sobota, 27 lipca 2013

XI

/Kinga/
Nie czuję nic. Nie czuję bólu, żalu, złości. Pełnię życia zamieniłam na wegetację. Mój cały świat to teraz cztery ściany pokoju, łóżko i kawałek mokrej od płaczu poduszki. Poddałam się. Nie mam siły na to, by uporać się z tym, co się stało. Tyle się słyszało o tym, że na świecie są zwyrodnialcy i zboczeńcy, ale nawet w najgorszym śnie nie przypuszczałam, że padnę ich ofiarą. Kiedy tylko zamykam oczy, mam przed nimi tamtą noc. Mroźne powietrze, chłodzące moje roznegliżowane ciało. Czuję ten ból, który czułam przy każdym ruchu w mojej pochwie. Już nawet sama nie wiem w jaki sposób zostałam zgwałcona. Po prostu ktoś zabawił się moim kosztem, pozostawiając mi uraz na psychice, kto wie czy nie do końca życia. Na chwilę obecną nie potrafię powiedzieć, kiedy się po tym wszystkim pozbieram. Cały czas ktoś do mnie przychodzi i mówi, że będzie dobrze, ale ja w to nie wierzę. To ja sama muszę poczuć, że jeszcze kiedyś może być dobrze.
-Kochanie, znowu nic nie zjadłaś. Tak nie można…- babcia Jadzia. Przyjechała tu z Ostrowca, by zajmować się mną i dzieciakami pod nieobecność Justyny. Mamy przecież teraz ferie, końcówkę drugiego tygodnia. Miałam powoli zaczynać robić poważniejsze przygotowania do matury, ale nie potrafię się za nic zabrać. Wszystko leci mi z rąk, ciągle płaczę. W głowie pojawia się myśl, by nie podchodzić do matury. Nie chcę chodzić do szkoły, nie chcę oglądać tych współczujących spojrzeń. Chcę zapaść się pod ziemię i wyjść z niej, gdy będę już na to gotowa. Na razie nie jestem.
-Nie jestem głodna babciu. Chcę być sama…- powtarzam teraz ciągle, że chce być sama. Potrzebuję tej samotności, by się z tym uporać. Niestety nie mogę liczyć na to, że bliscy dadzą mi spokój. Wiem, że się martwią, ale ich nachalność niczego nie zmieni. Nie zacznę z dnia na dzień śmiać się i nie przejdę do porządku dziennego nad tym, co się stało. Wiem też, że tata dowiedział się o moich kontaktach  z Michałem. Przy mnie podziękował mu za pomoc, ale dał również wyraźnie do zrozumienia, że teraz nie jest on mi już potrzebny. A ja mam na ten temat zupełnie inne zdanie. Potrzebuję go teraz zdecydowanie bardziej niż wcześniej. Chciałabym, by usiadł na fotelu obok mnie i po prostu był. Czułabym się bezpieczna.
Babcia zmartwiona wyszła z pokoju, a ja spod poduszki wygrzebałam telefon. Obracałam go w palcach, chowałam i wyjmowałam na nowo. Chciałam zadzwonić do Michała, a jednocześnie się bałam. Na pewno tu nie przyjedzie. Nie wiem dokładnie co powiedział mu tata, ale od tamtej pory się jeszcze do mnie nie odezwał. Schowałam telefon na dobre pod poduszką i zaczęłam w nią szlochać. W pokoju pojawiła się Natalka. Na swój dziecinny sposób starała się mnie pocieszać, zając głowę czymś innym. Opowiadała mi o swoich treningach siatkarskich, mówiła o tym co w szkole. Skarżyła się na Kacpra. Uświadomiła mi jak wiele mnie ominęło przez moje wyobcowanie.
-Może wybierzemy się na spacer? Kinguś proszę cię, musisz wyjść z domu, jesteś taka blada.- zdaję sobie sprawę, że nie wyglądam zbyt korzystnie. Zapomniałam już o tym co to porządny peeling twarzy czy jakaś kremowa kuracja. Nie mam ochoty na żadne wyjścia, ale nigdy też nie potrafiłam odmówić młodszej siostrze. Tak jest i teraz. Zgadzam się wyjść z nią na spacer, choć nie chętnie i bez przekonania. Robię to dlatego, by zrobić jej przyjemność. Nie sądzę, by mi ten spacer miał w czymś pomóc. W nagrodę za swoją postawę dostaję od Tali słodkiego buziaka w policzek. Na moją twarz, od niepamiętnych już czasów, wkrada się nieśmiały uśmiech. Mamy się spotkać przy wejściowych drzwiach za 15 minut. Ona musi założyć tylko kurtkę, czapkę i szalik, a ja muszę ogarnąć całą siebie. Znikam za drzwiami łazienki i próbuję doprowadzić się do porządku. Jest nad czym pracować. Zasiniałe oczy, potargane i przetłuszczone włosy. Blada twarz. Mogłabym śmiało robić za postrach w przedszkolu. Nie wiem czy w takim stanie powinnam pokazać się poza domem. Ktoś mógłby zgłosić, że po ulicach Gdańska wałęsa się pewna osóbka, która może stwarzać zagrożenie dla innych. Wołam Natalkę takim głosem, że zdążyła się zorientować o co może chodzić.
-Nie ma mowy! Idziemy i koniec!- nie mam wyjścia. Niechętnie zakładam zimowe przyodzianie i wychodzimy na dwór. Początek spaceru nie zapowiada nic nadzwyczajnego. Chodzimy po zlodowaconych chodnikach, uważnie stawiając każdy krok, byleby tylko się nie przewrócić i nie poobijać. Rozmawiamy z siostrą na przyziemne tematy. Opowiada mi o choinkowej zabawie. Wcześniej jakoś nie było okazji. Zdałam sobie sprawę, że życie rodzinne kręci się teraz wokół mojej osoby. Nigdy nie lubiłam i nadal nie lubię być w centrum uwagi. Chciałabym zacząć żyć normalnie. To trudne, ale muszę się przełamać. Wszystko idzie całkiem dobrze do momentu, gdy na horyzoncie pojawia się mężczyzna. Nie znam go, jest jednym z wielu, a mimo wszystko nie potrafię obok niego przejść. Boję się. Staję w miejscu, a łzy napływają mi do oczu. Natalka nie rozumie. Ponagla mnie.
-Kinga, coś się stało?- nic. Po prostu wspomnienia wróciły. Psycholog na komisariacie mówiła, że mogę mieć takie problemy. Strach może się pojawiać za każdym razem, gdy tylko będę musiała przebywać w towarzystwie mężczyzny. Zarzekałam się, że nie mam z tym problemu. Przecież nie boję się Michała, nie boję się taty czy Krzyśka. Na to podobno też jest wytłumaczenie. Mam zakodowane w podświadomości, że z ich strony nic złego nie może mi się stać i dlatego ich obecność w moim otoczeniu nie wywołuje u mnie żadnych negatywnych reakcji.
-Wracajmy do domu.- chwytam siostrę za rękę i prawie siłą ciągnę w drogę powrotną. Nie uszłyśmy zbyt daleko. Wpadam do swojego pokoju i rzucam się z płaczem na łóżko. Ostatecznie wyciągam telefon i dzwonię do Michała. Roztrzęsionym głosem proszę, by do mnie przyjechał. Może być jutro, może być za dwa dni, ale go potrzebuję.

