów. W dupie miałam w tym
momencie fakt, że żółty kolor symbolizuje rozstanie. Widziałam w jego oczach,
że on nie przyjechał tu po to, by to wszystko zakończyć. Skruszony podał mi
bukiet i przedstawił swojemu synowi.
-To jest Tola, którą tak bardzo chciałeś poznać.-
przyzwyczaiłam się do jego powściągliwości uczuciowej i wcale nie liczyłam na
to, że przedstawi mnie małemu jako swoją dziewczynę. Zresztą, to jeszcze
dziecko i nawet nie wiem czy wskazane jest teraz mieszać mu w główce. Mogę być
ciocią, mogę być po prostu Tolą. Wchodzimy do środka. Igorek jest trochę
onieśmielony, ale czy można mu się dziwić? Widzi mnie pierwszy raz a oczy. Całe
szczęście, że nigdy nie można byłoby mi odmówić podejścia do dzieci. Nawet
Kinga się kiedyś ze mnie śmiała, że jej młodszy brat woli mnie bardziej niż ją.
-Chcecie coś do picia?- jestem sama w domu i dobrze,
bo moja ciekawska mamusia mogłaby przerazić synka Alka. Widzę po uroczym
blondynku, że jest spragniony, ale wstydzi się odezwać. Przynoszę z kuchni
dzbanek soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. Obok mnie pojawił się Alek,
biorąc ode mnie szklanki. Niewiele się odzywa, tak jakby czuł się winny
zaistniałej sytuacji, jakby miał świadomość, że ta kłótnia obciąża jego
sumienie. A może jest coś jeszcze?
-Dziękuję.- głaszczę go po głowie, widząc z jaką
zachłannością opróżnia szklankę z pomarańczowej cieczy. Akhrem z torby wyciąga jakieś
zabawki. Igor rozkłada je na dywanie obok kanapy, zupełnie odcięty od świata,
który go teraz otacza. Pamiętam czasy, kiedy to ja traciłam poczucie czasu,
tarmosząc za pomarańczową kamizelkę Kena. Wydaje się jakby to było wczoraj…
-Mamy czas dla siebie. On teraz nie będzie kontaktował,
zawsze tak ma przy zabawkach. Tola ja chciałbym ci powiedzieć, że…- zatkałam mu
usta kciukiem. Trochę za dużo zostało powiedziane w tym domu podczas jego
ostatniej wizyty. Wiem, trochę przesadziłam z reakcją. Za bardzo popuściłam
wodze fantazji stąd to wszystko. Ja nie mówię, że już teraz chce mnie
dziecko, ale kiedyś, w przyszłości. Nie rozumiem dlaczego on tak się na to
zawziął. Nie wierzę, że z góry sobie można założyć, że już nie zakocha i nie
będzie chciało się mieć kolejnego dziecka. Zwłaszcza, że widać po nim jak
bardzo kocha dzieci i, że mimo wszystko jest dobrym ojcem. Rozwiódł się z
Natalią, ale nie umywa się od obowiązków opieki nad Igorem czy Danielem.
-Trochę za mocno zareagowałam na tamtą sytuację.
Przepraszam…- miałam za co. Może nie za samą rozmowę, ale za te późniejsze
wiązanki, które Białorusin otrzymywał drogą wiadomości telefonicznych. Jeszcze
biedny nie wie, że jak się zdenerwuję, to do mnie nie ma sensu pisanie smsmów,
bo jeszcze bardziej pogłębia to moją frustrację. Sama muszę opanować negatywne
emocje, bo słowo „Uspokój się” z ust osób postronnych działa na mnie gorzej niż
czerwona płachta na jurnego byka.
-Ja też trochę za mocne warunki zacząłem stawiać.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcemy być razem, to musimy wypracować jakiś kompromis.
-A chcesz być ze mną?
Patrzymy sobie w oczy. Igor rzeczywiście nie zwraca
na nas żadnej uwagi, robiąc sobie tor wyścigowy z lakierów do paznokci mojej
mamy. Dłoń Alka delikatnie muska wierzch mojej dłoni. Po ciele przechodzi mnie
przyjemne dreszcz. Mój organizm to jeden wielki ewenement medyczny. Gdzieś
czytałam, że kobieta największą ochotę na seks ma podczas owulacji. Ja? Ja mam
chyba zawsze na nią ochotę, pomijając „kolorowe dni”. Naprawdę. Może nie mam
się i czym szczycić, że wcześnie zaczęłam i nie do końca patrzyłam na
konsekwencje swoich dorosłych zabaw, ale nic nie mogłam i nadal nie mogę z tym
zrobić. Akhrem działa na mnie wybitnie podniecająco. Już jego uśmiech sprawia,
że ściska mnie w dole brzucha, a krocze oblewa się przezroczystą cieczą. Bo to
nie jest zwyczajny uśmiech. Widzę wyraźnie, że chciałby znaleźć się ze mną w
moim pokoju, wśród puszystej kołdry i poduszek. Nie ma szans. Igor chce wyjść
na spacer, marzą mu się lody nad brzegiem morza.
