sobota, 28 grudnia 2013

XXI

/Tola/

Przyjechał do mnie z Igorem. Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy stanął w drzwiach z bukietem tulipanów. W dupie miałam w tym momencie fakt, że żółty kolor symbolizuje rozstanie. Widziałam w jego oczach, że on nie przyjechał tu po to, by to wszystko zakończyć. Skruszony podał mi bukiet i przedstawił swojemu synowi.
-To jest Tola, którą tak bardzo chciałeś poznać.- przyzwyczaiłam się do jego powściągliwości uczuciowej i wcale nie liczyłam na to, że przedstawi mnie małemu jako swoją dziewczynę. Zresztą, to jeszcze dziecko i nawet nie wiem czy wskazane jest teraz mieszać mu w główce. Mogę być ciocią, mogę być po prostu Tolą. Wchodzimy do środka. Igorek jest trochę onieśmielony, ale czy można mu się dziwić? Widzi mnie pierwszy raz a oczy. Całe szczęście, że nigdy nie można byłoby mi odmówić podejścia do dzieci. Nawet Kinga się kiedyś ze mnie śmiała, że jej młodszy brat woli mnie bardziej niż ją.
-Chcecie coś do picia?- jestem sama w domu i dobrze, bo moja ciekawska mamusia mogłaby przerazić synka Alka. Widzę po uroczym blondynku, że jest spragniony, ale wstydzi się odezwać. Przynoszę z kuchni dzbanek soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. Obok mnie pojawił się Alek, biorąc ode mnie szklanki. Niewiele się odzywa, tak jakby czuł się winny zaistniałej sytuacji, jakby miał świadomość, że ta kłótnia obciąża jego sumienie. A może jest coś jeszcze?
-Dziękuję.- głaszczę go po głowie, widząc z jaką zachłannością opróżnia szklankę z pomarańczowej cieczy. Akhrem z torby wyciąga jakieś zabawki. Igor rozkłada je na dywanie obok kanapy, zupełnie odcięty od świata, który go teraz otacza. Pamiętam czasy, kiedy to ja traciłam poczucie czasu, tarmosząc za pomarańczową kamizelkę Kena. Wydaje się jakby to było wczoraj…
-Mamy czas dla siebie. On teraz nie będzie kontaktował, zawsze tak ma przy zabawkach. Tola ja chciałbym ci powiedzieć, że…- zatkałam mu usta kciukiem. Trochę za dużo zostało powiedziane w tym domu podczas jego ostatniej wizyty. Wiem, trochę przesadziłam z reakcją. Za bardzo popuściłam wodze fantazji stąd to wszystko. Ja nie mówię, że już teraz chce mnie dziecko, ale kiedyś, w przyszłości. Nie rozumiem dlaczego on tak się na to zawziął. Nie wierzę, że z góry sobie można założyć, że już nie zakocha i nie będzie chciało się mieć kolejnego dziecka. Zwłaszcza, że widać po nim jak bardzo kocha dzieci i, że mimo wszystko jest dobrym ojcem. Rozwiódł się z Natalią, ale nie umywa się od obowiązków opieki nad Igorem czy Danielem.
-Trochę za mocno zareagowałam na tamtą sytuację. Przepraszam…- miałam za co. Może nie za samą rozmowę, ale za te późniejsze wiązanki, które Białorusin otrzymywał drogą wiadomości telefonicznych. Jeszcze biedny nie wie, że jak się zdenerwuję, to do mnie nie ma sensu pisanie smsmów, bo jeszcze bardziej pogłębia to moją frustrację. Sama muszę opanować negatywne emocje, bo słowo „Uspokój się” z ust osób postronnych działa na mnie gorzej niż czerwona płachta na jurnego byka.
-Ja też trochę za mocne warunki zacząłem stawiać. Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcemy być razem, to musimy wypracować jakiś kompromis.
-A chcesz być ze mną?
Patrzymy sobie w oczy. Igor rzeczywiście nie zwraca na nas żadnej uwagi, robiąc sobie tor wyścigowy z lakierów do paznokci mojej mamy. Dłoń Alka delikatnie muska wierzch mojej dłoni. Po ciele przechodzi mnie przyjemne dreszcz. Mój organizm to jeden wielki ewenement medyczny. Gdzieś czytałam, że kobieta największą ochotę na seks ma podczas owulacji. Ja? Ja mam chyba zawsze na nią ochotę, pomijając „kolorowe dni”. Naprawdę. Może nie mam się i czym szczycić, że wcześnie zaczęłam i nie do końca patrzyłam na konsekwencje swoich dorosłych zabaw, ale nic nie mogłam i nadal nie mogę z tym zrobić. Akhrem działa na mnie wybitnie podniecająco. Już jego uśmiech sprawia, że ściska mnie w dole brzucha, a krocze oblewa się przezroczystą cieczą. Bo to nie jest zwyczajny uśmiech. Widzę wyraźnie, że chciałby znaleźć się ze mną w moim pokoju, wśród puszystej kołdry i poduszek. Nie ma szans. Igor chce wyjść na spacer, marzą mu się lody nad brzegiem morza.
