/Kinga/
Ostatni raz puściłam Tolę samą do Rzeszowa! Nawet
gdybym miała zabierać tam Natalkę i Kacpra, to nie puszczę jej bez opieki.
Tak się zarzekała, że Akhrema to by nawet kijem nie ruszyła, a wystarczyło tylko
trochę alkoholu i sama była gotowa wejść na niego i się z nim zabawić.
Oczywiście te jej zapewnienia, że Białorusin w ogóle jej się nie podoba, brałam
z przymrużeniem oka, ale żeby od razu seks?! Niby powinnam się przyzwyczaić, że
ona szybko podchodzi do życia i bierze z niego garściami, ale jednak w tej
sytuacji wolałabym, by zachowała umiar i rozsądek. Ha! Sama muszę pilnować
swojej osoby, by nie zagalopować się w swoich kontaktach z Michałem. Wtedy na
hali za szybko to wszystko poszło, ale potem nie wskoczyliśmy już na wyższy
poziom. Troszkę zmieszani i przelęknieni poszliśmy na kawę. Rozmawialiśmy o
wszystkim, skutecznie omijając temat wydarzeń z hali. Udawało się doskonale, bo
Bąkiewicz to doskonały rozmówca. Na początku nie mogłam przestać się śmiać z
tego jego lekkiego jąkania się. Na całe szczęście szatyn wziął ten śmiech za
oznakę dobrego humoru i nie połączył go z tym, że mogłabym się z niego
nabijać. Później już zupełnie przestałam to zauważać. On mówił, a ja
słuchałam. Potem odwrotnie. Nie wcinał się w słowo, nie chciał pokazać na
każdym kroku, że to on jest mądrzejszy, bo jest mężczyzną i ma większe
doświadczenia. Słuchał i sam dawał się słuchać. Potem przyszedł czas na zakupy,
które Michał obiecał Szamponowi. Z tego co mi mówił przyjmujący, to on musi być
ważną postacią w tym zespole. Może nie tyle w zespole i na boisku, co poza nim.
Wcale się nie dziwię, że chłopaki radzą się go w różnych kwestiach, bo on
naprawdę mądrze mówi. Kupowanie prezentu dla Arka było najzabawniejszą rzeczą
tego wieczoru. W sklepie z dziecięcymi artykułami zachowywaliśmy się
jak…dzieci. Doszliśmy nawet do tematu o dzieciach i ilości, jaką chcielibyśmy
mieć prywatnie. Bąkiewicz mówił coś o dwójce, a mi się od zawsze marzy trójka.
Pochwaliliśmy się nawet pomysłami na imiona i doszliśmy do wniosku, że nie mamy
pociągu do żadnych zmyślnych imion, nadciągających do Polski z zachodu. On
chciałby mieć Frania i Alę, a ja Olka, Antosię i Ulę. Żartowaliśmy, że w
ostateczności w naszym przypadku doszlibyśmy do porozumienia. W OSTATECZNOŚCI
oczywiście! Prezentem odpowiednim dla Arka okazał się jakiś zabawkowy aparat,
bo z tego co mówił Bąkiewicz, mały często bawi się sprzętem rodziców, a Mariusz
dostaje wtedy palpitacji serca i drży o swoje lustrzanki. Całe spotkanie
zakończyło się spacerem i odprowadzaniem mnie do domu. Nie pozwoliliśmy sobie
już na zbytnią czułość, ale ten niby nic nieznaczący buziak w policzek wywołał
burzę w moim domu. Miałam to nieszczęście, że akurat wtedy Kacper musiał
zameldować się w kuchni. Gdyby to była Natalia albo Justyna, to sprawę dałoby
się jakoś załagodzić. Szanowny brat od razu chwycił za telefon i z tą rewelacją
zadzwonił do ojca. Jeszcze nie zdążyłam wejść do domu, a już musiałam z nim
rozmawiać. Na całe szczęście Kacper nie miał pojęcia, że owy chłopak, z którym
rzekomo całowałam się namiętnie przed domem, jest Michałem Bąkiewiczem. Tacie
walnęłam ściemę mówiąc, że to tylko kolega z klasy, który odprowadził mnie do
domu i pożegnał buziakiem w policzek. Nie omieszkałam też powiedzieć, że jego
najmłodsza latorośl to wstrętny kabel. Do tej pory nie odzywam się do Kacpra,
choć minął już prawie tydzień. Jeszcze tydzień i studniówka. Wszyscy myślą, że
to właśnie z tym gentlemanem, który odprowadził mnie do domu, zamelduję się na
pierwszym poważnym balu w życiu. Owszem, bardzo chętnie poszłabym z Michałem na
studniówkę, tylko wtedy tata dostałby zawału serca. Problem w tym, że kiedyś
będę musiała mu o tym powiedzieć, bo Michał zaczyna mi się naprawdę podobać .