Przyjadę jutro wieczorem. Postaram się załatwić sobie dzień wolnego. Kinga musisz się trzymać, słyszysz?

Wiem, że muszę, ale nie wychodzi. Obiecałam mu, że nie zrobię nic głupiego, a kiedy przyjdzie mi coś takiego do głowy, to będę dzwonić do niego, o każdej porze dnia i nocy. Wywiązałam się z obietnicy, on też się wywiąże. Przynajmniej tak powiedział, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko mu wierzyć i mieć nadzieję, że do tego czasu do mojej głowy nie wpadnie żaden pomysł, którego później mogłabym żałować…

Ludzkie łzy to z jed­nej stro­ny wy­raz og­ro­mu cier­pienia, lecz z dru­giej także ul­ga. Ra­zem z łza­mi wypływa cier­pienie, by zro­bić miej­sce na nową, ko­lejną falę bólu. Inaczej ból przes­tałby się w nim mieścić. 

/Michał/
Chodzę za Nawrockim na treningu jak cień tłumacząc, że dzień urlopu jest mi potrzebny. On ma swoje argumenty, a ja swoje. Wiem, że jest Liga Mistrzów i ważne mecze w Plus Lidzie, ale są takie sytuacji, w których siatkówka schodzi na dalszy plan i właśnie taka nadeszła teraz. Kinga mi ufa i potrzebuje mnie, a ja nie mogę jej zawieść. Nie potrafię do niej zadzwonić i powiedzieć, że ktoś uznał mecz za ważniejszy od niej. Nawet jeśli nie dostanę tego wolnego dnia, to i tak pojadę do Gdańska. Najwyżej później zbiorę burę…
-Michał czy ciebie coś łączy z Kingą Lijewską?- Winiar wypala prosto z mostu, a ja nie wiem co mam mu powiedzieć. Nie miałem czasu się nad tym zastanowić co nas łączy, ale coś na pewno. Jest dla mnie ważna i martwię się o nią. Po tym co się stało potrzebne jest jej wsparcie. Jestem jedną z niewielu osób, którą chce do siebie dopuścić, więc nie mogę od tak odrzucać jej prośby.
-A czy to teraz ma jakieś znaczenie? Na pewno nie jest mi obojętna i dlatego zostawię wszystko i dziś ruszę w podróż do Gdańska, choćbym miał zostać wyrzucony z klubu.- w tych jego niebieskich oczach widziałam dwojakie odczucia. Po pierwsze uznanie, chyba za moją heroiczną postawę, a po drugie lekkie zaskoczenie, że mnie i Kingę mogłoby coś łączyć. To nie jest czas na to, by zastanawiać się nad dzielącą nas różnicą wieku, bo to nie ma w tej chwili znaczenia. Nie jadę do niej po to, by zyskać jej względy, ale by podnieść na duchu i dodać sił do uporania się z tym, co się stało. Myślę też, że to będzie dobra okazja by porozmawiać z jej rodziną. Tamtej nocy na komisariacie czułem się obco, mimo że Kinga życzyła sobie, bym z nią został, trzymając za rękę podczas zeznać. Spojrzenia jej macochy przeszywały mnie na wskroś. Była zdziwiona moją obecnością. Wtedy zrozumiałem dlaczego nasz kontakt nagle się urwał. Nasza znajomość została odkryta przez jej najbliższych i najpewniej nie została zaaprobowana. Pewnie będąc na ich miejscu też nie byłbym szczęśliwy, że moje dziecko spotyka się z mężczyzną prawie, że w moim wieku, ale na pewno chciałbym tego człowieka bliżej poznać. Do nich przemawia tylko rubryka „wiek” i nic poza tym, więc muszę zrobić wszystko, by spojrzeli na mnie pod innym kątem.
-Jeśli będzie trzeba, to zaraz pogadam z chłopakami i wstawimy się za tobą u Nawrota, ale musisz mi obiecać stary, że wiesz co robisz.- a co ja takiego robię. Spojrzałem na niego zdziwiony, a on szybko wyjaśnił mi o co chodzi.
-Ona jest młoda, po ogromnym przejściach w ostatnim czasie, a ty jesteś doświadczony. Nie baw się nią, bo ona może sobie z tym nie poradzić.- gdybym nie miał nic na sumieniu pewnie bym się obraził za takie słowa, ale Michał wiedział właściwie o wszystkim moich grzeszkach i miał prawo tak powiedzieć. Święty nie jestem, ale nie zamierzam szatynki skrzywdzić.
-Możesz być spokojny. Mi naprawdę na niej zależy.- pierwsza taka poważna deklaracja w moim wykonaniu. To jeszcze nie próba zaakcentowania swojego uczucia, bo na to zdecydowanie za wcześnie i nie w takich okolicznościach, ale zależy mi na niej. Winiar wie, że mówię szczerze, dlatego biegnie w kierunku Mariusza i coś zacięcie mu tłumaczy. Ten szybko przekazuje informację Papie i tak po kilku chwilach wszyscy wiedzą, że dzień wolny jest mi niezbędny jak powietrze. Po treningu z piłką ustawiamy się wszyscy na końcowej linii boiska. Trener przekazuje nam uwagi. Moją sprawę omija szerokim łukiem. Nie mam siły już go prosić. Zdążył zauważyć, ze ta sprawa jest dla mnie ważna i skoro nie potrafi tego uszanować, to już jego problem.
-Trenerze bo my mamy do trenera sprawę. Wiemy, że gramy w tym tygodniu rewanż z Arkasem i, że w lidze też czekają nas ciężkie mecze, ale chcielibyśmy prosić o to, by Bąku dostał ten jeden dzień wolnego, skoro to dla niego takie ważne. Przecież wszyscy znamy jego profesjonalizm i wiemy, że wstawi się następnego dnia i będzie do dyspozycji. My udzielamy mu pełnej aprobaty.- było mi głupio, że musiałem ich w to wciągnąć, ale z drugiej strony aż serce mi rosło, że mam na kogo liczyć i, że wszyscy w Bełchatowie jesteśmy jak rodzina. Szkoda tylko, że Nawrocki ma dzisiaj chyba kurewsko zły dzień i za wszelką cenę chce pokazać, że on tutaj rządzi.
-Na całe szczęście to ja mam tutaj decydujący głos i jeżeli mówię, że widzę Bąkiewicza jutro na treningu to znaczy, że nie ma mowy o żadnej taryfie ulgowej dla niego. Zrozumieliśmy się?- coraz bardziej ten człowiek działa mi na nerwy. Nie dość, że właściwie na siłę chce mi pokazać, że nie pasuję do jego zespołu, to jeszcze nie chce mnie zrozumieć. Sięgam pamięciom do lat, w których pieczę nad Skrą trzymał Castellani i wtedy nie było takich problemów. Kiedy pojawiała się sytuacja kryzysowa, to dało się z nim załatwić wszystko. Owszem, nikt tego nie nadużywał, ale wszyscy wiedzieliśmy, że jak będzie taka potrzeba, to możemy liczyć na jego wsparcie.
-The coach probably forgotten…*- głos zabrał Aleks, któremu wszystko po cichu tłumaczył Kłos. Ten zgromił go wzrokiem, ale nic nie powiedział. Ja zaś miałem mu coś do powiedzenia.
-Czy z trenera błogosławieństwem czy nie, ale ja jutro na trening nie przyjdę. W dupie w tej chwili mam to, że jest ważny mecz. Są w życiu rzeczy ważniejsze niż siatkówka. I życzę panu, by pan nigdy nie musiał stawać w takiej sytuacji, gdy ktoś z pana bliskich będzie potrzebował pomocy, a pan nie będzie mógł z nim być, bo nie dostanie wolnego w pracy. Tyle mam do powiedzenia.- i bez słowa zabrałem swoje nakolanniki z parkietu i poszedłem do szatni. Przebrałem się i kiedy miałem wychodzić, usłyszałem od chłopaków słowa wsparcia. Wszyscy mówili, że co prawda nie wiedzą co się stało, ale skoro jest to dla mnie ważne to śmiało mogę jechać i nie oglądać się na Nawrockiego.
-Zaraz pójdę do Piecha i powiem mu jak przedstawia się sytuacja. Nic się nie przejmuj Bąku, sprawa na pewno się wyjaśni.- nie miałem już ochoty na to by się zastanawiać, jakie konsekwencje niesie za sobą moja decyzja. Wiem jednak, to jedyne słuszne wyjście z tej sytuacji. Chciałem po dobroci, ale nie wyszło…