-Ładna jesteś. Ale moja mamusia jest ładniejsza.- czy mnie to obraziło? Jasne, że nie. Dla każdego dziecka jego rodzice są najlepsi, najmądrzejsi i najpiękniejsi. Czochram jego blond włoski i pomagam założyć buciki. Chwytam jego rączkę i wychodzę na zewnętrz, gdzie czeka już nas Alek. Igorek zmienia miejsce. Wchodzi między mnie i ojca. Nawet nie chcę się zastanawiać nad tym jak teraz wyglądamy, choć intensywnie ta myśl zaprząta moją głowę. Wsiadamy do miejskiej kolejki, która wiezie nas do miejsca, z którego możemy podziwiać może. Igor jest zachwycony. Przypomina mi mnie z lat dziecięcych, kiedy przy nadarzającej się okazji zawsze ciągnęłam mamę i tatę na spacer brzegiem morza.
Igor zbiera kamienie i rzuca z nich kaczki na wodzie. Ja sama znajduję płaski odłam skalny i wykonuję rzut. Nie chwaląc się biję poczynania Igorka, ale i samego Alka. Zawsze byłam dobra we wszystkich dziedzinach, które niby należały do mężczyzn. Na wf-ie wolałam pchać kulą niż skakać na skakance. W szkole podstawowej zawsze wygrywałam zawody w pluciu na odległość. W wielu kryzysowych sytuacjach w szkole wykazałam się większą ilością testosteronu niż klasowi koledzy.
-Wiesz, że od samego początku mnie zadziwiasz? Wyszczekana, bezkompromisowa i pewna siebie.
-Możesz się pochwalić się takimi samymi przymiotami. Dodałabym też trochę egoizmu i syndromu męskiego „ego”, ale z tego się chyba nie wyrasta, więc muszę się przyzwyczaić.- wiem, że moja szczerość potrafi być zabójcza, ale taka już jestem i on o tym wie. Sam też nie owija w bawełnę.
-Mam wymieniać twoje wady? Proszę bardzo. Jesteś strasznie wkurwiająca, gdy masz okres. Zawsze zasypiasz, gdy piszemy wieczorem smsmy. Nigdy chyba nie widziałem bardziej zakręconej osoby od ciebie, ale w końcu blond do czegoś zobowiązuje, prawda?- o nie! Nikt mi nie będzie wypominał koloru moich włosów. Patrzę na bruneta z mordem w oczach. On już wie, że musi spierdalać, gdzie psy dupami szczekają. Robi to. Ja schylam się po garść piachu i rzucam w jego kierunku. Dostaję prosto w zęby, a ja pokładam się ze śmiechu. Zachwycona celnością rzutu nie zauważam, że mój chłopak zamierza repetować w moją stronę. Potężna ilość piachu ląduje w moich włosach. Wściekam się niemiłosiernie. Mam hopla na ich punkcie!
-Mogłeś mi sypnąć w twarz, ale nie w moje piękne, lśniące włoski! Oddam ci!- już mam piasek w ręku, już wykonuję zamach, gdy kątek oka dostrzegam przerażający obrazek. Igor stoi zdecydowanie zbyt daleko od brzegu, a w jego stronę zbliża się fala. Pędem rzucam się w jego kierunku, by zapobiec tragedii. Nie zdążam, by go przed nią uchronić, ale jestem na miejscu na tyle szybko, że woda nie zdążyła mu zaszkodzić, nie zdążyła dostać się do jego buzi ani noska. W mgnieniu oka pojawia się obok nas Alek. Bierze syna na ręce i wynosi go na brzeg. Mały jest cały zziębniety i wystraszony. Podbiegają do nas ratownicy z pytaniem czy nie potrzeba jest ich pomoc. Mówimy, że nie, choć tak nie wiele brakowało.
-Tatusiu zimno mi. Chcę do domu.- to naturalne. Schodzimy z plaży, czując na plecach dziesiątki ciekawych spojrzeń. Nawet nie chce myśleć co sobie o nas pomyśleli. Ganialiśmy się z piaskiem jak dzieci, a Igor w tym czasie mógł się utopić. I ja myślę o dzieciach, skoro nie potrafiłam razem z Akhrem upilnować już sporego chłopca?

/Michał/

14 dni. 14 dni od momentu w którym znalazłem się w raju, by brutalnie znaleźć się na dnie piekła. Awantura ze strony Kingi moim zdaniem jest zupełnie niewspółmierna do tego co się stało. Sama potem przyznała, że najprawdopodobniej nie ma najmniejszych szans na to, by zaszła w ciążę, ale mimo wszystko uraz został i jej i mi. Nie wiem co będzie po tym, gdy szatynka zrobi ciążowy test. Na razie prosiłem ją by skupiła się na maturze. Dziś miała pisać rozszerzony wos i dopiero po tych egzaminie mieliśmy pojechać do apteki po test ciążowy. A co jeśli wypadnie pozytywnie? Nawet boję się pomyśleć jaka może być reakcja Lijewskiej. Na pewno mnie znienawidzi, ale czy nie znienawidzi też tego dziecka?