-Kinga? Jesteś w domu?- Justyna wróciła z
kwiaciarni. Zdejmuję nogi z biurka, usypiam laptop i schodzę na dół. Biorę od
niej zakupy i rozkładam je po lodówce i szafkach, będąc przekonaną, że zawołała
mnie właśnie po to bym jej pomogłam. Szybko się z nimi uporałam, ale ku mojemu
zdziwieniu nie o to chyba chodziło.
-Chcę z tobą porozmawiać. Usiądź proszę.- zrobiła
kawę i usiadłyśmy przy stole w kuchni. Próbowałam sobie przypomnieć czy aby
przypadkiem dzisiaj nie było wywiadówki, bo być może powodem mojej rozmowy jest
ten zapalony papieros na terenie szkoły. W myślach ganię się za takie
podejrzenia, bo przecież wywiadówka była w zeszłym tygodnie. Co się więc stało?
Muszę czekać na jakikolwiek zarys wydarzeń.
-Byłam dzisiaj w Ergo Arenie, bo musiałam zapłacić
jakieś wpisowe na siatkarski obóz Natalki i rozmawiałam z panem Henrykiem. On
jest tam odpowiedzialny za przygotowywanie hali do meczów siatkówki i był
akurat tam wtedy, gdy ty i Tola byłyście na meczu… -żołądek podszedł mi do
gardła. Przypomniałam sobie tego puszystego pana, który poganiał mnie i
Michała, gdy oddawaliśmy się przyjemności pocałunku. Spuściłam oczy i czekałam
na to aż Justyna wytoczy „oskarżenia”.
-Kinga dlaczego nie powiedziałaś, że spotykasz się z
Michałem?- no jak to dlaczego? Dlatego, że Michał jest w jej wieku i bałam się,
że zostanę posądzona o brak rozumu i wyobraźni. Nie chciałam też tego robić ze
względu na to, że wszystko było jeszcze takie świeże i nie warto było robić
zamieszania jeśli miałoby się okazać, że to spotkanie w klubie i późniejszy
kontakt telefoniczny było przelotną znajomością.
-Bałam się. Michał jest ode mnie dużo starszy, ale
to naprawdę fajny facet i chyba z każdym kolejnym dniem zaczyna mi na nim coraz
bardziej zależeć. Mogę z nim pogadać o wszystkim. Widać też, że ma ogromny
szacunek do kobiet i można się przy nim poczuć wyjątkowo.- Justyna pewnie
chciała usłyszeć co innego. Pewnie miała nadzieję, że Bąkiewicz to tylko zwykły
znajomy, jeden z wielu. Mi też się tak
na początku wydawało. Miałam wrażenie, że myśli tylko o tym, jak mi pokazać, że
żadna mu się nie opiera. Był dla mnie jak Alek dla Toli. Przy głębszym poznaniu
musiałam wycofać opinię zapatrzonego w siebie macho.
-Nie uważasz, że nie to dla ciebie odpowiedni
mężczyzna? Rozumiem, że to z nim wtedy widział cię Kacper?- czuję się tak, jak
na przesłuchaniu sądowym. A jeszcze do niedawna wydawało mi się, że jak powiem
o wszystkim Justynie to ona zrozumie i będzie moim sojusznikiem w
pertraktacjach z ojcem. Pomyliłam się…
-Tak, wtedy byłam z Michałem…- nie było sensu iść w
zaparte. Opowiedziałam jej wszystko, począwszy od tego, że w niewyjaśnionych
okolicznościach udało mu się zdobyć mój numer, a skończywszy na spotkaniu po
meczu. Gdyby nie było tych 13 lat różnicy, to wszystko byłoby w porządku, a
Justyna na pewno uznałaby te wszystkie okoliczności za niebywale romantyczne.
Problem w tym, że ta różnica jest, ale na chwilę obecną zupełnie niezauważalna.
-Przykro mi Kinguś, ale będziesz musiała to
skończyć. W przeciwnym razie będę musiała o wszystkim powiedzieć Marcinowi.