-Ładna jesteś. Ale moja mamusia jest ładniejsza.-
czy mnie to obraziło? Jasne, że nie. Dla każdego dziecka jego rodzice są
najlepsi, najmądrzejsi i najpiękniejsi. Czochram jego blond włoski i pomagam
założyć buciki. Chwytam jego rączkę i wychodzę na zewnętrz, gdzie czeka już nas
Alek. Igorek zmienia miejsce. Wchodzi między mnie i ojca. Nawet nie chcę się
zastanawiać nad tym jak teraz wyglądamy, choć intensywnie ta myśl zaprząta moją
głowę. Wsiadamy do miejskiej kolejki, która wiezie nas do miejsca, z którego
możemy podziwiać może. Igor jest zachwycony. Przypomina mi mnie z lat
dziecięcych, kiedy przy nadarzającej się okazji zawsze ciągnęłam mamę i tatę na
spacer brzegiem morza.
Igor zbiera kamienie i rzuca z nich kaczki na wodzie.
Ja sama znajduję płaski odłam skalny i wykonuję rzut. Nie chwaląc się biję
poczynania Igorka, ale i samego Alka. Zawsze byłam dobra we wszystkich
dziedzinach, które niby należały do mężczyzn. Na wf-ie wolałam pchać kulą niż
skakać na skakance. W szkole podstawowej zawsze wygrywałam zawody w pluciu na
odległość. W wielu kryzysowych sytuacjach w szkole wykazałam się większą
ilością testosteronu niż klasowi koledzy.
-Wiesz, że od samego początku mnie zadziwiasz?
Wyszczekana, bezkompromisowa i pewna siebie.
-Możesz się pochwalić się takimi samymi przymiotami.
Dodałabym też trochę egoizmu i syndromu męskiego „ego”, ale z tego się chyba
nie wyrasta, więc muszę się przyzwyczaić.- wiem, że moja szczerość potrafi być
zabójcza, ale taka już jestem i on o tym wie. Sam też nie owija w bawełnę.
-Mam wymieniać twoje wady? Proszę bardzo. Jesteś
strasznie wkurwiająca, gdy masz okres. Zawsze zasypiasz, gdy piszemy wieczorem
smsmy. Nigdy chyba nie widziałem bardziej zakręconej osoby od ciebie, ale w
końcu blond do czegoś zobowiązuje, prawda?- o nie! Nikt mi nie będzie wypominał
koloru moich włosów. Patrzę na bruneta z mordem w oczach. On już wie, że musi
spierdalać, gdzie psy dupami szczekają. Robi to. Ja schylam się po garść piachu
i rzucam w jego kierunku. Dostaję prosto w zęby, a ja pokładam się ze śmiechu. Zachwycona
celnością rzutu nie zauważam, że mój chłopak zamierza repetować w moją stronę.
Potężna ilość piachu ląduje w moich włosach. Wściekam się niemiłosiernie. Mam
hopla na ich punkcie!
-Mogłeś mi sypnąć w twarz, ale nie w moje piękne,
lśniące włoski! Oddam ci!- już mam piasek w ręku, już wykonuję zamach, gdy
kątek oka dostrzegam przerażający obrazek. Igor stoi zdecydowanie zbyt daleko
od brzegu, a w jego stronę zbliża się fala. Pędem rzucam się w jego kierunku,
by zapobiec tragedii. Nie zdążam, by go przed nią uchronić, ale jestem na
miejscu na tyle szybko, że woda nie zdążyła mu zaszkodzić, nie zdążyła dostać
się do jego buzi ani noska. W mgnieniu oka pojawia się obok nas Alek. Bierze
syna na ręce i wynosi go na brzeg. Mały jest cały zziębniety i wystraszony.
Podbiegają do nas ratownicy z pytaniem czy nie potrzeba jest ich pomoc. Mówimy,
że nie, choć tak nie wiele brakowało.
-Tatusiu zimno mi. Chcę do domu.- to naturalne.