-Michał?- siedząc na ławce w parku słyszę swoje imię wypowiadane przez znajomy mi głos. Nie rozumiem tylko skąd Beata się tutaj wzięła. Od dnia w którym przyszła do mnie pożyczyć trochę pieniędzy, nie widziałem. W Piotrkowie przestaliśmy na siebie wpadać, spotkaliśmy się w Gdańsku. Podeszła do mnie i jak gdyby nigdy nic pocałowała w policzek na przywitanie. Wzdrygnąłem się, ale nie odsunąłem głowy.
-Co tutaj robisz?
-Przyjechałam odwiedzić znajomego. A Ty? Decydujesz się na grę w Gdańsku?- ona interesuje się moją siatkarską karierą? Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze była nastawiona anty do tej całej otoczki wokół mnie, a mi to na początku odpowiadało. Jednak gdy zaczęła naciskać na zakończenie przygody z siatkówką, musiałem zareagować. Właściwie nie wiem co mam odpowiedzieć na jej pytanie dotyczące mojej gry na Wybrzeżu. Dla Kingi chciałem przenieść się do Gdańska, a ona jakby na złość wolała podjąć studia w Warszawie. Po tym co się ostatnio wydarzyło to nie wiem czy jest sens na zwracać uwagę. Beacie nie chcę tego tłumaczyć.
-Jeszcze nic pewnego. Przepraszam cię na chwilę, ale muszę zadzwonić.- spoglądam nerwowo na zegarek. Myślę, że Kinga jest już po maturze z języka, więc mogę po nią pojechać i zawieźć do apteki. Odchodzę na bok i wykonuję telefon. Nie pomyliłem się. Szatynka skończyła już pisanie i czeka na mnie pod szkołą, właśnie miała do mnie dzwonić.
-To czekaj tam na mnie pod szkołą, zaraz tam będę.-rozłączam się. Wracam z powrotem do Jakubowskiej, tłumacząc jej zaistniałą sytuację.
-A to co za maturzystka? Ktoś z rodziny?
-Nie, to moja dziewczyna Kinga. Kinga Lijewska.- torba bezwładnie spada z jej kolan obok ławki, a oczy o mały włos nie wychodzą z orbit. Czyżby takie wrażenie zrobiło na niej nazwisko Lijewska? Nie sądzę, by umiała połączyć je z osobą ojca Kingi. Skąd więc to zdziwienie? Może chodzi o wiek? No tak, mogłem wcześniej na to wpaść, a nie szukać nie wiadomo jakiego ciągu przyczynowo-skutkowego.
-Wiesz co, będę leciała. Trzymaj się. A jeśli chodzi o te pieniądze, to przeleję ci na konto w najbliższym czasie. Cześć!- to, że znika tak nagle jest mi nawet na rękę, bo tak niezręcznie byłoby zostawić ją samą. Wzrokiem odnajduję swój samochód na parkingu. Droga do liceum nie zajmuje mi dużo czasu. Jakieś 5 minut drogi w ruchu miejskim Gdańska i jestem pod szkołą. Kinga żegna się z koleżankami i ze spuszczoną głową idzie w moją stronę. Otwiera drzwi i wrzuca na tylne siedzenie swoją torbę. W ręku trzyma tylko portfel. Bez słowa zajmuje miejsce pasażera obok mnie. nerwowo zaciska palce na fakturze skórzanego piterka.
-Może ja pójdę do apteki?- przecząco kręci głową. Apteka wyrasta przed nami jak grzyb po deszczu. Czuję, że noga sama zwalnia ucisk na pedale od gazu, byleby tylko opóźnić znalezienie się pod budynkiem z medykamentami. Nie można jednak odwlekać tego w nieskończoność. Parkuję pod apteką i wysadzam Kingę. Czas oczekiwania na nią dłuży się niemiłosiernie. Mam wrażenie, że nie było jej kilkanaście minut, a ona w samochodzie pojawiła się po chwili z niebiesko-różowym pudełkiem w dłoniach.
-Gdzie mam teraz jechać?
-Do domu. Nie będę tego robić na stacji benzynowej.-ciągle słychać złośliwość w jej głosie. Czuję się tak, jakbym był czemuś winien, jakbym zrobił coś nie tak.