…nie poznawałem sam siebie. Taka szybka jazda, jaką zaserwowałem sobie dzisiejszej nocy zupełnie do mnie nie pasuje, ale chciałem być w Gdańsku jak najszybciej. Wyjechałem po 3, a przed 9 byłem już w Gdańsku. Napisałem do Kingi sms, dała mi znać kiedy wstanie. Chciałem też, by uprzedziła rodzinę o moim przyjeździe. Źle bym się czuł, będąc niespodziewanym gościem. Wiadomość otrzymałem kilka minut po 10. Zabezpieczyłem samochód i ruszyłem w kierunku drzwi. Nie zdążyłem nawet zapukać w ich powierzchnię, bo momentalnie po drugiej stronie pojawiła się Kinga. Rzuciła mi się na szyję, płacząc cichutko. Dostrzegłem też Justynę. Nie miała szczęśliwej miny, ale nie powiedziała mi ani słowa. zero entuzjazmu. Poszliśmy z Kingą na górę do jej pokoju. Kiedy zamknęła za nami drzwi, zaczęła płakać zdecydowanie głośniej i mocniej niż wcześniej. Przytuliłem ją do siebie, głaszcząc po plecach. Czekałem aż sama zacznie rozmowę, nie chcą naciskać. Pozwoliłem jej się wypłakać. Kiedy trochę się uspokoiła, zaczęła mówić.
-Michał ja sobie nie radzę. Ja boję się wyjść na ulicę, boję się każdego mężczyzny, spotkanego na drodze. Nie wiem jak wrócę do szkoły, nie dam rady.- znów się do mnie przytuliła. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Oklepane słowa, że będzie dobrze zupełnie do tej sytuacji nie pasują. Nie przeżyłem czegoś takiego, ale jestem przekonany, że zostawia to w kobiecej psychice ogromny ślad i potrzeba czasu. Potrzeba dużo czasu, by sobie z tym poradzić i nauczyć się z tym żyć.
-Kinga nie możesz wymagać od siebie cudów. Jeśli nie będzie mogła wrócić do szkoły, to zrobisz sobie jeszcze tydzień wolnego. Skupisz się na tych przedmiotach, które zdajesz na maturę, a resztę odpuścisz. Pamiętaj, że ty jesteś najważniejsza…- opowiedziałem jej sytuację w której dowiedziałem się o tym, że mam problemy z przepływem krwi w żyłach. Też mi się wtedy wydawało, że sobie nie poradzę, że goni mnie czas, a ja nie dam rady wrócić do właściwej formy. Wtedy zajął się mną Lozano. Wytłumaczył, że nie powinienem w tej sytuacji myśleć o niczym innym, jak tylko o sobie i swoim zdrowiu.
-Nie było mi łatwo, ale w pełni skupiłem się na leczeniu. Przestałem się przejmować tym, że mogę z czymś nie zdążyć, że o coś mogę nie zagrać. Nawet jeśli miałabyś nie wrócić do szkoły, to nie wyrzucaj sobie tego, bo matura nie zając, a twoja forma psychiczna to podstawa, by w ogóle za coś się zabrać…- nie wiem czy mówię przekonywująco, ale Kinga mnie słucha. Najważniejsze, że uspokaja się i już nie płacze. Zaczynamy rozmawiać o czymś innym. Lijewska zastanawia się czy nie miałem problemów z przyjazdem tutaj. Na końcu języka miałem już powiedzieć, że pokłóciłem się z trenerem. Zdążyłem się na szczęście ugryźć. Nie chcę by Kinga myślała, że przez nią mam jakieś problemy. Od tego do tego, temat zszedł na nas. Dosłownie.
-Michał ja nie powinnam ci tak zawracać głowy. Ty nie masz względem mojej osoby żadnych zobowiązań. Po prostu jesteś chyba jedyną osobą, której mogę powiedzieć o wszystkim. Rodziców nie chce martwić, bo oni mają swoje życie, a ja i tak już zbyt mocno absorbowałam ich uwagę. Tola też nie może patrzeć ciągle na mnie, bo przegapi swoje życie. Teraz wiem, że ty też masz swoje życie i nie mogę cię wykorzystywać. Taki telefon jak ten wczoraj już się nie powtórzy, ob….- nie pomyślałem o konsekwencjach tego, że zbyt śmiało dorwałem się do jej ust. Nie widziałem jednak innego sposobu na to, by pokazać Kindze, że nie ma racji. Niczego nie robię z musu, jej osoba nie jest dla mnie ciężarem. Odsunęła się ode mnie… Jej wystraszone oczy mówiły same za siebie, że zachowałem się zbyt nachalnie. Zaszkliły jej się oczy.
-Mnie nie musisz się bać. Nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała. Kinga zależy mi na tobie. Zawsze miałem problemy z wyrażaniem tego co czuję. Nie wiem czy teraz czuję coś więcej niż sympatię do ciebie, ale będę przy tobie. Pomogę wrócić ci do życia…- znów zbliżyłem się do jej ust. Była oszołomiona, ale za drugim razem już się nie odsunęła. Zrobiłem to najdelikatniej jak tylko potrafiłem. Chciałem by przypomniała sobie, że zbliżenie z mężczyzną nie musi kojarzyć jej się tylko i wyłącznie z ordynarnymi i obleśnymi ruchami.
-Michał wystarczy…
-Ok., jak sobie życzysz. Nic wbrew twojej woli, pamiętaj…- delikatnie się uśmiechnęła, przysuwając się do mnie. W takiej sytuacji zastała nas Justyna. Niby nic złego, ale nie miała wesołej miny.

-Musimy chyba porozmawiać…

Cierpliwość przekracza szczyty, ale upór - łamie skały.

* Trener się chyba zapomina...

~*~
Mistrzyni we pisaniu o dupie Maryny? Śmiało możecie wskazywać mnie, nie obrażę się, bo jestem tego świadoma. Miało być tak erotycznie, miało być inaczej jak zwykle, a jest tak jak zawsze. Eh, chyba nie potrafię pisać inaczej, wybaczcie. 
Skoro nie potrafisz to weź się dziewczynko opanuj, a nie jeszcze nowe opowiadania wymyślasz. 
Jakby ktoś jeszcze nie był, a ma ochotę to zapraszam tutaj <klik>, gdzie wymyśliłam coś nowego. 
Pozdrawiam i do napisania :***


Urywki, urywki...
-To tak wygląda twoja opieka?! Na oczach naszego syna zabawiasz się z dziwkami?!


-Wy naprawdę myślicie poważnie o tym, żeby pogłębiać tą znajomość?


-„Tnę się, bo pragnę oczyścić się ze wspomnień”. Pobieżnie czytam posta, a w głowie kotłuje się myśl, by spróbować. To tak jak z pierwszym papierosem. Niby wiesz, że to nie zdrowe, ale dopóki się sama nie przekonasz, nie możesz spocząć...