Rozumiem, że mogłaś się zauroczyć, ale uwierz mi, że ten związek na dłuższą
metę jest bez przyszłości. Wiem, że jesteś mądrą dziewczyną i nie zrobiłabyś
żadnej głupoty, ale zauroczenie i miłość czasami odbierają nam rozum i nie
pozwalają myśleć obiektywnie.- i
wszystko jasne. Ktoś inny zadecydował za mnie, że tak będzie lepiej. Mam
napisać do Michała i powiedzieć mu, że rodzina nie jest zachwycona naszą
znajomością, więc musimy to zakończyć tak jak jest. Przecież nie mogę tego
zrobić. Problem w tym, że nie mam wyjścia. Jeśli Justyna powie o wszystkim
tacie, to już w ogóle będę w czarnej dupie. Obrażona wstaję z krzesła i bez
słowa idę do swojego pokoju. A ja głupia z nadzieją patrzyłam na pomysł wyjazdu
do Bełchatowa i spotkania się z nim, tym razem na jego gruncie. Odechciało mi
się już tej całej studniówki i wszystkiego. Ze złością spojrzałam na sukienkę,
wiszącą na żyrandolu. Może rzeczywiście zbyt śmiało spojrzałam w przyszłość i
zapomniałam o tej gigantycznej wiekowej przepaści? Justyna na pewno ma rację.
Zawsze miała i nigdy nie zrobiła nic przeciwko. Każda jej uwaga i rada była
trafiona. Dlaczego teraz miałabym z niej nie skorzystać?
Bo ten,
kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca
swoich dni.
/Tola/
Do dziś dnia patrzę w swoje lustrzane odbicie i mam
ochotę splunąć sobie na twarz. Zachowałam się tak beznadziejnie w tym
Rzeszowie, że tylko cud uchronił mnie od tego, że nie zostałam wypieprzona na
prawo i lewo przez Akhrema! I do kogo ja miałabym mieć pretensję, gdybym zaszła
w ciążę?! Można powiedzieć, że sama mu się wystawiłam, jasno dając do
zrozumienia, że mam na niego ochotę. Nie wiem co mnie opętało. Można co nie co
zrzucić na ilość wypitego alkoholu, ale bez przesady. Musiało kierować mną też
coś zupełnie innego. Zapowiedziałam sobie, że na wszelki wypadek będę stronić
od alkoholu i na razie nie będę wybierać się na Podkarpacie. Chyba bym się
spaliła ze wstydu gdybym miała spojrzeć mu teraz w oczy. A zapowiadało się na
zakopanie topora wojennego i uporządkowanie naszych stosunków. Problem w tym,
że mi się zachciało zupełnie innego stosunku. Przecież to on myśli nie tą
częścią ciała co trzeba, a to ja prawie na siłę chciałam się mu wypiąć. Nawet
nie chcę wiedzieć jakie on ma teraz o mnie zdanie, bo chyba musiałabym poszukać
jakiejś suchej gałęzi i skończyć swój nędzny żywot. Obawiam się jeszcze tego,
że on tę sytuację wykorzysta przeciwko mnie i powie o wszystkim tacie. W ten sposób
doskonale mógłby się na mnie odegrać za wszystkie złośliwości z mojej strony i
pokazać mi, że z nim się nie zadziera. Na razie tata nie dzwonił z obelgami
skierowanymi w moją osobę, ale gdy tylko na wyświetlaczu pojawia się jego numer
to drżę jak galaretka.
Studniówka kompletnie mnie nie cieszy. Do fryzjera
mama zaciągnęła mnie prawie siłą. W dupie miałam to, że fryzjerka
niemiłosiernie szarpała moje włosy. Nie lubię stanu, w którym mam burdel w
głowie i nie wiem co robić. Gdy pewność z siebie spada poniżej pewnego poziomu,
to nie czuję się komfortowo. Wymarzona studniówkowa sukienka dziś wydaje się
być zwykłym skrawkiem materiału, zupełni nie wyróżniającym się na tle innych
ubrań. Po prostu wydarzenia ostatnich tygodni sprawiły, że wszystko przestało mnie
obchodzić. Nerwowo krzywię twarz, próbując się uśmiechać, gdy mama i jej gach
zachwycają się nad moim wyglądem. Rodzicielka z nieukrywanym wzruszeniem
wspomina dzień, w którym przyszłam na świat. Denerwuję się, bo nie mam ochoty
na uzewnętrznianie się przy jej facecie.
-To pewnie Damian<klik>.- pukanie do drzwi jest dla nas
sygnałem przybycia mojego partnera. Wchodzi do
przedpokoju. Nienagannie ubrany, z charakterystycznym dla niego
nieładzie na głowie i białą różą, z którą mam tańczyć poloneza. Mama szturcha
mnie w bok. Mi też się wydaje, że na taki widok powinny ugiąć mi się kolana, a
serce przyspieszyć kroku, ale nic takiego się nie dzieje. Sztucznie się
uśmiecham i daję przywitać buziakiem w policzek.