W jej domu rodzinnym jesteśmy sami. To dobrze. Czekam w jej pokoju na wynik. Niecierpliwię się. Różne myśli przychodzą mi do głowy, a wśród nich tak, że nie było sensu tak to wszystko przeżywać, bo gra nie warta była świeczki. Mam nadzieję, że jak wszystko się wyjaśni, to wreszcie i my szczerze ze sobą porozmawiamy i sobie wytłumaczymy całą tę sytuację. Czekam 15 minut, gdy w drzwiach pokoju pojawia się Lijewska. Jest blada, blada jak ściana. Nie wiem czy to stres z niej schodzi czy wręcz przeciwnie. Podchodzę do niej, podnosząc jej głowę. Ma w oczach łzy. Nie musi mówić nic więcej, bo wiem już wszystko. Jest w ciąży. Pokazuje mi wskaźnik z dwiema kreskami.
-Kinga ja…ja ci pomogę. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- chcę pocałować ją w czoło, ale odsuwa się.
-Chcę zostać sama Michał. Chcę zostać sama…- mówi smętni, osuwając się na łóżko. To jasne, że jej nie zostawię. Nie teraz, nie w takiej chwili. Przysiadam obok niej gotów stoczyć walkę o to, by dała mi się przytulić, by mnie nie odtrąciła. Po wiele próbach udaje mi się to osiągnąć. Wtulona w moje ramiona Kinga daje upust swoim emocjom.
-Ja nie chcę tego dziecka…ja nie dam rady. Tata mnie zabije, nie pozwoli mi się z tobą spotykać. Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy…- zarzuca mnie niepokojącymi sygnałami. Boję się, by nie zrobiła czegoś głupiego. Nie mogę dopuścić do tego, by choć przez chwilę pomyślała o usunięciu dziecka. Wiem, że to nie jest łatwe. Znamy się krótko, jesteśmy ze sobą jeszcze krócej, a to już przytrafia nam się dziecko. Nie mniej jednak nie pozwolę skrzywdzić jej i tego dziecka, które nosi pod sercem. Inaczej wyobrażałem sobie dzień w którym dowiem się o poczęciu potomka. Moc radości, czułe gesty i głowa pełna wspaniałych perspektyw na przyszłość. Teraz tak nie jest. Radość ustąpiła miejsca bojaźni. Widać gołym okiem, że Kinga nie widzi teraz żadnych perspektyw. Moja w tym głowa, by jej podejście uległo zmianie.
-Kinga popatrz na mnie.- podnoszę jej podbródek, ucierając kilka słonych łez.
-Nie jesteś z tym sama. Zaopiekuję się tobą i dzieckiem. Zamieszkamy w Gdańsku w swoim mieszkaniu. Może na początku będzie nam ciężko, może i nie będziesz mogła zacząć studiów jak twoi rówieśnicy, ale pójdziesz na nie. Nie pozwolę ci się zmarnować, pamiętaj.-kiedy podejmuję kolejną próbę dotknięcia jej ust, nie zostaję z niczym.
Nie jest tak, że się nie boję. Boję się jak cholera, począwszy od reakcji Marcina, a skończywszy na dniu narodzin dziecka. Nie przeraża mnie jednak odpowiedzialność i obowiązki jakie na mnie spadnę. Wiem, że będę musiał niektóre dźwigać za nas dwoje, ale zrobię to. Nie pozwolę nam się poddać, nie pozwolę nam się rozstać. Chwila próby przyszła zbyt wcześnie, ale jest ona pewnie jedną z wielu. Gdy teraz przejdziemy tą, będziemy mogli patrzeć w przyszłość z nadzieją, że nic nie będzie w stanie nas pokonać i rozdzielić.
-Musimy powiedzieć moim rodzicom. Tata jutro przyjeżdża do domu, więc zostań i bądź przy mnie. Ty nawet nie wiesz co on jest w stanie nam zrobić…




~*~
Zaczynamy moją ulubioną część tego opowiadania i strasznie mi się podoba, że wreszcie do tego momentu doszliśmy :D Wiem, nie jesteście zaskoczone, bo ja już chyba nie potrafię zaskakiwać, ale może zostaniecie ze mną i zobaczycie jak rozegram wszystko dalej. 
Wszystkiego dobrego w nowym roku! :*
Pozdrawiam :***

sobota, 14 grudnia 2013

XX

/Kinga/

Nie pomyślałabym, że w rodzinnym mieście Michała jest tyle atrakcji i ciekawych miejsc, o których nie miałam pojęcia. Nie sądziłam też, że tak dobrze zostanę przyjęta przez rodziców Michała. To już ludzie w podeszłym wieku, ale zdecydowanie idą z duchem czasu i nie dają się wymaganiom XXI wieku. Bracia Bąkiewicza to także sympatyczni ludzie, choć może traktujący mnie z trochę większym dystansem. Cóż, sytuacja nie łatwa, ale do przeskoczenia. Bogumił, najstarszy z braci Michała, ma córkę w moim wieku. Niezręcznie było tylko na początku, a potem to już nawet zaczęliśmy żartować, że Oliwia powinna mówić na mnie ciociu, bo przecież jestem dziewczyną jej wujka. Dwa dni zleciały jak z bicza strzelił. Przyszedł czas na poważne rozmowy. Michał zabrał mnie na spacer na piotrkowski rynek. Usiedliśmy przy fontannie, spoglądając wytryskujący raz po raz strumień wody. Chciałam, by to Michał zaczął, bo w końcu chodziło o niego. Z tego co zdążył mi powiedzieć, chodzi o zmianę klubu przez jego osobę. Swoje grosze będę musiała wtrącić i ja, bo przecież jak wszystko dobrze pójdzie to od października zasilę szeregi jednego z polskich uniwersytetów. Coraz śmielej myślę o Warszawie, ale jeśli Michała rzuci na przykład do Rzeszowa, to poważnie się nad tym zastanowię. To w końcu tylko uczelnia. Nigdy nie zależało mi na tym, by studiować na uczelni z prestiżem bo wychodzę z założenia, że jak człowiek chce się uczyć, to nie jest mu do tego potrzebne jakieś szczególne miejsce.