sobota, 13 lipca 2013

X

/Michał/
Zdaję sobie sprawę z tego, że więź między mną i Kingą nie powinna się narodzić, ale nic nie poradzę, że nie potrafiłem i nadal nie potrafię nad tym zapanować. Z dnia na dzień czuję, że szatynka absorbuje mnie swoją osobą coraz bardziej, a ona z dnia na dzień urwała ze mnę kontakt. Zacząłem się zastanawiać czy ma to coś wspólnego z tym, że na tej naszej niby randce za szybko przeszliśmy o poziom niżej. Tonący przecież brzytwy się chwyta, a ja próbowałem w jakiś logiczny sposób wytłumaczyć sobie nieodebrane telefony i brak jakiegokolwiek sygnału z jej strony. Nieśmiało też wspominała coś o swojej studniówce, a ja po cichu snułem plany na to, że będę jej towarzyszył podczas tej imprezy. Na zegarze dochodzi godzina 20, Kinga jest już pewnie po polonezie, a ja w drodze do Gdańska. Jeśli się sprężę, to będę na miejscu przed północą. Już na miejscu napiszę do niej, by wyszła przed salę. Piratem drogowym nie jestem, szybka jazda nie jest moim konikiem. Zdecydowanie stawiam na bezpieczeństwo. Droga, którą mam do pokonania, skłania mnie do refleksji. Zastanawiam się czy gdzieś przypadkiem nie popełniłem błędy, czy nie powiedziałem za dużo. Mając na uwadze to, że Kinga jest zdecydowanie młodsza ode mnie, starałem się zachować umiar i nigdy nie zaplanowałem niczego, co mogłaby uznać za próbę wykorzystania jej. Mam nieodparte wrażenie, że ten pocałunek po meczu sprawił, że mimo wszystko przestraszyła się i wolała wycofać, niż brnąć w to dalej. Nawet jeśli chce zakończyć tę znajomość na tym etapie, na którym się znajduje, to wolałbym to usłyszeć w twarz niż się tego domyślać…

…stoję pod salą bankietową, w której odbywa się studniówkowy bal. Poinformowałem Lijewską smsem, że tutaj jestem i chciałbym chwilę porozmawiać. Wcześniejsze próby nawiązania z nią telefonicznej rozmowy spełzły na niczym, bo nie odbierała telefonu. Na wiadomość nie odpisała, ale tak łatwo nie zamierzałem się poddawać. Mój pech polegał na tym, że nie mogłem stać na parkingu dla gości, bo szanowny pan ochroniarz nie miał mnie na liście zaproszonych , więc dla niego byłem tylko i wyłącznie osobą trzecią, która nie ma prawa w tym miejscu się znajdować. Wycofałem się samochodem i stanąłem po drugiej strony ulicy, na poboczu. Stąd już nikt nie może mnie odprawić, a mimo wszystko mam dobry wgląd na sytuację i nie ma mowy, bym nie zauważył Kingi wychodzącej na zewnątrz. W pewnym momencie wszyscy zniknęli za drzwiami wejściowymi, a ochroniarze schowali się w swoim samochodzie. Nie zamierzałem próbować dostać się na ten parking, bo w gruncie rzeczy nie było to konieczne. Na dźwięk dzwoniącego telefonu podskoczyłem z nadzieją, że adresatką połączenia jest Kinga. Mylne były me przypuszczenia, bo po drugiej stronie odezwał się Kadziewicz. Jak na chwilę obecną był jedynym wtajemniczonym w moją zażyłość z szatynką. On jeden daje mi pewność i komfort dyskrecji, ale też zawsze służy dobrą radą i pomocą.

No i co Misiek? Rozmawialiście już?

-Nie. Nie odbiera ode mnie telefonów, więc napisałem jej wiadomość i czekam na nią. Mam coraz mniej nadziei na to, że coś z tego wyjdzie.- w rozmowie z nim zorientowałem się, że nie zabrałem ze sobą dokumentów. Przejechałem połowę Polski bez prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego. Jestem zajebisty po prostu.

Nie masz wrażenia, że to zbyt nagle się między wami urwało. Mi samemu na myśl ciśnie się nic innego na usta jak to, że o wszystkim dowiedział się Marcin i to on zabronił jej kontaktu z tobą.