Schodzimy z plaży, czując na plecach dziesiątki ciekawych spojrzeń. Nawet nie
chce myśleć co sobie o nas pomyśleli. Ganialiśmy się z piaskiem jak dzieci, a
Igor w tym czasie mógł się utopić. I ja myślę o dzieciach, skoro nie potrafiłam
razem z Akhrem upilnować już sporego chłopca?
/Michał/
14 dni. 14 dni od momentu w którym znalazłem się w raju,
by brutalnie znaleźć się na dnie piekła. Awantura ze strony Kingi moim zdaniem
jest zupełnie niewspółmierna do tego co się stało. Sama potem przyznała, że
najprawdopodobniej nie ma najmniejszych szans na to, by zaszła w ciążę, ale
mimo wszystko uraz został i jej i mi. Nie wiem co będzie po tym, gdy szatynka
zrobi ciążowy test. Na razie prosiłem ją by skupiła się na maturze. Dziś miała
pisać rozszerzony wos i dopiero po tych egzaminie mieliśmy pojechać do apteki po test
ciążowy. A co jeśli wypadnie pozytywnie? Nawet boję się pomyśleć jaka może być
reakcja Lijewskiej. Na pewno mnie znienawidzi, ale czy nie znienawidzi też tego
dziecka?
-Michał?- siedząc na ławce w parku słyszę swoje imię
wypowiadane przez znajomy mi głos. Nie rozumiem tylko skąd Beata się tutaj
wzięła. Od dnia w którym przyszła do mnie pożyczyć trochę pieniędzy, nie
widziałem. W Piotrkowie przestaliśmy na siebie wpadać, spotkaliśmy się w
Gdańsku. Podeszła do mnie i jak gdyby nigdy nic pocałowała w policzek na
przywitanie. Wzdrygnąłem się, ale nie odsunąłem głowy.
-Co tutaj robisz?
-Przyjechałam odwiedzić znajomego. A Ty? Decydujesz
się na grę w Gdańsku?- ona interesuje się moją siatkarską karierą? Nie mogę w
to uwierzyć. Zawsze była nastawiona anty do tej całej otoczki wokół mnie, a mi
to na początku odpowiadało. Jednak gdy zaczęła naciskać na zakończenie przygody
z siatkówką, musiałem zareagować. Właściwie nie wiem co mam odpowiedzieć na jej
pytanie dotyczące mojej gry na Wybrzeżu. Dla Kingi chciałem przenieść się do
Gdańska, a ona jakby na złość wolała podjąć studia w Warszawie. Po tym co się
ostatnio wydarzyło to nie wiem czy jest sens na zwracać uwagę. Beacie nie chcę
tego tłumaczyć.
-Jeszcze nic pewnego. Przepraszam cię na chwilę, ale
muszę zadzwonić.- spoglądam nerwowo na zegarek. Myślę, że Kinga jest już po
maturze z języka, więc mogę po nią pojechać i zawieźć do apteki. Odchodzę na
bok i wykonuję telefon. Nie pomyliłem się. Szatynka skończyła już pisanie i
czeka na mnie pod szkołą, właśnie miała do mnie dzwonić.
-To czekaj tam na mnie pod szkołą, zaraz tam
będę.-rozłączam się. Wracam z powrotem do Jakubowskiej, tłumacząc jej
zaistniałą sytuację.
-A to co za maturzystka? Ktoś z rodziny?
-Nie, to moja dziewczyna Kinga. Kinga Lijewska.-
torba bezwładnie spada z jej kolan obok ławki, a oczy o mały włos nie wychodzą
z orbit. Czyżby takie wrażenie zrobiło na niej nazwisko Lijewska? Nie sądzę, by
umiała połączyć je z osobą ojca Kingi. Skąd więc to zdziwienie? Może chodzi o
wiek? No tak, mogłem wcześniej na to wpaść, a nie szukać nie wiadomo jakiego
ciągu przyczynowo-skutkowego.
-Wiesz co, będę leciała. Trzymaj się. A jeśli chodzi
o te pieniądze, to przeleję ci na konto w najbliższym czasie. Cześć!- to, że znika
tak nagle jest mi nawet na rękę, bo tak niezręcznie byłoby zostawić ją samą.
Wzrokiem odnajduję swój samochód na parkingu. Droga do liceum nie zajmuje mi
dużo czasu. Jakieś 5 minut drogi w ruchu miejskim Gdańska i jestem pod szkołą.
Kinga żegna się z koleżankami i ze spuszczoną głową idzie w moją stronę. Otwiera
drzwi i wrzuca na tylne siedzenie swoją torbę. W ręku trzyma tylko portfel. Bez
słowa zajmuje miejsce pasażera obok mnie. nerwowo zaciska palce na fakturze
skórzanego piterka.