-Dostałem poważną propozycję z Gdańska i powiem szczerze, że jest to chyba jedyne miejsce, w którym na obecną chwilę bym się znalazł. Zespół szuka defensywnego zawodnika na mojej pozycji i podobno dobrze wpisuję się w strategię gry Panasa.- mówi do mnie po polsku, a mi się wydaje, jakby stosował język jednego z plemion afrykańskich. Jeszcze za krótko jestem dziewczyną siatkarza bym miała rozumieć te wszystkie definicje. Od tylu lat mam piłkarzy ręcznych w rodzinie i nadal nie wiem co to wkrętka. Nie mniej jednak wiem, gdzie leży Gdańsk i chyba powinnam byś szczęśliwa, że mogłabym zostać w rodzinnym mieście. Tylko ja nie chcę. Myślałam, że zaczniemy życie gdzieś na jakimś neutralnym gruncie. Nawet sprawdziłam w Internecie czy jest jakaś drużyna na poziomie w stolicy i z tego co wyczytałam, może sobie całkiem nieźle pograć w Politechnice Warszawskiej. Chyba byłam zbyt naiwna myśląc, że nagle teraz wszystko ułoży się po naszej myśli: mnie przyjmą na wymarzony kierunek, a Michał dostanie miejsce w zespole.
-Jeśli mam być szczera, to ja myślałam o studiowaniu w Warszawie. Nic się jednak nie przejmuj, w Gdańsku też jest dobra uczelnia i tam złożę swoje papiery. To co, kiedy zaczniemy szukać jakiegoś mieszkania?- mówię to jakoś bez przekonania. Bąkiewicz to zauważa.
-Mieliśmy rozmawiać, a  nie podejmować jednostronną decyzję.  Chcesz się wyrwać od rodziców tak?- no tak. Czuję, że gdybyśmy zamieszkali w Gdańsku, to cała rodzina zrobi wszystko, by nasz związek umarł naturalną śmiercią. Fakt,  może od zakończenia roku szkolnego Justyna trochę spuściła z tonu, ale gdy pakowałam podręczny bagaż na majowy weekend z Michałem, to robiła wszystko, byleby tylko zatrzymać mnie w domu. Głaszczę policzek szatyna. Nie pomyślałabym, że tak może wyglądać związek ze sportowcem. Przywykłam do czegoś zupełnie innego.
-Mam rozumieć, że dla mnie zrezygnujesz z tej propozycji? Może i jestem głupia, ale wiem jak to wygląda. Wiesz ile razy mówiłam tacie, by przyjechał z tych jebanych Niemiec i zaczął grać w Polsce? To chyba tak do końca nie zależy od ciebie.- po jednej z awantur urządzonych ojcu, że zamiast rodziny woli przepocone towarzystwo obcych mu mężczyznach miałam przyjemność rozmowy z Kadziem. Mówiłam wam już, że kiedyś się w nim podkochiwałam. No będzie jakieś dobre 4 lata temu. Spędzaliśmy wspólnie wakacje. On sam, a ja jako nastolatka z bujną wyobraźnią wyobrażałam sobie nie wiadomo co z każdym jego uśmiechem czy przyjaznym gestem. Później się dopiero dowiedziałam, że moje często przebywanie z siatkarzem miało mi pomóc zaakceptować sytuację. Miałam z tym problem każdego roku, gdy ojciec wracał z klubu i zamiast być z nami i jechać na długie wakacje, to on tylko właściwie przepakowywał torbę i jechał na zgrupowanie reprezentacji. Kadziewicz opowiadał mi te swoje mądrości o tym, że życie sportowca to zajebista przygoda i trzeba robić wszystko, by trwała jak najdłużej. Wkurwiał mnie wtedy niesamowicie tym, bo nie widziałam w tym wszystkim miejsca dla siebie. Zepchnięta na dalszy plan miałam nacieszyć się tatą dwa tygodnie i potem znów musiałam machać mu, odjeżdżającego walczyć dla ojczyzny na światowych parkietach. Życie sportowca to setki zobowiązań, wyrzeczeń i obowiązków. Trzyma cię w szachu manager  klub, jakiś tam związek. Jesteś pod lupą kibiców, którzy chcą wiedzieć wszystko o swoich ulubieńcach, nierzadko wkraczając w życie prywatne.