-Mam wrażenie, że będziesz najpiękniejszą abiturientką
tego wieczoru.-szkoda jeszcze, że nie zapytał czy nie bolał mnie upadek z
nieba. Cały czas myślę o Akhremie i to mnie przeraża. Powinnam zmienić sobie
obiekt zainteresować, bo z tego i tak nie może nic wyniknąć, a mimo wszystko
nie potrafię w sposób dosadny przemówić sobie do rozsądku. Gdyby o tym
wszystkim dowiedział się tata, to on już wiedziałby co zrobić. Problem w tym,
że on nie może o tym wiedzieć, bo już zupełnie straciłabym w jego oczach.
Wybaczał alkohol pity w miejscach publicznych i odbieranie mnie po nocy z
komisariatu policji, ale chyba dupczenia z Białorusinem by mi nie wybaczył.
Zresztą nie wie, wole nie próbować.
-Udanej zabawy córeczko.-jeszcze nie zamknęłam
dobrze za sobą drzwi, a już słyszałam plask odbijającej się łapy tego przydupasa
od pośladka mojej mamy. Moje policzki płoną purpurą na myśl o tym, co będzie
działo się w murach rodzinnego domu. Damian przyjechał po mnie swoim
samochodem. Jak na gentlemana przystało, otworzył drzwi. Już powinnam
zapisać plus po jego stronie, bo w Rzeszowie Akhrem nie wysilił się na taki
gest, gdy po mnie przyjechał. Później tak fajnie już nie było. Zaczął gadać o
maturze, pytając mnie o przedmioty, które chcę zadeklarować. Nawet ośmielił się
zapytać czy poczyniłam już stosowne powtórki. Face palm! Pod gmachem
bankietowej sali spotkaliśmy się z Kingą i jej partnerem. Pani Justyna uwinęła
się w dwa dni, by moja przyjaciółka nie znalazła się na tej imprezie bez
towarzystwa. Mam wrażenie, że Kinga odpuściła sobie Bąkiewicza bez walki. Nie
mnie ją oceniać, bo sama drżę na myśl, że tata mógłby się dowiedzieć o moich
ekscesach z Alkiem, ale jestem przekonana, że akurat im mogłoby się udać.
-Też masz wrażenie, że jesteś tu za karę?- kiwam
twierdząco głową. Najchętniej rozpoczęłabym ewakuację, zabierając stąd
przyjaciółkę. Po drodze wstąpiłybyśmy do monopolowego, kupiły pierwszego
lepszego sikacza i utopiły smutki. Szkoda, że już za 10 minut musimy ustawić
się w parach i zatańczyć pierwszego i pewnie ostatniego poloneza w życiu. W
ogóle nie wzrusza mnie fakt, że jest on taki dostojny. Zupełnie nie rozumiem
łez wzruszenia w oczach innych dziewczyn. Ja tylko czekam aż te wszystkie węże
i tunele dobiegną końca i będę mogła usiąść za stołem.
Tyle prób i po zawodach. Nauczyciel wychowania
fizycznego jest oczarowany naszym tańcem i z radością w głowie oznajmia, że
zatańczyliśmy dziś najlepiej ze wszystkich prób, jakie podejmowaliśmy przed tym
wieczorem. Na dobrą sprawę to co on ma powiedzieć? Że Damian spóźnił się
klęknięciem na kolano, a ja z tego wszystkiego wypuściłam różę i połowę poloneza maszerowałam bez? Kamera
pewnie wychwyci wszystko, pośmiejemy się trochę po domach, a potem każdy o tym
zapomni. Wybiła godzina 1.15 a ja wcale nie zamierzam powiedzieć dzisiejszego
popołudnia, że była to najlepsza impreza w moim życiu. Bawiłam się już na
zdecydowanie lepszych, przede wszystkim mniej sztucznych. Siedziałyśmy z Kingą
przy stole, gdy szatynka otrzymała smsa. Była pewna, że to rodzice pytają ją o
przebieg imprezy. Moja uwaga skupiła się na niej dopiero wtedy, gdy nerwowo
zaczęła wodzić palcem po dotykowym ekranie swojego telefonu. Pisała coś i
kasowała. Kasowała i pisała dalej.
-Co jest? Stało się coś?
-Michał jest pod salą i prosi, bym wyszła do niego
na chwilę. Boże Tola, ja go ostatnio tak zlewałam, by się ode mnie odczepił i
zapomniał, a on tu wyjeżdża mi z czymś takim. Muszę mu napisać, że nie spotkać
się z nim.- yhym. Nie chcę się z nim spotkać, a cały czas kasuje treść
wiadomości, bo w sposób zbyt ostry ją formułuje. Zabieram jej telefon z ręki.