Nie myślałem o tym, bo wydaje mi się ta opcja być mało realną. Gdyby o wszystkim dowiedział się jej ojciec, to podejrzewam, że osobiście chciałby do mnie dotrzeć i wytłumaczyć, że mam się trzymać od jego córki z daleko. Przecież nie jestem anonimową osobą i nie miałby żadnych problemów, by mnie namierzyć.
-Nie wiem Łukasz co jest grane, ale dziś wszystko się powinno wyjaśnić. Będę kończył, a ty tak tego wszystkiego nie przeżywaj, bo czas pokazał, że chyba gra nie była warta świeczki.- może zbyt pochopnie ją osądzam, ale nie wiem już sam co mam o tym wszystkim myśleć. Kadziu od początku jest wtajemniczony i można powiedzieć, że dopinguje moje poczynania, ale chyba nie przewidział, że Kinga mogłaby nie potraktować mnie poważnie. Jemu się wydaje, że jego złote rady są kluczem do sukcesy w każdej sytuacji. Owszem, wiele razy dość efektywnie spędzałem czas z kobietami po zostawaniu się do jego wskazówek, ale jak widać od każdej reguły są wyjątki. Zaraz po środkowym skontaktować się ze mną chciał Winiar, ale jego połączeniu zignorowałem, bo moich uszu doszedł jakiś dziwny dźwięk, coś na wzór tłumionego krzyku. Siedząc w samochodzie rozejrzałem się dookoła, ale nie zauważyłem nic niepokojącego. Uznałem, że to pewnie od nadmiaru głośnej muzyki, która przedzierała się do mnie z sali przez otwarte okno w samochodzie. Ten głos stawał się coraz bardziej słyszalny i już w ogóle nie miałem problemów, by stwierdzić, że musi on pochodzić z ludzkiego gardła. Wyszedłem z samochodu i byłem pewien, że coś niedobrego musi się dziać w obrębie hotelu „Parada”. Uśmiechnąłem się ironicznie na widok tabliczki wiszącej na bramie „Obiekt monitorowany i strzeżony”. Chwyciłem za bramę i chciałem ją otworzyć, ale była zbyt masywna. Jest najprawdopodobniej otwierana i zamykana automatycznie, więc moje próby otworzenia jej są od samego początku spisane na straty.
-Ile razy mam panu powtarzać, że nie mogę pana wpuścić. Pan już chyba studniówkę ma za sobą, wiec teraz niech inni się bawią.- na horyzoncie pojawił się napakowany jak PKS na Jasną Górę ochroniarz, z łysą głową i i karczychem, jak fałdy kopalniach odpadów w Bełchatowie.
-Nie słyszy pan, że ktoś krzyczy? To chyba wy jesteście tu od pilnowania porządku, a nie siedzenia w samochodzie i brania za to kasy.- mięśniak zbliżył się do mnie z szelmowskich uśmiechem na ustach.
-Proszę pana… Owszem słyszę te wrzaski, ale to pewnie jakaś lalka przedobrzyła z alkoholem i wkładając palca w buzię, próbuje pozbyć się jego nadmiaru. Nie wie pan, że na takiej imprezie, gdzie alkohol jest zakazany, leje się strumieniami?- mnie zaraz zaleje krew. Czując, że nic nie wskóram, chcę wrócić do samochodu, gdy rozpoznaję głos, wołający w tym momencie o pomoc.
-Teraz też pan powie, że takie odgłosy wydaje wymiotująca osoba?- dopiero teraz ochroniarz dostaje wyraźny sygnał, by interweniować. Z samochodu wychodzą jego koledzy po fachu, ale robią to wszystko tak ospale, że nie zamierzam stać w miejscu i się temu przyglądać. Że też wcześniej nie wpadłem na pomysł, by przeskoczyć tę bramę. Wziąłem krótki rozbieg i pokonałem ją. Niestety teraz nie było nic słychać i nie wiedziałem, w którą stronę iść, by ją znaleźć. Bałem się. Tyle się przecież słyszy o gwałtach i tego typu historiach.
-Ratunku!!!- przekonany, że głos musi dochodzić z boku hotelu, biegłem tam razem z ochroniarzami. Na miejscu zobaczyłem leżącą na ogrodowym stoliku Kingę i tyłem stojących do niej dwóch mężczyzn.
-Zajebę was!- krzyknąłem ze złości i to był mój błąd, bo tym krzykiem dałem im znać o swojej obecności. Pobiegli przed siebie i przeskoczyli płot, tak jak ja wcześniej bramę. W pogoń za nimi udało się dwóch ochroniarzy, a ja w tym czasie podszedłem do Kingi. Płakała. Zanosiła się płaczem. Z jej górnego kącika ust spływała strużka krwi, plamiąc jej szyję. Chciałem ją dotknąć, ale wzdrygnęła się. Jej ciało było zimne jak lód. Ściągnąłem swoją kurtkę i nakryłem ją. Widać, że jest wystraszona, ale nie odtrąciła tego gestu, wtulając się w materiał ubrania. Nawet nie wiem kiedy, obok nas pojawiła się dyrektor liceum informując, że lada chwila powinna się tu pojawić policja. Pytała mnie skąd się tu wziąłem. Musiała znać mnie i moje nazwisko, ale zupełnie nie zwracałem na to uwagi. Teraz liczyła się tylko Kinga.
-Policja już jest. Pytają czy dziewczyna może przejść do ich radiowozu czy muszą tu wjeżdżać? Nie ma sensu robić niepotrzebnego zamieszenia, więc…- rozumiem co ma na myśli i w tym momencie się z nim zgadzam. Podchodzę do szatynki i delikatnie próbuję objąć ją ramieniem, by nie wystraszyła się.
-Kinguś nie bój się mnie, to ja. Chodź musimy iść, bo przyjechała policja i chcą z tobą rozmawiać. Musisz im powiedzieć wszystko co się stało, bo inaczej nie złapią tych, którzy cię…- nie dokończyłem, widząc jej łzy w oczach i drżące ciało. Przylgnęła do mnie mocniej. Nie powiedziała nic. Wziąłem ją w ramiona i niosłem. Przed hotelem stała funkcjonariuszka policji. Postawiłem Kingę na ziemi, ale ona nie wyszła z moich ramion.
-Pojedziemy na komisariat. Tam jest psycholog, wezwiemy też lekarza. Jeśli pan chce, to może jechać z nami, bo widać, że jest pan jej bliski i może w pana obecności uda nam się z nią porozmawiać.- policjantka jest wyraźnie nam życzliwa, zwłaszcza Kindze. Niczego na niej nie wymusza, niczego nie żąda. Okryłem szczelniej jej ciało swoją kurtką i poszedłem z nią do radiowozu. Z hotelu wybiegła Tola. Widząc przyjaciółkę nie musiała o nic pytać, wiedziała co się stało.
-Dopiero lekarz stwierdzi czy doszło do gwałtu czy tylko jego próby. Nie mniej jednak takie wydarzenie może mieć ogromny wpływ na tak młodą kobietę i potrzebna jest jej od razu natychmiastowa pomoc jak i wsparcie ze strony najbliższych. Trzeba poinformować jej rodziców…- pani dyrektor poinformowała, że już to zrobiła. Jej macocha już jechała na komisariat, gdzie teraz jechaliśmy my. Policjanci siedzieli z przodu, a ja z Kingą z tyłu. Dziękowałem Bogu w tym momencie, że zdecydowałem się na ten przyjazd, bo gdyby nie to, że się tym wszystkim zainteresowałem, to być może stała by się jeszcze większa tragedia, niż stała się teraz…

Gwałt nie tylko zostawia uraz fizyczny,
niszczy też psychikę,
ot­wierając w niej drzwi no­wego cierpienia,
za który­mi sza­leje ogień... połykając wszystko.
Cier­pisz, krzyczysz.
Chcesz dos­tać jak naj­szyb­ciej klucz.
Klucz, który jest czasem. 