-Wybiorę inną. Jeśli tego chcesz, to tak zrobię.- ale ja wiem, że on tego nie chce. Jaka to może być propozycja? Jakiś kopciuch z niższej ligi? Nie zniosłabym myśli, że marnuje się ze względu na mnie. Kij ma drugi koniec. Jemu nie będzie przyjemnie ze świadomością, że dla niego zrezygnowałam z uczelni usytuowanej na wyższym miejscu w jakimś śmiesznym rankingu. Błędne koło, a rozwiązanie trzeba znaleźć.
-A może na razie róbmy swoje i nie patrzmy się na siebie?- nie wierzę, że to mówię. Już wcześniej mówiliśmy o tym, że sobą zamieszkamy i bardzo podobała mi się ta opcja. Opcja związku na odległość na dłuższą metę jest utopią. Można sobie ładne w planach założyć jak to będzie wyglądać, a rzeczywistość i tak brutalnie sprowadza wszystko do parteru. Ale jeśli nie ma wyjścia?
-Chcesz powiedzieć, że nie mamy zamieszkać razem? Nie widzi mi się jakoś ta opcja, bo ja chcę mieszkać tobą.- obejmuje mnie ramieniem. Chcieć to i ja bym chciała.
-Może nie mówmy na razie o tym. To nasz w sumie ostatni dziś tutaj i nie marnujmy go na kłótnie.- chowanie głowy w piasek ostatnio stało się moją specjalnością. Zmieniłam się. Nie wiem czy na lepsze czy na gorsze. Rodzice powiedzą, że na gorsze, bo stracili nade mną kontrolę. Przestałam kisić się w domu, przestałam słuchać ich dobrych rad. Sama postanowiłam iść przez życie, kierując się swoimi zasadami i poglądami. Jak na tym wyjdę? Czas pokaże. Jest jednak zmiana, która osobiście mi się podoba. Uczę się czegoś takiego, co nazywamy kompromisem. Nie potrafiłam kiedyś zrezygnować z czegoś tylko dlatego, że nie podoba to się innym. Jedynie dla Toli potrafiłam zrobić wyjątek, ale też nie zawsze i nie w każdej kwestii. Teraz? Teraz zastanawiam się czy rzeczywiście muszę studiować w Warszawie. Robię to dla niego, bo go kocham i chcę z nim być.
-Jak chcesz. Chodź, wracamy do domu.- robimy tak. Spacerujemy, trzymając się za rękę. Michał wcale nie jest tu traktowany jak bóstwo. Ludzie się do niego uśmiechają, proszą o chwilę rozmowy, ale nie pytają o prywatne życie, nie dociekają. Lgną do niego dzieci, a on żadnemu nie odmawia zdjęcia czy podpisu na kartce. Chyba jestem szczęściarą.
Kiedy wchodzimy do domu Bąkiewiczów, niespodziewanie jesteśmy w nim sami. Na stole w kuchni stoi oparta o cukiernicę kartka, że wszyscy pojechali na działkę, a my mamy do nich dołączyć, kiedy wrócimy do domu.
-To, co jedziemy do nich? Wezmę tylko prysznic, przebiorę się i jestem gotowa.- Miśkowi chyba jest to nie w smak. Podchodzi do mnie bliżej. Czuję jego oddech na szyi, którą delikatnie muska ustami. Sztywnieje, ale tylko przez chwilę. Każda taka sytuacja sprawia, że się spinam, ale nie trwa to długo. Chociaż może i trwa? Przecież do tej pory nie dopuściłam do siebie Michała. Nie pozwalałam na nic więcej jak delikatny masaż stref intymnym przez materiał majtek. Boję się, że nie dam rady się przełamać. Mam świadomość, że on mi nic nie zrobi, ale mimo wszystko czuję w sobie lęk i uciekam od tego jak tylko mogę.
-Michał ja…- już brak mi tłumaczeń. Bolała mnie już głowa, miałam okres i nudności. Co mam wymyślić teraz? A może nic? Może powinnam dać mu szansę na to, by pokazał mi, że to wcale nie musi boleć, że to może być przyjemne? Przecież kiedyś mi to obiecał, a ja uwierzyłam.
-… weźmy razem ten prysznic.- chwytam go za rękę i prowadzę po schodach do łazienki. Trochę się boję, ale staram się z tym walczyć. Gdy jesteśmy już we wnętrzu łazienki, wspinam się na palce, by dotknąć jego ust. Delikatnie. Chcę, by to on przejął inicjatywę, a ja się dostosuję. Jego dłonie błądzą po fakturze moich pleców, w dość łatwy sposób rozprawiając się z zapięciem biustonosza. Podnoszę ręce do góry, by Michał mógł bez problemów zdjąć moją bluzkę. Razem z nią na podłogę opada góra od bielizny. Wstydzę się trochę swojej nagości przed nim, ale w końcu to nasz pierwszy raz i to chyba nic złego.