-Może ja pójdę do apteki?- przecząco kręci głową.
Apteka wyrasta przed nami jak grzyb po deszczu. Czuję, że noga sama zwalnia
ucisk na pedale od gazu, byleby tylko opóźnić znalezienie się pod budynkiem z
medykamentami. Nie można jednak odwlekać tego w nieskończoność. Parkuję pod apteką
i wysadzam Kingę. Czas oczekiwania na nią dłuży się niemiłosiernie. Mam
wrażenie, że nie było jej kilkanaście minut, a ona w samochodzie pojawiła się
po chwili z niebiesko-różowym pudełkiem w dłoniach.
-Gdzie mam teraz jechać?
-Do domu. Nie będę tego robić na stacji
benzynowej.-ciągle słychać złośliwość w jej głosie. Czuję się tak, jakbym był
czemuś winien, jakbym zrobił coś nie tak.
W jej domu rodzinnym jesteśmy sami. To dobrze. Czekam w jej pokoju na wynik. Niecierpliwię się. Różne myśli przychodzą mi do głowy, a wśród nich tak, że nie było sensu tak to wszystko przeżywać, bo gra nie warta była świeczki. Mam nadzieję, że jak wszystko się wyjaśni, to wreszcie i my szczerze ze sobą porozmawiamy i sobie wytłumaczymy całą tę sytuację. Czekam 15 minut, gdy w drzwiach pokoju pojawia się Lijewska. Jest blada, blada jak ściana. Nie wiem czy to stres z niej schodzi czy wręcz przeciwnie. Podchodzę do niej, podnosząc jej głowę. Ma w oczach łzy. Nie musi mówić nic więcej, bo wiem już wszystko. Jest w ciąży. Pokazuje mi wskaźnik z dwiema kreskami.
-Kinga ja…ja ci pomogę. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- chcę pocałować ją w czoło, ale odsuwa się.
-Chcę zostać sama Michał. Chcę zostać sama…- mówi smętni, osuwając się na łóżko. To jasne, że jej nie zostawię. Nie teraz, nie w takiej chwili. Przysiadam obok niej gotów stoczyć walkę o to, by dała mi się przytulić, by mnie nie odtrąciła. Po wiele próbach udaje mi się to osiągnąć. Wtulona w moje ramiona Kinga daje upust swoim emocjom.
-Ja nie chcę tego dziecka…ja nie dam rady. Tata mnie zabije, nie pozwoli mi się z tobą spotykać. Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy…- zarzuca mnie niepokojącymi sygnałami. Boję się, by nie zrobiła czegoś głupiego. Nie mogę dopuścić do tego, by choć przez chwilę pomyślała o usunięciu dziecka. Wiem, że to nie jest łatwe. Znamy się krótko, jesteśmy ze sobą jeszcze krócej, a to już przytrafia nam się dziecko. Nie mniej jednak nie pozwolę skrzywdzić jej i tego dziecka, które nosi pod sercem. Inaczej wyobrażałem sobie dzień w którym dowiem się o poczęciu potomka. Moc radości, czułe gesty i głowa pełna wspaniałych perspektyw na przyszłość. Teraz tak nie jest. Radość ustąpiła miejsca bojaźni. Widać gołym okiem, że Kinga nie widzi teraz żadnych perspektyw. Moja w tym głowa, by jej podejście uległo zmianie.
-Kinga popatrz na mnie.- podnoszę jej podbródek, ucierając kilka słonych łez.
-Nie jesteś z tym sama. Zaopiekuję się tobą i dzieckiem. Zamieszkamy w Gdańsku w swoim mieszkaniu. Może na początku będzie nam ciężko, może i nie będziesz mogła zacząć studiów jak twoi rówieśnicy, ale pójdziesz na nie. Nie pozwolę ci się zmarnować, pamiętaj.-kiedy podejmuję kolejną próbę dotknięcia jej ust, nie zostaję z niczym.
Nie jest tak, że się nie boję. Boję się jak cholera, począwszy od reakcji Marcina, a skończywszy na dniu narodzin dziecka. Nie przeraża mnie jednak odpowiedzialność i obowiązki jakie na mnie spadnę. Wiem, że będę musiał niektóre dźwigać za nas dwoje, ale zrobię to. Nie pozwolę nam się poddać, nie pozwolę nam się rozstać. Chwila próby przyszła zbyt wcześnie, ale jest ona pewnie jedną z wielu. Gdy teraz przejdziemy tą, będziemy mogli patrzeć w przyszłość z nadzieją, że nic nie będzie w stanie nas pokonać i rozdzielić.