/Tola/
Ostatnie dni to jakiś koszmar, które najchętniej wycięłabym ze swojego życiorysu. W głowie mi się nie mieści, że coś tak okropnego mogło stać się mojej Kingusi. Mam do siebie okromny żal, że spuściłam ją z oczu i kazałam wyjść na spotkanie z Bąkiewiczem. Gdyby nie ten jego przyjazd to może nic byś się nie stało. Można też gdybać, że gdyby nie jego przyjazd, to być może nikt by nie zauważył, że coś się stało. Tych ochroniarzy, którzy mieli pilnować porządku to najchętniej bym rozszarpała i powiesiła za jaja na suchej gałęzi. Mieliśmy być tam bezpieczni, a stało się coś takiego. Najgorsze jest to, że nie wiadomo kto to zrobił, ale musiał być to ktoś z naszej szkoły bądź z osób towarzyszących, bo niby nikt inny nie miał wstępu na teren hotelu „Parada”. Tego akurat pilnowali pieczołowicie. Szkoda, że w przypadku mojej przyjaciółki zachowali się tak opieszale, wrzucając jej krzyki do jednego worka, razem z najebanymi dziewczynami.
Chciałabym jej jakoś pomóc, ale nie potrafię. Obie miałyśmy tyle planów na ferie, a nic z nich nie wyjdzie. Byłam wczoraj u niej, ale nie chciała mnie widzieć. Pani Justyna dała mi wyraźnie do zrozumienia, że moja obecność nic nie wskóra, bo nikt na razie nie może do niej dotrzeć. Nie mogłam słuchać o tym, że Kinia budzi się w nocy z krzykiem i nie może zasnąć aż do rana, płacząc w poduszkę. Bezsilność jest najgorsza. Chciałabym powiedzieć jej, że gdybym tylko mogła, to pomściłabym jej krzywdę w każdy możliwy sposób, ale obie wiemy, że to tylko puste słowa w takich sytuacjach brzmiące jeszcze banalniej niż zwykle. Powiedziałam jej wczoraj, że gdyby tylko chciała, to jestem na jej wezwanie i zawsze może na mnie liczyć. Nie odpowiedziała mi nic, smętnie patrząc na padający za oknem śnieg. Coś zakuło mnie w sercu, ale nie mogłam myśleć wtedy o sobie. To nie ja zostałam w brutalny sposób pozbawiana dziewictwa i to nie ja przeżyłam najgorszy dzień w swoim życiu. Przy tym co stało się Kindze, moje problemy wydają się takie idiotyczne. Przez to wszystko zapomniałam nawet o tej sytuacji z Alkiem. Będę musiała go teraz widywać, bo wybieram się na całe ferie do Rzeszowa. Oczywiście na początku nie chciałam się zgodzić na propozycję taty, bo nie chciałam zostawiać przyjaciółki samej, ale pani Justyna zasugerowała, że moja obecność nie wiele tu zmieni, bo Kinga na pewno nie chciałaby, bym przez jej osobę marnowała okazję na spędzenie czasu z ojcem. W końcu dałam się przekonać. Z walizką w ręku stoję na dworcu i czekam na swój pociąg. Będąc już w przedziale, zakładam na uszy słuchawki i słucham muzyki. Jak na złość na karcie pamięci mam same smęty. Gdzieś w połowie drogi dostaję wiadomość od taty, że z dworca odbierze mnie Alek. Już nawet nie mam siły by się denerwować, że znów będę blisko niego. Piosenka Nickelback „Lullabay” zawsze przyprawia mnie o łzy, a w obecnym stanie to już w ogóle o łzy nie trudno, więc wolę schować telefon do kieszeni, by nie rozkleić się przed obcymi ludźmi. Chociaż czy w pociągu ludzie są sobie obcy? Zawsze z dużym zaciekawieniem przyglądam się sytuacjom, w których pierwszy raz widzianym osobom opowiada się swoje życiowe historia, a rozmowa wcale nie jest wymuszona. Zaczyna się rozmawiać o pogodzie, a potem to już jakoś leci. Mi taka sytuacja przytrafiła się właśnie teraz. Obok mnie siedzi staruszka z wnuczką na kolanach. Urocza blondyneczka ze zmęczenia zginęła w ramionach Orfeusza, więc babcia mogła się oddać rozmowie. I wcale nie zaczęła tematu o krzywdzącej opinii na temat ojca Rydzyka oraz nie mówiła o tym, że obecny świat przewrócił się do góry nogami.
-Masz chłopaka moje dziecko?- nie wiedzieć czemu wcale nie krępuję mnie to pytania. Starsza pani nie ma problemów ze słuchem i nie krzyczy mi do ucha, więc możemy prowadzić naprawdę dyskretną rozmowę. Skąd w ogóle to pytanie? Sama nie wiem kiedy zeszłyśmy na temat roli miłości w życiu człowieka. Ona mówiła mi coś o swoim zmarłym mężu, którego kochała nad życie. Bez większych ceregieli przyznała, że miała w swoim życiu moment, w którym wybrała złą drogę. Pojawił się inny mężczyzna, który zawrócił jej w głowie i dała się ponieść emocjom. Popatrzyłam na nią zdziwiona. Wydawało mi się,, że kiedyś to nie było tego typu historii, a jak już zdrada, to tylko ze strony mężczyzny. Jak widać nie tylko teraz światem rządzi wyuzdanie i rozpusta.