-Kochanie na pewno?- zapytał, gdy jego dłoń zjechała po moim brzuchu do guzika spodni. Spojrzałam w jego oczy, pełne miłości, ale i strachu. Upewniłam się do końca, że nie zrobi mi krzywdy, że mogę mu zaufać.
-Na pewno…

/Michał/

Nie chciałem naciskać, choć nie powiem, że nie chciałem zbliżenia z Kingą. Jesteśmy ze sobą już jakiś czas, kocham ją i myślę, że to normalna rzecz, że jeśli ludzie się kochają, to oddają się sobie w łóżku. Nasza sytuacja jest jednak inna i ja liczyłem się z tym, że Lijewska będzie miała obawy przed zbliżeniem. Gdy zaproponowała mi wspólny prysznic, zamiast się z tego cieszyć, to trochę się przeraziłem. Muszę myśleć tylko i wyłącznie o niej, a nie o swoich potrzebach. Gdy stoi przede mną już tylko w spodniach i mogę podziwiać jej piersi i ciało, moje pożądanie rośnie. Najchętniej zerwałbym niej te spodnie i szybko się rozprawił po swojemu, ale nie mogę. Jeden nieprzemyślany ruch i ta intymna sytuacja może zamienić się katastrofę.
Kiedy Kinga dała mi pozwolenie na to, bym mógł zdjąć jej spodnie, starałem się robić to delikatnie. Powoli chciałem przyzwyczaić ją do swojego dotyku w okolicach jej najczulszego punktu. Uklęknąłem przed nią, gdy została już tylko w bieliźnie. Powoli złapałem za niewielką ilość materiału i zsunąłem ją do kostek. Szatynka mi pomogła. Pocałowałem ją powyżej jej kobiecości, wypuszczając powietrze w okolice stref erogennych. Zareagowała, bo moich uszu doszło ciche westchnienie. Doszedłem do wniosku, że w ten sposób będę mógł jej pomóc z tym się oswoić. Przejechałem kciukiem po charakterystycznym guziczku, delikatnie wsuwając w nią jeden, a zaraz potem drugi palec. Ich rytmiczne poruszanie sprawiło, że poczułem wilgoć w okolicach ud. Popchnąłem ją delikatnie w okolicę sedesu i uprzednia zamykając klapę, skinieniem głowy kazałem jej na nim usiąść. Posłusznie wykonała moją prośbę, jakby nie mogąc się doczekać, co dla niej przygotowałem. Rozstawiłem szeroko jej nogi, by mieć łatwiejszy dostęp swoimi ustami. Każdy kolejny taniec mojego języka sprawiał, że oddawała mi się bez reszty. Miałem wrażenie, że wiotczeją jej mięśnie i staje się zupełnie zależna ode mnie.
-Misiek…- wbiła swoje paznokcie w moje plecy. Słodki ból, bo oznaka tego, że jest jej dobrze. Wstałem i podniosłem Kingę, stawiając ją już w brodziku prysznica. Okręciłem wodę, by letnie krople chłodziły nasze rozgrzane ciała. Oparłem ją o ściankę kabiny i ostatni raz szukając i znajdując w jej oczach pozwolenie, wszedłem w nią. Przymknęła oczy, poleciały z nich łzy. Nie wiedziałem co mam robić. Wszystko do tej pory szło dobrze.
-Mam przestać? Kinguś jedno twoje słowo, a weźmiemy tylko prysznic i wyjdziemy stąd.- jestem zawiedziony? Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie, ale nie ma mowt o tym, by robić coś przez siłę.
-Nie, ja tego chcę. Tylko wiesz, mi się przypomniało i dlatego łzy…- wiem i rozumiem ją. Muszę zrobić wszystko, by zmienić jej wspomnienia. Chcę, by na myśl o intymnym zbliżeniu miała w głowie nas i nasze wspólne chwile. Kiedy słyszę, że ona tego chcę, ponawiam próbę penetracji jej wnętrza. Powoli i delikatnie. Już nie zamyka oczu, już nie płacze. Gdy na jej twarz wpływa błogość, jest to dla mnie znak do tego, by przyspieszyć. Robię to bez wahania, chociaż cały czas kontroluję sytuację. Pierwszy raz robię to w ten sposób. Pierwszy raz w ogóle nie myślę o sobie w tym wszystkim. Od początku do końca liczy się tylko ona.