Widzę, że chce się z nim spotkać, ale przez pryzmat słów pani Justyny boi się
utrzymać z nim jakikolwiek kontakt.
-Idź do niego i powiedz mu prosto w oczy, że nie ma
sensu konturować tej znajomości. Jeśli nie zrobisz tego w ten sposób, to nigdy
się nie przekonasz czy ci naprawdę na nim zależy. Jestem przekonana, że gdybyś
napisała do niego smsa to i tak nie byłabyś pewna, że dobrze zrobiłaś.- widać
na pierwszy rzut oka, że nie zgadza się z opinią swojej macochy. Uważam, że
nawet za cenę sprzeciwu jej zdaniu i świadomości, że o wszystkim może
dowiedzieć się pan Marcin, powinna iść za głosem swojego serca i nie oglądać
się na innych. Jak to dobrze radzić innym, samemu nie musząc się do tego
stosować…
-Tak uważasz?
-Jestem tego pewna. Idź i powiedz mu o swoich
obawach, ale też szczerze wyznaj, że nie jest ci obojętny. Bo nie jest prawda?
-No nie…
…Kinga nie wracała już drugą godzinę, a ja nieśmiało
zaczynałam myśleć o powrocie do domu. Napomknęłam o tym Damianowi, ale ten
chyba zapomniał o tym, że przyjechał tu swoim samochodem, bo waliło od niego
gorzałką jak z Polmosu Janusza Palikota. Rzuciłam ze złością w jego kierunku
słowo „Prostak” i musiałam się na własną rękę martwić o powrót. W między czasie
obok mnie pojawił się zmartwiony Dominik, partner Kingi. Mówił, że nigdzie nie
może jej znaleźć.
-Też nie mam pojęcia, gdzie może być.-udawałam idiotkę,
bo nie widziałam najmniejszego sensu w tym, by tłumaczyć miejsce aktualnego
pobytu Lijewskiej. Przede wszystkim nie chciałam mu mówić z kim jest na dworze,
bo chłopak może strzelać z ucha, a dodatkowe zamieszanie nie jest nam
potrzebne. O godzinie 3.20 zamierzałam opuścić salę, uprzednio żegnając się z
ze swoją klasą i dziękując im, mimo wszystko, za zabawę. Byłam już blisko
wyjściowych drzwi, gdy do środka wpadł v-ce dyrektor naszego ogólniaka i
oznajmił, że pod salą doszło do bójki. Policja została wezwana, a mi o uszy
obiło się nazwisko Lijewska i Bąkiewicz. Nie wiedziałam o co chodzi, a nikt nie
chciał mnie teraz wypuścić. Przez szybę widziałam Kingę w ramionach Michała.
Widać było, że nerwowo unosiły się jej ramiona, a siatkarz próbował ją uspokoić.
Musiała płakać. Musiało coś się stać! Nikt nie wpadł na to, że jako jej
przyjaciółka cholernie się o nią martwię i wcale nie przemawia do mnie fakt, że
nie jest na zewnątrz sama…
Przyjaźń
zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera
wcześniej niż my.
~*~
Gdybym nie dodała tego rozdziału tak, jak obiecywałam, to męczyłaby mnie ta sprawa na wakacjach, a tam chcę jechać z czystą głową. Totalnie chce się zresetować, odpocząć i nabrać dystansu. Mam nadzieję, że przez ten czas nie zapomnę jak się piszę, bo to będzie chyba najdłuższa przerwa podczas mojej blogowej przygody, z dala od laptopa, kawałka kartki i długopisu. Chcę to wytrzymać, by potem mieć niesamowity głód pisania, ale co z tego wyjdzie, to się zobaczy.
Do 5 lipca mnie nie ma. Od następnej soboty postaram się nadrobić wszystkie zaległości na Waszych blogach, łącznie z komentarzami. Poczekacie na mnie jeszcze trochę? :)
A teraz powiedzcie mi co obstawiacie, że stało się na studniówce? Która zgadnie, co miałam na myśli, dla tej przygotuję jakąś niespodziankę ;)
Pozdrawiam i do napisania :***
Urywki, urywki...
-Teraz też pan powie, że takie odgłosy wydaje
wymiotująca osoba?
-Wkurza mnie to, że tak strasznie mnie pociągasz
i nie możesz wyjść z mojej głowy. Wiesz jaki byłem na siebie wściekły za to jak
cię wtedy potraktowałem. Pożądam cię od pierwszego spotkania, a zachowałem się
wtedy jak dupa wołowa.