-Nie mam.
-Przepraszam, że taka wścibska jestem, ale tak już mam. Mam też taki dar, że od razu rozpoznaję co komu siedzi w duszy i widzę, że musisz mieć jakieś problemy i tak sobie pomyślałam, że może z twoim chłopakiem coś jest nie tak…
-Moja przyjaciółka została zgwałcona i strasznie się o nią boję, bo chciałabym jej pomóc, a nie wiem jak…- w tym momencie się rozpłakałam. Naprawdę rzadko mi się to zdarza, najczęściej z bezsilności. Ze złości krzyczę, a z bezsilności płaczę. Pani Helenka, bo tak jest na imię starszej pani, zagarnęła mnie do siebie ramieniem i przytuliła. Jej wnuczka nieznacznie się poruszyła, więc musiała nieco zwolnić uścisk. Poczułam się przy niej tak bezpiecznie. Nikt dawno mnie tak nie przytulił. Ostatnio to chyba tak naprawdę przytuliła mnie Kinga, gdy byłam na siebie wściekła za tę akcję z Białorusinem. Moja mama się do takich rzeczy nie nadaje. Próbowała mnie pocieszać po tym co się stało na studniówce, ale nie wychodziło jej. Szczyt złości osiągnęłam gdy stwierdziła, że najważniejsze jest moje bezpieczeństwo, a Kinga powinna na siebie bardziej uważać. Trzasnęłam wtedy drzwiami i wyszłam z domu.
-Musisz jej pokazać, że może na ciebie liczyć, ale narzucaniem się nic nie zdziałasz. Dla niej to teraz jest na pewno ogromna tragedia i pewnie trauma na całe życie, ale jak będzie miała blisko siebie przyjaciół i rodzinę to z tego wyjdzie…- każde jej słowo dawało mi tyle pocieszenia. I jak tu nie wierzyć, że obcy człowiek czasami pomoże bardziej, niż najbliższa osoba? Moja osobista matka nie potrafiła na mnie wpłynąć, a pani Helenka już tak. Aż z tego wszystkiego ucałowałam jej policzek. Okazało się, że ona również jechała do Rzeszowa. Nie znam jeszcze tego miasta, ale powiedziałam jej w które konkretnie miejsce jadę, a ona rezolutnie stwierdziła, że mieszka niedaleko razem z córką i zięciem. Zaoferowałam się, że będzie mogła razem z małą Anią zabrać się ze mną i Alkiem. Mam nadzieję, że siatkarz nie będzie miał żadnych obiekcji, ale przecież miejsce w samochodzie będzie miał, a skoro to jest po drodze, więc co to za problem?
Wysiedliśmy na dworcu po godzinie 14. Ania była głodna i chciało jej się siku. Pani Helenka wyglądała na bardzo zmęczoną, więc to ja zaprowadziłam małą do łazienki, ale najpierw zaprowadziłam ją do samochodu Akhrema. Był jakiś niepocieszony, ale nie zwracałam na to uwagi. Przyjechał sam, więc nie może się wykręcić brakiem miejsca w aucie. Wysikana Ania nie była już tak marudna, za to nie w humorze był teraz siatkarz. Po bezpiecznym odstawieniu pani Helenki i jej wnuczki pod dom, zapytałam go o co mu chodzi.
-Nie ważne.-burknął pod nosem. Kazałam mu zatrzymać samochód, bo nie lubię takich niewyjaśnionych sytuacji. Zjechał na pobocze.
-Powiedz mi co jest grane i nie ściemniaj, bo przecież widzę, że coś jest nie tak. Chodzi o to, że musiałeś podrzucić panią Helenkę do domu?
-Przestań! Nie chodzi o to.
-No to oświeć mnie, bo nie rozumiem.- liczyłam na to, że coś mi wytłumaczy i wyjaśni, a on zaczął mnie całować. Nie mogłam nawet złapać powietrza, bo robił to w sposób tak zachłanny i pewny siebie. Mój język lawirował razem z jego językiem, tańcząc we wnętrzu mojego gardła.
-Wkurza mnie to, że tak strasznie mnie pociągasz i nie możesz wyjść z mojej głowy. Wiesz jaki byłem na siebie wściekły za to jak cię wtedy potraktowałem. Pożądam cię od pierwszego spotkania, a zachowałem się wtedy jak dupa wołowa.- on był na siebie zły?! No niech mnie nawet nie rozśmiesza, bo to ja zrobiłam z siebie przed nim pośmiewisko. Nie powiem, że jego słowa nie zrobiły na mnie wrażenia, bo zrobiły. Nie miałam pojęcia, że mu się podobam. Szkoda, że pewnie tylko fizycznie…