-Kocham cię.- pierwszy raz podczas stosunku mówię też te słowa. Czyżbym pierwszy raz robił to z miłości? Nie mogę zaprzeczyć. To co czuję do szatynki to coś wyjątkowego i czasem mam wrażenie, że do tej pory mi nie znanego. Chwilę przed obopólnym spełnieniem spojrzeliśmy sobie w oczy, całując się namiętnie. Kiedy opanowałem drżenie nóg, sięgnąłem z półki morelowy żel pod prysznic i wycisnąłem sobie trochę na dłoń z zamiarem wtarcia go w ciało Kingi. Zacząłem od stref erogennych. Niby od niechcenia, ale jeszcze raz pocierałem te miejsce, które powodują, że człowiek przenosi się w stan nieważkości.
-Jestem beznadziejna. Dzięki tobie wspięłam się do raju, a sama nie dałam nic w zamian. Bardzo jest zły?- ująłem jej twarz w dłonie, niechcący nakładając na jej policzek pianę.
-Nawet nie wiesz jak dużo mi dałaś. Oddałaś mi siebie.- można powiedzieć, że jestem jej pierwszym mężczyzną i to niesamowicie mnie podnieca, bo będzie to moja motywacja, bym był pierwszym i zarazem ostatnim. Dziękuję losowi za to, że postawił ją na mojej drodze i dał wiarę i wytrwałość w to, że może nam się udać. Gdyby nie to, być może już dawno bym spasował nie zdając sobie sprawę, jak wiele może mnie ominąć. Czy za wcześnie mówić o tym, że Kinga to już ta jedyna i na całe życie? Myślę, że i tak i nie. Z drugiej strony muszę się też liczyć z tym, że z roku na rok jestem coraz starszy i jeśli chcę w przyszłości zostać ojcem i nie biegać na wywiadówki dziadkiem, to muszę poczynić już w najbliższym czasie pewne kroki. Kinga jest młoda, ma studia i całe życie przed sobą. Musimy też lepiej się poznać i dotrzeć, bo dziecko to wiążąca sytuacja i nie można podejmować takiej decyzji pod wpływem chwili.
-A o czym teraz pomyślałeś?
-O naszej przyszłości. Nie śmiej się ze mnie, ale pomyślałem też o dziecku.- na wzmiankę o nim oczy Kingi o mały włos nie wyszły z przerażenia z orbit. Prawie, że wybiegła z łazienki, łapiąc w locie tylko ręcznik. Nie wiedziałem co się stało. Kiedy przybiegła do mnie z jakimś kalendarzykiem w ręku i łzami w oczach zrozumiałem wszystko. Nie zabezpieczyliśmy się, to nie był jej pierwszy raz, skończyłem w niej. Wszystko układa się w jedno słowo: nieplanowana i z tego co widzę po twarzy Kingi, niechciana ciąża.
-Kurwa Michał! Ja nie mogę być teraz w ciąży! Ja mam 19 lat i maturę za 4 dni!- płakała i krzyczała na przemian. Wyszedłem spod prysznica, owijając się w biodrach ręcznikiem. Chciałem ja przytulić, ale wyrwała mi się.
-Kinga uspokój się, przecież to, że się kochaliśmy nie znaczy, że od razu musiałaś zajść w ciążę. A jeśli nawet, to przecież to nie jest zbrodnia i nic złego. Ja ci pomogę i na pewno sobie poradzimy, jeśli zajdzie taka potrzeba.-  przecież bym jej nie zostawił i w takiej sytuacji na pewno nie dopuściłbym do tego, byśmy zamieszkali osobno.
-Zapomnij! A może ty zrobiłeś to specjalnie co? Latka lecą i nie chciałeś zostać bez potomka, a natrafiła się okazja to ją wykorzystałeś?!- zabolało, jakby ktoś przyłożył mi obuchem w łeb. To zabrzmiało tak, jakbym wziął ją siłą, a kilka razy sama powtarzała, że tego chce. Już nie miałem siły jej tłumaczyć, że nie ma sensu na razie robić afery, bo jeszcze nie ma o co. Nie miałem też ochoty z nią rozmawiać. Wyminąłem ją w łazience i poszedłem do pokoju, który zajmowaliśmy. Gdy stanęła w drzwiach, odwróciłem się do niej.
-Za jakiś czas zrobisz test. Jeśli się okaże, że jesteś w ciąży to wiedz, że ci pomogę, a jeśli zrobiłaś fałszywy alarm to się zastanów czego ty chcesz od życia i jaką rolę widzisz w nim dla mnie…


~*~
Jeśli za kilkadziesiąt lat będziecie wspominać mnie jako autorkę tych moim marnych wypocin to na bank będę Wam się kojarzyć z niezliczoną ilością ciąż, w większości jeszcze przed ślubem.
W ogóle to mam dziś jubileusz, XX rozdziałów za nami. Ile jeszcze przed nami? Nie mam tak naprawdę pojęcia. Będę pisać do momentu, w którym dojdę do wniosku, że męczę się z pisaniem tej historii. Na razie wiem o czym pisać, cieszę się tą historią, więc nie zanosi się na szybki koniec. 
Następny rozdział jeszcze przed świętami. A co, w prezencie! ;)
Pozdrawiam ;***