-Musimy powiedzieć moim rodzicom. Tata jutro przyjeżdża do domu, więc zostań i bądź przy mnie. Ty nawet nie wiesz co on jest w stanie nam zrobić…
W jej domu rodzinnym jesteśmy sami. To dobrze. Czekam w jej pokoju na wynik. Niecierpliwię się. Różne myśli przychodzą mi do głowy, a wśród nich tak, że nie było sensu tak to wszystko przeżywać, bo gra nie warta była świeczki. Mam nadzieję, że jak wszystko się wyjaśni, to wreszcie i my szczerze ze sobą porozmawiamy i sobie wytłumaczymy całą tę sytuację. Czekam 15 minut, gdy w drzwiach pokoju pojawia się Lijewska. Jest blada, blada jak ściana. Nie wiem czy to stres z niej schodzi czy wręcz przeciwnie. Podchodzę do niej, podnosząc jej głowę. Ma w oczach łzy. Nie musi mówić nic więcej, bo wiem już wszystko. Jest w ciąży. Pokazuje mi wskaźnik z dwiema kreskami.
-Kinga ja…ja ci pomogę. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- chcę pocałować ją w czoło, ale odsuwa się.
-Chcę zostać sama Michał. Chcę zostać sama…- mówi smętni, osuwając się na łóżko. To jasne, że jej nie zostawię. Nie teraz, nie w takiej chwili. Przysiadam obok niej gotów stoczyć walkę o to, by dała mi się przytulić, by mnie nie odtrąciła. Po wiele próbach udaje mi się to osiągnąć. Wtulona w moje ramiona Kinga daje upust swoim emocjom.
-Ja nie chcę tego dziecka…ja nie dam rady. Tata mnie zabije, nie pozwoli mi się z tobą spotykać. Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy…- zarzuca mnie niepokojącymi sygnałami. Boję się, by nie zrobiła czegoś głupiego. Nie mogę dopuścić do tego, by choć przez chwilę pomyślała o usunięciu dziecka. Wiem, że to nie jest łatwe. Znamy się krótko, jesteśmy ze sobą jeszcze krócej, a to już przytrafia nam się dziecko. Nie mniej jednak nie pozwolę skrzywdzić jej i tego dziecka, które nosi pod sercem. Inaczej wyobrażałem sobie dzień w którym dowiem się o poczęciu potomka. Moc radości, czułe gesty i głowa pełna wspaniałych perspektyw na przyszłość. Teraz tak nie jest. Radość ustąpiła miejsca bojaźni. Widać gołym okiem, że Kinga nie widzi teraz żadnych perspektyw. Moja w tym głowa, by jej podejście uległo zmianie.
-Kinga popatrz na mnie.- podnoszę jej podbródek, ucierając kilka słonych łez.
-Nie jesteś z tym sama. Zaopiekuję się tobą i dzieckiem. Zamieszkamy w Gdańsku w swoim mieszkaniu. Może na początku będzie nam ciężko, może i nie będziesz mogła zacząć studiów jak twoi rówieśnicy, ale pójdziesz na nie. Nie pozwolę ci się zmarnować, pamiętaj.-kiedy podejmuję kolejną próbę dotknięcia jej ust, nie zostaję z niczym.
Nie jest tak, że się nie boję. Boję się jak cholera, począwszy od reakcji Marcina, a skończywszy na dniu narodzin dziecka. Nie przeraża mnie jednak odpowiedzialność i obowiązki jakie na mnie spadnę. Wiem, że będę musiał niektóre dźwigać za nas dwoje, ale zrobię to. Nie pozwolę nam się poddać, nie pozwolę nam się rozstać. Chwila próby przyszła zbyt wcześnie, ale jest ona pewnie jedną z wielu. Gdy teraz przejdziemy tą, będziemy mogli patrzeć w przyszłość z nadzieją, że nic nie będzie w stanie nas pokonać i rozdzielić.
-Musimy powiedzieć moim rodzicom. Tata jutro przyjeżdża do domu, więc zostań i bądź przy mnie. Ty nawet nie wiesz co on jest w stanie nam zrobić…
~*~
Zaczynamy moją ulubioną część tego opowiadania i strasznie mi się podoba, że wreszcie do tego momentu doszliśmy :D Wiem, nie jesteście zaskoczone, bo ja już chyba nie potrafię zaskakiwać, ale może zostaniecie ze mną i zobaczycie jak rozegram wszystko dalej.
Wszystkiego dobrego w nowym roku! :*
Pozdrawiam :***