I znów to sa­mo. Zbyt szyb­ko łomoczące ser­ce, nadzieja pędząca na swych skrzydłach, chwi­la błogiego uniesienia i... mur nie do przebicia. 


~*~
I jak tu napisać, że wszystko jest w porządku, jak nie jest? Chłopaki przegrali wczoraj z kretesem, nie zachwycili chyba w żadnym meczu Ligi Światowej. Ma być lepiej na ME? Wierzę i mam nadzieję, że tak będzie.
Żadna z Was nie podjęła rękawicy i nie zgadywała co się stało na studniówce. Zaskoczone?
W zakładce POLECANE/SPAM zostawiajcie informacje o nowych blogach i rozdziałach. Mogę powiedzieć, że mam teraz trochę więcej czasu, więc jak macie jakieś fajne opowiadania, to możecie się nimi ze mną podzielić. Możecie też zadawać mi pytania na WYWIADERZE.
Pozdrawiam i do napisania :***




Urywki, urywki...
-Roztrzęsionym głosem proszę, by do mnie przyjechał. Może być jutro, może być za dwa dni, ale go potrzebuję. 


-A czy to teraz ma jakieś znaczenie? Na pewno nie jest mi obojętna i dlatego zostawię wszystko i dziś ruszę w podróż do Gdańska, choćbym miał zostać wyrzucony z klubu.


-Czy z trenera błogosławieństwem czy nie, ale ja jutro na trening nie przyjdę. W dupie w tej chwili mam to, że jest ważny mecz. Są w życiu rzeczy ważniejsze niż siatkówka. I życzę panu, by pan nigdy nie musiał stawać w takiej sytuacji, gdy ktoś z pana bliskich będzie potrzebował pomocy, a pan nie będzie mógł z nim być, bo nie dostanie wolnego w pracy. Tyle mam do powiedzenia.